Alfredo Bonanno:

Radość, odmowa umierania

Zbrojna radość (fragment)


Wczoraj zmarł Alfredo Bonanno, jeden z najbardziej rozpoznawalnych teoretyków anarchizmu insurekcjonistycznego. Jako uczestnik ruchu 1977, był świadkiem rosnącego antagonizmu społecznego w postaci strajków i walk z policją, który jednak był stopniowo militaryzowany przez działalność takich grup jak Czerwone Brygady [BR]. Bonanno się temu sprzeciwiał i był zwolennikiem innej formy oporu – nieawangardystycznej, rozproszonej i niewymagającej specjalizacji anarchicznej walki zbrojnej. Swój sprzeciw wobec stylu walki przypominających małe wojsko i hermetycznych BR wyraził w wydanym w 1977 roku pamflecie La gioia armata (Zbrojna radość), za napisanie którego został skazany na półtora roku więzienia. Bonanno, pomimo jego wpływu na insurekcjonizm, który można porównać do wpływu Mario Trontiego na autonomizm, zawsze pozostał „towarzyszem wśród towarzyszy”, celebrującym radość walki i życia. Takim go zapamiętamy.

Poniżej jest rozdział szósty Zbrojnej radości, w którym Bonanno nakreśla to, jak postrzega radość i zabawę, i ich rolę w walce z kapitałem. Są one tą dozą lekkości i swobody, która pozwala, by starcia nie zamieniły się w śmiertelnie poważną – dla obu stron – zemstę. Tym elementem, który walczy z fetyszyzmem ilości i produkcji, przygotowującym grunt pod postrewolucyjną dominację i represję. Są ostatecznie tym, co pozwala zerwać z kapitalistycznym systemem śmierci i faktycznie czuć, że się żyje.


Dopóki rzucasz ty, wszystko
jest kwestią zręczności i śmiechu wartą wygraną; tylko
jeśli nagle zaczniesz łapać
piłkę, którą wieczny towarzysz
gry rzuca ci, w twoje centrum
z należytym impetem
w jednym z tych łuków wielkich,
boskich konstrukcji mostów: tylko wtedy
umiejętność łapania jest siłą – nie twoją,
ale świata.

Rilke

Wszyscy wierzymy, że doświadczamy radości. Każda z nas wierzy w cieszenie się życiem.

Tyle tylko, że to doświadczenie radości zawsze przybiera pasywną formę. Zdarza nam się radować, ale radość nie jest czymś, czego możemy „chcieć”, czy czymś, co możemy zmusić do powrotu.

Wszystko to – rozdział pomiędzy nami a radością – zależy od tego, że jesteśmy „oddzielone” od samych siebie, rozpołowieni przez proces wyzysku.

Pracujemy przez cały rok, żeby mieć „radość” z wakacji, a kiedy te nadchodzą, czujemy „obowiązek” by się nimi „cieszyć”. To tortura jak każda inna. To samo z niedzielą, tym dniem złudzeń. W miarę jak iluzja wolnego czasu się przerzedza, zaczynamy widzieć pustkę komercyjnego spektaklu, w którym żyjemy.

Ten sam nieobecny wzrok wpatruje się w do połowy pustą szklankę, telewizor, mecz piłki nożnej, fiolkę heroiny, ekran kinowy, długie sznury samochodów, światła reklam i prefabrykowane domki, które wykończyły właśnie krajobraz.

Poszukiwanie „radości” w tle jednej z różnych „scenek” kapitalistycznego spektaklu jest czystym szaleństwem. Ale właśnie tego chce kapitał. Zaprogramowane przez naszych wyzyskiwaczy doświadczenie czasu wolnego jest zabójcze – sprawia, że tęskni się za pracą. W końcu od pozornego życia zaczyna się woleć pewną śmierć.

Z racjonalnego mechanizmu kapitalistycznego wyzysku nie może brać się żadna prawdziwa radość. Nie ma żadnych sztywnych zasad, którymi można by skatalogować radość, ale pomimo tego musimy być w stanie chcieć naszej radości. W przeciwnym razie jesteśmy zgubieni.

Pogoń za radością jest zatem aktem chcenia, zdecydowaną negacją warunków ustalonych przez kapitał, tj. jego wartości. Pierwszą z nich jest negacja wartości pracy. Pogoń za radością może mieć miejsce tylko poprzez pogoń za zabawą.

W ten sposób zabawa nabiera innego znaczenia od tego, które przywykłyśmy nadawać jej w wymiarze kapitału. Zabawa jako błoga bezczynność – przeciwstawiana obowiązkom życia – to fałszywy i zniekształcony obraz prawdziwego oblicza zabawy. W rzeczywistości walki z kapitałem, na obecnym etapie starć i jego sprzeczności, zabawa nie jest „rozrywką”, ale bronią w walce.

Dziwną ironią, role stają na głowie. Jeśli życie jest czymś poważnym, to śmierć jest iluzją, bo dopóki żyjemy, śmierć nie istnieje. Z kolei panowanie śmierci – czyli rządy kapitału, które zaprzeczają naszemu istnieniu jako ludzi, redukując nas do „rzeczy” – jest „pozornie” poważne, metodyczne, zdyscyplinowane. Ale jego napady zaborczości, jego ciągły rygoryzm etyczny, jego mania „robienia”, ukrywają wielką iluzję: pustkę komercyjnego spektaklu, daremność nieokreślonej akumulacji, absurdalność wyzysku. Tak więc największa powaga świata pracy i produktywności kryje w sobie największy jej brak.

Przeciwnie więc – to negacja tego nudnego świata, pogoń za radością, marzeniami, utopią, w całej jej rzekomej „niepoważności” skrywa największą powagę życia: odmowę umierania.

Nawet po tej stronie barykady, w fizycznym starciu z kapitałem, zabawa może przybierać różne formy. Wiele rzeczy można robić „dla zabawy”, a jednak wiele rzeczy zwykle robimy „na serio”, przywdziewając naszą maskę śmierci – tę, którą pożyczył nam kapitał.

Zabawa charakteryzuje się żywotnym impulsem, zawsze nowym, zawsze w ruchu. Działając tak, jakbyśmy się bawili, włączamy ten impuls do naszych działań, uwalniamy się od śmierci. Dzięki zabawie czujemy, że żyjemy, czujemy dzięki niej dreszczyk życia. W innym modelu działania wszystko traktujemy jako zadanie, jako coś, co „musimy” zrobić, jako obowiązek.

To w tym wciąż-na-nowo podekscytowaniu, będącym dokładnym przeciwieństwem alienacji i szaleństwa kapitału, możemy rozpoznać radość.

To w radości tkwi możliwość zerwania ze starym światem i rozpoznania nowych celów, innych potrzeb i wartości. Nawet jeśli radości samej w sobie nie można uznać za cel, to z pewnością jest ona uprzywilejowanym, dobrowolnie zidentyfikowanym wymiarem, który ze starcia z kapitałem czyni coś zupełnie innego.