Sonali Gupta, H. Bolin:
Wiralność
Przeciwko podstawowej jednostce życia
Kwestia pojmowania życia jest zasadnicza dla dzisiejszej polityki. Opisywanie go w kategoriach „podstawowej jednostki” – komórki, a ciała jako większego mechanizmu, podobnego fabryce, ma tendencję do promowania zarządzania nim i kontroli. W klimacie nadal trwającej pandemii Covid-19, trudno sobie czasami wyobrazić jakiekolwiek emancypacyjne możliwości. Wystarczy przypomnieć sobie jak podczas wystąpień przeciwko zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego pojawiały się głosy, że ludzie ze względu na nią nie powinni wychodzić na ulicę.
Wobec tego impasu, z pomocą przychodzi sama wiralność – mechaniki, za pomocą których wirus się rozprzestrzenia; współcześnie właściwe nie tylko jemu, ale i ruchom powstańczym, które szerzą się z prędkością memów. Osoby autorskie, czerpiąc garściami z dziedzictwa Rebelii George’a Floyda, czarnego radykalizmu, biologii i teorii wojskowej, kreślą potencjał współczesnych walk, infekujących globalne ciało kapitalizmu.
Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.
Koronawirus poza dobrem i złem
Wirusy rzucały wyzwanie naszemu ewolucyjnemu przeznaczeniu odkąd pełzałyśmy po tej ziemi jako jednokomórkowce. Wprowadzają one swoje geny do infekowanych komórek, mieszając w genealogii każdego napotkanego przez siebie organizmu. Rozrywają ciało, kawałek po kawałku, żeby coraz szerzej się rozprzestrzeniać, ale jednocześnie zakodowują w nim informację umożliwiającą wykształcenie odporności. Poprzez ten nieprzerwany taniec wirusy napędzały ewolucję każdego gatunku na Ziemi. Pandemia Covid-19 jest wyjątkowym wyzwaniem dla formy i roli naszego dalszego istnienia na tej planecie. Covid-19 oblega cielsko globalnego imperium z taką samą wytrwałością, z jaką atakuje nasze płuca, serca i układ odpornościowy. Łańcuchy dostaw – układ krążenia globalnego handlu i kapitalizmu – wciąż doznają zapaści, a charakteryzujące kwarantannę izolacja, paranoja i zdające ciągnąć się w nieskończoność oczekiwanie są odbiciem głębokiego metabolicznego wyczerpania na globalną skalę.
Czy w obliczu tego zagrożenia jesteśmy w stanie zrozumieć wirusa jako coś poza dobrem i złem, to znaczy w sposób, który ani mu nie przyklaskuje (tak jak robiliby to mizantropi albo zwolennicy eugeniki), ani nie pozostaje sparaliżowany strachem, bezkrytycznie akceptując państwowe środki kontroli i polityki zaciskania pasa w nadziei powrotu do normalności? To pierwsze próbuje dyktować kto zasługuje, by żyć, za to drugie odzwierciedla szkodliwe wyparcie się śmierci. Te dwa bieguny razem wzięte wytyczają w praktyce logikę biopolitycznego zarządzania – zmuszania do życia i pozwalania na śmierć. Zmusza się nas do życia poprzez wdrażanie polityki zdrowotnej, w której środki takie jak egzekwowane przez wojsko lockdowny i godziny policyjne, groźby przymusowych szczepień, grzywny za zgromadzenia publiczne, a nawet środki naruszające prywatność takie jak śledzenie kontaktów i lokalizacji są usprawiedliwiane, ponieważ wierzy się, że zapewniają dobrostan części populacji. Tej nagłej, głębszej ekspansji państwa w sferę biopolityczną sprzeciwiają się głównie fanatycy oddający się denializmowi covidowemu, teoriom spiskowym, retoryce anty-maseczkowej, a nawet polityce zaciskania pasa – która jest w swojej istocie eugeniczna, jako że po prostu pozwala ludziom umrzeć.
Wobec tego wszystkiego, my poszukujemy sposobu istnienia, który biopolityce się wymyka; który konfrontuje się z faktycznością wirusa, aby zamanifestować nowe formy życia – nawet w samym środku szóstego wielkiego wymierania.
Kwarantanna na tonącym statku
Śmierci spowodowane wirusem są uważane za dopuszczalne straty, dopóki kryzys nie zagraża powiązaniom globalnego kapitału. Ani wirus dengi, ani żółta febra nie wywołały skoordynowanej na międzynarodową skalę reakcji, mimo że wciąż powodują masowe zgony w Ameryce Łacińskiej, Południowowschodniej Azji i w Afryce[1]. Natomiast pandemia Covid-19 rozprzestrzeniła się w Chinach, USA i w Europie Zachodniej, czyli w miejscach stanowiących rdzeń globalnego kapitalistycznego imperium. Jeśli uznamy, że faktycznie była ona efektem ubocznym fragmentacji siedlisk[2], spowodowanej przez niekończący się wzrost kapitału[3], to możemy też powiedzieć, że państowa odpowiedź na pandemię zachowuje warunki, przez które znaleźliśmy się w tej sytuacji, zamiast je zmieniać. Z tej perspektywy nowe metody biopolitycznej kontroli nie są odpowiedzią na przyczyny pojawienia się wirusa – one utrzymują gatunek w stanie rozkładu. Wirus szaleje w fabrykach mięsa, na fermach klatkowych i w więzieniach – w miejscach, które już wcześniej żerowały na ohydnej pogardzie dla życia. Śmierci spowodowane przez Covid-19 nie są więc błędem w systemie – są jego wbudowaną funkcją. W miarę jak Covid-19 ujawnia skażone jądro imperium, zdolne wyłącznie do replikowania choroby, dogłębna reorganizacja życia na globlaną skalę staje się absolutną koniecznością. Kwestia rewolucji jest teraz sprawą ewolucji.
Co mamy zrobić z tym, że pandemia nadeszła w samym środku bezprecedensowej fali insurekcji na całym globie[4]? Czy da się odczytać wirusa i insurekcje jako dwa przejawy jednego impulsu do ucieczki z globalnego imperium kapitału i ekonomicznego zarządzania? Dokonujemy tego porównania nie dla nakreślenia analogii, ale raczej w próbie dotarcia do, jak pisze Idris Robinson, „ukrytej, partyzanckiej, okołopandemicznej wiedzy, którą należy wydobyć, i którą można też wykorzystać i użyć jako broni przeciwko ugruntowanej władzy.”[5] Nie umyka nam, że biopolityczne środki kontroli nie dały rady odpowiednio zaadresować naszej wspólnej sytuacji, która wciąż oscyluje pomiędzy kolejną falą pandemii a kolejną falą rebelii. W tych falach widzimy jednak zjednoczony fenomen, operujący według swojej własnej logiki, stwarzający swoją własną temporalność. Machinacje wiralności wyposażają nas w środki myślowe i ruchowe, pozwalające stworzyć nowe horyzonty w obliczu sytuacji bez wyjścia na coraz bardziej nienadającej się do życia planecie.
Życie poza rachunkiem przetrwania
Być może Bóg jest wirusem, który nas zamieszkuje.
— Heiner Müller
W genialnym eseju o polityce życia David Cayley pisze, że „do środków, których wprowadzenie zostało usprawiedliwione przez »największy kryzys zdrowotny w naszej historii« zalicza się znaczące ograniczenie wolności obywatelskich… by chronić życie i tym samym zapobiegać śmierci.”[6] Terytorium władzy za swój przedmiot obiera samo życie, próbując zmusić je do zaadoptowania się do presji selekcyjnej wywieranej na nasz gatunek i, co istotne, by pomimo niej pozostało takie samo. Czy w takiej sytuacji polityka życia może pomóc nam walczyć z zarządzaniem życiem? W jaki sposób możemy wprowadzić do tej konfrontację asymetrię? Zdolne jest do tego tylko coś, co pochodzi spoza życia lub ze szczelin w nim. Zamiast uparcie kierować kierować naszą polityczną wyobraźnią przez immanentne kategorie życia, natury i historii, wirus zaszczepia w nas obcą wiedzę, przez którą powraca teologiczne pytanie – co znajduje się poza tymi pewnikami?
Wirus istnieje w przestrzeni liminalnej pomiędzy życiem a nie-życiem. Ta malutka ilość materiału genetycznego zamknięta w geometrycznie idealnej, molekularnej otoczce jest w jakiś sposób zdolna do samonamnażania się, do manipulowania swoim środowiskiem, do adaptacji i ewolucji – wszystkich tych cech, które kojarzą nam się z życiem. A jednak wirus nie oddycha. Niezależnie od tego czy nazwiesz się je praną, chi czy też podstawową biochemią, oddychanie jest po prostu metabolicznym procesem transdukcji energii[7]. Najmniejszym obiektem zdolnym do oddychania jest komórka – prawdopodobnie dlatego wyznaczyliśmy ją na „podstawową jednostkę życia.” Choć „I can’t breathe”, czyli „Nie mogę oddychać” (ostatnie słowa Erica Garnera i George’a Floyda) oddaje wyjątkowe doświadczenie czarności w Ameryce, to gdy globalna pandemia wydusza życie z milionów, a niekontrolowane pożary dziesiątkują lasy – płuca ziemi – słowa te odbijają się w nas echem jak ból fantomowy. Wobec tej planetarnej niewydolności oddechowej, skupiamy się na tym, co nie oddycha, a jednak pozostaje ożywione: na wirusie.
Mechaniki zbiegowskie[8]
A. Nowa episteme informacji
Czy to przez modele epidemiologiczne czy sieci komunikacyjne, systemy zarządzania starają się mapować źródła informacji, konstruując swego rodzaju genealogię, po to by ograniczać przepływ informacji i nim kierować. Z kolei wiralny tryb rozprzestrzeniania informacji jest fundamentalnie nieograniczony i antygenealogiczny.
Źródło epidemii często jest nieznane i tak ulotne jak pojedyncze kaszlnięcie. Bez żadnej centralnej logiki sterującej jego rozprzestrzenianiem, wirus po prostu namnaża się tam, gdzie przeniesie go dowolne dostępne medium, niczym pożar lasu. Wirusa nie obchodzi, czy jego gospodarz mieszka w więzieniu, czy w Białym Domu – on tnie przez klasy i reguły wytworzone przez gospodarkę i utrzymywane przez państwo. Odkąd nasze relacje zaczęły być definiowane przede wszystkim przez naszą relację do wirusa, funkcjonowanie wszystkich obecnych miejsc spotkań – jak na przykład miejsc pracy, kościołów, klubów nocnych czy sal sądowych – jest zawieszone. W natychmiastowej odpowiedzi na pandemię – gdy tylko ludzie intuicyjnie wyczuli niezdolność państwa do opanowania kryzysu – sieci pomocy wzajemnej i samoobrony powstały w całych Stanach Zjednoczonych. Wielka reorganizacja zasobów i sieci komunikacyjnych tworzy inną płaszczyznę połączeń – medium bardzo podatne na zakażenie polityczne.
Biologicznie mówiąc, wiralne rozprzestrzenienie informacji zachodzi poprzez horyzontalny transfer genów. Wirus przenosi geny jednego gospodarza do drugiego, umożliwiając dzielenie się nimi między gatunkami, klasami, rzędami, a nawet królestwami[9]. Tak więc, jeśli gatunek wydziela się na podstawie jego genetyki i jeśli DNA jest kodem kreskowym biologicznego podmiotu, to wirus jest naturalną maszyną odpodmiotawiającą. Jako synchronizator ekosystemów, wirus promuje koewolucję, poprzez splątywanie genetycznych trajektorii wszystkich napotkanych form życia. W drzewiastym porządku[10] nadanym życiu przez genealogiczną kategoryzację wirus jest czymś obcym. Zamiast tego działa jako element łączący, który rozplątuje to drzewo życia, napotykając każde ciało tak, jakby istniało na swojej własnej płaszczyźnie, poza rodzajem czy królestwem.
Dziś widzimy, jak właśnie ten tryb wiralności rozkłada istniejące polityczne genealogie. Jeśli rewolucyjnym procesom dwudziestego wieku przewodziły konkretne, ukonsytuowane grupy takie jak partie, związki czy klasy, w dzisiejszych powstaniach rolę tych sił zastąpiły memy, infografiki i instagramowe stories. Przepływy informacji przebijają się przez swoje cybernetyczne ograniczenia i pomagają grupom niekierowanym koordynować swoje działania z zupełnymi nieznajomymi. Rewolty stały się jedynym elementem łączącym wciąż coraz bardziej rozpadającą się tkankę społeczną; podają w wątpliwość ugruntowane sojusze i tożsamości, nie zastygając jednocześnie w ciało konstytuujące czy też spójny rewolucyjny podmiot. Wiralność kreśli tryb zakażenia destabilizujący to, jak ukonstytuowane grupy przenikają się ze sobą, gmatwając ich pozycję w ustalonym porządku. Przygotowuje tym samym grunt, na którym mogą wyrosnąć siły destytuujące.
B. Ciche rekonfiguracje i pamięć: faza lizogeniczna
Wirus zawiera w sobie biologiczny przełącznik między dwoma trybami replikacji – lizogenicznym i litycznym, odpowiadającym dwóm różnym funkcjom i temporalnościom. Cykl lizogeniczny składa się z długiej, powolnej i niewidocznej przebudowy, podczas gdy cykl lityczny charakteryzuje szybkość i sabotaż. W trybie lizogenicznym, geny wirusa wnikają do genomu gospodarza i rozprzestrzeniają się wraz z normalnym rozmnażaniem się jego komórek. Kiedy następuje przełączenie z cyklu lizogenicznego na lityczny, komórki gospodarza są przekształcane w biologiczne fabryki, dzięki którym liczba wirusów wzrasta wykładniczo. Dopiero wtedy gospodarz zaczyna mieć objawy choroby; wirus ujawnia się dopiero wtedy, gdy rozwój infekcji przekroczył już punkt krytyczny
Tak jak wirus wprowadza swoje geny, by przekształcić genom gospodarza – zmieniając jego ciało, nawet gdy kontynuuje ono swoje normalne funkcje – tak proces potajemnej rekonstytucji (lub destytucji) poprzedza społeczne rozdarcie. Jeśli Covid-19 ma fazę lizogeniczną trwającą od dwóch do czternastu tygodni, to Rebelia George’a Floyda miała fazę lizogeniczną liczoną w latach. Faza lizogeniczna może być postrzegana jako okres „społecznego pokoju” – przebiega bez objawów, nie ma widocznych symptomów wstrząsu. Te okresy stwarzają dobre warunki dla procesu inkubacji – partyzanci realnego[11] mają wtedy czas na zakażenie społecznego ciała zaszyfrowanym zestawem instrukcji i ram działania tak, że kiedy wejdzie faza lityczna (zawsze niespodziewanie), to będziemy mieć wzory do których będzie się można odnieść, podczas gdy prawa rzeczywistości trzymające nasz świat w kupie zaczną się rozpadać. W 2019, kiedy insurekcje rozprzestrzeniały się po każdym zakątku globu, wszyscy wiedzieliśmy, że ta fala prędzej czy później rozbije się o wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Przypatrywaliśmy się powstaniom i rozglądaliśmy się za narzędziami i taktykami używanymi do koordynowania zamętu. Wiedza ta ożyła, kiedy wprowadziliśmy na nasz grunt lasery, parasolki i techniki radzenia sobie z gazem łzawiącym i co noc udoskonalaliśmy je w tak wielu miastach USA. 26 maja 2020 roku, kiedy to wybuchło powstanie George’a Floyda, grupy na Telegramie uformowane w początkowej fazie pandemii do koordynowania strajków czynszowych zostały przekształcone tak, by w czasie rzeczywistym pomagać tłumom rebeliantów wymanewrowywać policję dzięki danym z policyjnych skanerów. Przekształcenie czasu społecznego pokoju w fazę lizogeniczną oznacza poszukiwanie sposobów na rozplątanie istniejących funkcji ukonstytuowanych form i podmiotowości, i przekształcanie ich w wektory ucieczki.
Warto zauważyć, że by zmienić sposób funkcjonowania gospodarza, wirusy niekoniecznie doprowadzają do jego rozdarcia. W rzeczywistości 8% naszego DNA składa się z pozostałości starożytnych wirusów[12]. Te wirusowe sekwencje genetyczne były początkowo postrzegane jako składowa „śmieciowego DNA”, bo w porównaniu do genów, które jasno wpisywały się w konkretne role wewnątrz komórki, ich ekspresja genowa była albo chaotyczna, albo nie było jej wcale. Dziś wiemy, że nasze natywne geny są regulowane przez wirusowe elementy w naszym DNA, które są niezbędne dla podstawowych funkcji i procesów, takich jak ciąża czy odporność[13]. Tak więc, wystarczająco długo utajony wirus staje się ucieleśnioną pamięcią. W zeszłym roku pewien profesor filozofii ubolewał, że żaden pierwszoroczny student na jego kursie nie pamięta już ruchu Occupy. Bez znajomości tej historii – jak twierdził – nie da się stworzyć prawdziwie emancypującego horyzontu. A rok później widzimy, jak nastolatki i osoby, które dopiero co skończyły szkołę średnią, uczestniczą w jednych z najodważniejszych i najbardziej innowacyjnych akcji ulicznych. Nie musimy pamiętać Occupy, by wiedzieć, co robić, kiedy nadejdzie czas. Taki ślad ucieleśnionej pamięci może wydawać się niewyraźny, jednak uwidoczni się w swoim własnym czasie. Poszukujemy naszej historii w politycznych genealogiach, podczas gdy w rzeczywistości historię tworzą dokładnie te elementy, które rozkładają istniejące genealogie.
C. Sabotaż i prędkość: faza lityczna
W nagłym przejściu z fazy lizogenicznej do litycznej, geny wirusa zaczynają systematycznie dostosowywać komórkową maszynerię tak, żeby produkowała nowe wirusy, które następnie wystrzeliwują z rozerwanej komórki. Z kolei kiedy rozerwaniu ulega cało społeczne, tym, co się samoreplikuje, są taktyki, formy i idee. Obserwujemy wtedy, jak ciało cywilizacji staje się medium dla replikacji memów, tak samo jak komórka staje się miejscem czystego rozprzestrzeniania. Celem nie jest już blokowanie przepływów kapitału; zamiast tego kapitał zostaje zatrzymany jako naturalna konsekwencja swobodnego namnażania się pragnień. Tak jak powiedział Fanon: „Podejmę się kompletnej lizy[14] tego chorego ciała.”[15]
Wirusy są najszybciej ewoluującymi bytami na tej planecie. Ich ewolucyjne tempo można przypisać temu, że replikują się wykładniczo – im więcej kopii pojedynczego wirusa, tym bardziej prawdopodobne, że któraś z nich rozwinie adaptacyjne mutacje. Każda mutacja zwiększa możliwość wymknięcia się [układowi odpornościowemu – przyp. red.] i sprawia, że wirus jest trudniejszy do opanowania. Dla przykładu, grypa ewoluuje tak szybko, że w niektórych sezonach szczepionki mają efektywność rzędu zaledwie 10%[16]. Nauka płynie z tego taka, że redundancje[17] wewnątrz systemów stwarzają nowe wektory ucieczki. Szef policji Los Angeles stwierdził ostatnio, że łatwiej jest kontrolować jeden dzisięciotysięczny tłum niż dziesięć tłumów o liczebności tysiąca osób każdy[18]. Każda z tych redundancji zachowuje zdolność do różnicowania się w nowe zagrożenia i do przeciążenia systemu, który ma opanować rozwijające się zakażenie.
Ta dynamika była wyraźnie widoczna w Rebelii George’a Floyda, w której społeczna infekcja na narodową skalę była dezorientująca dla skoordynowanej federalnej odpowiedzi. Według jednej z opowieści, w Minneapolis protestujący byli wielokrotnie ostrzegani przez kogoś z tłumu – często po jakimś wybuchowym wydarzeniu – że „Gwardia Narodowa jest tylko 10 minut stąd!” Te puste ostrzeżenia były powtarzane tak często, że stały się running joke’iem. W rzeczywistości Gwardia Narodowa przybywała na miejsce rebelii dopiero wtedy, kiedy ta lokalnie już wygasała, a zaczynała wzbierać na sile w innym mieście; pozostawiano jej sprzątanie po wydarzeniach i jakiekolwiek inne zadania, które pojawiły się w wyniku chaosu. Szybkość lizy na skalę narodową obrazuje fakt, że tłumy były w stanie „obserwować, orientować się, decydować i działać”[19] szybciej niż aparat państwowy, korporacje, organizacje lewicowe i NGOsy, pozostawiając im jedynie możliwość przeprowadzenia autopsji swoich poddanych lizie ciał – zwęglonych szczątków komisariatu czy zniszczonego i splądrowanego sklepu.
Przejście między fazą lizogeniczną a lityczną nie jest deterministyczne, a raczej probabilistyczne. Geny wirusów tworzą złożone asemblaże w ramach biologicznego kontekstu gospodarza tak, że różne bodźce środowiskowe, przejściowe perturbacje w systemie i ciągły szum tła wytwarzany przez żywe organizmy przyczyniają się do podniesienia poziomu prawdopodobieństwa przekroczenia progu fazy litycznej[20]. Podobnie, nie istnieje żaden algorytm będący receptą na konkretne warunki doprowadzające do społecznego rozdarcia – nie ma czegoś takiego jak zaplanowane zamieszki. Próby przewidywań i eksperckich rozważań na temat możliwych reakcji czy to na wynik wyborów, czy też na wyrok uniewinniający policjanta-mordercę wciąż zawodzą, bo nagłe przejście do fazy rozdarcia zależy jedynie od ciągłego potęgowania się wewnętrznej losowości. Inheretnie statystyczna natura tego przejścia pomiędzy fazami jest konieczna, by możliwa była ucieczka; gdyby proces był deterministyczny, to można byłoby mu zapobiec. Ucieczka może zaistnieć tylko dopóki zaskakuje sama siebie.
Na końcu był początek
Nadejście pandemii koronawirusa umocniło destabilizację kategorii podtrzymujących zachodni porządek polityczny, a państowe i ludowe odpowiedzi odzwierciedlają tę destabilizację swoim własnym zdezorientowaniem: prawicowcy zdają się nieść pochodnię wolności, protestując przeciwko lockdownom, podczas gdy lewica kurczowo trzyma się przepisów i regulacji oraz reaguje na ich działania. Chociaż bieguny polityczne zdają się być chwilowo odwrócone, to nie jest niespodzianką, że żaden z nich – ani też żadna ugruntowana siła polityczna – nie wypracowała odpowiedzi odnoszących się do źródła naszej zbiorowej bolączki. Jedynie globalna fala insurekcji wskazuje na horyzont – wciąż niewyraźny – poza nowymi formami ekonomicznej kontroli, które trzymają całe życie na Ziemi jako zakładnika. Podczas gdy te powstania zdają się naruszać polityczne kategorie dwudziestego wieku, to nieobecność (a może przestarzałość) partii politycznej, klasy i programu poddaje je również zdezorientowaniu; podobnemu do tego, jakie dręczy partie porządku. To wymaga od nas wyklarowania nowych figur myślowych dla naszych czasów. Tylko poprzez naukę języka wirusa – tego, jak rozkłada polityczne genealogie, jak potajemnie rekonfiguruje ciało społeczne i starożytnej prędkości z jaką się porusza – możemy zacząć wyczuwać te nowe figury.
Wirusy są undercommons[21] biologicznego świata. Nie mając możliwego do wyśledzenia pochodzenia, wirus jest bytem prehistorycznym, a jednocześnie znajduje się na samym czele ewolucji. Jest wiecznym zbiegiem i nigdy nie „należy” do organizmu, jaki zasiedla; w najlepszym przypadku jest dla ciała czymś obcym, a w najgorszym – infekcją. Wirus jest czymś fundamentalnie nieczystym; został dotknięty przez praktycznie wszystko, a jednak niereformowalnie poszukuje dalszego kontaktu. Nigdy statyczny, oscyluje między wiecznością pamięci a ultrakrótkimi przedziałami czasowymi mikrobiologicznej replikacji. Często pozostaje cichy, jednak – jak mówił Fred Moten o pewnych momentach w muzyce – „To, co mylone z ciszą, staje się nagle transsubstancjacjalne.”[22] Wiecznie niekompletny, wciąż pisany na nowo wirusowy genom wypacza sam język życia – jest zelektryzowanym łącznikiem pomiędzy tym, co było, a tym, co może nadejść. Choć szczyci się olśniewającym repertuarem geometrii i przybiera niezliczone formy, nie może być nazwany formą życia, a od jego podstawowej jednostki jest zawsze czymś mniej. Istnieje w liminalnej przestrzeni pomiędzy życiem a nie-życiem. Wirus jest niczym, ale nie jest nieobecny. Jest splamiony krwią, ale to właśnie dzięki temu może zrodzić coś nowego.
[1] CDC, “Dengue Around the World”
[2] przyp. red.: fragmentacja siedliska – proces, w wyniku którego siedlisko danego gatunku zostaje zmniejszone oraz podzielone na kilka fragmentów np. wycięcie pasa drzew w lesie i wybudowanie drogi szybkiego ruchu rozdzielającej go na dwie częsci i uniemożliwiającej swobodne przemieszczanie się zwierząt.
[3] Chuang, “Social Contagion: Microbiological Class War in China”
[4] Po inwazji na Kapitol Stanów Zjednoczonych, dokonanej przez skrajną prawicę 6 stycznia 2021 roku, termin „insurekcja” zaczął być często używany w dyskursie głównego nurtu jako odniesienie do coraz bardziej przemocowego arbitrażu nad pustym terenem władzy państwowej. Nasze użycie tego terminu jest fundamentalnie inne. Używamy pojęcia „insurekcja” aby odnosić się do zbiorowego wynajdywania całkiem nowego terenu, tak jak zademonstrowały to antypaństwowe powstania w Hong Kongu i podczas całego trwania Rebelii George’a Floyda.
[5] Idris Robinson, “How It Might Should Be Done”, Ill Will Editions, 20 lipiec, 2020
[6] David Cayley, “Questions About the Current Pandemic From the Point of View of Ivan Illich”, 8 kweicień, 2020
[7] przyp. red.: transdukcja – w kontekście metabolizmu komórki transdukcja oznacza przekazywanie energii przy jednoczesnej zmianie jej rodzaju.
[8] przyp. red.: org. fugitive – słowo, którego używa tu autor, jest w kontekście amerykańskim często stosowane wobec zbiegłych niewolników, również gdy mowa o społecznościach, które tworzyli. Słowo to nabiera też wywrotowego znaczenia w tradycji czarnego radykalizmu, który podkreśla spadkobierstwo tych wolnych społeczności i potencjał stosowania strategii antypolitycznych, które kierują się podobną logiką, co one – zdezerterowania ze społeczeństwa, przyjęcia marginalności i tworzenia walczących społeczności na jego obrzeżach, by je atakować.
[9] Shahana S. Malik et al., “Do Viruses Exchange Genes across Superkingdoms of Life?”, Frontiers in Microbiology, 21 października 2017
[10] przyp.red.: org. arboreal order – Gilles Deleuze i Félix Guattari „drzewiastym” nazywali pewien sposób myślenia, który produkuje wiedzę w oparciu o konkretne podstawy – korzenie, z których wyrasta wszystko inne, tworząc ścisłą genealogię. Przeciwstawiali mu myślenie kłączaste, które działa na zasadzie powiązań, nie posiada żadnej konkretnej struktury i jest podatne na ciągłe zmiany.
[11] przyp. red.: Realne – pojęcie z psychoanalizy Jaquesa Lacana, oznaczające to, czego nie jesteśmy w stanie przedstawić symbolicznie, ani za pomocą języka, ani w żaden inny sposób. Jest w pewnym sensie niemożliwe, bo niewyobrażalne; coś, czego można tylko doświadczyć – „tak więc, gdy ramy tego, co wyobrażone, się załamują i brakuje słów, gdy rzeczywistość nie jest już organizowana i pacyfikowana przez osłonę fantazji, doświadczenie tego, co realne, wyłania się w sposób wyjątkowy dla każdej osoby” [Martine Lerude]. „Partyzanci realnego” to więc ci, którzy decydują się wskoczyć w nieznane, doświadczyć tego, czego nie ujmują żadne systemy polityczne, idee i prawa historii. Nieugięcie opowiadają się za tym, co niepewne i niewyrażalne, by móc faktycznie móc marzyć i eksperymentować z tym, co możliwe.
[12] Nicholas Parrish i Keizo Tomonaga, “Endogenized Viral Sequences in Mammals”,Current Opinion in Microbiology, numer 31 (czerwiec 2016): 176–83.
[13] Edward B. Chuong, “The Placenta Goes Viral: Retroviruses Control Gene Expression in Pregnancy”, PLOS Biology 16, no. 10 (2018). Tara P. Hurst i Gkikas Magiorkinis, “Activation of the Innate Immune Response by Endogenous Retroviruses”, Journal of General Virology 96, numer 6 (2015): 1207–18.
[14] przyp. red.: liza – przerwanie błony komórkowej, często przez mechanizmy wirusowe, enzymatyczne lub osmotyczne, które naruszają jej integralność; w tym przypadku liza jest używana synonimicznie z „rozerwaniem”, które już wielokrotnie się w tym tekście pojawiało.
[15] Frantz Fanon, Black Skin, White Masks, tłum. Charles Lam Markmann (Pluto Press, 2008), 3.
[16] Edward A Belongia et al., “Effectiveness of Inactivated Influenza Vaccines Varied Substantially with Antigenic Match from the 2004–2005 Season to the 2006–2007 Season”, Journal of Infectious Diseases 199, numer 2 (2009): 159–67.
[17] przyp. red.: redundancja – nadmiar w stosunku do tego, co niezbędne; może odnosić się zarówno do nadmiaru zbędnego lub szkodliwego, jak i do pożądanego zabezpieczenia np. na wypadek uszkodzenia.
[18] Bill Melugin (@BillFOXLA), “NEW: LAPD sources sent me a letter Chief Moore sent out to officers Saturday night”, Twitter, 9 listopad, 2020
[19] Znany jako „cykl OODA”, ten paradygmat podejmowania decyzji został opracowany przez armię USA, jednak został najbardziej efektywnie wykorzystany w praktyce przez rebeliantów podczas powstania.
[20] Abhyudai Singh and Leor S. Weinberger, “Stochastic Gene Expression as a Molecular Switch for Viral Latency”, Current Opinion in Microbiology 12, numer 4 (2009): 460–66.
[21] przyp.red.: undercommons – Termin ukuty przez Freda Motena i Stefano Harney’a w ich książce The Undercommons: Fugitive Planning & Black Study. Jest to „nie-przestrzeń” albo „konceptualna przestrzeń” dla wszystkich tych, którzy są w jakiś sposób wykluczeni z i dostępu do „commons” – dóbr wspólnych i zasobów, czy wolno-dostępnej przestrzeni; wspólnota tych, którzy połączeni są przez bycie wykluczonymi, którzy mają więcej wspólnego ze sobą, niż funkcjami władzy. Osoby zaliczające się do undercommons są porównywane do zbiegłych niewolników tworzących społeczności na Karaibach; w podobny sposób, undercommons zapewniają społeczność tym, którzy nie mogą szukać jej nigdzie indziej. Jest tworzona przez tych, którzy wchodzą w jakiegoś rodzaju antagonizm z dominującymi strukturami i członkami społeczeństwa, i poprzez niego, odbudowują więzi z innymi, podobnymi sobie osobami.
[22] Fred Moten, “Blackness and Nothingness (Mysticism in the Flesh)”, South Atlantic Quarterly 112, numer 4 (2013): 737–80. [przyp.red.: Transsubstancjacja oznacza rzeczywistą przemianę substancji podczas Eucharystii: chleba i wina w ciało i krew Jezusa. W tym przypadku autor, cytując Motena, zdaje się sugerować, że wirus – tak jak i każda „infekcja społeczna” – działa jak ukryty czynnik, który zmienia rzeczywistość. Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nic się nie zmienia ani nie dzieje, infekcje działają, pisząc genom organizmów i społeczeństw na nowo, ukryte, ale aktywne. Gdy patrzymy na nasze społeczeństwo, możemy powiedzieć to samo, co Cyryl Jerozolimski mówił nowo-ochrzczonym: „to, co się zdaje być chlebem, nie jest chlebem, chociaż takie wrażenie daje smak, lecz ciałem Chrystusa, a co się zdaje być winem, nie jest winem, choć się tak smakowi wydaje, ale krwią Chrystusa; umocnij serce twoje, pożywając ten chleb jako duchowy i rozwesel oblicze twej duszy.”]