Nieklasycznie
Co mogą powiedzieć nam nie-klasycy?
Jak zrozumieć idee tych, które mówiły głównie za pomocą czynów?
Każda ideologia wykreowała sobie swój kanon i swoich świętych. Istnienie takiej „klasyki” oznacza trzymanie się (a więc i wyczerpane) danych przekonań czy strategii – przez co ona sama jest prawie skazana na bycie nudną i przestarzałą. Na dodatek aż do znudzenia się ją wszystkim poleca, często na niej się kończy i buduje się wyłącznie na jej „podstawach”. Klasyka jednak nie dorównuje radykalizmowi przeszłości, a już w ogóle nie wyczerpuje teraźniejszości. Zawsze była nie-klasyka i tacy, których nie kanonizowano.
Są rówieśnicze klasyce nieklasyczne teksty – Voltairine de Cleyre, Maxa Stirnera czy Alberta Libertada; i te późniejsze – jak sytuacjonistów czy Jaquesa Camatte’a. Wszystko, co przez klasykę pomijane, bo podkopuje jej fundamenty, idzie w innych kierunkach i rozumuje inną logiką.
Są też ci, którzy nigdy nie stworzyli „teorii” i znani są raczej ze swoich czynów. Pomimo tego rosyjscy nihiliści, włoscy attentati, dziko-strajkujący czy czarni zadymiarze z Los Angeles prezentują wybuchową i obrazoburczą myśl teoretyczną, nawet jeśli pozostaje ona w strzępkach – bo nigdy nie dali się złapać szponom klasyki.
Nieklasycznie można myśleć obecnie, choćby innymi kategoriami niż te utarte, jak demokracja, organizacja czy praca. Pomóc w tym może czerpanie ze starszych, nie-utartych idei, ale można też bezpodstawnie reinterpretować te klasyczne, by wydobyć z nich więcej, niż się zwykło. Myśleć nieklasycznie, to jednak przede wszystkim trwać w ponadczasowo radykalnym duchu sprzeciwu wobec dominacji jednych idei nad innymi, wobec wszelkich „podstaw”.