Anestetyczna przemoc

Ian Alan Paul:

Anestetyczna przemoc


Przedstawiamy wam tekst, który jest drugą częścią Pomiędzy morzem a ogrodzeniem – tekstu, który przyglądał się technicznej naturze Izraelskiego ludobójstwa w Palestynie. W nim, autor jeszcze głębiej analizuje jego logikę, kontrastując ją ze sposobem funkcjonowania izraelskiego apartheidu. Bo o ile tamten policyjny reżim jest boleśnie namacalnym ustawianiem ludzi „na ich miejsce” włączaniem jednych i wykluczaniem drugich to izraelskie ludobójstwo działa inaczej: jest wszystkowidzącym i wszystkoczującym zmysłem, który chce unicestwić jakiekolwiek inne postrzeganie. Militarnym reżimem, który nie chce zaprowadzić porządku, a uniemożliwić jakąkolwiek spójność świata poprzez zrównanie wszystkiego z ziemią, unicestwienie wszystkiego, co anarchiczne. To przeciwko temu autor rozwija taką koncepcję anarchii, która nie istnieje jako jakakolwiek część tego kolonialnego świata, a jako jego całkowity brak.

Trzeba powiedzieć, że o opisanych tutaj machinacjach ludobójstwa czyta się bardzo ciężko, szczególnie, że w porównaniu do relatywnie oderwanego od tej rzeczywistości poprzedniego tekstu, tutaj ukazuje nam się ono z przerażającą faktycznością. Nawet jeśli tym piękniejsza staje się wizja świata spoza niego, to jest to przypomnienie, że ta ludobójcza rzeczywistość nigdy nie jest czymś, co można sobie traktować jako materiał do intelektualnych dywagacji. Zawsze po prostu jest coś fundamentalnie niepojętego, a nawet coś, czego nigdy nie powinniśmy probować zrozumieć i intelektualizować.

Bojowe podziękowania dla Michała z Pojęć przy pracy za dużą pomoc przy tłumaczeniu tekstu!


W swoim eseju Freedom of Speech, Freedom of Noise, artysta Yazan Khalili wspomina spotykanie się z przyjaciółmi w mieście na Zachodnim Brzegu, aby namalować graffiti wyśmiewające współpracę sił bezpieczeństwa Autonomii Palestyńskiej z Izraelem. Po tym, jak policjanci z Autonomii Palestyńskiej do nich podeszli i poinstruowali, że malowanie w tym miejscu jest zabronione, Khalili odkrył, że:

Wybudowany przez Izrael mur poza miastem, na drodze do Jerozolimy, stał się jedyną powierzchnią, na której można było malować polityczne graffiti. Izraelczycy pozwalali Palestyńczykom rysować na murze co tylko chcieli, o ile było to po stronie palestyńskiej (…) Rysowanie czegokolwiek po stronie izraelskiej było jednak surowo zabronione[1].

Khalili bierze ten podział ziemi – funkcjonujący również jako podział tego, co postrzegalne [sensible][2] – jako punkt wyjścia do zbadania kolonialnej kontroli tego, kto, co i gdzie może się pojawiać; tego, co jest słyszane jako mowa, a co lekceważone jako hałas; tego, co może mieć sens [sense] lub nie może go mieć. Korzystając z koncepcji Jacquesa Rancière’a, esej Khalili pomaga nam zrozumieć, w jaki sposób ta zmysłowa [sensual], policyjna kontrola miejsc i ludzi organizuje życie w Palestynie, pozwalając jednej osobie płynnie wtopić się w scenerię jerozolimskiego starego miasta, podczas gdy inna odstaje i jest poddawana przesłuchaniom i aresztowaniom; umożliwiając jednej grupie osób skandujących na ulicach Hajfy głośne demonstrowanie, podczas gdy inne są pałowane i rozganiane; zezwalając jednemu kierowcy na swobodny przejazd przez punkt kontrolny na obrzeżach Betlejem, podczas gdy inny jest zatrzymywany i przeszukiwany. Wszystkie te formy działań policyjnych opierają się na tym, co Rancière nazywa estetyką, która leży u podstaw życia społecznego – dzieleniem postrzegalnego, które ustanawia i egzekwuje to, kto i gdzie należy, i w jakim celu[3].

Estetyczne działania policyjne w Palestynie mają na celu ugruntować izraelskie kolonialne archēhierarchiczny porządek, w ramach którego życie jest zmuszone do odgrywania przypisanych mu ról i trzymania się wyznaczonych miejsc. Te działania policyjne operują na niższych częstotliwościach życia codziennego – jak wtedy, gdy Palestyńczykowi każe się oddać telefon każdego ranka przy wejściu do izraelskiej osady, aby nie mógł sfotografować farmy, na której płaci mu się za zbieranie owoców, ale działają także z większą intensywnością – jak wtedy, gdy Palestynka spacerująca po Hebronie zostaje zatrzymana przez izraelskich żołnierzy i słyszy rzeczowe: „Tu chodzą tylko Żydzi”[4]. W ten sposób kolonialna administracja postrzegalnego kontroluje, kto ma w niej udział, w jaki sposób branie tego udziału jest społecznie dzielone i jaką formę to uczestnictwo może przyjąć lub nie. To, co nazywamy zdrowym rozsądkiem, jest niczym innym jak zmysłowym porządkiem policji – punktami kontrolnymi i wieżyczkami strażniczymi zainstalowanymi na granicach doświadczenia i postrzegania, estetyczną administracją, która kształtuje i tnie życie społeczne.

Rancière twierdzi, że jedyną prawdziwie polityczną reakcją w ramach tego dzielenia postrzegalnego jest przeciwstawienie się i zwalczanie tych form działań policyjnych. Polityka w ten sposób zawsze powstaje jako anarchia, która kryje się pod wszystkimi archē i wszystkim im zagraża; jest niesfornym nieporządkiem, który zawsze dąży do rozbicia i przekształcenia porządku estetycznego[5]. Rządy, partie polityczne, demonstracje, strajki – a nawet rewolucje – nie są polityczne, o ile nie rzucają wyzwania ustalonemu terenowi estetycznemu, działając jedynie w celu przetasowania i przearanżowania hierarchii i porządku jego danych części. W ramach tych estetycznych ram zarówno państwo izraelskie, jak i Autonomia Palestyńska są zupełnie apolityczne, jako że służą jedynie reprodukcji i rekalibracji okupacyjnej logiki podziału, operując w sposób nieodróżnialny od policji. Dla Rancière’a polityka ostatecznie pojawia się tylko wtedy, gdy ci, którzy się nie liczą i nie mają żadnego udziału [have no part], sami biorą się w rachubę i obierają swoją własną stronę [take their own part] – robotnik realizuje się jako proletariusz, kobieta jako feministka, skolonizowana jako lud i tak dalej – zaburzając aktualne dzielenie postrzegalnego i wymuszając powstanie nowego. Z jednej strony jest więc policja, która koduje i egzekwuje archē społeczeństwa, a z drugiej strony jest polityczna anarchia, która zawsze grozi zakłóceniem i zresetowaniem estetycznej administracji porządku społecznego.

Podczas gdy podejście Rancière’a było szeroko stosowane do teoretyzowania wszystkiego od walki klasowej, przez życie domowe, po sztukę współczesną, w konfrontacji z trwającym ludobójstwem w Palestynie ujawniają się ograniczenia jego projektu[6]. Im dłużej Izrael utrzymuje swój apartheid i bardziej intensyfikuje on pustoszenie Gazy, tym bardziej oczywiste staje się to, że porządek kolonialny i społeczny zbudowany jest nie tylko na estetyce – policyjnej kontroli żyć, która określa, kto ma udział i uczestniczy, ale także na tym, co nazywam anestetyką – policyjnej kontroli żyć, która kształtuje nie ich uczestnictwo, ale ich eksterminację.

Anestetyczna przemoc liczy życia coraz dokładniej tylko po to, by móc jeszcze dokładniej obliczyć ich zdewastowanie. Przyznaje życiom udział, ale tylko po to, by mogły uczestniczyć w swojej ekspansywnej czystce. Sprawia, że życia stają się coraz bardziej widoczne, ale tylko po to, by móc je jeszcze bardziej wymazać. Anestetyka jest formalnym odwróceniem estetyki – przydziela udział i zarządza częściami nie w celu nadania formy jakiemukolwiek archē lub porządkowi, ale raczej by niszczyć to, co anarchiczne i nieuporządkowane. Podczas gdy estetyka produkuje i utrzymuje własną wewnętrzną liczbę i rozkład części, to czyniąc to, wystawia się na naddatek – to, co nie daje się liczyć czy uczestniczyć. Anestetyka zwraca się więc właśnie ku temu nadmiernemu, by formalnie je otoczyć, a następnie wygasić, zawsze trzymając się swojej zasadniczo wrogiej logiki formalnej: spostrzec [sense] i zniszczyć. Rozwija się wraz z estetyką jako komplementarny wymiar kapitalistycznego i kolonialnego porządku – estetyka zarządza życiem, a anestetyka je unicestwia.

Zaostrzona rzeź izraelskiej anestetycznej przemocy rozprzestrzenia się najbardziej obficie za pośrednictwem szeregu technologii cyfrowych, posuwając kolonialny projekt naprzód poprzez sprowadzanie na skolonizowanych coraz lepiej zsieciowych fal spustoszenia. Izrael szczyci się swoimi zaawansowanymi technologiami nadzoru, które aspirują do udokumentowania i informatycznego uchwycenia każdej cząstki okupowanych przez niego terytoriów, dążąc do informatycznej integracji, a tym samym zrozumienia [make sense] tego, co pustoszy w ramach swoich kolonialnych aparatów. Drony krążą nad dzielnicami i streamują nagrania, punkty kontrolne są gęsto wyposażone w technologie rozpoznawania twarzy, a śledzenie lokalizacji telefonów komórkowych i rozmów jest wszechobecne. A jednak cały ten nadzór jest podejmowany tylko jako część projektu kolonialnego, który dąży do wymazania tego, co tak szczegółowo rejestruje, sprowadzając ludobójcze zniszczenie na to, co czyni postrzegalnym[7]. W Palestynie to właśnie zdominowani są najwyraźniej słyszani i widziani przez tych, którzy dominują; to oni są najdokładniej dokumentowani, monitorowani, spostrzegani i poddawani anestetycznej przemocy, która przyznaje im własne miejsce i udział w trwającym ludobójstwie.

Podczas gdy estetyka funkcjonuje jako porządek policyjny, któremu przeciwstawia się polityka, anestetyka działa zamiast tego jako polityka policyjna, jako archē, które bierze anarchię za obiekt do rozliczenia i podziału w ramach swoich trybów czystkowej przemocy. W reżimach estetycznych numery są drukowane na dowodach osobistych i przechowywane w bazach danych jako sposób śledzenia i przydzielania biopolitycznych współrzędnych wszystkim życiom, które uczestniczą w społeczeństwie. Z kolei w reżimach anestetycznych numery zapisuje się na rękach i renderuje na nagraniach z dronów jako sposób informowania różnych, nieustannie pracujących maszynerii śmierci[8]. Przejście od estetyki do anestetyki oznacza tutaj przejście od logiki dodawania do logiki odejmowania – od liczenia, które dodaje i całkuje życia w ramach dystrybucji społecznej, do liczenia, które odejmuje i usuwa życia z istnienia. Anestetyka w ten sposób opiera się na matematyce odliczania, równoległym procesie liczenia ujemnego, który odkłada rzeczy na bok, aby przydzielić przemoc szczególnie temu, co nadmierne[9]. Gdy tak zwana społeczność międzynarodowa spiera się o właściwą ilość proporcjonalnej przemocy, w rzeczywistości dąży do ustalenia właściwych proporcji przemocy estetycznej i anestetycznej, właściwej równowagi tego, co dla Palestyńczyków jest kolejno apartheidem i ludobójstwem[10].

Obecny anesteyczny atak Izraela na Palestynę bierze życie w rachubę przede wszystkim jako dane i jako takie dokonuje ich podziału, co pozwala na coraz większą automatyzację ludobójstwa. W artykule opublikowanym przez +972 Magazine źródła wewnątrz izraelskiej armii opisują, w jaki sposób zmilitaryzowana dewastacja Gazy opiera się na systemie znanym jako Habsora („Ewangelia”): sztucznej inteligencji, która „przetwarza ogromne ilości danych, których «nie byłyby w stanie przetworzyć nawet dziesiątki tysięcy oficerów wywiadu» i rekomenduje miejsca bombardowań w czasie rzeczywistym”[11]. Zdigitalizowane aparaty nadzoru rozmieszczone w ten sposób w całej Palestynie wytwarzają ogromne ilości danych o życiu każdej Palestynki, z których wszystkie są przekazywane do tej „fabryki masowych zabójstw”, dzięki której „wojsko może generować nowe cele w szybszym tempie niż atakuje”, a „liczba cywilów, którzy prawdopodobnie zostaną zabici, jest (…) obliczana i znana z wyprzedzeniem jednostkom wywiadowczym armii”[12]. Podczas gdy izraelska armia twierdzi, że jej celem są wyłącznie członkowie Hamasu, a zamordowanych cywilów nazywa stratami ubocznymi, wykorzystanie tych technologii ujawnia, że wszystkie zabite osoby zostały uwzględnione przed rozpoczęciem zabijania, a wszystkim życiom zostały przyznane odpowiednie miejsca w ramach technologii cyfrowych, które je spostrzegają, a następnie kierują w ich stronę bomby. W reżimie anestetycznym straty w cywilach [collateral deaths] są zestawiane [collated] w aparacie obliczeniowym, w którym życia są liczone, obliczane, a następnie zabijane.

Gdy bomby już spadały, ale nie rozpoczęła się jeszcze inwazja lądowa, Palestyńczycy otrzymali od izraelskiego wojska rozkaz ewakuacji do południowej części Strefy Gazy; zrzucono na nich ulotki ostrzegające przed nadchodzącą przemocą. Te osoby, które zdecydowały się na ucieczkę w nadziei na przetrwanie tej kontynuacji Nakby – które spakowały swoje rzeczy i szybko opuściły swoje domy – zostały zmuszone do przejścia przez zainstalowane wzdłuż trasy ewakuacji kontenery transportowe, wyposażone w technologie nadzoru. Ich twarze sprawdzane były w izraelskich bazach danych biometrycznych, aparaturze zaprojektowanej do przesiewania i sortowania wysiedlonych w celu znalezienia dodatkowych celów do wyeliminowania[13]. Gdy ludzie zaczęli przybywać do południowej Gazy, zrzucono na nich nowe ulotki, które linkowały do internetowej mapy dzielącej Gazę na siatkę ponumerowanych obszarów, dzięki której IDF mogły zarządzić ewakuacje i prowadzić operacje w bardziej szczegółowej skali, przekształcając teren w przestrzeń, którą można było anestetycznie i na życzenie skalibrować w strefy śmierci[14]. Nie wystarczy zmusić ludzi do ucieczki z miejsca, w którym żyją, zmusić ich do krycia się pod kulami snajperów i pociskami czołgów, poinstruować ich, że ani szpitale, ani szkoły nie są bezpieczne, ani pogrzebać ich pod grubymi warstwami płonącego pyłu i gruzu. Nie wystarczy też zagłodzić ich i odciąć im wodę, elektryczność i komunikację czy zablokować całe terytorium, powodując tak poważne niedobory, że nagłe amputacje i operacje muszą być wykonywane bez użycia środków znieczulających[15]. Anestetyczna logika ludobójstwa nie tylko wymaga, aby życie to wszystko przetrwało, ale także by w międzyczasie jego unicestwiania było dokumentowane, poddawane podziałowi i liczone – aby zarówno życie, jak i zabijanie były uczynione postrzegalnym.

Ten zmysłowy podział masakry jest anestetycznie odzwierciedlony w tym, co następuje po masowych bombardowaniach i inwazjach naziemnych: kiedy od ocalałych oczekuje się przedstawienia globalnej publice szczegółowych dowodów na własną zagładę. W miarę jak ta rekurencyjna ekspresja anestetycznego przejmuje kontrolę nad sytuacją, mapowanie okolicy przez satelity i filmowanie przez drony, a następnie obracanie jej w gruzy jest tylko pierwszym krokiem procesu, który następnie zmusza do tego, by ruiny, śmierć i zniszczenie zostały udokumentowane i rozpowszechnione w internecie. Życie i śmierć nabierają sensu [make sense] tylko jako punkty danych w ramach kampanii wojskowej, tylko jako gwałtowne zdarzenia, które należy rozpoznać i zarejestrować w ramach tego samego ludobójczego aparatu, który je realizuje. Izrael przedstawia to spustoszenie jako dowód swojego sukcesu, jednocześnie mówiąc tym, które przeżyły wśród gruzów, że w rzeczywistości same się zbombardowały, redukując sytuację do formy dowodu, który ujawnia jedynie „postęp” ludobójstwa i nic więcej. Stanie się świadkiem w tym anestetycznym kontekście oznacza skazanie się na odgrywanie roli świadka policyjnego – poddawanie życia i śmierci tych wokół ciebie przesłuchaniom i weryfikacji tych sił, które gromadzą dowody tylko jako spektakularne trofea ich własnego ludobójczego triumfu i performatywnie eksponowanej chorobliwej dumy izraelskich żołnierzy, którzy uśmiechają się i robią sobie selfie na tle bombardowanych palestyńskich dzielnic.

Anestetyka ostatecznie przypomina tutaj coś bliższego jej potocznemu użyciu, najpierw działając jako postrzeganie, które niszczy, nim osiągnie swą kulminację w zniszczeniu postrzegania. Kiedy w budynku mieszkalnym w Strefie Gazy wybucha bomba, robi coś więcej niż tylko rozsadza dach, który chronił wnętrze przed pogodą i niebem, dezintegruje ściany, które oddzielały kuchnię od sypialni, bibliotekę od pokoju dziecinnego lub prysznic od ogrodu, i grzebie mieszkańców budynku pod lawinami gruzu. Bomba działa również jako forma przemocy niszczącej postrzeganie – eksplodując wszelkie poczucie wnętrza i zewnętrza, znanego i nieznanego, znajomego i obcego – rozdrabniającej budynki i ciała na sterty wymieszanego z mięsem gruzu, odporne na kategoryzację, a tym bardziej na zrozumienie przez tych, którzy przeżyli. Deszcz izraelskich bomb rozsadza różnice między jednym a drugim miejscem oraz między tym a tamtym życiem, powodując, że te, które żyją dalej, robią to w stanach traumy i szoku, nie mogąc już nadać sensu światu, który został wokół nich zdeformowany. Zmilitaryzowane postrzeganie reżimu kolonialnego zasila zatem formy przemocy, które sprawiają, że sam świat i życie stają się coraz bardziej bezsensowne; powiększa ruiny, których nie można już zgrabnie podzielić ani jasno postrzegać; przyczynia się do tego, co można zrozumieć jedynie jako ludobójstwo.

W ramach izraelskiej anestetycznej przemocy kolonialnej palestyńskie życie zostaje ostatecznie przekształcone w materiał nadający się do utylizacji i wyrzucenia – w to, co Achille Mbembe nazwał „szczątkowym człowieczeństwem, podobnym do odpadów”[16]. Jako że estetyka wyznacza współrzędne życia, a anestetyka współrzędne śmierci, życiom przyznaje się udział, aby umieścić je w porządku policyjnym lub się go pozbyć. Gaza i Zachodni Brzeg są postrzegane wyłącznie jako pozostałości po projekcie kolonialnym – jako resztki, które muszą zostać w pełni skategoryzowane i skatalogowane tylko po to, by ich usunięcie mogło zostać w pełni potwierdzone i zakończone. Syjonistyczne fantazje o tym, że Izrael sprawi, by pustynia zakwitła, muszą zostać ponownie odczytane w świetle rzeczywistości, w której życie, które zdominował, usycha jako detrytus[17]. W nurtach izraelskiej anestetycznej przemocy wszystko nabiera sensu przy coraz większej dokładności, ale tylko jako sposób na lepsze nadzorowanie i oczyszczanie coraz bardziej skolonizowanego pustkowia, rozszerzającego się na powierzchnię świata.

Jeśli estetyka funkcjonuje jako archē, które dokonuje podziału w swoich anarchistycznych fundamentach i policyjnie je kontroluje, a anestetyka powstaje jako archē oparte na eliminacji tego, co anarchiczne, to co pozostaje z samej anarchii? Dla Rancière’a anarchia polityki osiąga swój kres właśnie wtedy, gdy staje się związana z porządkiem policyjnym, z którym aspiruje się zmierzyć, nigdy nie realizując się jako anarchia sama w sobie, a jedynie zawsze anarchicznie reorganizując porządek społeczny, następnie będąc przez niego ponownie wchłanianą[18]. W tym sensie Rancière postrzega anarchiczną politykę jedynie jako środek reformowania i redystrybucji porządku policyjnego, ostatecznie dochodząc do wniosku, że jest ona rzadkim zjawiskiem, które nigdy nie utrzyma się poza policją, która ją przeżywa i ujarzmia. Jeśli zaakceptujemy to potulne i powściągliwe pojęcie anarchii, musimy również zaakceptować, że estetyczne i anestetyczne zarządzanie światem jest jej istotną częścią. Czy na tym zawsze będzie polegać życie – na wyborze między byciem policyjnie kontrolowanym a eksterminowanym?

Za każdym razem gdy przychodziłem wraz ze studentami, pracownikami i wykładowcami na zajęcia, które prowadziłem w Abu Dis na Zachodnim Brzegu – i kiedy z nich wychodziłem – musiałem przechodzić razem ze wszystkimi obok muru separacyjnego, który został postawiony vis-à-vis wejścia na uniwersytet. Mur zdobiły malowidła Jerozolimy, falujących błękitnych fal i nabazgrane hasła takie jak كفاية („kefaya” – „wystarczy”), a miejscami zwęglony był przez różne pożary, które zostały wzniecone podczas okresowo odbywających się tam starć z patrolami IDF. W ścianie była również wykuta przez studentów dziura, którzy zakryli swoje twarze kefijami i użyli młotów do rozbicia betonu. Szczelina, przez którą można było zmieścić niewiele więcej, niż rękę. Dziura ta nie była częścią podziału, a raczej istniała po prostu jako jego nieobecność, jako otwór, który można było dostrzec i doświadczyć tylko w jego negatywności. Tylko dlatego, że część kolonialnego świata została zburzona i zniszczona. Ta negacja części, ta dziura, która przebiła się przez dystrybucję i administrację życia, jest miejscem, w którym możemy zacząć dążyć do innego sposobu myślenia anarchii, który może pozwolić nam zacząć uwalniać ją od porządku policyjnego aspirujący do tak zupełnego jej pochwycenia i ograniczenia.

Ta dziura w ścianie nie aspirowała do zmiany ścieżki ściany w bardziej korzystnym, sprawiedliwym czy demokratycznym kierunku, ani do estetyzacji jej w ten czy inny sposób, ale po prostu istniała jako dowód jej nieobecności, świata, w którym kiedyś istniał podział, ale już go nie ma. Prawdziwe piękno dziury tkwi właśnie w tym, że nie musi ona nikomu niczego udowadniać ani do niczego przekonywać, nie trzeba jej tłumaczyć ani nadawać jej sensu, a jej istnienie nie zależy od tego, czy jest reprezentowana lub liczona, eksponowana lub weryfikowana, definiowana lub wyznaczana. Dziura jest raczej dowodem na samą siebie i swoją rzeczywistość, na istnienie poza policją – na anarchię. Anarchia gnieździ się w dekonstrukcji skonstruowanego porządku, deformalizacji kolonialnej formy, odejściu od podziału. Tej luki w architekturze władzy nie da się uchwycić, ale mimo to istnieje ona jako zniesienie tego, co aspiruje do pochwycenia wszystkiego. Jeśli istnieje coś takiego jak anarchia sama w sobie, to znajduje się ona właśnie w tych praktykach i repertuarach, których nie można dodać ani odjąć, ale które raczej unieważniają rachunek dominacji, które nie godzą się na bycie branymi w rachubę i na uczestnictwo właściwe wszelkiej ukonstytuowanej władzy, a zamiast tego tworzą otwór w samym sercu rzeczy[19]. Możliwość Palestyny, która może uciec od kolonialnej dewastacji – która może wyzwolić się od policji i od podziału – trwa właśnie w tych życiach, które wybijają dziury w estetycznym i anestetycznym świecie, nie dając nam czegoś, na co możemy patrzeć, a coś, przez co możemy spoglądać.

Pierwotna publikacja: Ill Will

Data publikacji: 16.12.2023

Zdjęcia: Active Stills


[1] Y. Khalili, Freedom of Speech, Freedom of Noise, e-flux journal, February, 2019.

[2] przyp. tłum.: Autor, podobnie jak Rancière, o twórczość którego się opiera, używa tutaj wielokrotnie słowa sensible, jak i zbliżonych do niego znaczeniem słów sense, sensual. Wszystkie odnoszą się do tego postrzegania – zarówno zmysłami, jak i rozumem – i rozumienia otaczającego osobę postrzegającą otoczenia; tego, jak widzimy, obejmujemy myślą i porządkujemy to, co widzimy. Autor mocno bawi się różnymi znaczeniami i kontekstami, przez co słowa te są tłumaczone w tekście bardzo różnie; zawsze jednak zaznaczam, że dane miejsce odnosi się do tego podstawowego sensu.

[3] Rancière dzielenie postrzegalnego defniuje jako „system odczuwalnych [sensible] pewników, które uwidaczniają istnienie zarazem tego, co wspólne, jak i podziałów, definiujących w jego obrębie poszczególne miejsca oraz części. Dzielenie postrzegalnego ustanawia jednocześnie to, co jest współdzielone, i jego odrębne części. Owo rozmieszczenie części i miejsc opiera się na takim dzieleniu przestrzeni, czasu i form aktywności, które określa, w jaki sposób możliwy jest udział w tym, co wspólne, i jak te wszystkie elementy uczestniczą w samym procesie dzielenia.” [J. Rancière, Dzielenie postrzegalnego. Estetyka i polityka, Kraków 2007, s. 69].

[4] Manal al-Ja’bri, Separation policy in Hebron: Military renews segregation on main street; wide part – for Jews, narrow, rough side passage – for Palestinians, B’Tselem, February 2015

[5] Przeciwko narzuconemu konsensusowi policji, Rancière twierdzi, że polityka jest „specyficznym zerwaniem logiki arche. Zakłada nie tylko zerwanie z „normalnym” podziałem pozycji na tych, którzy sprawują władzę, oraz tych, którzy się jej podporządkowują, ale zerwanie z samą logiką „właściwych” cech, które dawałyby prawo zajęcia tych pozycji.” [J. Rancière, Dziesięć tez o polityce [w:] Na brzegach politycznego, Kraków 2008, s. 21].

[6] Odrzucenie przez Rancière’a koncepcji nagiego życia – jego niezdolność do zrozumienia, że ci, którzy są eksterminowani, są również liczeni – jest ostatecznie tym, co wyznacza porażkę jego projektu. Przykładem w tym względzie jest odpowiedź Rancière’a na analizę Holokaustu Agambena, w której argumentuje on, że demos należy rozumieć nie jako nieokreślone miejsce nagiego życia, ale jako „rachunkiem tych, którzy się nie liczą – albo udziałem tych, którzy nie biorą udziału. (…) podmiotami nadmiarowymi, stanowią zapis rachunku tych, którzy się nie liczą, w formie naddatku” [J. Rancière, Kto jest podmiotem praw człowieka, tłum. A. Czarnacka, [w:] Nienawiść do demokracji, Kraków 2008, s. 133]. Czyniąc to, nie pojmuje sposobu, w jaki liczenie niepoliczonych jest właśnie tym, co ludobójstwo przyjmuje jako swój przedmiot, jako naddatek, który należy wyeliminować.

[7] Po teoretyzację tego, jak te formy postrzegania działają jako formy abstrakcji w kontekście Palestyny, zobacz mój poprzedni tekst Pomiędzy morzem a ogrodzeniem.

[8] Zapisywanie liczb na rękach jest nicią dominacji, która była formalnie szyta przez cały XX i XXI wiek, przebijając powierzchnię historii w Holokauście, w masowych represjach wobec migrantów, a obecnie w trwającym ataku na Gazę, gdzie Mohammed Odeh, 14-letni Palestyńczyk, który został zatrzymany przez izraelskich żołnierzy, wspomina: „Powtarzali: «Wszyscy jesteście Hamasem». Zapisali na naszych ramionach numery. Mój numer to 56. Kiedy wyciąga ręce, czerwony marker jest nadal widoczny na jego skórze”. (Linah Alsaafin and Maram Humaid, „Like we were lesser humans”: Gaza boys, men recall Israeli arrest, torture, Al Jazeera, December 12, 2023).

[9] Catherine Malabou zauważa, że dla Rancière’a reżimy estetyczne obejmują „wydzielanie uprawnień do sprawowania władzy (…) podział, który każe nam wierzyć w to, że każdy ma lub może mieć swój udział” [C. Malabou, Au Voleur ! : Anarchisme et philosophie, Paris 2022, s. 250]. Sam Rancière definiuje estetyczny naddatek jako wynikający z liczenia tego, co społeczne, zauważając, że chociaż funkcją policji jest „takie dzielenie postrzegalnego, które unika pustki i nadmiaru”, to liczenie to odbywa się jako „usunięcie wszelkich naddatków”, naddatku, który polityka może uznać za swój własny [J. Rancière, Dziesięć tez o polityce [w:] Na brzegach politycznego, Kraków 2008, s. 28]. Estetyka w tym sensie deklaruje i narzuca się jako totalna, nawet jeśli ta totalność wyłania się wraz z konstytutywnym suplementem niepoliczalnego, części, które nie mają części, co jest tym, co anestetyczne uznaje za własne.

[10] Logika liczenia, która przenika zarówno estetykę, jak i anestetykę, może być wyraźnie zbieżna z rzymską praktyką egzekucji zbuntowanych żołnierzy, od której pochodzi słowo dziesiąstkować, w której jeden na dziesięciu był zabijany jako sposób na narzucenie porządku pozostałym dziewięciu.

[11] Y. Abraham, „A mass assassination factory”: Inside Israel’s calculated bombing of Gaza, +972 Magazine, November 30, 2023.

[12] Tamże.

[13] Evan Hill, reporter śledczy Washington Post, opisał ten proces na Twitterze, wykorzystując aktualne zdjęcia satelitarne i nagrania z walk (patrz tutaj).

[14] J. Borger, R. Michaelson, IDF instructions on Gaza refuge zones cruel ‘mirage’, say aid agencies. The Guardian, December 7, 2023.

[15] N. Al-Mughrabi, A. Ahmar, Surgeon flees Gaza City’s last functioning hospital after anaesthetics run out. Reuters, November 17, 2023.

[16] A. Mbembe, T. T. Nilsen, Thoughts on the Planetary, New Frame, September 5, 2019.

[17] przyp. red.: Detrytus – W ekologii określenie na martwą, rozdrobnioną materię organiczną, szczątki roślin, zwierząt i odchodzi. Po angielsku jednak określenie detritus oznacza też szczątki cywilizacji, rumowiska.

[18] Catherine Malabou identyfikuje Rancière’a jako filozofa anarchii, ale nie jako anarchistę właśnie z tego powodu, zauważając, że „problem polega na tym, że chociaż Rancière potwierdza heterogeniczny charakter polityka i – w sensie pierwotnym – policji, to jednak broni konieczności istnienia tej drugiej. O ile «polityka szczególnie przeciwstawia się policji», to policja nie jest postrzegana jako coś równie złego, co radykalna polityka powinna starać się obalić” [C. Malabou, Au Voleur ! : Anarchisme et philosophie, Paris 2022, s. 239-240]. Sam Rancière twierdzi to samo: „choć polityka wdraża logikę całkowicie heterogeniczną w stosunku do logiki policji, to jednocześnie jest z nią zawsze związana” [J. Rancière, Le tort : politique et police [w:] La Mésentente: Politique et philosophie, Paris 1995, s. 55].

[19] Wciąż wiele można się nauczyć z teoretyzacji anarchii jako siły destytuującej, jako „dezaktywacji techniki suwerennej władzy, która dzieli formy-życia na zwierzęce/ludzkie, nagie życie/siłę, gospodarstwo domowe/miasto, a nawet władzę konstytuującą/ukonstytuowaną (…) moc lub zdolność, która przywraca życiu jego własną największą możliwość przybierania jakiejkolwiek formy z okrojonej egzystencji, która definiuje nas jako podmiot tak wielu dispositifs” [Hostis, Destituent Power: An Incomplete Timeline].

Radość, odmowa umierania

Alfredo Bonanno:

Radość, odmowa umierania

Zbrojna radość (fragment)


Wczoraj zmarł Alfredo Bonanno, jeden z najbardziej rozpoznawalnych teoretyków anarchizmu insurekcjonistycznego. Jako uczestnik ruchu 1977, był świadkiem rosnącego antagonizmu społecznego w postaci strajków i walk z policją, który jednak był stopniowo militaryzowany przez działalność takich grup jak Czerwone Brygady [BR]. Bonanno się temu sprzeciwiał i był zwolennikiem innej formy oporu – nieawangardystycznej, rozproszonej i niewymagającej specjalizacji anarchicznej walki zbrojnej. Swój sprzeciw wobec stylu walki przypominających małe wojsko i hermetycznych BR wyraził w wydanym w 1977 roku pamflecie La gioia armata (Zbrojna radość), za napisanie którego został skazany na półtora roku więzienia. Bonanno, pomimo jego wpływu na insurekcjonizm, który można porównać do wpływu Mario Trontiego na autonomizm, zawsze pozostał „towarzyszem wśród towarzyszy”, celebrującym radość walki i życia. Takim go zapamiętamy.

Poniżej jest rozdział szósty Zbrojnej radości, w którym Bonanno nakreśla to, jak postrzega radość i zabawę, i ich rolę w walce z kapitałem. Są one tą dozą lekkości i swobody, która pozwala, by starcia nie zamieniły się w śmiertelnie poważną – dla obu stron – zemstę. Tym elementem, który walczy z fetyszyzmem ilości i produkcji, przygotowującym grunt pod postrewolucyjną dominację i represję. Są ostatecznie tym, co pozwala zerwać z kapitalistycznym systemem śmierci i faktycznie czuć, że się żyje.


Dopóki rzucasz ty, wszystko
jest kwestią zręczności i śmiechu wartą wygraną; tylko
jeśli nagle zaczniesz łapać
piłkę, którą wieczny towarzysz
gry rzuca ci, w twoje centrum
z należytym impetem
w jednym z tych łuków wielkich,
boskich konstrukcji mostów: tylko wtedy
umiejętność łapania jest siłą – nie twoją,
ale świata.

Rilke

Wszyscy wierzymy, że doświadczamy radości. Każda z nas wierzy w cieszenie się życiem.

Tyle tylko, że to doświadczenie radości zawsze przybiera pasywną formę. Zdarza nam się radować, ale radość nie jest czymś, czego możemy „chcieć”, czy czymś, co możemy zmusić do powrotu.

Wszystko to – rozdział pomiędzy nami a radością – zależy od tego, że jesteśmy „oddzielone” od samych siebie, rozpołowieni przez proces wyzysku.

Pracujemy przez cały rok, żeby mieć „radość” z wakacji, a kiedy te nadchodzą, czujemy „obowiązek” by się nimi „cieszyć”. To tortura jak każda inna. To samo z niedzielą, tym dniem złudzeń. W miarę jak iluzja wolnego czasu się przerzedza, zaczynamy widzieć pustkę komercyjnego spektaklu, w którym żyjemy.

Ten sam nieobecny wzrok wpatruje się w do połowy pustą szklankę, telewizor, mecz piłki nożnej, fiolkę heroiny, ekran kinowy, długie sznury samochodów, światła reklam i prefabrykowane domki, które wykończyły właśnie krajobraz.

Poszukiwanie „radości” w tle jednej z różnych „scenek” kapitalistycznego spektaklu jest czystym szaleństwem. Ale właśnie tego chce kapitał. Zaprogramowane przez naszych wyzyskiwaczy doświadczenie czasu wolnego jest zabójcze – sprawia, że tęskni się za pracą. W końcu od pozornego życia zaczyna się woleć pewną śmierć.

Z racjonalnego mechanizmu kapitalistycznego wyzysku nie może brać się żadna prawdziwa radość. Nie ma żadnych sztywnych zasad, którymi można by skatalogować radość, ale pomimo tego musimy być w stanie chcieć naszej radości. W przeciwnym razie jesteśmy zgubieni.

Pogoń za radością jest zatem aktem chcenia, zdecydowaną negacją warunków ustalonych przez kapitał, tj. jego wartości. Pierwszą z nich jest negacja wartości pracy. Pogoń za radością może mieć miejsce tylko poprzez pogoń za zabawą.

W ten sposób zabawa nabiera innego znaczenia od tego, które przywykłyśmy nadawać jej w wymiarze kapitału. Zabawa jako błoga bezczynność – przeciwstawiana obowiązkom życia – to fałszywy i zniekształcony obraz prawdziwego oblicza zabawy. W rzeczywistości walki z kapitałem, na obecnym etapie starć i jego sprzeczności, zabawa nie jest „rozrywką”, ale bronią w walce.

Dziwną ironią, role stają na głowie. Jeśli życie jest czymś poważnym, to śmierć jest iluzją, bo dopóki żyjemy, śmierć nie istnieje. Z kolei panowanie śmierci – czyli rządy kapitału, które zaprzeczają naszemu istnieniu jako ludzi, redukując nas do „rzeczy” – jest „pozornie” poważne, metodyczne, zdyscyplinowane. Ale jego napady zaborczości, jego ciągły rygoryzm etyczny, jego mania „robienia”, ukrywają wielką iluzję: pustkę komercyjnego spektaklu, daremność nieokreślonej akumulacji, absurdalność wyzysku. Tak więc największa powaga świata pracy i produktywności kryje w sobie największy jej brak.

Przeciwnie więc – to negacja tego nudnego świata, pogoń za radością, marzeniami, utopią, w całej jej rzekomej „niepoważności” skrywa największą powagę życia: odmowę umierania.

Nawet po tej stronie barykady, w fizycznym starciu z kapitałem, zabawa może przybierać różne formy. Wiele rzeczy można robić „dla zabawy”, a jednak wiele rzeczy zwykle robimy „na serio”, przywdziewając naszą maskę śmierci – tę, którą pożyczył nam kapitał.

Zabawa charakteryzuje się żywotnym impulsem, zawsze nowym, zawsze w ruchu. Działając tak, jakbyśmy się bawili, włączamy ten impuls do naszych działań, uwalniamy się od śmierci. Dzięki zabawie czujemy, że żyjemy, czujemy dzięki niej dreszczyk życia. W innym modelu działania wszystko traktujemy jako zadanie, jako coś, co „musimy” zrobić, jako obowiązek.

To w tym wciąż-na-nowo podekscytowaniu, będącym dokładnym przeciwieństwem alienacji i szaleństwa kapitału, możemy rozpoznać radość.

To w radości tkwi możliwość zerwania ze starym światem i rozpoznania nowych celów, innych potrzeb i wartości. Nawet jeśli radości samej w sobie nie można uznać za cel, to z pewnością jest ona uprzywilejowanym, dobrowolnie zidentyfikowanym wymiarem, który ze starcia z kapitałem czyni coś zupełnie innego.

Pomiędzy morzem a ogrodzeniem

Ian Alan Paul:

Pomiędzy morzem a ogrodzeniem


7 październka, wraz z atakiem Hamasu na Izrael, rozpoczął się kolejny rozdział w konflikcie tamtych terenów. Choć często przedstawiany jest on jako „wojna Izraela z Hamasem”, to zdecydowanie lepiej spoglądać na niego jako na zaostrzenie kolonialnego ludobójstwa, które od dawna rozgrywa się w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu. Dla wielu z nas zbrodnie te nie potrzebują wprowadzenia, a całej reszcie możemy polecić tekst Dekolonizacja Palestyny.

Z kolei ten krótki tekst przygląda się technicznej naturze izraelskich operacji: temu, jak abstrahują i kategoryzują życie, a potem zamieniają je w zbiory danych, by móc z nim robić, co im się żywnie podoba. Izrael jest pionierem wielu technik i doktryn antypowstańczych chętnie wykorzystywanych przeciwko osobom mieszkającym na zagarnianych przez niego terenachktóre cieszą się popularnością wśród szkoleniowców wielu armii. Choć więc jesteśmy boleśnie bezsilni co do trwającego masowego mordu i ograniczone głównie do symbolicznych działań, to warto zapoznać się z tymi strategiami, bo kiedyś mogą zostać wykorzystane przeciwko nam.

Jednak poza opisem trwającej dogłębnej dominacji życia, jest tu też mowa o tych życiach, które pomimo niej trwają i o potencjalej przyszłości, którą być może będą w stanie – wbrew ich wyabstrahowaniu i likwidowaniu – urzeczywistnić. Publikacja tego tekstu to propozycja, żeby o tych nieposłusznych życiach pamiętać i by nigdy nie pozwolić na to, by zgubiły się w takich ogólnikowychych abstrakcjach jak „naród Palestyński” czy „ofiary ludobójstwa”. Zdaje się, że jest to minimum, które jesteśmy im winne.


W poszatkowanym kolażu budynków i ruin Gazy abstrakcja życia przewyższa samo życie. Ujmowane przez technologie społeczne, które gęsto spowijają i nieustannie kodują terytorium, życia są tak wyczerpująco reprezentowane i uznawane za ten lub inny ich rodzaj, że nietrudno jest zapomnieć, że pod grubymi warstwami identyfikacji i klasyfikacji cokolwiek w ogóle jeszcze żyje. Uchodźca, bojownik, cywil, zakładnik, więzień, żołnierz i ofiara to abstrakcyjne współrzędne, które umiejscawiają życia w różnych strategiach wojskowych, manewrach politycznych i programach gospodarczych; to poszczególne formy tożsamości, z których każda ma swój własny odcień i własną intensywność przemocy; to obiegowe kody, które coraz szczegółowiej określają, czym jest życie, tylko po to, by następnie ustalić, co można mu zrobić. Żyć i umierać jako abstrakcja: oto los narzucony wszystkim, które zamieszkiwują przestrzeń pomiędzy morzem a ogrodzeniem.

Ta abstrakcja jest realna w takim stopniu, w jakim określa formę życia i jego rzeczywiste warunki: przyznając lub odmawiając przejścia przez punkt kontrolny, podłączając lub odłączając wodę i elektryczność, zapewniając chwilową osłonę lub celując w plecy. Palestyńczyk czy Izraelczyk? Muzułmanin, chrześcijanka czy żyd? Mężczyzna czy kobieta? Obywatelka czy uchodźca? To, jakim życiem można żyć i jaka śmierć może po ciebie nieuchronnie przyjść, określa abstrakcyjny rachunek, który na podstawie tych terminów szereguje i sortuje, przesuwając i reorganizując seksualne i rasowe hierarchie żyć, całkując każdą tożsamość jako zmienną jednolitego kolonialnego działania. Każde życie w Gazie jest stopniowo dławione wszystkimi sposobami jego reprezentacji i rozpoznawania przez dominujące je siły; wszystkimi sposobami jego ujmowania i podporządkowania jako jednego z wielu żyć kryjącego się pod kodami i kategoriami; wszystkimi tymi predykatami, które umożliwiają jego abstrakcję, a tym samym jego trwające zniewalanie i zwalczanie.

Kiedy międzynarodowi obserwatorzy domagają się zaprzestania masowego mordu [indiscriminate killing], nie rozumieją, że mord ten jest właśnie coraz bardziej jednostkowy [discriminating] i selektywny, coraz bardziej zindywidualizowany i przemyślany, co jednak nie czyni go mniej niszczycielskim czy totalnym. Gdy izraelscy żołnierze przygotowują się do wymazania życia z dużych obszarów Strefy Gazy, robią to za pomocą danych wskazujących lokalizacje telefonów komórkowych tych, którzy zdecydowali się pozostać i oprzeć się rozkazom ewakuacji, wyostrzając obraz planowanego spustoszenia i pomagając w jego udoskonaleniu. Drony nieustannie brzęczą nad głowami, monitorując uciekające rodziny piętrzące się na pakach ciężarówek, aby pomóc generałom zoptymalizować ostrzały rakietowe. Woda jest odcinana, a dostawy żywności i leków są ograniczane lub wstrzymywane, podczas gdy izraelscy biurokraci liczą kalorie spożywane przez uwięzioną ludność. Możliwe, że Izrael o tych, których unicestwia, wie więcej niż jakikolwiek inny reżim w historii, ale wiedza ta ani trochę nie powstrzymuje przemocy – wyłącznie ją potęguje. Im bardziej każde życie jest w sytuacji kolonialnej wyabstrahowane, im bardziej jest wychwytywane, kalkulowane i puszczane w obieg jako ten lub inny rodzaj palestyńskiego życia, tym bardziej spotęgować może się rzeź. W kolonialnym szkielecie abstrakcja życia nie jest ani niematerialna, ani masowa [indiscriminate], a raczej ma na celu taktyczne wzmocnienie dominacji nad nim: zacieśnienie kontroli nad informacjami i tożsamościami jest tylko wstępem do zacieśnienia kontroli nad terytoriami i ciałami.

Podczas gdy lawiny rakiet co chwila rozbijają okna i rozsadzają dzielnice, życia ukrywające się w tym domu czy tamtym szpitalu mogą zastanawiać się, czy zostaną policzone jako niefortunne ofiary cywilne, czy jako pomyślnie zneutralizowani terroryści; czy staną się punktem w symulacji pola walki dowódcy wojskowego czy kolejną pozycją w arkuszu kalkulacyjnym ONZ; czy zostaną upamiętnione jako męczennicy z banera partii politycznej czy tylko w szybko przescrollowanym poście. Idąc ulicą w poszukiwaniu kurczących się podczas oblężenia artykułów spożywczych, myśli tych samych żyć mogą za to krążyć wokół satelitów, które śledzą każdy ich ruch z niskiej orbity w przygotowaniu do nadchodzącej inwazji lądowej, lub wokół dronów, które streamują nagrania tłumów w nadziei na dopasowanie twarzy do profili biometrycznych w wojskowych bazach danych. Mogą się zastanawiać, czy zostaną uznane za kolejny nieistotny szczegół wrogiego terenu, czy też staną się celem do wymazania z mapy. Gdy wystrzeliwane są pociski – by wysadzić to, co właśnie zostało wyabstrahowane – rodziny rozważają, czy powinny wspólnie schronić się w jednym pokoju, by przynajmniej umrzeć razem, czy też powinny się rozproszyć, żeby choć część z nich mogła przetrwać i żyć dalej. Abstrakcyjne ostrze izraelskiego apartheidu nadaje formę życiu tylko po to, by mogło je wystawić na coraz więcej reżimów śmierci, dokumentując, by lepiej wywłaszczać, sortując, by lepiej głodzić, reprezentując, by lepiej niszczyć.

To właśnie na podstawie ich abstrakcji życia można tak łatwo i bez wysiłku zastąpić listami predykatów, dzięki którym życie można obliczać, zastanawiać się nad nim i potencjalnie odstrzelić tak, jakby było po prostu zbiorem swoich dyskretnych i znanych właściwości. Teren, na którym się żyje, kształtuje łańcuchowa akumulacja dowodów osobistych, akt policyjnych, populacyjnych baz danych i przepustek, przesuwając kontury tego, gdzie życie może i nie może się uczyć, poruszać, robić zakupów, budować i pracować, a także do jakiej opieki zdrowotnej, żywności i wody życie może mieć dostęp lub nie. Podczas gdy życie i śmierć mogą wymykać się jakiejkolwiek całkowitej lub ostatecznej definicji – bycie świadkiem narodzin lub śmierci często pozostawia nas bez słów, oniemiałymi – ich abstrakcja przygotowuje jednak grunt pod to, by nawet najbardziej ekstremalne formy dewastacji mimo wszystko mogły bez zająknięcia padać ze świeżo znieczulonych i nawilżonych ust: „Milionom Gazańczyków rozkazano uciekać”, „dzielnice, które dają Hamasowi schronienie muszązostać zmiecione z powierzchni ziemi”, „wszyscy, którzy w nich pozostaną są współodpowiedzialni i muszą za to zapłacić”. Czym jest ludobójstwo, jeśli nie momentem, w którym abstrakcja ostatecznie zadusza wszystko, co spowija i obejmuje, ostatecznie wyciska całe życie z tego, co tak niepodważalnie kataloguje i opisuje? Żadne ludobójstwo nie odbywa się bez swoich własnych kodów i klas życia, bez przejścia do wytępienia dokładnie tego, co jest przez nie wyabstrahowane.

Mówić o wojnie i pokoju w Palestynie to po prostu nazywać po imieniu dwie modalności jednolitego abstrakcyjnego procesu, pierwsza z których uśmierca nagle, a druga proceduralnie, miarowo i stopniowo. Ostrzały rakietowe z powietrza i arbitralne aresztowania, punkty graniczne i blokady ekonomiczne, bezterminowe zatrzymania i selektywne eliminacje, buldożery i strumienie gazu łzawiącego: to tylko najbardziej oczywiste i szeroko udokumentowane technologie, które coraz mocniej zduszają to, co jeszcze walczy o życie. W każdym z tych przypadków rolą abstrakcji jest zoptymalizowanie i zracjonalizowanie całej tej przemocy – sklasyfikowanie życia, aby lepiej obliczyć i dopełnić jego zniszczenia, nadanie formy wojnie i pokojowi, których jedyną obietnicą jest unicestwienie cię w różnym tempie.

Jako że różnorodna kakofonia doświadczeń życiowych jest abstrahowana według współrzędnych tej lub innej historii etnicznej lub religijnej, tej lub innej partii czy frakcji politycznej, tej lub innej traumy historycznej lub pokoleniowych roszczeń – według abstrakcji, które następnie określają warunki przetrwania, w których żyje życie – nic dziwnego, że życia mogą całkowicie utożsamić się ze swoją abstrakcją, uważać swoją abstrakcję za siebie. Jest to w pewnym sensie głęboko pragmatyczny fakt – w końcu walka o przetrwanie została połączona z wizjami ocalałych, którymi życie żyje w kurczących się przestrzeniach egzystencji, podtrzymywanych przez tych, którzy twierdzą, że tych ocalałych reprezentują. Hamasowi w Strefie Gazy i Autonomii Palestyńskiej na Zachodnim Brzegu – którzy pracują nad sztywnym reprezentowaniem Palestyńczyków, jak i niepewnie ich utrzymują, jednocześnie kontrolując palestyńskie życia i represjonując wszystko, co zagraża ich abstrakcyjnemu monopolowi – odpowiada bycie podadministratorami [outsourced administrators] tego abstrakcyjnego reżimu kolonialnego. O ile Hamas obiecuje zniszczyć Izrael, a Autonomia Palestyńska obiecuje z nim współpracować, to obie funkcjonują jako uzupełniające się dobudówki okupacyjnej abstrakcji, z których jedna reprezentuje przeznaczone do eksterminacji wrogie życia, a druga te spacyfikowane, skazane na wypędzenie.

Identyfikowanie się życia ze swoją abstrakcją jest również polityczne, bo postrzegać siebie jako Palestyńczyka to rozumieć, że dzieli się z innymi Palestyńczykami wspólną historię, że ma się wspólną tradycję przetrwania i walki, jako że wszyscy zostaliście poddani wspólnemu procesowi wywłaszczenia i dominacji. Abstrakcje, które gęsto przepływają przez Palestynę, nie tylko odciskają się w taki sposób na życiu, ale także wyłaniają się jako formy, do których życie ciągnie i w które jest wplątywane. Przybierając subiektywną formę różnych tożsamości i nacjonalizmów, abstrakcja Palestyny nie funkcjonuje tylko jako tryb represji, ale także jako żywe doświadczenie i kontekst społeczny, w którym zniewoleni ludzie wspólnie poszukują metod przetrwania i buntu. Walki te zawsze rozpalają się wewnątrz kolonialnej abstrakcji, ale decydujące pozostaje to, czy orientują się na zachowanie i być może zabezpieczenie odrobiny suwerenności nad ich abstrakcyjną egzystencją, czy też aspirują do rozsadzenia jej raz na zawsze. W Palestynie i w całej jej diasporze są tacy, którzy nadal są nieokreśleni przez wszystkie sposoby ich reprezentowania i rozpoznania; tacy, którzy poszukują siebie nawzajem w pozostałościach i ruinach ich wspólnej przeszłości i którzy walczą o Palestynę wyzwoloną z jej kolonialnej abstrakcji.

Czym jest ta Palestyna, której udałoby się wyrwać z kolonialnej abstrakcji, spopielić to, co ją tak totalnie reprezentuje i identyfikuje; która nie godzi się na bycie wytępioną i buntuje się przeciwko temu, co ją tępi? Palestyna, która odrzuciła abstrakcję, mniej przejmowałaby się jakąkolwiek konkretną tożsamością i byłaby bardziej sformalizowana jako twórczy i niepokorny ruch, mniej zorganizowany wokół tego, czym jest, a bardziej tego, co może zrobić. Byłaby to Palestyna wyłaniająca się z tych form życia, które ci chcący je kontrolować i narzucać mogą pojmować jedynie jako turbulencje i dysonans; tych form życia, które stały się autonomiczne i na tyle wolne, że mogą się tymi formami bawić tak, jak można bawić się w falach. Te formy życia żyją jako wielości, jako zbiory i jako części zbiorów bez potrzeby jedności; jako życia, które żyją w opozycji nie do innych zakodowanych form życia, ale raczej w opozycji do ich abstrakcyjnego spustoszenia i determinacji. Żyją pewnym rodzajem poiesis, którą można opisać tak, jak Aimé Césaire opisuje poezję: jako zejście w głąb siebie, ale także jako eksplozję. To, co wtedy pozostaje, to nie ten czy tamten rodzaj życia, ale raczej życie, które rozrywa każdą szufladkę, w której można próbować je zamknąć.

Ta insurekcja przeciwko abstrakcji nie pociąga za sobą zniknięcia Palestyny, ale raczej zniknięcie świata kolonialnego, który funkcjonował tylko po to, by chwytać i ograniczać, rozcinać i kurczyć. Zniknięcie tej Palestyny, która jest mapowana i skanowana coraz dokładniej przez kolonialne siły; Palestyny, która wyłania się jedynie z nagromadzonego archiwum jej dyskretnych atrybutów i abstrakcyjnych właściwości; Palestyny, która jest zaledwie cieniem tego, co ją dominuje i koduje, lustrzanym odbiciem jej okupacji. W tym sensie koniec kolonii oznacza nie tylko koniec kolonizatora, ale także kolonizowanych – to zniesienie kolonialnej abstrakcji jako środek zniesienia samej kolonii i tego, co ją determinuje. Tylko, gdy Palestyna będzie w stanie dokonać tej insurekcji przeciwko swojej abstrakcji – tylko, gdy wyrwie się z abstrakcyjnej egzystencji kurczącej się resztki izraelskiej ekspansji i dominacji – będziemy mogli naprawdę zacząć poznawać, czym jest i czym może być Palestyna.

Tu i teraz, nawet w oczekiwaniu na zmilitaryzowane spustoszenie, które ma być w pełni i przerażająco wdrożone w całej Palestynie, pozostaje żywiołowa rewolta tych, którzy bronią radykalnej pojedynczości życia i atakują jego kolonialną abstrakcję. Tych, którzy żyją w formach życia całkowicie niezgodnymi i niewspółmiernymi z otaczającymi je reżimami abstrakcyjnej przemocy: powstańcy ze Strefy Gazy, którzy przeprowadzają ataki na ogrodzenie i organizują opór przeciwko represyjnym siłom Hamasu, anarchiści w Izraelu, którzy odmawiają poboru do wojska i uderzają młotami w mur, pogrążone w żałobie rodziny, które nie pozwalają, by ich zmarli stali się symbolicznym mięsem armatnim dla kolejnej rundy rzezi, sabotażyści, którzy podpalają kamery we Wschodniej Jerozolimie i niszczą punkty kontrolne na Zachodnim Brzegu, a także ci, którzy burzą podziały wzniesione wokół tak wielu tożsamości i zamiast tego obracają się w niezmiernej konstelacji żyć.

Pomiędzy morzem a ogrodzeniem i rzeką a morzem pozostają wszystkie te życia, które walczą u boku swoich sąsiadów o przyszłość, która wyłania się w migotliwej wielości i niereprezentowalnej różnorodności palestyńskich form, nieograniczonych przez kodyfikację i identyfikację, nie determinowanych już przez kolonialną abstrakcję i dominację życia. Wszystko zależy od rozprzestrzeniania się, intensyfikacji i działania w solidarności z siłą tych żyć, które odrzucają abstrakcyjną dominację życia, które nie opierają swojej formy na brutalnej separacji i niestrudzonej eliminacji form, i które grożą końcem kolonialnego świata, abyśmy być może mogli żyć w innym.

Pierwotna publikacja: Ill Will

Data publikacji: 18.10.2023

Grafiki: Peter Polack

Na wojnie ze światem

Gigi Roggero:

Na wojnie ze światem

Pamięci Mario Trontiego


7 sierpnia 2023 roku w wieku 92 lat zmarł Mario Tronti, jeden z intelektualnych pionierów włoskiego operaizmu. Zakładając w 1961 roku wraz z postaciami takimi jak Raniero Panzieri, Romano Alquati czy Sergio Bologna czasopismo „Quaderni Rossi”, stworzył fundamenty dla późniejszych ruchów autonomistycznych, zarówno we Włoszech jak i na całym świecie. Jego zerwanie z Partią Komunistyczną Włoch (PCI) oraz heterodoksyjne i radykalne odczytanie Marksa, które skupiało się na subiektywnej perspektywie walczącej klasy robotniczej, wytyczyło nową ścieżkę w historii myśli rewolucyjnej, inspiracje którą możemy dzisiaj odnaleźć zarówno w feminizmie autonomistycznym jak i anarchistycznym insurekcjonizmie. Odmowa pracy, nienawiść klasowa, społeczeństwo jako fabryka – to tylko niektóre z pojęć wprowadzonych lub spopularyzowanych przez Trontiego. Poza Włochami znany jest przede wszystkim jako autor książki Operai e capitale (Robotnicy i kapitał), która stanowiła zbiór tekstów z operaistycznych czasopism „Quaderni Rossi” oraz „Classe Operaia”.

Niemniej jest to tylko fragment szerszego obrazu i wieloletnich poszukiwań Trontiego. Na jego intelektualną i polityczną biografię składa się wiele zwrotów, z których najbardziej kontrowersyjnymi (i często niezrozumiałymi dla jego towarzyszy) był powrót do PCI oraz zainteresowanie teologią polityczną. Gerardo Muñoz interpretuje tę zawiłą ścieżkę jako obsesyjne poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: „Jak pasja do formy politycznej może być podtrzymywana na przekór wszystkim aparatom neutralizacji?”. Myśl Trontiego wyróżnia się właśnie „nieprzejednaną stronniczością” – jak pisze Roggero – ale i siłą konfrontacji: z szefami i etyką pracy, keynsowskim mitem państwa opiekuńczego, z kapitalistycznym postępem i liberalną demokracją.

Można nazwać Trontiego teoretykiem nienawiści; jako czegoś, co jest nam potrzebne, by wyraźnie widzieć strony w walce, sprawnie odróżniać wrogów od przyjaciół i nigdy nie dać się ułagodzić. To, czego może nas nauczyć Tronti, to przede wszystkim umiejętność czerpania rewolucyjnej siły z zawłaszczonych i przekutych w broń klasyków, którzy są często z góry egzorcyzmowani – czytania Marksa poza Marksem i Lenina poza Leninem – oraz traktowanie teorii w sposób instrumentalny, ponieważ nie chodzi o obiektywną analizę rzeczywistości, ale poszukiwanie warunków do jej przezwyciężenia. Tak też potraktujmy postać i twórczość Trontiego – jako narzędzie w walce, nie jako nagrobek, którzy trzeba odwiedzać i szanować. Tylko tak nienawiść zawarta w jego teorii może być zbiorowo żywa i wolna od martwego kultu jednostki.

Tekst opublikowany wspólnie z projektem Pojęcia Przy Pracy


Kto nie widzi, ten zobaczy. Kto ujrzy, oślepnie. Mario Tronti przypomniał nam o tym w swoim, niestety, ostatnim publicznym dialogu na festiwalu DeriveApprodi[1], wraz z Adelino Zaninim. Cytowana przez niego postać – Jezus – wypiera [spiazza][2] tradycję operaistyczną i komunistyczną. Jezus, który nie nadstawia drugiego policzka. Bardzo benjaminowski Jezus, który walczy, by pomścić przeszłość[3]. Jezus, który dzieli świat na dwoje: bogatych i biednych – dla wczesnego chrześcijaństwa; robotników i kapitał – dla nas; przyjaciół i wrogów – w słowniku realizmu politycznego. Karl und Carl[4], Lenin i święty Paweł, człowiek na tym świecie, ale nie z tego świata: oto rewolucyjny bojownik. Nigdy nie fruwa w utopijnym niebie jakiegoś „gdzieś indziej”. Nigdy nie wpełza w oportunistyczne zawiłości teraźniejszości. Jest zawsze w niej: wewnątrz i przeciwko niej. Tylko w ten sposób może powiedzieć: nigdy mnie nie złapiecie.

Często słyszeliśmy o istnieniu różnych Trontich. Ten do 1967 roku, ten po 1967 roku. Tronti operaistyczny, Tronti z PCI[5]. Ten od Operai e capitale, potem ten od teologii politycznej. Nigdy nie zrozumiałyśmy, co miał na myśli – a jeśli zrozumiałyśmy, to się z tym nie zgadzamy. Są też różni Marksowie, różni Leninowie, jak kto tam woli. My wiemy jednak, że Tronti był jeden i tylko jeden: człowiek, który był nieprzejednanie stronniczy, od początku do końca. Jak sam słusznie zauważył, nie był po prostu myślicielem politycznym, ale myślącym politykiem.

Ktoś kiedyś powiedział, że polityczne ścieżki nigdy nie biegną tak, jak na Newskim Prospekcie. Wiemy, że to raczej tajemnicze zakręty poprzecinane prostymi liniami[6]. Można dyskutować o zakrętach na ścieżkach Trontiego, zwłaszcza w pewnych tragicznych i kluczowych momentach – oczywiście, że można i do pewnego stopnia trzeba; nie chodzi też o to, że dotychczas tego nie robiono. To, czego według nas nie można odmówić Trontiemu, to stanowczość jego punktu widzenia, jego gotowość do chodzenia wzdłuż własnej cholernej prostej linii. Te osoby, które patrzą z zewnątrz – to znaczy z trybunału ideologii (który zawsze jest trybunałem burżuazyjnym) – zobaczą wiele rozbrzmiewających i kłujących sprzeczności. Te z kolei, które umieszczą je w swojej własnej historii, będą w stanie je zrozumieć – nie po to jednak, by je usprawiedliwić, a by te polityczne błędy ocenić. Mario nigdy się z nimi nie krył ani od nich nie uchylał. Bronił każdego kroku i każdego błędu, niczego nie żałował. Jego sprzeczności zawsze były wszakże właściwe natręctwu taktyki, nigdy wyczerpaniu strategii.

To, że odwrócił się plecami do przyszłości[7] nie oznaczało jednak rezygnacji z podkopywania teraźniejszości. Oznaczało i nadal oznacza „unieruchomienie przeciwnika, aby móc w niego lepiej uderzyć”[8] – jak napisał w swojej najsłynniejszej książce. Ci, którzy kpią z niedawnego Trontiego zwróconego ku sobie, ku duchowości i wewnętrzności, pokazują, że patrzą nie widząc – bo w tym tkwi właśnie poszukiwanie nieduchowego ducha, wzmocnienia antagonistycznej podmiotowości we wrogiej cytadeli, wolności komunistycznej i nietzscheańskiej, a więc wolności niedemokratycznej[9]. Tę myśl odważnie wysunął właśnie w trakcie poszukiwania „bycia w zgodzie z samym sobą, by iść na wojnę ze światem”, Basilei bez basileusa[10], królestwa bez króla i Auctoritas[11] przeciwko potestas[12]. Myśl proroczą, która nie jest supermarketowym proroctwem z talk show, czy myślą tych, które płyną z prądem. Myśl, która wynika raczej z umiejętności mówienia tego, czego inni nie chcą słyszeć – widzenia przez gruby koc banału i opinii publicznej.

Wypychanie [spiazzare] – tak powiedzieliśmy powyżej. Podobnie jak inni nasi wielcy mistrzowie – ci, którzy uczą nie wychodząc z założenia, że to robią – Tronti zawsze miał zdolność do zbicia nas z pantałyku [spiazzarti]. Kiedy lądowałyśmy w miejscu, które wydawało się stabilne, nagle zdawaliśmy sobie sobie sprawę, że było ono w rzeczywistości ruchome i musiałyśmy ponownie skakać, aby znaleźć kolejne lądowisko. Tronti uwielbiał używać oksymoronów – tak jak wtedy, gdy nazwał siebie „konserwatywnym rewolucjonistą”[13] – co nie miało to nic wspólnego z upodobaniem do prowokacji, a tym bardziej z epatowaniem burżuazyjnością. To była ryzykowna umiejętność poruszania się tam, gdzie niebezpieczeństwo jest największe – jak sugerował jego ukochany Hölderlin – czyli właśnie w sprzeczności, by uczynić z niej motor wywrotowej myśli. „Z największym ekstremizmem będę powtarzał do końca: ta forma życia i świata nie może być zaakceptowana!”. Polityka o zachodzie słońca[14] nie była synonimem wyrzeczenia się, bynajmniej; można by po raz kolejny dyskutować, czy tam, gdzie Mario widział tragiczny zachód słońca, nie było możliwości nowych zorzy. Jedno jest pewne: musimy być leninowsko gotowi[15]. Zidentyfikować nowe sprzeczności – te centralne – i być gotowymi do bycia wyprowadzonym z równowagi [farsi spiazzare] przez clinamen[16], by skoczyć naprzód; z determinacją kogoś, kto stara się poznać wroga lepiej, niż wróg zna siebie. Z ciekawością szukać przyjaciół nawet w miejscach odległych od tego, w którym nas postawiono – zwłaszcza jeśli tam, gdzie lądujemy, znajdujemy ich coraz mniej.


Na koniec kilka osobistych wspomnień, które, jak powiedział Mario o Książce[17], mogą „zawierać trochę prawdy pod jednym warunkiem: jeśli są napisane ze świadomością zrobienia czegoś okropnego”[18].

Był 8 sierpnia 2000 roku, kiedy spotkałem go po raz pierwszy. Przeprowadzaliśmy współbadanie [conricerca] o operaizmie. Nie codziennie i nie w każdym życiu spotyka się wcielenie nie tyle książki, ale tej Książki. Książki tak niezwykłej, że wydawało się, że napisała się sama. Każde zdanie to zdanie przeciwko szefom i burżuazyjnej formie życia – bo Tronti był uosobieniem nieprzejednej nienawiści do szefów i burżuazyjnej formy życia. Tego 8 sierpnia, dwadzieścia trzy lata temu, zdziwił mnie widok Mario bawiącego się z małym czarnym kotkiem Pasquale. Potem opowiedział nam o tym, jak Pasquale pojawił się z myszą w pysku i wszystkie burżujki wokół zaczęły uciekać. Burżuazja się boi, skomentował z zadowoleniem, głaszcząc Pasquale.

Ta nienawiść w Mario była nieprzejednana, zawsze. To była nienawiść konstytuująca, od niej wychodziła polityka. W 2004 r. wziął udział w spotkaniu na temat przemocowości i bezprzemocowości. To straszny temat, który szybko odrzucił: nie ma opozycji między stosowaniem a niestosowaniem przemocy, powiedział, ale między przemocą a siłą. I znowu: jedna strona przeciwko drugiej, kwestia wyboru własnego obozu; nic dodać, nic ująć. Następnie, po cierpliwym wysłuchaniu łapiącej za serca – i pachnącej oportunizmem – przemowy na temat pacyfizmu, interweniował ze swoim potężnym spokojem. Nie krzyczał – bo nie ma takiej potrzeby, gdy to same słowa eksplodują; ważył każde z nich. (Tronti nigdy nie powtarzał tego, co już wiadome: mówił z rozmysłem, mówił myśląc, a to niezwykła rzadkość, nawet w naszych kręgach.) Powiedział wtedy tylko: „Chodzi o to: jak sprawić, by zapłacili”, po czym wielu krew zamarzła w żyłach, a w umysłach nielicznych rozpalił się ognień. Tak – bo Mario zawsze dochodził do sedna, do korzeni rzeczy. A korzenie, jak już wiemy, są tam, na górze. To właśnie tam trzeba się dostać, aby wykorzeniać i przesadzać.

Ostatni raz rozmawialiśmy w zeszły piątek, kiedy dał mi kilka wskazówek na temat swojego ostatniego dużego projektu, Per un atlante della memoria operaia (Atlas pamięci robotniczej). Do samego końca uprawiał swoje rzepy w ogrodzie, jak w cytacie z Montaigne’a: „moje rzepy to konflikty między ludźmi, swobodnie i antagonistycznie zorganizowane albo w celu zachowania świata takim, jakim jest, albo w celu obalenia go od dołu do góry”.


Mario Tronti nie był wyłącznie ekscesem w historii marksizmu, ale wyjątkiem, w silnym, schmittiańskim sensie[19]. Operaistyczny i marksowski, a więc nie marksistowski. Jest przed i jest po Operai e capitale, i jest przed i po Trontim. Dziękuję za wszystko to, co – pomiędzy tym przełomowym 8 sierpnia a tym strasznym 7 sierpnia, przed i po, od razu – napisałeś i za to, co powiedziałeś. Dziękuję za twoje pełne myśli milczenie i za nauczenie nas, jak stać się tym, kim jesteśmy – za nauczenie nas patrzenia na świat. Patrzenia na niego ponownie, patrzenia na niego od nowa, patrzenia na niego po raz pierwszy. Za dostrzeżenie tego, czego nie widzieliśmy wcześniej. I za zrozumienie, że samo ujrzenie tego świata wystarczy, by go radykalnie znienawidzić.

Pierwotna publikacja: Machina

Data publikacji: 08.08.2023


[1] DeriveApprodi (dosł. DryfyLądowiska) to włoskie wydawnictwo założone w 1998 roku przez osoby z czasopisma o tej samej nazwie powstałego w 1992. Jego działalność skupiona jest przede wszystkim na dokumentowaniu burzliwej historii włoskiego ruchu robotniczego i towarzyszących mu teorii. DeriveApprodi podąża też za najnowszymi ruchami politycznymi, nie tylko poprzez wydawane książki, ale również poprzez teksty publikowane w internetowym magazynie „Machina”, gdzie oryginalnie ukazał się niniejszy tekst.

[2] Włoski czasownik spiazzare oznacza (szczególnie w kontekście sportów) „zmylić”, „przechytrzyć” albo „kiwać”. W kontekście ekonomii oznacza natomiast „wyprzeć” albo „zastąpić”. W późniejszym okresie swojej działalności Tronti odszedł od stricte marksistowskiego dyskursu i zbliżył się do myśli katolickiej oraz teologii politycznej, stąd też mowa jest o zastąpieniu klasyki komunistycznej przez postać Jezusa.

[3] Mowa o mesjanistycznej koncepcji rewolucji Waltera Benjamina. Pisał on, że nasze pokolenie, jak „każde pokolenie przed nami”, jest obdarzone „słabą mesjańską siłą”, czyli innymi słowy potencjałem do bycia faktycznymi Mesjaszami, których wyczekiwały pokolenia przeszłe, walczące o wolność. Zadaniem rewolucji jest więc mszczenie minionych już rewolucji, bycie zbawieniem, które dla nich nie nadeszło – „[…] w wyobrażeniu szczęścia nieuchronnie pobrzmiewa wyobrażenie zbawienia.” W. Benjamin, O pojęciu historii, [w:] Konstelacje. Wybór tekstów, tłum. A. Lipszyc, Kraków 2012, s. 311–312 (teza II).

[4] Nawiązanie do tekstu Trontiego pt. Karl und Carl poświęconego Karolowi Marksowi i Carlowi Schmittowi.

[5] PCI – Partito Comunista Italiano – Włoska Partia Komunistyczna.

[6] Prospekt to rodzaj długiej, szerokiej i prostej alei charakterystycznej dla urbanistyki największych rosyjskich miast, której przykładem jest właśnie Newski Prospekt, główna ulica Petersburga. Trzymając się metafor teologicznych, można powiedzieć, że „polityczne ścieżki nigdy nie są szerokimi bramami i przestronnymi drogami, a raczej są kręte i przecinają je wąskie, proste drogi, którymi trzeba podążyć.”

[7] „Odwrócenie się plecami do przyszłości”, które miałby przejawiać Tronti, można rozumieć w różnych kontekstach. Po pierwsze, jego teksty z Operai e capitale komentowały bieżącą rzeczywistość, ale zawsze w odniesieniu do klasyków teorii (nie tylko markistowskiej). Po drugie, pod koniec lat 90. Tronti przejawiał znaczny pesymizm i zdawał się nie dostrzegać możliwości uprawiania wydajnej polityki klasowej po porażce operaizmu i autonomii robotniczej. Po trzecie, wraz z początkiem XXI wieku u Trontiego nastąpił swoisty zwrot ku refleksji nad duchowością, a w jego tekstach zaczęła coraz częściej pojawiać się introspekcja. Niemniej, jak zauważa Roggero, każdy z tych elementów jest tylko pozornym przejawem odwrócenia się od troski o przyszłość i myślenia politycznego.

[8] M. Tronti, Operai e capitale, Roma 2006, s. 8.

[9] „Ruch robotniczy nie został pokonany przez kapitalizm. Ruch robotniczy został pokonany przez demokrację. Jest to stwierdzenie problemu, który stawia przed nami stulecie. Fakt, die Sache selbst (rzecz sama w sobie), o kórym musimy teraz myśleć”. M. Tronti, Tesi su Benjamin [Tezy o Benjaminie], [w:] La politica al tramonto, Torino 1998, s. 195.

[10] Tytuł noszony przez władców zarówno greckich miast-państw jak i monarchii okresu hellenistycznego. Na język polski tłumaczony jako „król”.

[11] Łac. termin oznaczajacy autorytet, osobę posiadającą społeczne poważanie i silne wpływy.

[12] Władza niższa sprawowana w starożytnym Rzymie przez niższych urzędników.

[13] „Nazywając siebie «konserwatywnym rewolucjonistą», Tronti w rzeczywistości ma na celu podkreślenie swojej krytyki całej tradycji ruchu robotniczego.  Na łamach Dello spirito libero (O wolnym duchu, wyd. Milano 2015) pisał na przykład o sowieckim Październiku, że rewolucja «nie była wydarzeniem eschatologicznym» i że «nie przygotowała przepisu na kuchnię przyszłości». Była to raczej «desperacka i udana próba powstrzymania nadciągającej złej teraźniejszości, zatrzymania wojny, znalezienia lekarstwa na głód chłopów, odpowiedzi na wyzyskiwany trud robotników». Jego porażka wynikała zatem z poddania się logice modernizacji, a nie z niezdolności do dotrzymania kroku kapitalistycznemu rozwojowi. W rzeczywistości głównym błędem, o który Tronti obwiniał Marksa i cały ruch, jest kultywowanie iluzji, że można ścigać kapitał na polu modernizacji. «Ruch robotniczy popełnił błąd, gdy podążył za Marksem apologetą burżuazji, a odnalazł drogę, gdy podążył za Marksem krytykiem ekonomii politycznej». Jak bowiem pisał Tronti: «Nie można być bardziej nowoczesnym niż kapitalizm». Krytyka, którą dzisiejszy «rewolucyjny konserwatysta» Tronti kieruje pod adresem ruchu robotniczego i marksizmu, jest oczywiście również samokrytyką, która retrospektywnie obejmuje okres operaistyczny. «Granicą operaismo», czytamy w Dello spirito libero, «było bycie marksistowskim ponad miarę», a «konieczność bycia zawsze absolutnie nowoczesnym, w tej radykalnie antagonistycznej szkole kształcenia (scuola di formazione), okazała się ostatecznie aktem podporządkowania»” (D. Palano, Il demone di Tronti, „Tysm Review”, 26.02.2018, https://tysm.org/il-demone-di-tronti/).

[14] La politica al tramonto (Polityka o zachodzie słońca) – tytuł książki Trontiego z 1998, która jest dosyć pesymistycznym spojrzeniem na historię walk politycznych w XX wieku.

[15] Lenin jest postacią przewijającą się regularnie na kartach operaizmu, co bywa źródłem wielu kontrowersji. Sam Roggero opisuje stosunek operaistów do Lenina jako „czytanie Lenina poza Leninem” – analogiczne do książki Marx oltre Marx (Marks poza Marksem) Negriego. Przechwycili oni Lenina leninizmu – Lenina państwowca – i uchwycili go jako postać insurekcyjną, „cały czas nieustannie próbującą wymusić, przerwać i odwrócić rozwój kapitału”, na przekór jakiemukolwiek „obiektywnemu biegowi” historii. Leninowska gotowość oznacza w tym kontekście bycie przygotowanym na okazję, na dobry moment, by wykoleić rozwój kapitalizmu na przekór jakiemukolwiek marksistowskiemu determinizmowi. Nie jednak po to, by skierować historię na tory państwa proletariackiego, „socjalizmu realnego”, jak chciałaby to leninowska ortodoksja. Wręcz przeciwnie – autonomia to „zniszczenie arché” (L. Carvalho, A Laughter That Will Bury You All: The Antagonistic Gesture of Autonomia and Operaismo, London 2020, s. 90).

[16] Clinamen to łaciński termin, który znany jest głównie z pism Lukrecjusza. Opisywał on nim chaotyczne i nieprzewidywalne ruchy cząstek, z których miałaby wynikać możliwość wolnej woli człowieka. We współczesnej filozofii terminem tym opisuje się często możliwość wykroczenia człowieka poza dominujące trendy czy ideologie, na przekór determinizmowi.

[17] Mowa o Operai e capitale (Robotnicy i kapitał), najbardziej znanej książce Trontiego z 1966 (wersja poszerzona w 1971), która stała się fundamentalnym tekstem dla włoskiego operaizmu i na którą składają się głównie teksty z czasopism „Quaderni Rossi” (Czerwone Zeszyty) oraz „Classe Operaia” (Klasa Robotnicza) pochodzące z lat 60. W języku polskim ukazały się dotychczas dwa teksty z tej książki: Lenin w Anglii oraz Fabryka i społeczeństwo – oba w czasopiśmie „Praktyka Teoretyczna”. W 2019 roku nakładem Verso Books ukazało się tłumaczenie całości na jezyk angielski, Workers and Capital. Przy tej okazji warto dodać, że w jezyku polskim ukazał się jeszcze jeden tekst Trontiego pt. Klasa, rozdział z Lessico Marxiano (Leksykon Marksowski) wydanego w polsce w 2014 r. jako Marks. Nowe perspektywy.

[18] Dalsza część tego cytatu brzmi: „Jeśli ktoś musi pisać, aby działać, świadczy to o tym, że walka jest daleko w tyle. Słowa, niezależnie jak się je dobierze, zawsze brzmią jak burżuazyjne bzdury. Ale tak to już jest. W społeczeństwie wroga nie ma wolnego wyboru środków do walki z nim. Broń do proletariackich powstań zawsze pochodziła z arsenałów szefów” (M. Tronti, Operai e capitale, Roma 2006, s. 14). Roggero prawdopodobnie wyraża tutaj ten sam sentyment, jaki Tronti wyrażał wobec walki rewolucyjnej – słowa są zawsze ułomne i wyrażają niedomaganie po stronie czynów. Parafrazując: jeśli musimy pisać Trontiemu eulogie, to już jest źle. Kondycja ruchu jest w kiepskim stanie – Tronti nie jest wiecznie żywy w walce, tylko musi być utrwalany w tekstach pożegnalnych, przy użyciu słów, a nie czynów. Słów, które nie dość, że spłaszczają jego życie i myśl, to „zawsze brzmią jak burżuazyjne bzdury”.

[19] Roggero odwołuje się w tym miesjcu do pojęcia „wyjątku” oraz „stanu wyjątkowego” z filozofii politycznej Carla Schmitta. Jak czytamy w Teologii politycznej (Warszawa 2012, s. 45), „Suwerenny jest ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym”. Suweren stanowi o zerwaniach w prawie – momentach, kiedy nagle naruszana jest ciągłość jego stosowania, bez zewnętrznego powodu, poza apodyktyczną wolą samego suwerena. W tym przypadku podobnie możemy odczytywać stosunek Trontiego do tradycji marksistowskiej – jest jak suweren, który zarządza o jej zawieszeniu i rozporządza nią, idąc z nią w zupełnie innym kierunku.

„Niebo na wyciągnięcie ręki”

„niebo na wyciągnięcie ręki”

Francja mści się na policji


5 nocy temu, 27 czerwca, zamordowany został Naël, nastolatek algierskiego pochodzenia. W konsekwencji w całej francji wybuchły protesty i zamieszki. To już kolejna fala takich walk, które na dobre zadebiutowały 3-miesięcznymi zamieszkami z 2005 roku. Ma ona też silny związek z walkami z niedawną „reformą” emerytalną, jako że również występuje przeciwko trudnym warunkom życia, pracy i policji. Niektóre analizy tamtych wydarzeń wskazywały, że młode osoby z blokowisk były wtedy wielkim nieobecnym[1] – te starcia jednak sprawiły, że na ulice znów wróciły „tłumy spoza patologicznego świata Macrona, co być może oznacza, że jest większa szansa na teraźniejsze czy przyszłe splątanie ze sobą walk i grup ludzi tak, by wszystkie ruchy zostały wzajemnie wmocnione.

Wszystko to powinniśmy też rozpatrzyć w kontekście reakcji „naszego” rządu. Morawiecki już skorzystał z okazji, by szczuć na osoby imigranckie i uchodźcze na potrzeby zbliżającej się wielkimi krokami kampanii wyborczej („Nie chcemy takich scen na polskich ulicach – Nasz plan to Europa Bezpiecznych Granic). W tej proto-faszystowskiej rzeczywistości walka osób koloru, które w Europie są obywatelami drugiej kategorii, powinna się spotkać z naszą solidarnością i możliwie dużym współudziałem. Chcemy takich scen na polskich ulicach, bo oznaczają one destabilizację tego anty-ludzkiego, policyjnego porządku i szansę na życie, wbrew zaciskającej się na naszych szyjach pętli Twierdzy Europa.

Pierwszy tekst jest krótką impresją z początku trwającego powstania. Drugi czyni kilka komentarzy na temat tego, co jest pożywką dla rewolty, o związku powstańców z ich otoczeniem i przyszłości zamieszek. Jeśli jesteście zainteresowane jego tłem historycznym, polecamy niedawno opublikowany artykuł CrimethInc., a jeśli interesuje was rozwinięcie zagadnień strategicznych, polecamy fragmenty Insurekcji, która nadchodzi, która garściami korzystała z doświadczenia walk z 2005 roku – Przeciwko metropolii i W drogę!

Tout le monde déteste la police!


Kiedy rodzą się insurekcje

pierwotnie upublikowane na paris-luttes.info

Atakując stary świat

Całe pokolenie młodych ludzi przypuściło szturm na stary świat i jego fałszywe obietnice – na ratusze, szkoły, mediateki, centra kultury, supermarkety, banki i salony optyczne. To, co wydarzyło się w nocy z 27 na 28 czerwca, wykraczało daleko poza kwestię policyjnej przemocy. Ci młodzi uznali, że dotarli do granicy tolerowania policyjnej dominacji i natychmiastowo wypowiedzieli jej wojnę. I, co naturalne, zdecydowali się podjąć walkę z polityczną i ekonomiczną dominacją, która ciąży na ich życiach i przyszłości. Ataków z tych dwóch nocy – i wszystkich następnych – nie da się zrozumieć w żaden inny sposób, a już w ogóle jako niepowiązanych ze sobą.

Chwała powstańcom

Kiedy jej brat został zastrzelony, porzucona i zgettoizowana młodzież odpowiedziała bezkompromisową falą ognia. Najpierw przeciwko policji, a następnie przeciwko wszystkim siłom społecznym, które ją relegują i dominują. W Clichy powstaniec rzucił w policjantów czymś, co wyglądało jak granat. W Roubaix do trzymania policji na dystans użyto moździerza wystrzeliwującego 800 pocisków na minutę. W Vigneux kamery monitoringu zostały zestrzelone. W Neuilly-sur-Marne powstańcy wtargnęli na parking komisariatu i podpalili radiowozy. Przeprowadzono też niezliczone ataki na inne posterunki policji, z różnym skutkiem. W Dammarie-les-Lys i Trappes oddziały powstańcze zmusiły policję do opuszczenia posterunku. Ratusze też nieźle dostały: Val Fourré w Mantes-la-Jolie poszedł z dymem, podobnie jak Garges-lès-Gonnesse, z kolei ratusz w Mons-en-Barouel został splądrowany. Amiens, Île-Saint-Denis, Montreuil, Romainville: lista zaatakowanych i zniszczonych ratuszy jest tak długa, jak akty oskarżenia Sarkozy’ego. W Nanterre prefektura została zaatakowana fajerwerkami. Jednocześnie płomienie ogarnęły autobusy i tramwaje, szkoły i ośrodki kultury, supermarkety i bary szybkiej obsługi, salony optyczne i banki. W nocy 28 czerwca, podczas gdy deputowany LFI złapany dzień wcześniej w Nanterre przy próbie politycznej rekuperacji dochodził do siebie[2], powstańcy zaatakowali więzienie Fresnes, zmuszając państwo do rozmieszczenia antyterrorystów w obawie przed masową ucieczką.

Żaden separatyzm nie będzie tolerowany

Ta mała lewicowa karuzela [spierdolenia – przyp. red.], spiesząca, by zrekuperować rewoltę i ustawić się w roli prawowitego rzecznika i przedstawiciela tej powstańczej młodzieży, jest zardzewiała; jej piski irytują. „Niepożądanym”, których państwo wsadza w dzielnice relegacji i wykluczenia społecznego, nie wystarczają już obietnice polityki, tak jak petycje wzywające do rozwiązania BRAV-M[3]. Nic nie rozwiązuje porządku społecznego tak jak powstania czy przemiany pokoleniowe i młodzi ludzie to zrozumieli. Ich bunt jest bezkompromisową krytyką każdego aspektu ich zdominowanego życia. Mają dość gównianego, drogiego transportu, który jest dobry na tyle, by dowieźć do kopalni węgla, patrolowanej przez uzbrojonych paramilitarnych rekrutów. Mają dość szkół i nadzoru kulturowego, które narzucają swój format i podporządkowują całą naukę imperatywowi orientacji zawodowej i pracy. Mają dość Aldi i Lidla, gdzie wszystko przypomina im o ich ubóstwie, a każdy wybór jest wymuszony. Dość tych ulic bez przyszłości, najeżonych kamerami i patrolami, które przesłaniają im horyzonty i które nauczyli się z góry kochać. Dość McDonalda i jego bezdusznych hamburgerów, optyka i jego drogich oprawek, bankomatów, które drwią z ich pustych kieszeni. Dość tych wszystkich fałszywych potrzeb, tych wszystkich sztucznych pragnień, które są nam narzucane.

Panika na pokładzie

Dziś rano prawicowy burmistrz Neuilly-sur-Marne oświadczył: „Atakowana jest sama istota służb publicznych i Republiki”. Z kolei przedwczoraj posłanka NUPES[4] Sabrina Sebaihi skrytykowała tych, którzy spieszą robić z młodych ludzi z blokowisk „dzikusów”. Obie strony politycznego spektrum panikują. Jak mogą przywrócić porządek, by za bardzo nie ucierpieć przez nieporządek – albo nawet spróbować na nim skorzystać? Sygnały z rządu się mnożą, ale nie bez sprzeczności: mieliśmy jednocześnie minutę ciszy w Zgromadzeniu i przemówienia Darmanina, i pilne użycie dronów razem z zapowiedzią rozmieszczenia 40 tys. policjantów w całym kraju. Podczas gdy klasa polityczna była zajęta, ludzie byli na ulicach. Place de la Préfecture w Nanterre jest już przepełniony. Wszyscy wiedzą, że marche blanche dla Naëla zwiastuje całonocną zabawę dla psów[5].

Sforsować niebo

Stawką w tym wszystkim jest sprawne funkcjonowanie politycznej, gospodarczej i policyjnej dominacji nad tym społeczeństwem. Jego wygnańcy z blokowisk nie mają dokąd pójść, ale nie godzą się też na przyjęcie swojego położenia pogodzenie się ze swoją kondycją powszechnych outsiderów. Zdają sobie sprawę, że żadne reformy nie rozwiążą ich problemów, bo wiedzą, że ten świat został zbudowany na ich wykluczeniu i tylko dzięki niemu może przetrwać. W swoich sercach noszą nowy świat. Wiedzą, że aby rozkwitł, będą musieli przełamać betonowe piekło i raz na zawsze pozbyć się jego zagorzałych obrońców. Gliniarze, politycy, urzędnicy, szefowie, urbaniści: nie ujdzie wam to na sucho. Coś się zmieniło. Ci młodzi ludzie stali się samoświadomą siłą. Mają niebo na wyciągnięcie ręki.

Sprawiedliwość dla wszystkich.
Godność dla wszystkich.
Wolność dla wszystkich.

Powstańcy w metropolii

Wspierając rewoltę

pierwotnie opublikowane na Entêtement

Policja raz kolejny skradła komuś życie. Wideo z morderstwa Nahela poruszyło wielu i wstrząsnęło ludzką wrażliwością, reaktywując pamięć o policyjnych okrucieństwach. W obliczu tego horroru wiara w sprawiedliwość i legitymizację państwa została zepchnięta na bok przez pojawienie się tego dobrego uczucia, jakim jest zemsta. To uczucie jest wspólne dla całej Francji: od Nanterre przez Marsylię, Aulnay-sous-Bois, Lyon, Brest, Gujanę, aż po Belgię – lista jest długa. Zemsta stała się koniecznością.

Te trzy noce rewolty pokazały, że połączenie słów i gestów poprzez zmaterializowanie wspólnego uczucia, które napędza tę przerażającą porządek społeczny rewoltę, nadal jest możliwe. I porządek społeczny po raz kolejny ulega pęknięciu. Biorąc to pod uwagę, musi on znów wzmocnić polityczną i nekropolityczną autonomię policji: obecność BRI, GIGN i RAID w operacjach policyjnych pokazuje niezdolność rządu do opanowania sytuacji. Zeszłej nocy były one zmuszone strzelać do tłumu, próbując stłumić determinację rebeliantów.

Siła tej rewolty polega na tym, że ci młodzi i nie-tak-młodzi rebelianci wychodzą od tego, co zwysłowe i namacalne, a nie od polityki czy jakiejkolwiek ideologii. To najlepsza pożywka dla zbiorowej inteligencji, a każda z tych nocy buntu była okazją do wykorzystania jej w praktyce. Dzięki temu, niektóre ratusze, posterunki policji czy infrastruktura olimpijska nabrały ładnego koloru.

Często to właśnie w czasie rewolty życie w mieście nabiera pełnego znaczenia. Bo miasto nie jest już postrzegane jako obca przestrzeń, ale jest wreszcie doświadczane jako coś własnego: dla siebie i dla innych – tych, którzy decydują się zaryzykować i zamienić swoje otoczenie w przestrzeń konfliktu. Rebelianci znają każdy zakamarek dzielnic i miast, co pozwala im opracować strategie odpowiednie dla danego miejsca i udaremnić utrzymanie porządku. Jeśli chodzi o plądrowanie i niszczenie, są to po prostu sposoby przywłaszczenia sobie tego, co ten świat sprzedaje i gloryfikuje. Stąd sceny radości, gdy sklep zostaje splądrowany; nie trzeba się wysilać, by zdobyć ładne ubrania – wystarczy sobie pomóc.

Siła tego buntu i jego potencjalne metamorfozy zależą od tego, jak się rozprzestrzeni. Im mniejsza centralizacja, tym mniejsza władza nad rebeliantami. Każde miasto i każda dzielnica jest jego potencjalnym ogniskiem, a zatem potencjalnym nośnikiem afirmacji zrywu [la rupture] z przeszłością, który obecnie ma miejsce.

Wszyscy wiemy, co robić – nie ma potrzeby mówić nic więcej.


[1] „Jedynym ruchem, który nie został włączony do walki, jest rewolta banlieues. Nie udało się też tym razem nawiązać kontaktu między petits blanc (najbiedniejszą grupą białego proletariatu) a barbares (francuskimi dziećmi imigrantów, „rdzennymi mieszkańcami republiki”). Ma to znaczenie, jak zobaczymy później, ponieważ stawką jest tu możliwa globalna rewolucja, połączenie Północy i Południa.”, The Class Struggle in France, Maurizio Lazzarato, Ill Will, 15.04.23

[2] przyp. red.: Carlos Bilongo, wspomniany deputowany, najwyraźniej był na miejscu starć i starał się zbić na nich kapitał polityczny – czyli je zrekuperować, skooptować, przejąć na swoje polityczne potrzeby. To, że Bilongo „dochodził do siebie” po konfrontacji z osobami na ulicy jest tu wspomniane raczej żartem – został tylko lekko uderzony w głowę wyrzutnią fajerwerek, co nie spowodowało żadnego urazu. Może jedynie dumy.

[3] przyp. red.: BRAV-M – zmotoryzowane jednostki policji, które zdobyły niesławę podczas walk przeciwko reformie emerytalnej za swoją wyjątkową brutalność.

[4] przyp. red.: NUPES (Nouvelle Union populaire écologique et sociale) – lewicowy sojusz wyborczy, założony przez Jeana-Luca Mélenchona, zrzeszający większość francuskich partii lewicowych.

[5] przyp. red.: I tak faktycznie było, bo zaraz demonstracja została zagazowana przez policję i zamieniła się w zamieszki, które trwały całą noc.

Życie pośród wstrząsów

Życie pośród wstrząsów

zacięta Walka z Cop City wobec represji


Walka w tzw. Atlancie przeszła długą drogę – to, co wyglądało na początku na zwykłą kampanię w obronie lasu, mającą na celu zniechęcenie władz Atlanty do wpompowania pieniędzy w niepopularny obiekt szkoleniowy dla policji, zamieniło się w jedną z najbardziej zaciętych konfrontacji z państwem.

Po tym, jak 18 stycznia policja zamordowała Tortuguitę, ruch musiał się przegrupować. W obliczu policji strzelającej z ostrej amunicji, niemożliwe do utrzymania okazały się leśne blokady, musiały więc zostać wynalezione nowe formy walki terytorialnej. Efekty tego są opisywane właśnie w tym tekście, który analizuje rozwój sytuacji zaraz po śmierci Tort, przez reokupację parku ludowego Weelaunee i wydarzenia piątego tygodnia akcyjnego (w tym przede wszystkim zmasowany atak na plac budowy), po próbę interwencji w lokalną politykę.

Po tło do wydarzeń, które prowadziły do śmierci Tortuguity i więcej informacji o tym, jak wyglądały leśne okupacje, polecamy Las w mieście.

Viva, viva Tortuguita!
Cop City will never be built!

Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.


Od marca 2023 roku ruch w obronie lasu Weelaunee i przeciwko budowie Cop City stanął w obliczu nowych i trudnych wyzwań, a kolejne fale represji zamieniają tę walkę w historyczną konfrontację. Obrończynie lasu, prawnicy, osoby aktywistyczne, anarchiści i lokalni mieszkańcy nadal wywierają presję na podwykonawców, organizują wsparcie prawne, jak i wydarzenia kulturowe i edukacyjne. Represje mimo wszystko zbierają żniwo.

Ataki te nie są czymś unikalnym dla tego ruchu, pomimo prób wyróżnienia go podejmowanych przez władze. Pętlę systematyczne zaciska się na naszych szyjach w całym kraju, w tym poprzez zakazywanie książek, ataki na osoby trans i wolność reprodukcyjną oraz na “lewicę”. A to tylko wierzchołek góry lodowej.

Gdy zbliżamy się do połowy XXI wieku – który jak na razie można podsumować jako erę wojen, kryzysów ekologicznych, pandemii, masowych wysiedleń i konfliktów społecznych – policja ma bardziej fundamentalną rolę w rządzeniu niż kiedykolwiek wcześniej. Nikt, kto chce sprawować władzę państwową, nie może obejść się bez jej wsparcia. To wyjaśnia, dlaczego Demokraci podtrzymują swoje bezwarunkowe wsparcie dla policji nawet pomimo tego, że największy ruch protestacyjny w historii Stanów Zjednoczonych [Rebelia George’a Floyda – przyp. red.] wybuchł w odpowiedzi właśnie na jej przemoc. Wszystkie próby zreformowania policji kanałami instytucjonalnymi utknęły w martwym punkcie. Jedyną nadzieją na zmianę są teraz tylko oddolne kampanie akcji bezpośrednich, takie jak ta w Atlancie.

By utrzymać kontrolę nad coraz bardziej niestabilną sytuacją, na policji polegają rządy na całym świecie. Daje to jej ogromne wpływy i dostęp do zasobów państwowych. We Francji na przykład już lata przed, jak tamtejsza policja wystartowała ze swoją ostatnią falą przemocy wobec protestujących przeciwko reformie emerytalnej, było jasne, że ma ona nieproporcjonalny wpływ na rząd. Kolumbia, Iran i wiele innych krajów doświadczyło własnych odpowiedników Rebelii George’a Floyda właśnie dlatego, że policja zaczęła wszędzie odgrywać tę samą rolę i siłowo podtrzymywać rasistowskie dysproporcje we władzy.

A więc, podejmując walkę z Cop City, osoby w Atlancie podejmują walkę z instytucją integralną dla funkcjonowania państwa w naszych czasach; nic dziwnego, że zrobiła się z tego tak zacięta bitwa. To, co wydarzy się w Atlancie, ustanowi daleko idące precedensy.

Luty 2023

Ten rozdział walki rozpoczyna się po ostatnim nalocie policji na leśne okupacje, podczas którego patrol stanu Georgia zabił Manuel Teran, osobę broniącą lasu znaną jako Tortuguita.

Podczas ostatniego tygodnia lutego 2023 roku policja w Atlancie eskortowała ciężki sprzęt należący do Brent Scarborough Company na starą farmę więzienną w Atlancie. Podwykonawcy pracujący w ramach kontraktu z Brasfield & Gorrie pospiesznie postawili nowe ogrodzenie, wysypali tysiące kilogramów żwiru i wycięli drzewa. Pierwsza faza planu budowy, która pierwotnie miała rozpocząć się 1 maja 2022 roku, ale została zatrzymana przez trzeci tydzień akcyjny, w końcu ruszyła. Fundacja Policyjna Atlanty zamierza teraz rozpocząć “zapobieganie erozji” i wyciąć wszystkie drzewa. Obrońcy lasu sprzeciwiali się temu przez dwa lata.


(…) podejmując walkę z Cop City, osoby w Atlancie podejmują walkę z instytucją integralną dla funkcjonowania państwa w naszych czasach


Przewidując nową fazę oporu, biuro burmistrza ogłosiło utworzenie nowej, pomocniczej, społecznej specgrupy. Organizacja ta, “South River Forest Public Safety Training Center Community Task Force”, miała pogodzić wizję South River Forest z budową Cop City. W jej skład wchodzą lokalni biurokraci, biznesmeni powiązani z Cop City, personel non-profitów współpracujących z rządem, różni bigoci i “byli” agenci CIA. Pomimo tej wątpliwej obsady, Task Force miała skooptować sprzeciw, zapewniając pozory partycypacji lokalnego społeczeństwa. To jednak z od razu nie wyszło, gdy burmistrz wezwał do zorganizowania jej pierwszego spotkania za zamkniętymi drzwiami.

Organizatorzy i grupy z całego kraju zebrali się w Atlancie 4 marca, aby rozpocząć piąty tydzień akcyjny. Napięcie sięgało zenitu. Z jednej strony władze były gotowe nie cofnąć się przed niczym, by przeforsować niepopularne Cop City. Z drugiej strony, nowy model autonomicznej polityki cieszył się poparciem tysięcy osób, wiele których nie mogło doczekać się uczestniczenia w ruchu po raz pierwszy.

Piąty tydzień akcyjny

W tygodniach poprzedzających piąty tydzień akcyjny, autonomiczne grupy i osoby organizatorskie z całego kraju przygotowywały harmonogram wydarzeń, zróżnicowany zarówno pod względem kulturowym i politycznym, a lokalny kościół zaoferował się służyć jako centrum konwergencji. Przed tygodniem Ryan Millsap umieścił pojedynczą tablicę w kształcie litery A przy wejściu do parku ludowego Weelaunee, twierdząc, że festiwal muzyczny, który miał rozpocząć się 4 marca, nie otrzymał odpowiednich pozwoleń. Był to krok wstecz w stosunku do betonowych barier, które nielegalnie zainstalował przed czwartym tygodniem akcyjnym latem 2022 roku.

Nikt nie mógł powstrzymać tego, co nadchodziło – i nikt nie próbował.

Odbicie parku ludowego Weelaunee

Las był pusty. Po autorytarnej zmowie dyrektora generalnego hrabstwa Dekalb Michaela Thurmondema, burmistrza Atlanty Andre Dickensema i gubernatora Georgii Briana Kempa, która była śmiertelna w swoich skutkach, wszystkie obozowiska w lesie zostały opuszczone. Jeśli ruch miałby wykorzystać las jako miejsce akcji i konwergencji, konieczne byłoby odzyskanie parku ludowego. W tym celu, 4 marca prawie 500 osób zebrało się w parku Gresham około 10 rano. Było to wtedy największe zgromadzenie w poparciu dla ruchu, jakie miało miejsce.

Dzieci, duchowieństwo, lokalni organizatorzy, rowerzyści i autonomiczni aktywiści z całej Atlanty i Stanów Zjednoczonych spotkali się w parku, dzieląc się jedzeniem i kawą, słuchając płomiennych i szczerych przemówień. Pomimo nieustannych wysiłków mieszkańców Atlanty, by zmobilizować innych lokalsów do działania w poprzednich tygodniach, być może połowa zgromadzonych była spoza miasta. Bardzo niewielu z nich było z dużych organizacji non-profit, które poparły ruch po zabiciu Tortuguity. W całych Stanach Zjednoczonych powszechne poparcie dla ruchu pochodziło głównie od najbardziej oddanych warstw aktywistów z największą tolerancją na ryzyko – tych samych osób, które w ciągu ostatnich kilku lat sprzeciwiały się faszystowskiej przemocy na ulicy, rozbijaniu rodzin na granicy z Meksykiem, przemysłowi wydobywczemu i rasistowskiej policji. Nieobecność osób z większych formalnych organizacji ilustrowała jedno z ograniczeń, z którymi mierzył się ruch.

Około południa tłum przemaszerował przez Gresham Park do utwardzonej ścieżki rowerowej. Ścieżka ta przechodzi z Gresham Park pod drogę Bouldercrest bezpośrednio do parku ludowego Weelaunee. W miarę posuwania się tłumu, aktywiści ze wzmocnionymi transparentami i tarczami ciągnęli do przodu. Możliwość starcia z policją wydawała się wysoka; osoby z przodu były zdeterminowane, aby zapewnić bezpieczeństwo pozostałym.


Nieobecność osób z większych formalnych organizacji ilustrowała jedno z ograniczeń, z którymi mierzył się ruch.


Ostatecznie policja nie stanęła na drodze pochodu, któremu udało się ponownie otworzyć park ludowy Weelaunee. Po przybyciu na parking, który został zniszczony przez Ryana Milsapa, wszyscy zgodnie skandowali: “Będę bronić tej ziemi”. Ludzie dzielili się jedzeniem i wodą, a małe zespoły przygotowywały infrastrukturę pod masowe obozowanie.

South River Music Festival: Kwiat spomiędzy dwóch otchłani

Omawiając 14 sonatę fortepianową Beethovena (Sonatę Księżycową), kompozytor Franz Liszt opisał jej zabawną i optymistyczną drugą część jako “kwiat spomiędzy dwóch otchłani”. Podczas gdy pierwsza część jest ponura i posępna, a ostatnia część frenetyczna i mroczna, ta jowialna i lekka sekwencja w środku kompozycji figlarnie przeprowadza słuchaczy pomiędzy nimi. Siła drugiej części wynika po części z jej związku z tym, co następuje po niej. South River Music Festival odegrał podobną rolę w rozwijającym się dramacie.

Podczas czwartego tygodnia akcyjnego późnym latem 2022 roku organizatorzy sprowadzili do lasu dziesiątki zespołów, DJ-ów i wykonawców na dwa dni występów na żywo – jeden na początku tygodnia, drugi na końcu. Ostatniego dnia Ryan Millsap i jeden z jego wynajętych zbirów pojawili się w parku ludowym Weelaunee z lawetą i próbowali zniszczyć postawioną tam altanę, ale zostali odepchnięci, a ich ciężarówka została spalona. South River Music Festival budował na tym dziedzictwie, ale miał znacznie większą ambicję i skalę.

Tym razem organizatorzy zadbali o kilku popularnych artystów, takich jak Zack Fox, Father, Ethereal, Raury i Faye Webster. Sporo emocji wzbudziły także występy zespołów z diy-owego undergroundu.

Po ponownym zajęciu parku, osoby postawiły ręcznie wykonaną scenę na polanie RC Field. Była ona ozdobiona dwoma banerami: na jednym z nich, wiszącym za występującymi osobami, napisane było: “Wszystkie osoby opierające się białej supremacji, kolonializmowi, rasizmowi środowiskowemu, gentryfikacji i militaryzacji policji są dla państwa wewnętrznymi terrorystami”; drugi cytował Assatę Shakur: “Miłość jest moim mieczem, prawda moim kompasem”. Na flankach sceny były poustawiane stoły, na których rozdawano darmowe jedzenie, edukacyjne ziny, plakaty, ulotki i broszury. Nim zaczęła grać muzyka, w okolicy zdążyły zgromadzić się setki osób, podczas gdy inne stawiały namioty. Do zmroku około 1000 osób tańczyło, pogowało i kołysało się w rytm muzyki, entuzjastycznie skandując różne hasła, w tym “Stop Cop City!”.

W tym historycznym, dzikim festiwalu na bardzo spornym terenie wzięło udział wiele najbardziej kreatywnych, pełnych nadziei, szczerych i oddanych ludzi w Atlancie. W przeciwieństwie do wcześniejszego zgromadzenia i marszu, większość uczestników festiwalu muzycznego nie była aktywistami związanymi z lewicą. Gdy zabawa dobiegła końca około 3 nad ranem, wiele uczestniczek festiwalu udało się do swoich namiotów, ale większość wróciła do domów na noc. Helikopter krążył nad drzewami jeszcze jakąś godzinę, aby zastraszać i inwigilować setki pozostałych osób.

Następnego ranka park tętnił rozmowami, jedzeniem i życiem. Dzięki porannemu światłu można było zobaczyć, że namioty zostały rozbite w lesie we wszystkich kierunkach, więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Podczas trzeciego tygodnia akcyjnego, około 200 obozujących w lesie osób było rozmieszczonych po obu stronach Intrenchment Creek. Tym razem wszystkie zgromadzone trzymały się tylko jej wschodniej strony i obozowały w parku ludowym Weelaunee, co mogło utrudnić dokładne określenie ich liczby. Ale mimo wszystko było ich prawdopodobnie dwa razy więcej niż poprzednio. Kompozycja zgromadzonych też była bardziej zróżnicowana niż poprzednio, sądząc po wieku i pochodzeniu etnicznym. Być może połowa obozujacych osób była spoza miasta.

Po obiedzie na RC Field ponownie rozbrzmiała muzyka, w miarę jak coraz więcej uczestniczek zaczęło wracać do lasu.

Rajd na plac budowy Cop City

Około godziny 15:00 w niedzielę, 5 marca, ktosia w kominiarce ogłosiła setkom uczestników festiwalu muzycznego, że na RC Field za dmuchanym zamkiem spotka się marsz, który będzie miał na celu zatrzymać budowę Cop City “bezpośrednio”. Wszyscy byli zachęcani do wzięcia udziału, ale tylko pod warunkiem, że będą mogli ukryć swoją tożsamość i zakryć wszystkie identyfikujące tatuaże i znaki szczegolne. Około 500 osób zebrało się wokół sceny, słuchając muzyki, a kolejne wciąż przybywały.

Zgodnie z zapowiedzą, godzinę później tłum zaczął gromadzić się na RC Field w pewnej odległości od sceny. Praktycznie wszystkie w tym tłumie były zamaskowane, wiele osób było ubranych na czarno, inne były w pełnym kamuflażu, a jeszcze inne w mieszance obu. Po około 45 minutach tłum liczył już ponad 200 osób i spacerował wokół festiwalu muzycznego, machając i zapraszając innych do przyłączenia się, podczas gdy inne osoby uczestniczące w festiwalu wiwatowały i klaskały; słuchających zostało być może około 400 osób. Gdy tłum opuścił RC Field w kierunku drogi Constitution, grupa z prowizorycznymi tarczami przeszła na front.

Idąc Constitution, niektóre uczestniczki pochodu przeniosły około tuzina opon z pobocza na drogę, układając je na niej, by zablokować ruch w obu kierunkach. Tłum wkroczył na teren starej farmy więziennej przez południowy “prześwicie” w linii drzew, w pobliżu wejścia do Blackhall/Shadowbox Studios.

Długi odcinek trawiastej polany między drogami Constitution i Key jest prawie całkowicie pod górkę, co zmusiło to tłum do powolnego marszu, choć cała akcja zdawała się zależeć od elementu zaskoczenia. W połowie wzniesienia tłum dotarł do wału przeciwerozyjnego zbudowanego przez Brent Scarborough Company. Uczestnicy zaczęli podważać i rozcinać ogrodzenie, zniszczono dziesiątki metrów ogrodzenia po północnej i południowej stronie wykopu. Dalej zniszczono również zabezpieczającą budowę pomarańczową siatkę. Kiedy tłum dotarł do ostatniego wzgórza, w końcu pojawił się helikopter i grupa zatrzymała się. Wiele osób z tarczami przesunęło się na przód tłumu, podczas gdy osoby miotające stanęły za nimi. Zaledwie 50 metrów przed tłumem, na szczycie wzgórza, stało kolejne ogrodzenie z siatki, za którym widać było kilku policjantów, a za nimi tłum mógł dostrzec przyczepę, przenośne toalety dostarczone przez firmę United Rental, dużo koparek i inne pojazdy policyjne.

Tłum ruszył naprzód, rzucając fajerwerkami i kamieniami przez ogrodzenie w garstkę funkcjonariuszy po drugiej stronie. Policjanci uciekli do swoich pojazdów, które następnie zostały ostrzelane pociskami. W tym samym czasie brama została wyłamana, a setki zamaskowanych osób wtargnęły na teren budowy. Dziesiątki z nich pobiegły do północnej bramy przy drodze Key, rzucając kamieniami, fajerwerkami i koktajlami mołotowa w policjantów stojących po drugiej stronie ulicy lub na drodze. To pozwoliło innym zamknąć dużą bramę, uniemożliwiając policji skuteczną reakcję.

Podczas gdy brama była zabezpieczania, około 100 innych osób przystąpiło do likwidacji placu budowy – przewracały i paliły reflektory, niszczyły i podpalały pojazdy policyjne, uszkadzały, a potem podpalały koparki i ładowarki czołowe, przewracały toi-toie i zniszczyły, a potem podpaliły przyczepę operacyjną. Trwało to nie dłużej niż piętnaście minut. Bez aresztowań, bez zatrzymań i najwyraźniej bez obrażeń, setki ludzi zniknęły w lesie.

Pomimo insynuacji zawartych w oświadczeniu policji i kilku starannie sformułowanych korporacyjnych artykułach, nikt nie został aresztowany za udział w tej akcji. Do dziś nikomu nie postawiono zarzutów związanych z konfrontacją z policją w miejscu pracy, za uszkodzenie materiałów lub spalenie sprzętu.

Odwrócenie ról

Do 2023 roku ruch starał się bronić swoich pozycji w lesie Weelaunee, jednocześnie odcinając siły dążące do budowy Cop City od podwykonawców, firm ubezpieczeniowych i banków, z którymi musieli współpracować.

Po zabiciu Tortuguity, które miało miejsce 18 stycznia, ruch i policja znalazły się po przeciwnych stronach tej dynamiki. Nalot policyjny z 13 grudnia 2022 roku załamał równowagę sił; po nim, końca dobiegła rola leśnych obozowisk jako strefy obrony. Lokalnej administracji udało się zebrać się na użycia śmiertelnej siły przeciwko obozowiskom, a ruch i tak nie był w stanie bronić tego obszaru w nieskończoność, dopóki władze mogły go ciągle atakować z innych części miasta.

Z kolei w marcu 2023 roku, gdy Fundacja Policyjna starała się wykroić pozycję w lesie dla swoich podwykonawców, ruch przeprowadził na nich rajd, odwracając sytuację.

Jeśli rywalizujące siły faktycznie kopiowały swoje poprzednie strategie, to można było się spodziewać, że po tym rajdzie władze wystartują z kampanią nacisku mającą na celu zidentyfikowanie struktur wsparcia ruchu (takich jak fundusze kaucyjne lub personel medialny) i odizolowanie ich od siebie. Z kolei ruch musiałby wezwać do działania szeroką gamę sojuszników i sił, aby osaczyć i zdelegitymizować projekt, przedstawiając Cop City jako nierealistyczną zachciankę grupy niebezpiecznych fanatyków – tak samo, jak rząd próbował zdyskredytować ruch od wiosny 2021 roku.

Nalot na South River Music Festival

5 marca, około godziny 18:30, mniej więcej godzinę po rajdzie na plac budowy Cop City, policja zaczęła gromadzić się jakieś półtora kilometra od placu budowy, w pobliżu festiwalu muzycznego. Kilkadziesiąt pojazdów należących do patrolu stanu Georgii, policji w Atlancie, szeryfa hrabstwa Dekalb, Sił Szybkiego Reagowania Sandy Springs, Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Biura Śledczego Georgii i innych agencji pojawiło się zarówno przy West Park Place, jak i drodze Constitution.

W tym czasie park ludowy Weelaunee zajmowało prawie 700 osób, być może nawet więcej. Były skoncentrowane na RC Field, gdzie wciąż grały osoby artystyczne. Funkcjonariusze zaczęli opuszczać swoje pojazdy i wchodzić do lasu. Było ich zdecydowanie za mało i najwyraźniej nie mieli planu – zaczęli więc strzelać do ludzi z paralizatorów i ich obezwładniać, pozornie na chybił trafił.

Ktoś w masce wbiegł na scenę, krzycząc, że jego przyjaciel został właśnie aresztowany i zachęcając innych do wsparcia go. Niestety osoba ta nie została zrozumiana i po tłumie rozeszły się jedynie okrzyki, że przyjechała policja i zaczęła wyłapywać ludzi. Zamiast pomóc aresztowanym, kilkaset osób zaczęło rozchodzić się do swoich samochodów, większość w lekkiej panice. Kilka minut później, gdy około 300 lub 400 osób już zdecydowało się odejść, ktoś inny podszedł do mikrofonu i powiedział: “Hej ludzie, nie idźcie, nie robimy nic złego. Trzymajmy się razem. Jesteśmy tu, by słuchać muzyki, wracajcie na scenę. Będziemy najbezpieczniejsi, jeśli wszyscy będziemy trzymać się razem.”. Pod 200 osób wróciło na scenę, gdzie muzycy kontynuowali występy, pomimo paniki w innych częściach lasu.

W tygodniach następujących po nalocie, najczęstsza historia w przychylnych mediach i wewnątrz ruchu sugerowała, że wieczorem 5 marca policja losowo atakowała bezbronnych uczestników festiwalu muzycznego, godzinę po rajdzie na plac budowy. Ta narracja, plus-minus prawdziwa, zaskarbiła aresztowanym sympatię wielu ludzi, utrudniając demonizowanie ruchu.

Jednak w kontekście tej narracji niektórzy dziennikarze i politycy sugerowali, że za represje na festiwal muzyczny odpowiedzialni byli zamaskowani aktywiści, którzy zaatakowali plac budowy, cynicznie wykorzystując festiwal. Takie podejście umożliwia rządowi przeniesienie odpowiedzialności za własne tyrańskie zapędy z powrotem na ofiary.

W swoim własnym oświadczeniu z 5 marca policja twierdziła, że “grupa brutalnych agitatorów wykorzystała pokojowy protest przeciwko proponowanemu Centrum Szkoleniowemu Bezpieczeństwa Publicznego w Atlancie (sic!) jako przykrywkę do przeprowadzenia skoordynowanego ataku”. Jak na ironię, tym sformułowaniem sami się obciążyli atakiem na uczestników festiwalu, których sami uznali za “pokojowych”. Pokazuje to też jednak, że policja chce dokonać retorycznego rozróżnienia między uczestnikami festiwalu muzycznego a osobami, które zniszczyły plac budowy, mimo że 5 marca na żadne takie rozróżnienie się nie zdecydowała.

Strategie kontrinsurekcyjne nakazują siłom represji zidentyfikować cel, który można odizolować od reszty populacji. Policji nie udało się tego dokonać – postawili te same zarzuty “terroryzmu domowego” praktycznie wszystkim osobom, które aresztowała w związku z ruchem, ale nadal chce, aby opinia publiczna wyobrażała sobie, że istnieje rozróżnienie między “pokojowymi demonstrantami” a “brutalnymi agitatorami”.

Od którejkolwiek z tych historyjek bardziej interesująca jest faktyczna historia tego, co wydarzyło się na festiwalu muzycznym po rajdzie na plac budowy.

Obrona festiwalu

Po kilku pierwszych aresztowaniach na RC Field, ludzie stawili czoła policji na parkingu ludowego parku Weelaunee. Używając kamieni, tarcz i fajerwerków, zaledwie dwa tuziny obrońców festiwalu wypędziło funkcjonariuszy z parkingu. Kilka minut na parking wjechały pojazdy policyjne i wyskoczyli z nich policjanci, mając nadzieję na zabezpieczenie strefy w celu kontynuowania ataków na festiwal. Ludzie z tarczami i maskami ponownie stanęli z nimi twarzą w twarz, tym razem na odcinku ścieżki rowerowej, gdzie Ryan Millsap zerwał chodnik, oraz zaraz na granict RC Field, na polnej ścieżce prowadzącej do Living Room. Uniemożliwili im tym samym swobodne poruszanie się po okolicy.

W tym samym czasie setki osób uciekały we wszystkich kierunkach, w tym ścieżką rowerową, zaraz za liniami osób miotających kamieniami. Jest prawdopodobne, że co najmniej kilkadziesiąt kolejnych osób mogłoby zostać zatrzymanych lub aresztowanych, gdyby nie działania tych, którzy stawili czoła policji wokół parkingu. Niektórzy z tych obrońców mogli należeć do tych setek osób, które napadły na plac budowy godzinę wcześniej, podczas gdy inni byli prawdopodobnie po prostu odważnymi ludźmi, gotowymi podjąć zdecydowane kroki we wzajemnej obronie przed policyjną przemocą. Gdyby inna grupa skonfrontowała się z policją zbliżającą się przez inny parking bliżej drogi Constitution, uniemożliwiając jej dostęp również tam, cała operacja policji mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej.

Przy trzeciej próbie masowego wkroczenia do lasu, policja sprowadziła na parking opancerzonego Bearcata i wystrzeliła gaz łzawiący. Tym razem udało jej się zepchnąć obrońców festiwalu z powrotem na wciąż wybrukowaną część ścieżki w pobliżu Living Room. Niektórzy ludzie nadal rzucali kamieniami i strzelali fajerwerkami do funkcjonariuszy w okolicy. Przypadkowi funkcjonariusze, wciąż na chybił-trafił, wymierzyli z broni w przypadkowych gości parku i obozowiczów, krzycząc “Na ziemię!” i “Stój, bo strzelam!”. Nagranie pokazuje policjanta z Atlanty krzyczącego “Podejdź z rękami w górze albo cię zastrzelę. Nie wiem jak powiedzieć to inaczej, po prostu dostaniesz kulką”. Tak zachowywały się wszystkie biorące udział w nalocie agencje.

Po ograniczonym sukcesie na zalesionym obszarze i parkingu przy West Park Place, policja, która próbowała zbliżyć się przez Living Room, przeniosła się bliżej RC Field, gdzie miała lepszy widok. W trakcie tego procesu Bearcat na chwilę utknął. Przez to, że napotkała znaczny opór, nie próbowała już szarżować i aresztować wszystkich w zasięgu wzroku. Skupiła się na pojedynczych osobach, w tym na tych próbujących samotnie opuścić festiwal.

Zanim zaczęło zachodzić słońce, już około 80% uczestników festiwalu bezpiecznie opuściło las. Funkcjonariusze podeszli do dmuchanego zamku na środku RC Field i wycelowali w niego z karabinów, chcąc najwyraźniej sterroryzować dzieci lub ich opiekunów. Nad głowami unosił się helikopter, a nad linią drzew wirowały drony.

Wysoce prawdopodobne jest to, że o starciach na parkingu lub w samym lesie nie wiedział nikt, kto został na RC Field w pobliżu sceny lub opuścił pole przez drogę Constitution. Bardzo głośno grała wtedy muzyka, a sam teren był podzielony liniami drzew. Choć kilka występów musiało zostać odwołanych z powodu policyjnej blokady dostępu do parku, kilku wykonawców dokończyło swoje sety, kontynuując skandowanie z tłumem. Ten detal pojawił się później w postępowaniu sądowym, cytowany przez asystenta prokuratora Lance’a Crossa, na poparcie tego, że wszyscy tam zgromadzeni byli współwinni przestępstw popełnionych przez ruch.

W końcu duża liczba funkcjonariuszy zbliżyła się do sceny, niektórzy w sprzęcie do zamieszek. Towarzyszył im pojazd opancerzony. Pozostali uczestnicy festiwalu – z których niektórzy mogli, ale nie musieli, należeć do setek osób, które zaatakowały plac budowy prawie dwie godziny wcześniej – pozostali zjednoczeni. Kiedy funkcjonariusze się zbliżyli, wszyscy obecni połączyli ramiona i usiedli na ziemi. Zaczęli skandować “Są tu dzieci!” i “Pozwólcie nam odejść”.

Oficer dowodzący przejął megafon, prosząc tłum o wybranie pięciu przedstawicieli do negocjacji, i to samo zrobiły służby. W filmowym pokazie wzajemnego uznania sił, dwie grupy przedstawicieli powoli zbliżyły się do siebie. Zarówno grupa reprezentująca festiwal, jak i grupa reprezentująca policję szły z uniesionymi rękami, na znak nieagresji. W krótkiej rozmowie negocjatorzy zgodzili się, że pozostałe uczestniczki festiwalu nie zostaną podzielone na grupy i nie zostaną zatrzymane, spisane czy aresztowane, a każdy, kto będzie potrzebował zabrać z namiotu niezbędne rzeczy (takie jak insulina), będzie miał na to pięć minut. Osoby odpowiedzialne za sprzęt nagłaśniający lub instrumenty również dostały czas na złożenie go i spakowanie do samochodu. Solidarność muzyków i tłumu okazała się ostatecznie najbezpieczniejszą strategią.

Do końca operacji policyjnej policja zatrzymała 34 osoby. Spośród wszystkich zatrzymanych, 11 z lokalnymi adresami zostało wypuszczonych na wolność. Policja podeszła do represji głównie jako sposobu na przygotowanie komunikatu prasowego – cynicznej próby legitymizacji dyskursu o “zewnętrznych agitatorach”, powielanego przez lokalne władze i ich korporacyjne media. W rezultacie aresztowano tylko 23 osoby, z których 21 miało dokumenty tożsamości spoza stanu.

Do tej pory nikt nie został oskarżony o przestępstwa związane z fizyczną obroną festiwalu muzycznego.

Pyrrusowe zwycięstwo?

“Jeśli zwyciężymy w jeszcze jednej bitwie z Rzymianami, będziemy całkowicie zrujnowani”.

– Pyrrus z Epiru

Marsz na plac budowy był najbardziej zuchwałą akcją przeciwko Cop City od dwóch lat. Jako taki, był jednym z najbardziej polaryzujących wydarzeń i przyniósł jedne z najbardziej nietrafnych analiz. Tak czy inaczej duża część ruchu poparła akcję jako uzasadnioną, nawet jeśli miała zastrzeżenia co do jej szczegółów. Nikt nie mógł zaprzeczyć odwadze, jakiej wymagał atak na plac budowy.

Warto odnieść się do niektórych z najczęściej wyrażanych zastrzeżeń dotyczących tych wydarzeń, aby omówić wyzwania, przed którymi mogą stanąć przyszłe ruchy.

Wyciąganie pochopnych wniosków

Niektóre analizy wydarzeń z 5 marca opierają się na błędzie logicznym polegającym na myleniu skutków z przyczynami. Błąd ten dotyka ludzi we wszystkich dyscyplinach; w polityce często prowadzi do odrzucania całych strategii ze względu na wynik pojedynczego wydarzenia. Mówiąc prościej, błędem jest tu zakładanie, że represje policyjne są bezpośrednią i proporcjonalną konsekwencją bezpośrednio poprzedzających je działań. Ich czas i formę są determinuje wiele czynników – w tym środki, jakimi dysponują władze i presję wywieraną na nie z różnych kierunków. Represje też nie zawsze osiągają swój cel.

W następstwie 5 marca niektóre zaangażowane i rozważne osoby wyciągnęły pochopne wnioski, takie jak “z powodu represji czas na akcję bezpośrednią minął” i “nie da się bezpośrednio atakować policji”. Wnioski te przypominają raporty meteorologa próbującego ekstrapolować cały klimat Ziemi na podstawie pogody z jednego dnia.

Ci, którzy akceptują tę linię argumentacji, mogą popełnić inny, podobny błąd i stwierdzić, że jeśli aktywiści powstrzymają się od dalszych aktów sabotażu, unikną kolejnych aktów represji. Pokojowe nastawienie zapewni im bezpieczeństwo. To znów wydaje się intuicyjne, ale nie jest zgodne z zapisem historycznym.

Kiedy Ryan Millsap pojawił się pod koniec lipca 2022 roku z zamiarem zniszczenia parku ludowego Weelaunee i gdy później uciekł, gdy podpalono jego ciężarówkę, nie skończyło się to nalotem policyjnego ani zarzutami (choć gdyby tak się stało, niektórzy z pewnością określiliby to jako “nieuniknione”). Z kolei kiedy policja przeprowadziła nalot na las w grudniu 2022 roku, aresztowała ludzi pod zarzutami terroryzmu wewnętrznego za samo biwakowanie. Praktycznie każdy skuteczny opór, niezależnie od konkretnych taktyk, ostatecznie ściąga na siebie represje ze strony państwa i jego pomagierów, które rzadko są systematyczne lub racjonalne.

W tym konkretnym przypadku państwo dąży do zbudowania obiektu, który zmilitaryzuje policję i wyszkoli ją do tłumienia ruchów społecznych. Jeśli tak się stanie, wszelkiego rodzaju ruchy społeczne będą w przyszłości narażone na bardziej niebezpieczne represje. Rutynowa przemoc policyjna będzie grozić nawet tym osobom, które w takich ruchach. Uniemożliwienie władzom budowy Cop City jest na dłuższą metę bezpieczniejsze niż wycofanie się z walki.

I podobnie, dobrze prosperujący ruch pozwala na utrzymanie solidarności i organizacji niezbędnej do wspierania tych, którzy stoją w obliczu sądów i systemu więziennictwa. Najbardziej niebezpieczną rzeczą, jaką mogłyby teraz zrobić osoby uczestniczące w tym ruchu, byłoby zastopowanie z organizowaniem się, bo dałoby to władzom wolną rękę do przeprowadzania ataków odwetowych na odizolowane cele.

Obrona

Obrona – jako wyłączne ramy taktyczno-strategiczne – rzadko wystarcza, aby odnieść sukces na własnych warunkach. Jest to ważne, gdy zastanawiamy się, czy wydarzenia z 5 marca w jakiś sposób podkopały możliwość utrzymania obozowiska w lesie Weelaunee.

Na długo przed marcem 2023 roku administracja burmistrza Andre Dickensa, Fundacja Policyjna w Atlancie i korporacje kierujące projektem Cop City eskalowały do taktyk spalonej ziemi i porzuciły wszelkie pozory powściągliwości. Ich desperacka przemoc jest konsekwencją dwóch czynników: po pierwsze tego, że przeznaczenie środków na policję jest dla nich głównym celem, a nie czymś pobocznym, a po drugie tego, że ruch był do tej pory tak skuteczny w dużej mierze w wyniku strategii, które dały przestrzeń działaniom ofensywnym.


Uniemożliwienie władzom budowy Cop City jest na dłuższą metę bezpieczniejsze niż wycofanie się z walki.


Błędem jest wyobrażanie sobie, że władze tolerowałaby okupowaną strefę autonomiczną na terytorium obszaru metropolitalnego Atlanty w nieskończoność. Należało to już przewidzieć w maju 2022 roku, kiedy doszło do pierwszego poważnego nalotu na las, ale stało się to całkowicie jasne w grudniu tego samego roku, kiedy policja przeprowadziła bardziej intensywny nalot, a prokuratorzy postawili pierwsze zarzuty o terroryzm wewnętrzny.

To, że władze potrzebowały kilku miesięcy na przeprowadzenie nalotu w grudniu 2022 roku, nie było spowodowane tym, że ruch w tym czasie unikał konfrontacji, a raczej dlatego, że ruch zademonstrował tak dużą siłę, zarówno defensywną, jak i ofensywną. Jedynym sposobem na powstrzymanie tego nalotu byłoby pokonanie budowy Cop City przed grudniem – co wymagałoby znacznie większego wysiłku ofensywnego. Ale nawet gdyby ruch zatriumfował, policja prawdopodobnie i tak obrałaby za cel okupacje, tak jak miało to miejsce we Francji po porażce planów budowy lotniska w Notre-Dame-des-Landes.

18 stycznia – w dniu, w którym policja zamordowała Tortuguitę – stało się jasne, że ruch nie jest już w stanie bronić terytorium w lesie, przynajmniej nie za pomocą istniejącego repertuaru taktycznego. Ale to nie jest jeszcze ostatnie słowo w kwestii samej obrony.

Miejskie obozowiska

Miasteczka obozowe założone w Hiszpanii i Grecji w 2011 roku, ruch Occupy Wall Street i samozwańcze “strefy autonomiczne” stworzone w kilku miastach pod koniec rebelii George’a Floyda w 2020 roku, pokazały korzyści płynące z tworzenia przestrzeni spotkania, w której ludzie mogą się gromadzić. Jednocześnie wszystkie z nich pokazały, jak trudno jest bronić miejskich obozowisk. Przykłady te są istotne dla ruchu przeciwko Cop City, ponieważ las Weelaunee znajduje się wewnątrz obwodnicy dużego obszaru metropolitalnego.

Większość masowych miejskich obozowisk z ostatniego półtora dekady – niezależnie od ich wielkości i popularności – przebiega według tego samego schematu: Nagły wzrost, okrążenie przez policję, powolny zanik, wewnętrzny rozkład i porażka. Te, które wyłamują się z tego wzorca – jak okupacja placu Tahrir w Egipcie w 2011 roku czy powstanie na Majdanie w Ukrainie w 2014 roku – zakończyły się rewolucjami, które obaliły rządy. Innymi słowy, miejskie obozowiska mogą służyć gromadzeniu ludzi i tworzeniu żywych powiązań, a w odpowiednich okolicznościach mogą nawet pomóc w katalizowaniu nagłych masowych zmian społecznych. Nie mogą one jednak trwać w nieskończoność wobec lepiej wyposażonych przeciwników. Każdy dzień, który mija bez osiągnięcia zwycięstwa, przybliża je do eksmisji.

Być może najbardziej obiecujący niedawny przykład ruchu okupującego miejską przestrzeń publiczną miał miejsce w Portland w stanie Oregon latem 2020 roku, kiedy protestujący stawili czoła wysiłkom Donalda Trumpa chcącemu pokazać, że może stłumić miejskie niepokoje wysyłając agentów federalnych. Co jednak kluczowe, ruch w Portland nie próbował utrzymać określonej przestrzeni nieprzerwanie – kontestował ją raczej co noc.

Istnieje starszy historyczny model obrony autonomicznej przestrzeni miejskiej: ruch skłoterski, który założył centra społeczne, takie jak Ungdomshuset i Rigaer 94 w całej Europie. Pomijając fakt, że ruchy te miały swoje początki w erze względnego pokoju społecznego – i na zupełnie innym rynku, na którym dana nieruchomość była znacznie mniej istotna dla funkcjonowania kapitalizmu niż Cop City dla polityków z Atlanty – ważną rzeczą do zrozumienia na temat historycznego ruchu skłoterskiego jest to, że był on efektem ubocznym znacznie większych walk. Skłotersi byli w stanie zachować swoją autonomię tylko dzięki temu, że władze były uwiązane w bitwach zdala od swoich domów.

Na przykład w przypadku Ungdomshuset, osoby skłotujące przeprowadziły serię ofensywnych okupacji przez rok, doświadczając jednej porażki po drugiej, zanim władze miasta pozwoliły im przejąć początkową lokalizację Ungdomshuset w ramach kompromisu, który miał zapewnić pokój społeczny. Siedemnaście lat później, licząc na osłabienie ruchu skłoterskiego, władze miasta postanowiły eksmitować budynek – i w końcu im się to udało, ale po roku zamieszek i innych protestów zostały zmuszone do oddania skłotersom innego budynku.

Innymi słowy, jak argumentowali osoby uczestniczące w Rebelii George’a Floyda w kwestii “stref wolnych od policji”.

Nawet jeśli naszym celem jest po prostu utrzymanie określonej przestrzeni, musimy spriorytetyzować prowadzenie ofensywny w szerszym społeczeństwie; tak, by utrzymać naszych przeciwników w defensywie. Jednocześnie musimy włożyć energię w działania odżywiające ruchy i przestrzenie, zamiast skupiać się na obronie określonych granic. Powinniśmy rozumieć okupowane przestrzenie jako efekt naszych wysiłków, a nie jako główny cel, wokół którego się gromadzimy.

The Cop Free Zone: Reflections from Experiments in Autonomy around the US

Zwycięstwo – a tym samym prawdziwe bezpieczeństwo – nie wynika z ustanowienia nieprzekraczalnych pozycji obronnych lub planów. Nie zależy tylko od utrzymywania otwartych linii zaopatrzenia, zdobywania sympatii opinii publicznej i przyciągania masowego i zróżnicowanego uczestnictwa. Zależy też od przeciążenia przeciwnika, wymanewrowania jego logistyki, przytłoczenia jego personelu i prześcignięcia jego komunikacji.

I to samo dotyczy utrzymania terytorium – ruch musi zadbać wtedy o to, że linie frontu znajdują się gdzie indziej. Nawet jeśli celem jest po prostu wynegocjowanie traktatu pokojowego z władzami – co jest optymistycznym przedsięwzięciem w czasach, gdy nie wydaje się, by ktokolwiek był w stanie pójść na kompromis – będzie to możliwe tylko wtedy, gdy ruch będzie mógł naciskać ofensywnie. Bezpieczeństwo wynika ze zwinności, a nie brutalnej siły. Determinuje je to, co dzieje się na linii frontu, a nie wewnątrz zamku.

Granice strategii odtraszania

Podobnie jak wiele wcześniejszych ruchów, ruch obrony lasu Weelaunee początkowo opierał się na “strategii odstraszania”. W cieplejszych miesiącach obozowiska leśne korzystały z gęstej osłony korony drzew, która tworzyła teren nieprzewidywalny dla policji. I rzeczywiście, do 5 marca 2023 roku policja praktycznie nigdy nie zapuszczała się do lasu w nocy. Dlatego też okupacja lasu trwała ponad rok, znacznie dłużej niż którekolwiek z wyżej wymienionych obozowisk miejskich.

Z drugiej strony przez pierwsze półtora roku uczestnicy ruchu zakładali, że policja będzie stosować ograniczoną przemoc. Zmieniło to zabójstwo Tortuguity.

Jeśli policja nie polegaja na poparciu społecznym i jeśli władze miasta mogą przyjąć je za pewnik (bo ich skrajnie prawicowa republikańska konkurencja jest jeszcze mniej popularna niż oni sami) to błędem jest poleganie na publicznym oburzeniu w nadzei na zniechęcenie policji do przemocy. W miarę jak przemysł filmowy i produkcja samochodów elektrycznych przenoszą się do Georgii, wiele obszarów miejskich i przedmieść zapełnia się zamożnymi liberalnymi imigrantami z północnego wschodu i zachodniego wybrzeża, wypychając biednych na przedmieścia Atlanty i zmieniając poglądy wyborcze tych obszarów. W rezultacie Georgia jest na krawędzi stania się swing state w wyborach federalnych. Daje to lokalnym politykom znaczną przewagę, którą prawdopodobnie wykorzystają do wywierania presji na swoich kolegów zarówno na szczeblu lokalnym, jak i krajowym, i zapewnienia sobie ich wsparcia bez względu na to, co robią.


Zwycięstwo (…) nie wynika z ustanowienia nieprzekraczalnych pozycji obronnych lub planów. (…) Zależy też od przeciążenia przeciwnika, wymanewrowania jego logistyki, przytłoczenia jego personelu i prześcignięcia jego komunikacji.


Nawet jeśli ruch będzie w stanie temu przeciwdziałać poprzez wywieranie własnego nacisku, stanie się to tylko w wyniku opracowania nowej strategii odstraszania na nowych podstawach po zabójstwie Tortuguity – na przykład poprzez spowodowanie znaczących materialnych konsekwencji lub uczynienie całego projektu Cop City tak kosztownym, by był nieopłacalny nawet dla jego głównych zwolenników.

Patrząc przez ten pryzmat, niedociągnięcia akcji z 5 marca nie wynikały z ani z tego, że była ona niepotrzebnie ofensywna, ani ze złego wyczucia czasu czy nieadekwatnej obrony, ale raczej z tego, że sama ta ofensywa była nieadekwatna.

Czas i przestrzeń

Niektóre osoby stwierdziły, że nie sprzeciwiają się marszowi na placu budowy, a jedynie jego terminowi. Najsilniejsza wersja tego argumentu sugeruje, że marsz mógł odbyć się pod koniec tygodnia lub po festiwalu muzycznym. Argumentuje się, że gdyby marsz odbył się w innym czasie, mógłby nie mieć aż tak negatywnego wpływu na inne taktyki, działania lub grupy.

Tydzień akcyjny, jako narzędzie organizacyjne, pozwala dużej liczbie osób na zebranie się w określonych miejscach i czasie. To zagęszczenie osób umożliwia pewne działania, które w przeciwnym razie byłyby niemożliwe. Na przykład ponowne zajęcie parku ludowego Weelaunee 4 marca było częściowo łatwiejsze dzięki setkom osób stojących na czele tłumu z tarczami, transparentami i maskami. Przybycie setek uczestników spoza Atlanty było kluczowe, by kolejne kilkaset mieszkańców mogło obozować w lesie – coś, na co po zabiciu Tortuguity niewielu było gotowych.

Chociaż nie możemy wiedzieć tego na pewno, prawdopodobnym jest, że wiele tych gości spoza miasta, którzy przybyli na festiwal muzyczny 4 i 5 marca, planowało wyjechać już w poniedziałek [6 marca – przyp. tłum]. Byłoby to zgodne z przebiegiem poprzednich tygodni akcyjnych, w których tłumy podczas weekendu otwarcia i zamknięcia były znacznie większe niż liczby osób obecnych w ich środku. Z kolei ostatni weekend tego tygodnia akcyjnego został zorganizowany wokół festiwalu Food Autonomy, podczas którego rolnicy i przyrodnicy mieli omówić swoje projekty związane z żywnością z całego kraju. Jeśli już, to byłby to gorszy czas na marsz na plac budowy.

Jeśli cała ta analiza jest prawidłowa, to marsz na plac budowy mógł być niemożliwy w żadnym innym terminie niż 4 lub 5 marca. W takim przypadku nie chodzi o to, kiedy powinien się odbyć, ale o to, czy w ogóle powinien się odbyć.

Nie neguje to jednak tego, że akcja miała miejsce w złym czasie. W pewnym sensie nie ma dobrego czasu na przeprowadzenie takiej ofensywy, która popycha ruch do granic jego możliwości.

Mając ryzyko pod kontrolą

“Separacja czasu i przestrzeni” oraz różnorodność taktyk to zasady przewodnie tego ruchu. Ogólna idea polega na tym, że wydarzenia wiążące się z różnym stopniem ryzyka powinny odbywać się w różnych miejscach lub w różnym czasie, aby uczestnicy ruchu mogli świadomie dobierać działania. W idealnej sytuacji ramy te powinny umożliwić grupom z większą tolerancją na ryzyko stosowanie preferowanych taktyk bez obawy, że inni poniosą ich konsekwencje.

Jednocześnie ruch w obronie lasu Weelaunee zawsze korzystał na splataniu różnych taktyk i strategii w symbiotyczną całość. Muzyka i skandowanie w ostatnią noc czwartego tygodnia akcyjnego miały większe znaczenie zaraz obok spalonego wraku ciężarówki Ryana Millsapa. I wzajemnie: wsparcie różnych scen muzycznych sprawiło, że więcej osób było gotowych do walki z Cop City. Uniemożliwiając policji rozróżnienie między “pokojowymi protestującymi” a “brutalnymi agitatorami”, podejście to umożliwiło ruchowi wstrzymanie procesu budowy na prawie rok.

Dopóki istniała równowaga sił między ruchem a policją, wysoka tolerancja na ryzyko niektórych uczestników ruchu przyczyniała się do bezpieczeństwa wszystkich. Zmieniło się to dopiero w grudniu, kiedy policji w Atlancie udało się sprowadzić szeroką gamę agencji represyjnych z całej Georgii, aby przejść do ofensywy.

Od 2023 roku administracja i agencje policyjne nie postrzegają już ruchu przeciwko Cop City jako ruchu protestacyjnego. Przynajmniej niektóre z grup w rządzie zaczęły traktować sytuację jak powstanie, wprowadzając działania i strategie wojskowe: kontrataki, ataki wyprzedzające mające na celu zakłócenie punktów zbiórki i logistykę, kary zbiorowe, prześladowanie polityczne, oskarżenia karne, pokazowe procesy i stosować zabójczą siłę. Utrudnia to utrzymanie podziału czasu i przestrzeni pomiędzy różnymi poziomami ryzyka. Policja zaczęła reagować nawet na najdelikatniejsze działania prawne, tak jakby były one dziełem “wewnętrznych ekstremistów”. Kiedy nawet wyklejenie ulotki może skutkować oskarżeniem o “zastraszanie” i “stalking”, nie ma większych korzyści z wyboru taktyki, która zwykle byłaby mniej ryzykowna.

Największym niebezpieczeństwem w tej sytuacji jest to, że ciągła eskalacja rozrzedzi ruch, pozbawiając go inkluzywnego charakteru, który był źródłem jego siły. Z drugiej strony jednostronna deeskalacja jest niemożliwa, bo za nasilanie się przemocy odpowiedzialna jest przede wszystkim policja. I, przede wszystkim, trudno mówić o deeskalacji w momencie gdy duża część lasu już została zredukowana do wydm z odsłoniętej gliny i ziemi, zmuszając jelenie wirgińskie i inne stworzenia do opuszczenia swoich domów i przeniesienia się na niegościnne pobliskie tereny.

Po wydarzeniach z 5 marca dalsza droga wydawała się niepewna. Jeśli działania najlepiej oceniać na podstawie tworzonych przez nie horyzontów możliwości, to marsz na plac budowy ani nie zwiększył częstotliwości kolejnych akcji bezpośrednich czy sabotażu, ani nie zainspirował nowej fali ogólnokrajowych akcji solidarnościowych. W obliczu takiej skali represji kluczowe jest wprowadzanie nowych strategii i taktyk, zanim ruch zostanie zapędzony w ślepą uliczkę. Najlepsze z nich nie tylko urzeczywistniają plany i spełniają pragnienia osób uczestniczących, ale poszerzają też wyobraźnię całego ruchu.


(…) ruch w obronie lasu Weelaunee zawsze korzystał na splataniu różnych taktyk i strategii w symbiotyczną całość.


Przez to wszystko wydarzeń z 5 marca nie powinniśmy uważać ani za porażkę, ani za niekwestionowalny sukces. To, co się wydarzyło, najlepiej można podsumować raczej jako “pyrrusowe zwycięstwo”. Marsz na plac budowy zdołał zadać kolejny cios planowi budowy Cop City – podniósł koszty ochrony budowy, uczcił pamięć Tortuguity i ustanowił nowe precedensy dla oporu – ale próba powtórzenia tego modelu w najbliższym czasie prawdopodobnie zniszczyłaby ruch.

Pokłosie

Wszystkie 23 osoby aresztowane podczas festiwalu muzycznego zostały oskarżone o terroryzm wewnętrzny na podstawie Ustawy HB 452 Georgii. Żadna z nich nie jest oskarżona o rzucanie kamieniami w policję; żadna nie jest oskarżona o strzelanie fajerwerkami w pojazdy opancerzone; żadna nie jest oskarżona o używanie koktajli mołotowa do ochrony protestujących ani o podpalanie sprzętu niszczącego Ziemię. Zamiast tego wszystkie są oskarżone o noszenie czarnych ubrań i kamuflażu, ślady błota na butach, uciekanie przed funkcjonariuszami, zadyszkę, mokrą odzież i bycie zamaskowanymi. Nakazy sądowe dla wszystkich 23 osób są identyczne; wymieniają te same ogólniki dla wszystkich z nich, bez odniesienia do konkretnych dowodów lub świadków.

Wszystkie osoby – zarówno zatrzymane, jak i aresztowane – zostały przywiezione do Gresham Park na przesłuchanie przez Biuro Śledcze Georgii i Federalnych. Wśród przesłuchujących był co najmniej jeden mężczyzna który udawał, że pracuje dla biura prokuratora okręgowego i zwodniczo sugerował, że zatrzymani mogą mu ufać. Jednym z głównych przesłuchujących był agent o nazwisku Ronald C. Sluss, który później pojawił się jako jedyny świadek na rozprawach sądowych i przedprocesowych. Razem z czterema innych agentami w cywilnych ciuchach uczestniczył w proteście 21 styczniu, a później w mobilizacji w ratuszu z 15 maja.

Niestety, wiele z zatrzymanych i kilka aresztowanych osób udzieliło informacji organom ścigania. Konsekwencje tych rozmów nie są jeszcze w pełni znane.

Niektórzy obawiali się, że konsekwencje nalotu na plac budowy z 5 marca lub późniejszego nalotu policji na festiwal muzyczny zmiażdżą ruch. Rzeczywiście, koszty represji były coraz wyższe. Ponadto wielu obawiało się, że przeciwko aktywistom zostaną wniesione oskarżenia na podstawie ustawy RICO (“Racketeer Influenced and Corrupt Organizations”), w oparciu o informacje, które biuro prokuratora okręgowego przekazało tylnymi kanałami przed tygodniem akcyjnym.

Niemniej jednak, tak jak 5 marca nie skończyły się represje wobec ruchu, tak nie skończył się sam tydzień akcyjny.

Tydzień akcyjny trwa

Przez kilka następnych dni co najmniej 100 osób obozowało w parku ludowym Weelaunee. Wielu z nich pozostało tam w noc nalotu. Gromadząc się wokół ognisk i pieców, osoby aktywistyczne dalej omawiały strategie ruchu, koordynowanie działań oraz organizowanie wycieczek i spacerów z przewodnikiem. Inni organizowali duchowe ceremonie i modlitwy. Policja już nie wkroczyła na teren obozowiska, choć kilka razy dziennie wysyłała drony i helikoptery, by obserwowały teren. Po drugiej stronie rzeki plac budowy Cop City był kupą popiołu. Na całym świecie relacje radiowe, nagłówki i memetyczne materiały wideo informowały o ataku na obiekt. Organizatorzy South River Music Festival potępili represje, nie godząc się jednocześnie na potępienie rajdu na plac budowy. W tym samym czasie w Atlancie trwały też inne akcje.

Przez resztę tygodnia dziesiątki osób spotykały się w centrum miasta za dnia, by planować działania. Maszerowali do lobby fundatorów Cop City, pikietowali przed biurami i rozdawali ulotki. Seniorzy zakłócili pracę Brasfield & Gorrie, domagając się bojkotu APF. Banery potępiające Cop City pojawiały się na autostradach międzystanowych i głównych arteriach komunikacyjnych przez cały tydzień.

Policja była na ostrzu noża. Kiedy grupa starszych aktywistów zebrała się na ulicy Peachtree, aby rozdawać ulotki o Cop City, dziesiątki pojazdów policyjnych – w tym jeden opancerzony – i prewencyjni zmobilizowali się, by stawić im czoła. Rozproszyć się kazał im sam szef policji w Atlancie, Derrick Shierbaum. Miało to miejsce w środku popołudnia na najbardziej ruchliwej ulicy w centrum miasta.

Bez cienia wątpliwości

W czwartek, 9 marca, kilkaset osób zebrało się w King Center w Old Fourth Ward. W tamtym czasie był to największy protest, jaki miał miejsce poza lasem; ludzie zebrali się w historycznym miejscu w strugach deszczu. Gdyby nie uporczywa ulewa, mogłoby pewnie przyjść ich dwa razy więcej.

Wydarzenie zostało zorganizowane przez czarne organizacje w Atlancie zaangażowane w powstrzymanie Cop City. Przez kilka tygodni wcześniej biuro burmistrza wywierało presję na swoich klientach w lokalnej lewicy, wysyłając byłego członka Demokratycznych Socjalistów Ameryki i senatora stanowego Vincenta Forta na spotkania prawie każdej lokalnej czarnej organizacji non-profit i organizacji. Burmistrz Andre Dickens wysłał Forta i innych do Rady Pracy oraz na spotkania grup abolicjonistycznych, grup sprawiedliwości społecznej i organizacji zajmujących się prawami lokatorskimi. Starał się przekonać wszystkie podmioty, z którymi współpracuje, dotuje, ma podpisane kontrakty oraz które mianuje na stanowiska, że powinny bojkotować ruch Defend the Forest/Stop Cop City, a w szczególności powinny trzymać się z dala od protestu zaplanowanego na 9 marca.

Nad biurem burmistrza wisiało widmo dużej, czarnej mobilizacji. Wszyscy przeciwnicy ruchu w lokalnym rządzie i departamencie policji, a także neoliberalni centryści i oddolna, wykształcona na uniwersytetach skrajna lewica, mają tendencję do usprawiedliwiania swojego sprzeciwu lub obojętności wobec tego historycznego ruchu tym, że według nich składa się on głównie z białych ludzi spoza miasta. Mobilizacja z 9 marca mogłaby zagrozić tej narracji, gdyby położyła nacisk na udział czarnych mieszkańców i mieszkanek Atlanty, tak jak to miało miejsce podczas styczniowej akcji w Morehouse.

Jak można się było spodziewać, ostateczny wysiłek władz miasta mający na celu zablokowanie tej demonstracji przybrał formę przytłaczającej reakcji policji. Policja w sprzęcie zamieszkowym, w pojazdach opancerzonych, helikopterach, radiowozach, na rowerach, pieszo i w nieoznakowanych samochodach otoczyła demonstrację na kilka przecznic we wszystkich kierunkach. Mobilizację tę można porównać jedynie do tego, jak policja reaguje na wydarzenia związane z bezpieczeństwem na skalę ogólnokrajową. Na ulicy było więcej funkcjonariuszy niż wokół CNN Center w 2020 roku podczas rebelii George’a Floyda; być może ze względu na to, że teraz nie było Gwardii Narodowej, która mogłaby wesprzeć lokalną policję. Głównymi odbiorcami tej policyjnej mobilizacji byli dyrektorzy korporacji i biali, zamożni secesjoniści z Buckhead, których wydarzenia z 5 marca mogły przestraszyć.

Z punktu widzenia bezpieczeństwa, obecność policji była całkowicie bezcelowa, ponieważ organizatorzy wydarzenia już wcześniej ogłosili zamiar zorganizowania pokojowego zgromadzenia. Przyszli nawet z własną ochroną – choć niestety ochrona ta czasami stała tyłem do policji, zwrócona w stronę tłumu, zamiast go chronić. W każdym razie wydarzenie było zacięte i udowodniło, że duża liczba ludzi jest nadal gotowa wyjść na ulice.

Podczas gdy tłum się gromadził, na temat pilnej potrzeby powstrzymania Cop City jedna po drugiej przemawiały osoby z różnych organizacji. Mówiły o kwestiach, z którymi borykają się czarni mieszkańcy Atlanty i nie tylko. Matka Tortuguity, Belkis Teran, zwróciła się do tłumu, zachęcając ludzi do zrobienia wszystkiego, co w ich mocy, aby chronić las i powstrzymać projekt. Powiedziała zebranym, że krew jej dziecka płynie teraz w żyłach ruchu. Mówca ze świętych terenów Muscogee Creek Helvpe w Oklahomie przemawiał obok wojujących abolicjonistów, czarnych nacjonalistów i innych czarnych organizatorów. Jeden z nich długo mówił o potrzebie rozwijania infrastruktury, umiejętności i materiałów, aby wspierać “naszych wojowników”. Sądząc po fleksji w ich głosie, rytmie ich wypowiedzi i czasie wydarzenia, mówili o tych, którzy podejmują akcje bezpośrednie, w tym działania z 5 marca. Tłum był radosny, pomimo pogody. Po przemówieniach organizatorzy ogłosili tłumowi, że zamierzają stanąć za kilkoma transparentami, trzymać się razem i maszerować do siedziby Fundacji Policyjnej Atlanty. Była to niezwykle odważna decyzja.

Gdy tłum zebrał się za transparentami i wyszedł na ulice, skandował bojowe, antypolicyjne hasła. Helikoptery krążyły nad głowami, a czerwone pickupy – prawdopodobnie pełne tajniaków – krążyły w pobliżu demonstracji. Pozostając w szyku, tłum w końcu dotarł do ulicy Peachtree, docierając do siedziby APF w wieżowcu, który jest własnością Banyan Street Capital. Budynek był całkowicie zabity deskami, podobnie jak niektóre sąsiednie banki, które zostały zdewastowane podczas demonstracji 21 stycznia w odpowiedzi na zabicie Tortuguity. Przed wejściem ustawiła się policja z pałkami w rękach. Tłum stawił im czoła. Atmosfera była napięta, ale tłum liczący prawie 600 osób pozostał zjednoczony, skandując jednogłośnie “Stop Cop City”, a także popularne obecnie “Cop City nigdy nie zostanie zbudowane!”.

Po zaciekłych i płomiennych przemówieniach grupa odeszła bez incydentów. Trzymając się razem, wszyscy wrócili do King Center i rozeszli się, uważając, aby policja nie złapała nikogo w drodze do domu.

Od tego wydarzenie z dala trzymały się prawie wszystkie media. Poza jednym artykułem w The Guardian, prawie nikt nie informował ani o proteście, ani o masowej mobilizacji policji, która mu się przeciwstawiła.

Zakończenie piątego tygodnia akcyjnego

Rankiem 10 marca helikoptery krążyły nad Lakewood Environmental Arts Foundation (LEAF). Dziesiątki policjantów z karabinami w rękach dokonało nalotu na zagrodę należącą do organizacji non-profit. Funkcjonariusze wybili okna, zatrzymali mieszkańców i zniszczyli ich rzeczy.

Nakaz przeszukania – udostępnienia którego policja rzekomo odmówiła podczas nalotu – został podpisany przez sędziego hrabstwa Fulton. Funkcjonariusze twierdzili, że szukają materiałów związanych z “wewnętrznym terroryzmem”, takich jak “pudełka z gwoździami” i “deski z drewna”. Nawet z tym absurdalnie szerokim nakazem nie znaleziono niczego takiego.

Niektórzy uważali ten dom za “bezpieczniejszą” lokalizację. Miał on być miejscem oferującym zakwaterowanie podczas tygodnia akcyjnego dla osób, które szczególnie unikały ryzyka lub miały potrzeby, których inne lokalizacje nie mogły zaspokoić. Policja aresztowała tam jedną osobę za niepowiązany z niczym mandat za parkowanie – wykroczenie, które w większości stanów nie prowadzi do aresztowania, ale za które mieszkańcy Georgii są rutynowo osadzani w więzieniach. Była to poważna eskalacja, potwierdzająca nową strategię: państwo zaczęło agresywnie atakować to, co władze postrzegały jako struktury wsparcia ruchu.

10 marca, kilka godzin po nalocie na LEAF, protestujący zaczęli gromadzić się w East Atlanta Village w parku Brownwood. Tłum ten został zorganizowany przez koalicję nauczycieli, młodych uczniów i ich rodziców, którzy wielokrotnie organizowali wydarzenia w lesie i protesty. W wydarzeniu tym wzięło udział ponad 100 osób, które otrzymały entuzjastyczne wsparcie od sąsiadów i kierowców.

Później tego samego dnia tłum zebrał się pod więzieniem hrabstwa Dekalb, gdzie nadal przetrzymywani byli aresztanci ze stycznia i marca. Ponad 100 osób przemaszerowało chodnikiem, waląc w garnki i patelnie oraz skandując hasła wyrażające solidarność z przetrzymywanymi tam osobami. Chcąc przyczynić się do rozwoju sytuacji, niektórzy więźniowie zaczęli wybijać szyby od wewnątrz aresztu. Nie był to pierwszy taki przypadek w tym cieszącym się złą sławą zakładzie. Po wybiciu szyb, niektórzy zaczęli rzucać odręcznie napisane notatki w tłum na ulicy poniżej. Inni wymachiwali koszulkami i szmatami, aby zwrócić na siebie uwagę tłumu. Kiedy policja i strażnicy wyszli na chodniki, aby przyjrzeć się zamieszaniu, więźniowie w środku podpalili przedmioty i rzucili nimi w funkcjonariuszy, ku uciesze tłumu.

Później uwięzieni obrońcy lasu poinformowali, że noise demos na zewnątrz tego zakładu z ostatnich dziesięciu lat stały się folklorem dla niektórych osób przebywających w środku, które rozumieją je jako inicjatywę “anarchistów”. Niektórzy więźniowie posiadają wydrukowane fragmenty, wycinki z gazet, nabazgrane listy i inne archiwalne dokumenty przekazywane z celi do celi, szczegółowo opisujące historię tych wydarzeń i ich znaczenie.

W weekend, gdy tydzień akcyjny dobiegał końca, w lesie zebrało się kilkaset osób – niemalże zupełnie nowa zgraja. Zaczął się Festiwal Autonomii Żywności. Przez następne dwa dni drobni hodowcy, rolnicy miejscy, przyrodnicy, ogrodnicy i inne osoby z całego kraju organizowali rozmowy przy ognisku, warsztaty, piesze wycieczki i wspólne posiłki w parku ludowym Weelaunee. Pomimo helikopterów nad głowami i sporadycznych prób zastraszenia uczestników przez policję, weekend trwał bez przeszkód. Według doniesień, kilkaset roślin owocowych zostało przesadzonych do różnych miejsc w lesie. Na początku czerwca prawie 70% zasadzeń przetrwało i wykazywało oznaki wzrostu.

W następnym tygodniu, w połowie marca, władze miasta zaczęły nakładać bezpodstawne grzywny i naruszenia kodeksu na kościół przy Park Avenue, który pozwolił protestującym na wykorzystanie obiektu jako miejsca spotkań na początku marca. Uczestnicy co najmniej dwóch oddzielnych diy-punk koncertów – jednego w lokalnej przestrzeni artystycznej i jednego w domu – byli obserwowani przez policję za pomocą drona i helikoptera. Na skanerach policyjnych funkcjonariusze określali młodych uczestników jako “protestujących”. Oba wydarzenia były zbiórkami pieniędzy dla osób, którym postawiono zarzuty w związku z aresztowaniami z 5 marca.

Nadchodzące miesiące miały być niezwykle trudne.

Zrobienie porządku

13 marca, pierwszego dnia po piątym tygodniu akcyjnym, rodzina Tortuguity i jej prawnik opublikowali przerażające wyniki niezależnej sekcji zwłok. Raport wskazywał na to, co wielu już podejrzewało: Tortuguita nie strzelało do policji. Nie “zastawiło zasadzki” na funkcjonariuszy, jak twierdziło Biuro Śledcze Georgii, ani nie “wdało się w wymianę ognia”, jak twierdził New York Times. Pomimo retoryki kilku bojowników, Tortuguita nie przeprowadziło zbrojnego ataku na państwo, chociaż takie działanie mogłoby być zrozumiałe w obecnym klimacie. Sekcja zwłok zamiast tego sugeruje, że zostało zamordowane siedząc na ziemi.

Według raportu prawdopodobnie siedziało ze skrzyżowanymi nogami. Miało obie ręce w powietrzu z dłońmi skierowanymi w swoją stronę. Według matki Tortuguity, Belkis, jest to pozycja używana przez ich społeczność do medytacji. Zginęło w wyniku 57 ran postrzałowych, w tym kilku oddanych z bliskiej odległości pod różnymi kątami. Krótko mówiąc, zostało rozstrzelane.

Co najbardziej obciążające, sekcja zwłok wykazała, że na dłoniach Tortuguity nie było “śladu po wystrzale”. Wszelkie takie pozostałości można łatwo przypisać strzałom z bliskiej odległości wymierzonym bezpośrednio w ich, w tym w obie ich dłonie – rany po których przypominają stygmaty. Pomijając lokalne media, z których większość jest własnością zwolenników Cop City, krajowe relacje z zabójstwa z 18 stycznia nie zawierają już twierdzenia, że Tortuguita strzelało do patrolujących, na co urzędnicy nadal nie przedstawili żadnych dowodów pięć miesięcy później.

Dla wielu raport ten był oczyszczający. Dla innych był to szokujący dowód brutalności. Jeszcze inne nie uwierzyły w to, co usłyszały, nie dając wiary ani analizie ruchu, ani raportom władz. Wyniki niezależnej autopsji zostały wzmocnione przez ustalenia oficjalnego raportu z autopsji hrabstwa Dekalb, który został opublikowany dopiero 21 kwietnia.

Reszta marca była wyzwaniem zarówno dla lokalnych władz, jak i aktywistów. Burmistrz Andre Dickens stanął w obliczu presji ze strony ruchu, ale także potężnych sił w rządzie stanowym i Fundacji Policyjnej. W ostatnich tygodniach marca lokalne serwisy informacyjne wielokrotnie przedstawiały Dickensa na wydarzeniach obywatelskich, ściskającego ręce wolontariuszom, przecinającego wstęgi i bawiącego się z małymi dziećmi. Starali się tak kreować publiczny wizerunek Dickensa, by odwrócić uwagę od jego represji wobec powszechnych protestów – zwłaszcza po raporcie z sekcji zwłok z 13 marca.

Podczas wystąpień sądowych prokurator John Fowler nakreślił obraz rozległej sieci konspiracyjnej koordynowanej przez dobrze finansowane przywództwo. Prokurator Lance Cross argumentował, że uczestnicy festiwalu muzycznego brali udział w niszczeniu konstrukcji Cop City, ponieważ między piosenkami skandowali “Stop Cop City”. W tym samym czasie aktywiści starali się wspierać oskarżonych i tych, którzy wciąż przebywają w więzieniu. W całym kraju ludzie organizowali komitety wsparcia i zaczęli wydawać oświadczenia dla lokalnej prasy na temat aresztowanych spoza stanu. Zaczęli organizować też zbiórki pieniędzy, prowadzić działania informacyjne i organizować lokalne akcje solidarnościowe. Przez cały marzec i większość kwietnia ruch pojawiał się w krajowych i lokalnych wiadomościach każdego dnia. Relacje były pozytywne, częściowo dzięki niestrudzonym wysiłkom osób aktywistycznych, które kontynuowały współpracę z dziennikarzami i redaktorami w celu doprecyzowania faktów i dostarczenia cytatów.

24 marca dyrektor generalny hrabstwa DeKalb, Michael Thurmond, zorganizował konferencję prasową. Ogłosił plany zamknięcia Intrenchment Creek Park (tj. parku ludowego Weelaunee) by zapewnić “bezpieczeństwo” mieszkańcom Atlanty. Twierdził, że jego pracownicy odkryli w lesie “deski z gwoździami”, inne niebezpieczne śmieci i że musi zamknąć park dla bezpieczeństwa mieszkańców południowo-zachodniego hrabstwa DeKalb. To manewr wyciągnięty prosto z podręcznika Kasima Reeda, byłego burmistrza Atlanty, który nakazał policji wzniesienie 10-metrowych ogrodzeń wokół Woodruff Park, aby zmiażdżyć ruch Occupy Atlanta ze względu na “zdrowie i bezpieczeństwo publiczne”. Zdjęcia, które Michael Thurmond pokazał ludzio, przedstawiały przypadkowe kawałki śmieci i desek wcześniej będące częścią domków na drzewie, które policja DeKalb zniszczyła. Od połowy czerwca park pozostaje zamknięty.

Zamknięcie parku umożliwiło Fundacji Policyjnej Atlanty rozpoczęcie wycinki na terenie farmy więziennej bez obawy, że protestujący lub media zmobilizują się po drugiej stronie potoku.

Bez obozowiska na miejscu i widocznym spadku liczby nocnych sabotaży, wycinka Weelaunee rozpoczęła się 31 marca. Firma Brasfield & Gorrie zleciła zniszczenie drzew Brent Scarborough Company, przedsiębiorstwu współpracującemu z gubernatorem Kempem i Fundacją Policyjną. Co stało się z Atlas Technical Consultants, firmą, która zazwyczaj zajmuje się karczowaniem i czyszczeniem tereny, i która była celem dziesiątek akcji w całym kraju – nie wiadomo.

Przez tydzień, przez całą dobę trwała wycinka drzew na terenie starej farmy więziennej Atlanty. Policja rozstawiła się po całym jej obszarze; na każdym skrzyżowaniu dróg Key i Fayetteville zaparkowanych były radiowozy, a na drodze Constitution rutynowo stawiano punkty kontrolne; wokół całego lasu ubrani w garnitury mężczyźni w nieoznakowanych pojazdach nagrywali każdy przejeżdżający pojazd, a nocą nad strefą unoszą się drony. Koszty tej ochrony nie są jeszcze znane, ale prawdopodobnie wynoszą setki tysięcy dolarów.

Deforestacja i jej konsekwencje

Przez cały kwiecień trwała wycinka. Co zaskakujące, w obronie lasu nie zmaterializowała się żadna znacząca siła, poza jedną z grup, która gdzie indziej miała spalić trzy maszyny należące do Brent Scarborough Company. Osoby lizały rany i przygotowywały się do kolejnej fazy oporu, ale represje zaczęły wywierać wpływ na wyobraźnię i układ nerwowy tych, którzy od 2021 roku brali udział w obozowiskach oraz akcjach bezpośrednich na miejscu i poza nim. Niemożność dalszego bezpośredniego powstrzymania niszczenia lasu stanowiła poważne ograniczenie dla ruchu.

Firma Brent Scarborough wycięła 85 akrów drzew na terenie starej farmy więziennej. Cały las w pobliżu Bramy Północnej, Fairie Top, Vengeance Village i innych nazwanych przez ludzi miejsc. Od Constitution po Key, prawie wszystko na zachód od linii energetycznej zostało zniszczone.

Niektóre osoby popadły w rozpacz, inne starały się opracować nowe strategie. Wielu nie wiedziało, co robić. Inni, których udział w ruchu nie obracał się wokół lasu, mniej lub bardziej nadal działali. To, że ich strategie nigdy nie koncentrowały się na fizycznej obronie terytorium, uniemożliwiło im pewne formy aktywności, ale umożliwiło inne – co wkrótce miało stać się jasne. Ogłoszono weekend wydarzeń i akcji solidarnościowych, które zbiegły się z Dniem Ziemi i urodzinami Tortuguity.

Weekend Ziemi i wytrzymałości

Aby uczcić Dzień Ziemi 22 kwietnia i urodziny Tortuguity 23 kwietnia, ludzie zorganizowali dziesiątki wydarzeń, w tym zbiórki pieniędzy, prezentacje, występy i protesty. W niektórych miastach wydarzenia odbywały się każdego dnia tygodnia. Dzięki wytrwałym ogólnokrajowym wysiłkom, ruch ugruntował swoją pozycję w wyobraźni milionów ludzi w całym kraju. Aby powiedzieć kilka słów o Cop City lub obronie lasu, organizatorki nie musiały już prosić o czas przy mikrofonie lub na scenie. Wykonawcy, zespoły, prezenterzy, naukowcy i figury publiczne w całym kraju mówili o ruchu, deklarując swoje poparcie dla niego, dzieląc się aktualnościami na jego temat ze swoimi odbiorcami.

Działania kampusowe

Po Dniu Ziemi w kampusach w całej Atlancie rozpoczęły się skoordynowane działania. Studenci zbierali się i protestowali przeciwko Cop City w Agnes Scott College, Georgia State University, Emory University, Georgia Tech, Morehouse, Spelman i Clark Atlanta University. Na Georgia Tech i Emory studenci zainicjowali obozowiska.

Dla studentów, z których wielu w ciągu poprzednich dwóch lat walczyło o stworzenie fundamentów dla zbiorowego oporu na kampusie, była to znaczna eskalacja taktyk. Wielu z nich bez wątpienia uczestniczyło w ruchu, ale działania na kampusie były rzadkie. Dekady cięć budżetowych i polityki zaciskania pasa przyczyniły się do bierności i wahania.


Niemożność dalszego bezpośredniego powstrzymania niszczenia lasu stanowiła poważne ograniczenie dla ruchu.


Setki studentów zebrały się na Quad w Emory, budując obozowisko z namiotów i krzeseł. Była to to samo miejsce, którym studenci organizujący się we wsparciu pracowników Sodexo walczących o podwyżkę płac założyli obozowisko w 2011 roku. Wtedy – tak jak w kwietniu tego roku – administracja wysłała w środku nocy duży kordon policji w celu usunięcia obozowiska.

Tłum zgromadzony w Georgia Tech był znacznie mniejszy, a protestujących było zaledwie kilkudziesięciu. Niemniej jednak zbudowali oni małe obozowisko na Tech Green. Przez całą noc od 24 kwietnia do wczesnego ranka 25 kwietnia policja Georgia Tech przejeżdżała swoimi pojazdami w pobliżu obozowiska i wyśmiewała zgromadzonych. Obozowisko trwało przez całą noc, ale zostało rozbite następnego dnia.

Działania te zilustrowały, w jaki sposób obozowiska i tłumy na otwartym terenie są narażone na agresję policji. Aby być skutecznym, protestujący studenci będą prawdopodobnie musieli eksperymentować z mobilnymi demonstracjami, strajkami, marszami, okupacją sal lekcyjnych lub budynków administracyjnych lub innymi formami zakłócania porządku.

Wojna za pomocą innych środków

Gdy represje osiągnęły punkt kulminacyjny, dynamika walki znów zaczęła się zmieniać. Wydaje się, że zaczynająca się faza obraca coraz to większe grupy społeczne przeciwko rządowi miasta, burmistrzowi Atlanty i Fundacji Policyjnej. Konfrontacja między podwykonawcami, fundatorami i ruchem jest na razie na drugim planie – choć może się to zmienić w każdej chwili, ponieważ Nationwide Insurance znalazło się w centrum uwagi jako najważniejszy ubezpieczyciel APF, bez którego nie mogłaby utrzymać kontraktów na pracę. Zakończyły się również konfrontacje między mieszkańcami lasu, drzew i policją, ponieważ po zabiciu Tortuguity niemożliwe stało się utrzymywanie terenu przez znaczący czas, co doprowadziło do wylesienia połowy farmy więziennej.

W tym samym czasie postać obrońcy lasu została wypchnięta na zewnątrz, do całego społeczeństwa, z wzajemnymi skutkami. Tak jak ruch wpłynął na politykę dziesiątek tysięcy ludzi, tak i jego podmiot uległ transformacji, jak światło załamujące się i rozszczepiające przez soczewkę kalejdoskopu.

W ciągu ostatnich dwóch lat ruchowi udało się zbudować silną bazę. Częścią tego procesu było obracanie trudnej sytuacji na swoją korzyść poprzez wykorzystanie represji do zmobilizowania większej liczby ludzi przeciwko Cop City. Do dziś policja nie zadała ani jednego czystego ciosu przeciwko ruchowi, raczej raz po raz się kompromitowała: atakowała pieszych w Little 5 Points, strzelała kulkami z gazem pieprzowym do mieszkańców drzew, aresztowała spacerowiczów w parku, a w końcu napadła na festiwal muzyczny. Wszystkie te ataki podważyły narrację władzy i jednocześnie przyciągnęły więcej ludzi do ruchu.

W maju 2023 roku władze popełniły kilka innych, poważniejszych błędów. Błędy te nastawiły miliony ludzi przeciwko Cop City, przybliżając ich krok po kroku do bezpośredniej konfrontacji z projektem.

2 maja trzy osoby zostały aresztowane w hrabstwie Bartow w stanie Georgia. Ich domniemane przestępstwo? Roznoszenie ulotek. Zostały aresztowane za przestępstwa “zastraszania funkcjonariusza organów ścigania” i “stalking” przez rozwieszanie ulotek zawierających nazwiska sześciu patrolowców stanu Georgia wymienionych w wewnętrznej notatce między departamentami policji. Patrolowców, którzy byli plutonem egzekucyjnym odpowiedzialnym za zabicie Tortuguity. W wyniku tych aresztowań wiele osób zrozumiało, że administracja przyjmuje otwarcie autorytarne taktyki przeciwko ruchowi.

Każdy, kto mieszkał w lesie, angażował się w akcje bezpośrednie lub stał na pierwszej linii starć z policją w ciągu ostatnich dwóch lat, już to wiedział. Ale teraz zaczynają to dostrzegać wszyscy inni.

W kwietniu niezależni riserczerzy z Atlanta Community Press Collective wykazali, że pomimo jej zaprzeczeń, Rada Miejska ma prawo decydować o losie Cop City. Aby Fundacja Policyjna mogła uzyskać ulgi New Market Tax Credits i pożyczkę od Cadence Bank, władze miasta musiałyby przeznaczyć 16,2 miliona dolarów do 30 czerwca 2023 roku i dodatkowe 17,3 miliona dolarów w kolejnym. Rada Miasta Atlanta musiałaby to wszystko zatwierdzić; wniosek miał zostać przedstawiony 15 maja, a ostateczne głosowanie miało się odbyć 5 czerwca.

15 maja, częściowo pod wpływem masowego oburzenia aresztowaniami z 2 maja, około 500 osób wlało się do ratusza w Atlancie.

Mobilizacja z 15 maja była jak dotąd największym protestem lokalnych mieszkańców. Dokładnie pięć miesięcy wcześniej tłum 250 osób maszerował we wschodniej Atlancie, aby potępić zarzuty o “terroryzm wewnętrzny” postawione sześciu osobom. Od grudnia do maja represje nie zniechęciły do udziału w ruchu – podwoiły go.

Wewnątrz atrium ratusza setki ludzi skandowały “Cop City nigdy nie zostanie zbudowane!” i “Stop Cop City!”. Kiedy policja zbliżała się do protestujących lub wydawała im polecenia, protestujący skandowali “Viva, viva Tortuguita!”. Ta ostatni slogan wyrażał bunt: “Wy, mordercy, nie macie prawa mówić nam, co mamy robić”.

Sekcja komentarzy publicznych Rady Miasta rozpoczęła się o 1 po południu. Do tego czasu 288 osób zgłosiło chęć zabrania głosu. Ponad 100 osób, które wciąż stały w kolejce do rejestracji, zostało odrzuconych. Tłum ruszył naprzód, waląc w drzwi i ściany. Policja stawiła czoła protestującym, grożąc wezwaniem komendanta pożarnego, by ten opróżnił budynek. Kilka osób, które były w salach ratusza, aby zabrać głos, wyszło i poprosiło pozostałych ludzi o ciszę, aby mogli przemówić. Tłum wstępnie się na to zgodził.

Wewnątrz sali komentarze były zaciekłe. Przez osiem godzin mieszkańcy ze wszystkich środowisk karcili członków Rady, a niektórzy posunęli się nawet do powtórzenia jednego z haseł ruchu: *“Jeśli je zbudujecie, my je spalimy.” Ktoś inny powiedział radnym, przy dużym aplauzie: “Niektórzy z nas mogą pójść za to do więzienia, ale część z was pójdzie za to do piekła”.

Mimo to politycy przyjęli wniosek i przesłali go do podkomisji finansowej. Na jej spotkaniu tydzień później kilkudziesięciu policjantów zorganizowało kontrprotest w atrium ratusza, zastraszając kilkunastu mieszkańców, którzy byli obserwatorami.

Sekcja publicznych komentarzy na tych spotkaniach ma na celu facylitowanie tego rodzaju sporów: przekierowanie dzikiego oporu i zaraźliwej społecznej samoaktywności w oficjalną politykę, tak aby działania wszystkich tych, których dotyczy decyzja, mogły zostać zastąpione tchórzliwymi i oportunistycznymi decyzjami piętnastu urzędników. Jeśli ruch ten doprowadzi rząd do upadku, może to potwierdzić słuszność decyzji o zaangażowaniu się w lokalną politykę. Jeśli jednak zwykli ludzie podporządkują swoją wolną inicjatywę woli polityków, ruch z pewnością zostanie pokonany.

Atak na fundusz solidarnościowy

Kiedy wydawało się, że sytuacja nie może być już bardziej napięta, gubernator stanu Georgia Brian Kemp nakazał Biuru Śledczemu Georgii, we współpracy z policją w Atlancie, aresztowanie trzech aktywistów związanych z Atlanta Solidarity Fund. 31 maja dziesiątki agentów i funkcjonariuszy ubranych w sprzęt wojskowy i z karabinami w ręku wyłamało drzwi na Mayson Avenue w Edgewood. Trzej aktywiści znajdujący się w środku byli długoletnimi działaczami związanymi z różnymi projektami pomocy wzajemnej. Jeden z tych projektów, Solidarity Fund, został założony 2016 podczas przygotowań do protestu przeciwko wiecu Ku Klux Klanu na Stone Mountain.

Atlanta Solidarity Fund jest jedną z najpopularniejszych organizacji oddolnych w Georgii. Wspiera ruchy protestacyjne, pomagając w opłaceniu kaucji, opłat, prawników, a czasem także kosztów życia osób, które doświadczają represji w wyniku działalności politycznej. Członkowie tej grupy sami w sobie nie są uczestnikami ruchu na rzecz obrony lasu Weelaunee – utrzymują raczej infrastrukturę, która służy bardzo różnym ruchom. ASF broni w zasadzie wolności słowa i prawa do protestu. Nic w jej działalności nie jest nielegalne ani szczególnie kontrowersyjne.


Sekcja publicznych komentarzy na tych spotkaniach ma na celu facylitowanie tego rodzaju sporów: przekierowanie dzikiego oporu i zaraźliwej społecznej samoaktywności w oficjalną politykę (…).


Dlaczego gubernator Kemp wkroczył w tę sytuację? Czy zapewnienia burmistrza dla Fundacji Policyjnej nie wystarczały? Dwa dni przed nalotem Press Collective ogłosił, że za Cop City podatnicy płacili w rzeczywistości dwa razy więcej, niż było to podane. Autonomiczne osoby organizatorskie w Atlancie ogłosiły kolejny tydzień akcyjny, a ludzie reprezentujący różne tendencje zaczęli promować posiedzenie Rady Miasta z 5 czerwca jako dzień akcyjny.

Bez względu na to, co stało za nalotem, działania gubernatora stworzyły polityczną przykrywkę dla demokratycznych senatorów z Georgii, Raphaela Warnocka i Jona Ossofa, którzy potępili represje wobec Funduszu Solidarnościowego. Wcześniej nic na ten temat nie mówili. Niektórzy przedstawiciele władz stanowych wprost potępili Cop City. Wielu członków nowej, zawiłej specgrupy miasta wezwało do anulowania projektu. National Association for the Advancement of Colored People zażądało nie tylko anulowania Cop City, ale także śledztwa Departamentu Sprawiedliwości USA.

Centryści kontra cała reszta

Niech nam się nie wydaje, że manewry politycznych oportunistów są czymś więcej. Warto jednak zidentyfikować siły, które przygotowują się do zatakowania naszych ruchów, i które szukają okazji do wbicia między nie klina. Jedność demokratycznego burmistrza Georgii i republikańskiego gubernatora na rzecz Cop City stanowi przeszkodę dla ruchu.

Gdyby walka z Cop City miała miejsce za prezydentury Donalda Trumpa, prawdopodobnie przyciągnęłaby więcej uczestników i wsparcia ze strony lewicy i liberałów. Gubernator Georgii Brian Kemp czerpie znaczne korzyści z pozowania na nie-Trumpowego republikanina, ponieważ daje to polityczną osłonę Demokratom z Georgii do współpracy z nim. Razem, Kemp, Dickens i ich kolesie reprezentują centrystyczny projekt polityczny, który może wykorzystać zagrożenie reprezentowane przez Trumpa do legitymizacji własnych mniej jawnie autorytarnych działań.

W XXI wieku centryzm polityczny nie stanowi już kompromisu między dwoma skrajnościami, tak jak miało to miejsce przez większą część poprzedniego stulecia. Rządy biurokratów walczących o utrzymanie pokoju społecznego i pojednania klasowego są już mniej więcej za nami. W XXI wieku centryści stanowią polityczny biegun sam w sobie. Zamiast “sięgać ponad podziałami”, aby zniwelować różnice między prawicą a lewicą, przyjęli stronnicze stanowisko na rzecz własnych technokratycznych rządów, wykorzystując zagrożenie reprezentowane przez skrajną prawicę, aby sterroryzować wszystkich innych.

Pretensje do większościowości zniknęły. Na przykład prezydent Francji Emmanuel Macron nie ma poparcia większości wyborców w swoim kraju; prawie o nie nie zabiegał. Raczej wykorzystuje zrozumiały strach przed Marine Le Pen i skrajną prawicą, dzięki czemu utrzymuje swoich wrogów słabszymi od siebie. Dzięki temu ma też wolną rękę do stosowania coraz większej przemocy, aby przeforsować swoją politykę, niezależnie od tego, jak niepopularna może być. Drakoński stan wyjątkowy wprowadzony przez prezydenta Salwadoru Nayiba Bukele uosabia tę strategię w jeszcze bardziej krwawym kontekście.

Te punkty odniesienia pomogą nam zrozumieć jedność między Kempem i Dickensem na rzecz Cop City. To dlatego nie wahali się przeforsować projektu, który jest tak niepopularny. To, jak ruch przeciwko Cop City może tworzyć lub wykorzystywać linie podziału w korytarzach władzy, pozostaje owarte. Jeśli ruch ma nadal kierować uwagę na wybranych polityków, to jest to dla niego ważny kontekst.

Jakkolwiek głosować by nie mieli, my musimy być nierządnemi

5 czerwca Rada Miasta miała głosować nad tym, czy przekazać 67 milionów dolarów Fundacji Policyjnej. Niektórzy słusznie przewidywali, że protest może przyciągnąć dwa razy więcej uczestników niż 15 maja.

4 czerwca władze ogłosiły, że ratusz skończy wszystko następnego dnia. Aby stworzyć zamieszanie, współpracowały z lokalnymi mediami, sugerując, że posiedzenie Rady Miejskiej odbywa się online wraz z innymi funkcjami ratusza, co sugerowało, że nie odbędą się komentarze publiczne. Wyglądało też na to, że rankiem 5 czerwca biuro burmistrza przemyciło wcześniej niewielką liczbę zwolenników Cop City do budynku i zapisało ich na tajnej liście, aby mogli zabrać głos jako pierwsi. Przez cały dzień ratusz, policja w Atlancie, komendanci pożarni, ochrona budynku i pracownicy biurowi utrzymywali maksymalne zamieszanie w budynku, aby ograniczyć udział w publicznych komentarzach i zminimalizować możliwość zamknięcia obrad przez przeciwników Cop City.

Protestujący zaczęli przybywać około 9 rano. Do południa, kiedy 615 osób weszło do ratusza, komendant pożarny zablokował dalszy dostęp. Kilkaset kolejnych osób stało na zewnątrz, pod altanami, które inne osoby postawiły, razem ze składanymi stołami wypełnionymi jedzeniem i wodą. Atrium w środku było zapełnione po brzegi, a protestujący czekali w gigantycznej kolejce wijącej się wokół budynku na możliwość zapisania się na przemówienie. Inna komendantka pożarna próbowała ograniczyć dostęp do drugiego piętra, gdzie znajdowała się lista zapisów. Po konfrontacji przyznała, że nie ma konkretnego limitu liczby osób, które mogą przebywać na drugim piętrze; jej szef wymyślał to na poczekaniu. W międzyczasie niektórzy wygłaszali przemówienia do osób czekających w kolejce, podczas gdy inni dzielili się swoimi przemyśleniami z osobami obok nich. Energia na zewnątrz była bardziej wybuchowa.


W XXI wieku centryści stanowią polityczny biegun sam w sobie. (…) przyjęli stronnicze stanowisko na rzecz własnych technokratycznych rządów (…).


Około godziny 13:00, 200 osób na zewnątrz zaczęło skandować *“jeśli wy je zbudujecie, my je spalimy”. Możliwe, że bardziej nieokrzesani uczestnicy zgromadzili się przez przypadek na zewnątrz budynku, a bardziej zorganizowani aktywiści w środku. W każdym razie ci na zewnątrz stanęli za transparentem z napisem “Cop City nigdy nie zostanie zbudowane” i zaczęli walić w szklane drzwi. Od czasu do czasu udawało im się je otworzyć, ale funkcjonariusze w środku ponownie je zatrzaskiwali. Po kilku minutach niektórzy ludzie w środku zdali sobie sprawę z tego co się dzieje i weszli do małego przedsionka bezpieczeństwa wewnątrz wejścia, skandując “wpuście ich, wpuście ich”.

Sytuacja stawała się nieprzewidywalna, a do kontrolowania dwóch tłumów po obu stronach drzwi zostało mniej niż tuzin funkcjonariuszy. Więcej policji zeszło do atrium z góry. Gdyby osobom znajdującym się na zewnątrz udało się sforsować drzwi wejściowe, sytuacja mogłaby eksplodować – być może podobnie jak podczas masowej okupacji budynku stanu Wisconsin w Madison w 2010 roku, gdzie dziesiątki tysięcy ludzi rozbiły obóz, aby zapobiec przyjęciu przepisów antyzwiązkowych. Przynajmniej utrudniłoby to przeprowadzenie głosowania tego dnia.

W ostatniej chwili aktywista z wnętrza budynku wyszedł i wyjaśnił polecenia komendantów pożarnych części osób na zewnątrz, prosząc ich o cierpliwość. Gdy tłum na zewnątrz został stłumiony, grupa wewnątrz została szybko uspokojona za pomocą tej samej metody. Uniknąwszy starcia, policja wróciła na swoje pozycje na drugim i trzecim piętrze, a protestujący na swoje miejsca w atrium lub w kolejce. Mniej więcej w tym czasie proces rejestracji został zamknięty. Na przemówienie zapisało się 367 osób, czyli mniej więcej jedna trzecia wszystkich przybyłych.

Po zamknięciu procesu rejestracji krzyki i gwizdy protestujących wypełniły ratusz. Mając nadzieję na uspokojenie zgromadzonych w celu utrzymania spokoju w Radzie, jej członkowie wprowadzili i przyjęli szereg wniosków, aby umożliwić większej liczbie osób zapisanie się do zabrania głosu po zamknięciu wstępnej listy – mniej więcej 13 godzin później. Ten manewr pozwolił Radzie Miasta uciszyć ponad 500 osób. Gdyby ludzie byli w stanie zarejestrować się natychmiast, mogliby wyjść do pracy lub odpocząć, a następnie wrócić przed ich czasem. Politycy wiedzieli, że niewiele osób będzie chciało zostać i czekać w środku, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że budynek zamykał swoje drzwi około północy.

Przez ponad trzynaście godzin, jeden osoba przemawiająca po drugiej potępiała Cop City. Każda z nich była ograniczona dwoma minutami, choć mogły oddawać swój czas sobie nawzajem, umożliwiając kilku z nich przemawianie przez cztery, a nawet osiem minut. Poza kilkoma pierwszymi mówcami, których politycy umieścili na początku kolejki, każda mówczyni sprzeciwiała się projektowi, a wielu podkreślało, że “Cop City nigdy nie zostanie zbudowane”. Inni opowiadali o swoich osobistych doświadczeniach związanych z brutalnością policji lub zaniedbaniami instytucjonalnymi. Niektóre osoby podkreślały wszystkie rzeczy, na które można by przeznaczyć te pieniądze w dziedzinie usług społecznych, takich jak biblioteki czy publiczna opieka zdrowotna. Inni stanowczo oświadczyli, że jeśli obiekt zostanie zbudowany, to skończy jako spalony lub zniszczony. Kilku mówców zwracało się raczej do ruchu lub ogólnie do społeczeństwa niż do wybranych urzędników. Jedna osoba powiedziała Radzie, że gdyby miała pięćdziesiąt siedem kul – tyle, ile było ran wlotowych zidentyfikowanych podczas autopsji Tortuguity – byłaby w stanie przydzielić trzy na każdego z radnych i miałaby jeszcze dwie w zapasie.

W miarę upływu czasu tłum powoli się przerzedzał, ale atmosfera w atrium pozostawała przyjacielska, a w salach obrad – zjadliwa. Sekcja komentarzy publicznych zakończyła się około 3 nad ranem. W tym czasie politycy zarezerwowali 45 minut dla tych, którzy czekali piętnaście godzin lub dłużej na możliwość zabrania głosu. Po 45 minutach Rada podjęła próbę kontynuowania spotkania, mimo że niektórym osobom nadal nie pozwolono zabrać głosu. W sali obrad zapanowała awantura. Ludzie zaczęli krzyczeć i uderzać w krzesła. W odpowiedzi politycy dali czas na zabranie głosu pozostałym obecnym. Kiedy komentarze w końcu się skończyły, politycy rozpoczęli spotkanie. Pierwszym punktem porządku obrad był wniosek o reorganizację spotkania, tak aby głosowanie w sprawie finansowania Cop City było ostatnim punktem. W tym momencie ich intencje stały się jasne.

Rada pospieszyła przez setki punktów porządku obrad i wniosków, głównie w celu zatwierdzenia różnych wniosków o zmiany strefowe i działania gentryfikacyjne w całym mieście, jak to zwykle robią. Około 5 nad ranem nadszedł w końcu czas na omówienie Cop City. Członek rady Amir Farokhi ogłosił szereg drobnych reform i zmian w pakiecie finansowania, o które nikt nie prosił. Rada zatwierdziła wniosek o powołanie dwóch członków Rady Miasta do Rady Powierniczej APF, rzekomo w celu zapewnienia większej przejrzystości w tym podmiocie, tak jakby Rada Miasta była przejrzystym lub godnym zaufania źródłem informacji. Jeśli już, dalsze uwikłanie Rady Miasta w APF może być wyłącznie czymś złym.

Gdy zbliżał się ostatni punkt porządku obrad – głosowanie nad finansowaniem Cop City – policja licznie wkroczyła na salę obrad, zajmując miejsca przy wszystkich drzwiach i za Radą Miasta.

Głosowanie odbyło się o godzinie 5:30. Jedenastu członków Rady głosowało za przyjęciem finansowania, a czterech było przeciwnych. Czworo z nich – Liliana Bakhtiari, Jason Dozier, Antonio Lewis i Keisha Waites – było przeciwnych finansowaniu obiektu jeszcze przed wydarzeniami z 5 czerwca. Pozostała jedenastka – Jason Winston, Amir Farokhi, Byron Amos, Alex Wan, Howard Shook, Mary Norwood, Dustin Hillis, Andrea Boone, Marci Overstreet, Michael Bond i Matt Westmoreland – reprezentuje wyborców bardziej oddalonych od lasu Weelaunee. Żadnego z nich nie przekonały trzy masowe mobilizacje na posiedzeniach Rady Miasta w ciągu ostatnich dwóch lat. Trzy mobilizacje w Radzie Miasta przeciwko Cop City były trzema najbardziej uczęszczanymi posiedzeniami Rady w historii Atlanty w dowolnym czasie i w dowolnym celu.

Natychmiast po głosowaniu sale obrad eksplodowały, a protestujący krzyczeli na urzędników. Linie policji szybko zastąpiły 15 członków rady, którzy zostali wyprowadzeni tylnymi drzwiami. Wszystko skończyło się w ciągu kilku minut. Na zewnątrz protestujący krzyczeli, kłócili się i płakali, niektórzy obwiniając siebie nawzajem.

Ostatecznie ta próba interwencji w oficjalną politykę – trzecia tego rodzaju – zakończyła się niepowodzeniem. Jeśli udało się osiągnąć cokolwiek wartościowego, to przede wszystkim zaoferowanie przeciwnikom Cop City miejsca, w którym mogliby głośno obiecać sobie nawzajem, że są zaangażowani w walkę z projektem. Jeśli większość członków Rady jest już kupionymi i opłaconymi zwolennikami Cop City, a podstawową rolą Rady Miasta jest odegranie politycznego teatrzyku, aby nadać działaniom rządu pozory demokratycznej legitymacji, to blokowanie takich spotkań może mieć tyle samo sensu, co uczestniczenie w nich.

Teoria porażki i rozczarowania

Wiele kampanii aktywistycznych polega na mobilizowaniu osób w przestrzeniach instytucjonalnych, procesach lub wyborach, w które same osoby je organizujące nie wierzą. Liczy się wtedy na to, że doświadczenie to zradykalizuje uczestników, inspirując ich do zawieszenia swojej wiary w dominujące instytucje i zainwestowania jej w kontr-instytucje. Jest to ryzykowne założenie: samo rozczarowanie często paraliżuje ludzi, zamiast dodawać im energii.

Rozczarowanie władzami lub rozwijanie zniuansowanej analizy struktur władzy ma niewielki wpływ na świat, chyba że prowadzi do konkretnych działań. Rolą rewolucjonistów jest połączenie praktycznej krytyki z krytyczną praktyką. Bez pierwszej, druga jest bezcelowa. Bez drugiej, pierwsza jest bezwartościowa.

Ruch na rzecz obrony lasu Weelaunee i powstrzymania Cop City nie rozpoczął się od długiej przeprawy przez instytucje. Wręcz przeciwnie, rozpoczął się od fali nocnych akcji sabotażowych. Od samego początku był to odważny, pewny siebie ruch, który dążył do zwycięstwa za pomocą oddolnych działań bezpośrednich. Nigdy nie było gwarancji, że duża liczba ludzi dołączy do ruchu, a uczestnicy na to nie czekali.

W ten sposób ruch ten początkowo przyciągnął uwagę opinii publicznej. Nie jest popularny pomimo swojej bojowości, a dzięki niej.

We wrześniu 2021 roku koalicja Stop Cop City koordynowała 17 godzin publicznych komentarzy, aby potępić Cop City, ale Rada Miejska Atlanty i tak zatwierdziła projekt. Wszyscy dobrze to wiedzą. Dlaczego więc ponownie stosować tę samą strategię? Być może zabicie Tortuguity, powszechne stosowanie zarzutów o terroryzm wewnętrzny i aresztowania organizatorów związanych z Atlanta Solidarity Fund nie wystarczyły, by zdyskredytować projekt? Być może dwa lata bojowych akcji bezpośrednich i ogólnokrajowej mobilizacji kulturowej nie zradykalizowały wystarczająco ludzi?

Niezależnie od przesłanek stojących za mobilizacjami z 15 maja i 5 czerwca, ich znaczenie określi to, co nastąpi po nich, a nie to, co je poprzedziło. To zależy od wszystkich.

Obracanie sytuacji na swoją korzyść

Jeśli ruch nie będzie w stanie przywrócić balansu sił ze swoimi przeciwnikami, wszystkie strategie ostatecznie zakończą się porażką. Poszukiwanie zgody rządu jest skazane na niepowodzenie, gdy władze wielokrotnie pokazały, że aby zbudować Cop City, są gotowe lekceważyć prawo, precedensy, opinię publiczną i zdrowy rozsądek. Decyzja tymczasowego urzędnika miejskiego Atlanty z końca czerwca, by zablokować próby złożenia petycji o referendum w sprawie Cop City jest tylko najnowszym tego dowodem. Właśnie dlatego akcja bezpośrednia była kluczowa dla ruchu i musi taką pozostać, jeśli ma on odnieść sukces.

Represje skutecznie zakończyły poprzednią fazę ruchu. Jeśli ma trwać dalej, jego uczestnicy będą musieli znaleźć sposób na sprawienie, by wszystkie te represje były czymś niepożądanym dla osób zaangażowanych w budowę Cop City. Represje będą jeszcze trochę trwać, więc im szybciej aktywiści będą w stanie nadać im centralną rolę w swoich strategiach, tym lepiej.


Od samego początku był to odważny, pewny siebie ruch, który dążył do zwycięstwa za pomocą oddolnych działań bezpośrednich. (…) Nie jest popularny pomimo swojej bojowości, a dzięki niej.


Nie wystarczy nagłośnić faktu, że są one oburzające i bezprecedensowe; jak argumentowano powyżej, politycy mają niewiele do stracenia. Każdy akt represji musi raczej tworzyć bardziej nieprzewidywalne środowisko, wprowadzać do gry nowe grupy i taktyki. Być może aresztowania, policyjna inwigilacja, nękanie, terminy rozpraw sądowych i inne momenty mogą stać się okazją do nowych form działania. Ludzie powinni mobilizować się w całym kraju, zwłaszcza w rodzinnych miastach osób oskarżonych o “terroryzm wewnętrzny” – rozumiejąc, że prokuratorzy w Atlancie próbują ustanowić precedensy, które będą naśladowane w innych miejscach. Nie można pozwolić, by strategie sądowe decydowały o przebiegu całego ruchu. Ludzie powinni szukać rozłamów i słabych punktów w korytarzach władzy. Podobne podejścia odniosły sukces przeciwko wcześniejszym próbom represjonowania ruchów społecznych.

Gdy aktywiści są aresztowani, gdy drzwi są wyważane, gdy oskarżeni są wzywani do sądu, gdy cofa się kaucje jest cofana, gdy warunki są zaostrzane, powinna co najmniej nastąpić reakcja ogólnokrajowa. Zgodnie z klasyczną doktryną wojskową, przestrzeń i czas łagodzą przewagę technologiczną: im dalej od lasu aktywiści mogą podejmować działania wymierzone w tych, którzy chcą zbudować Cop City, tym bezpieczniej będą to robić. Im dłużej trwa realizacja projektu, tym więcej osób będzie w stanie zmobilizować się przeciwko niemu i tym większa będzie sceptyczność finansistów stojących za projektem. Jeśli fundatorzy, ubezpieczyciele, sponsorzy i firmy związane z projektem poniosą konsekwencje za ataki na aktywistów w Atlancie, mogą nawet wywierać własne naciski na Fundację Policyjną i prokuratorów stanu Georgia.

Jeśli ruch ma przetrwać, musi stawić czoła represjom bezpośrednio, wykorzystując je jako okazję do odzyskania równowagi.

Pierwotna publikacja: CrimethInc.

Data publikacji: 21.06.2023


Pragnienie czegoś innego: o powstaniach ziem

Pragnienie czegoś innego

o powstaniach ziem


To, co się całkiem jeszcze niedawno działo w Sainte-Soline, było tylko częścią o wiele szerszej serii wydarzeń – powstań ziem. Dotąd o tej masywnej demonstracji pisałyśmy w kontekście trwających rozruchów przeciwko reformie emerytalnej i skupialiśmy się głównie na jej aspektach strategicznych; na walce, jaka miała tam miejsce.

W poniższym tekście – który jest odrobinę wzbogaconym skryptem do naszego punktu, który miał miejsce podczas majówki anarchistycznej we Wrocławiu – traktujemy bitwę o Sainte-Soline z całą jej dziwnością jako odskocznię do tego, by porozmawiać o postaciach ostatnich (anty)politycznych rozwojów i rozwiązań. Jest mowa o tym, czemu może wydawać nam się dziwna i nieznajoma, jak i o języku, który musimy odnaleźć lub wynaleźć, by móc odnaleźć w niej sens i kierunek. Mówimy o głębokiej rewolucji, idącej krok w krok za insurekcjami, która z kwestii ziem czyni swoją siłę i pozwala nam sobie wyobrazić zwycięstwo.


Chciałbym zacząć od tego, jak dziwne były obie bitwy pod Sainte-Soline.

W obu brały udział bardzo różnorodne tłumy: przygotowany na starcia blok szedł zaraz obok polityków, rolników, NGOsów, XR-owców, osób starszych, a nawet rodzin z dziećmi. Podczas obu bitew wydzieliły się trzy osobne pochody – z czego każdy był inny, miał inną dynamikę i metody; od walki z policją po sadzenie drzewek – które jednak miały wspólny cel i współdziałały. To było coś pomiędzy wiejskimi zamieszkami i festynem, gdzie wszyscy (współ)istnieli we wspólnej przestrzeni pomimo drastycznych różnic w swoich tożsamościach, poglądach politycznych, praktykach czy zdolnościach.

Dziwność tego wszystkiego będzie dla nas odskocznią dla dziwności całej współczesnej polityki. Ale zanim powiem o tym więcej, trochę tła.

Te bitwy były częścią powstań ziem [Les Soulèvements de la Terre], relatywnie świeżego francuskiego fenomenu, trwającego mniej więcej od 2 lat. Ma on swój początek w okupacji terenów w pobliżu Notre-dame-des-landes, które miały być przeznaczone na budowę lotniska[1]. Teraz powstania gromadzą bardzo szeroki i różnorodny wachlarz różnych lokalnych grup i ziem – od okupacji w stylu pierwotnego ZAD, przez projekty ogrodnicze, po rolników – które toczą różnego rodzaju walki przeciwko projektom infrastrukturalnym, niszczycielskiej ekologicznie polityce rządu czy kradzieży dóbr wspólnych. Trudno je jakoś osadzić używając znanego nam nazewnictwa politycznego, bo nie jest to ani organizacja, ani koalicja, ani kampania, ani ruch. Najlepiej chyba byłoby użyć szerokiego i trochę niejasnego określenia „siła polityczna”, które jednak przekazuje, co powstaniom udało się zbudować, pomimo silnych represji, jakich doznawały we Francji radykalne działania ekologiczne. A jeszcze szerzej, są odpowiedzią na porażki ruchów klimatycznych, które swoimi taktykami i oderwaniem od lokalnych spraw nie były w stanie zmienić kierunku, w jakim zmierza sytuacja, co zradykalizowało wiele rozczarowanych osób.

W tym, jak ruchy klimatyczne abstrakcyjnie pojmowały klimat, osoby biorące udział w postaniach widzą wręcz przyczynę naszej obecnej sytuacji: „Lotnisko to klimat. Klimatem jest wyjaławianie gleby, beton.”[2] Ważne jest więc to powstania ziem przez małe z. Ich ekologia nie jest abstrakcyjna – nie walczy o „Klimat” czy „Ziemię” – a opiera się raczej na konkretnych terytoriach, z którymi osoby biorące udział w powstaniach są połączone i o które walczą. Osoby biorące udział w powstaniach mówią, że dzięki temu są w stanie zapewnić realność zwycięstw, uczynić je osiągalnymi. W końcu gdy walczy się o taką totalność jak „Ziemia”, którą trudno objąć rozumem, czuć z nią jakąś prawdziwą więź i wyobrazić sobie prawdziwego zwycięstwa, to równie trudno jest je jakoś wymiernie osiągnąć. „Możemy odzyskać siłę pozostawiając za sobą abstrakt i beznadziejny ogół i skupiając się na kwestiach, w przypadku których możemy podjąć konkretne działania.”[3]

Stąd też bierze się dwutorowość w działaniach osób biorących udział w powstaniach: poza blokowaniem projektów i sabotażem, podczas działań powstań ma też często miejsce „zasiedlanie” danego terytorium, polegające na sadzeniu różnych roślin, tworzeniu obozowisk czy jakichkolwiek innych aktywności. Pokazują przez to, że wyparcie kapitalistycznych i państwowych sił i projektów oznacza odzyskanie ziemi i potencjał ponownego nawiązania z nią relacji. Walka o dane terytorium jest dla nich ściśle związana z jego zasiedleniem, a do pewnego stopnia jedno z drugim jest tożsame.

Megazbiornik w Sainte-Soline jest jednym z 300 takich zbiorników już istniejących we Francji (jak podaje mapka samych powstań). Mniejsze z nich mają powierzchnię średnio 8 hektarów, ale ten w Sainte-Soline może mieć powierzchnię nawet 18 hektarów, co jest ekwiwalentem jakichś 300 basenów olimpijskich. Woda ma być do niego wpompowywana z innych źródeł – w tym przypadku wód gruntowych – kiedy jest jej więcej, by móc mieć jej rezerwę podczas lata, kiedy jest jest mniej.

W teorii ma być to adaptacja do ocieplenia klimatu. W praktyce takie zbiorniki koncetrują wodę w rękach dużych agrobiznesów, które monopolizują ją ze źródeł będących teraz swego rodzaju dobrem wspólnym. Poza tym zimą wody też może w pewnym momencie zacząć brakować, a sama infrastruktura stwarza jeden wielki filar, którego załamanie może sprawić wiele problemów, co przyczynia się do niestabilności samego rolnictwa. W kontrze do tego, różne osoby działające w ramach powstań promują alternatywne modele rolnictwa, m.in. uznające przede wszystkim wodę za dobro wspólne, ale i stawiające na większe zżycie z terytorium, które się zamieszkuje, jak ma to miejsce w przypadku ZAD. O wiele bardziej „chłopskie”, ludowe i lokalne, niż te, które teraz dominują za sprawą dużych przemysłowych gospodarstw.

Można chyba bez cienia przesady stwierdzić, że to początek wojen o wodę w europie.

Wróćmy teraz do początku. Dlaczego w ogóle powiedziałem o dziwności współczesnej polityki? Przede wszystkim dlatego, że wyskakuje ona poza znane nam kategorie polityczne – organizacji, ruchu, podmiotu i innych. Jest dziwna tak, jak dziwne jest coś nieznajomego, wiele jej aspektów jest niespodziewanych i nie pasuje do znanych nam rewolucyjnych obrazów tłumów idących na pałac czy strajkujących robotników okupujących fabryki. Jest jakimś dziwnym nieznajomym zbitkiem różnych elementów, eksperymentem tak na poziomie estetyki, jak i funkcjonowania. Wydaje się, że to wszystko wymaga nowego słownictwa i myślenia politycznego, takiego, które jest w stanie jakoś tą dziwność ubrać w słowa, ukazać jej właściwości i potencjał. Chciałabym spróbować podczas mojego punktu zwrócić na kilka z tych słów uwagę.


I tak w przypadku tego tłumu w Sainte-Soline, można mówić o kompozycji, złożeniu ze sobą różnych elementów, często na pierwszy rzut oka kompletnie niepasujących, a nawet się wzajemnie wykluczających, z których mimo wszystko można stworzyć pewną niespójną całość. Na przykład choć polityka autonomicznych ZADystów, ZADystek i członków NGOsów – a przede wszystkim ich strategia – na wielu poziomach do siebie kompletnie nie pasuje, to są one w stanie skorzystać ze swoich mocnych stron i wspólnie stworzyć siłę, która nie zubaża żadnego z ich podejść. Jeśli w przypadku jakiejś koalicji ich współpraca mogłaby mogłaby kompletnie nie wypalić, tak w ramach powstań są w stanie wspólnie walczyć.

Kompozycja jest strategią zapoczątkowaną w ZAD, teraz spotykająca się z szerszą implementacją. Jak mówią same osoby powstańcze, wychodzi to z potrzeby stworzenia „nowych form oporu” w rzeczywistości, w której te, które istnieją, samodzielnie nie są w stanie poradzić sobie ze skalą problemów, które przed nimi stoją.

Jest to możliwe między innymi dzięki kategorii ziem, która jest swego rodzaju innym wspólnym mianownikiem; czymś, co może być wspólne dla różnych tych grup i jednocześnie znajduje się jakoś poza ograniczeniami ich przekonań i systemów politycznych. Pozwala im na współdziałanie, którego ze swoich własnych perspektyw ideologicznych nigdy sobie nie wyobrażały. Można zaryzykować stwierdzenie, że w dzisiejszych czasach różne sojusznictwa i antypolityczne przyjaźnie stają się możliwe nie poprzez sprowadzanie swojej polityki do „najmniejszego wspólnego mianownika” – i budowanie szerokiej, ale pustej koalicji – a na wynajdywaniu zupełnie innych mianowników. Takim „innym wspólnym mianownikiem” jest na przykład las w Atlancie czy jakiekolwiek inne terytorium, które może być wspólne. Były nią też na przykład żółte kamizelki, które wystarczyło założyć, by dołączyć do walk ulicznych czy okupacji. Jest nim wszystko, co nie jest jeszcze odgrodzone i ograniczone politycznymi ideologiami czy tożsamościami, i pozwala przez to na eksperymentację z tym co możliwe i swobodę ruchu.

Komponowanie się ze sobą nie jest oczywiście takie proste. Przed demem był stworzony ogromny obóz, który trzeba było jakoś ze sobą spiąć, co wymagało pracy wielu osób. Trzeba było „zaakceptować to, że jedna demonstracja może zawierać kilka różnych demonstracji, kilka różnych atmosfer, miejsc i trybów akcji, które się na siebie nakładają.”[4] Poza tym częścią tego wszystkiego była też na przykład grupa riots fight sexism, pomagająca w rozwiązywaniu problemów seksistowskich zachowań, które mogłyby rozbić całą rzecz od środka. Zorganizowano też zgromadzenia ogólne, na których dookreślano całokształt akcji i dążono do poszanowania różnych sposobów walki różnych grup – niezależnie od tego, czy był to sabotaż, starcie się z policją, czy zwykła demonstracja. Podczas tego wszystkiego dużo pomagał fakt podejmowania wspólnego ryzyka – to siłą rzeczy spajało ze sobą osoby.

Podobne trudności wiązały się z okupacją w Atlancie. Jak pisze o niej Hugh Farell w „Strategii Dopasowania”: „tej okupacji lasu nie można nazwać utopijną – często dochodzi do konfliktów w obozach i pomiędzy nimi.”[5] Przez to, że tej luźnej kontelacji obozów nie łączyło czasami nic poza samym lasem, potrzebą stało się rozwiązywanie różnic pomiędzy nimi. Stawką tej walki było jak największe zachowywanie witalnej niespójności, która pomagała walczyć; siły wewnętrznej różnorodności nie narzucania niczego komukolwiek[6].


Rzecz się jednak nie zatrzymuje na łączeniu ze sobą tego, co wydawałoby się niemożliwe do połączenia. To nie jest po prostu zbiór różnych niepasujących do siebie elementów, którym jakoś udaje się wytworzyć wspólny front, ale które pozostają mimo wszystko takie same. Wytwarza też nową całość, w której te osoby uczestniczą i która ich zmienia. „Aby ta strategia mogła funkcjonować w praktyce – byśmy były w stanie utrzymać kompozycję ruchu – każda z jego części składowych musi być skłonna do pewnego stopnia odejść od swojej tożsamości.” i „założenie jest (…) takie, że aby wygrać, każdy segment musi wejść w kontekstualną formę”[7]. Komponowanie wytwarza coś, co będę roboczo nazywać kolażem – nową całość, która nie wchłania tych, którzy się na nią składają, ale dołączenie do której nie pozostawia cię taką samą. Nowy walczący podmiot, inny od tych, które znamy.

I tak więc jest możliwe, by osoby z NGOsów biernie popierały sabotaż i starcia z policją, by konwój traktorów i rodzinny pochód koezgystował w jednej przestrzeni z zamieszkami; by osoby z XR i innych ruchów klimatycznych, które kiedyś ponad wszystko trzymały się strategii nieposłuszeństwa obywatelskiego, zaczęły korzystać z bojowych taktyk; by osoby autonomiczne korzystały na infrastrukturze różnych organizacji, nie musząc do nich, i by wychodziło z tego coś bardzo nieczytelnego dla państwa i policji. Strategia komponowania jest w tym przypadku prawie że przeciwieństwem różnorodności taktyk: zamiast postulować stosowanie różnych taktyk w oderwaniu od siebie i pozwalania na to, by żadna nie przeszkadzała innej, komponowanie polega na zlaniu ich ze sobą w jedną niespójną nową całość, która będzie działała, nawet jeśli w zupełnie niespodziewany i nieprzewidziany sposób.

Podobnie z ziemiami połączonymi w ramach powstań: gdyby pozostały oddzielone, nie widziałyby raczej większego horyzontu dla swojej walki – ewentualnie obronę takiego czy innego przytułka. Nie dość, że wspólnie są w stanie zawalczyć o wiele więcej, niż byłyby sobie w stanie wyobrazić indywidualnie, to jeszcze widzą w swojej walce prawdziwy potencjał do walki z państwem i kapitałem: „może jeśli zmusimy ich do wycofania się w jednym miejscu, to wycofają się też w innym. To, albo więcej z nas będzie czuło, że jesteśmy do tego zdolne.”[8] Połączenie tych lokalnych grup i miejsc w ramach wspólnego bytu jakim są powstania pozwala im więc na o wiele szersze działania niż tylko w ramach ich lokalnej rzeczywistości, jednocześnie nadal pozostających przywiązanych do tych lokalnych kwestii. Pozwalają na zmasowanie o wiele większej siły lokalnie niż byłoby to możliwe w innym wypadku, a jednocześnie nie tkwią tylko w tym lokalnym kontekście i wskazują na szerszy horyzont walki. „Kiedy dochodzi do takiego spotkania (…), powstaje dość magiczne combo.”[9]

Walka w ramach powstań przekształca je więc, ale one w zamian przekształcają ją przez swoją obecność w niej. Ta relacja wzajemności umacnia bardzo całą dynamikę i jednocześnie sprawia, że nie narusza ona autonomii danego miejsca czy grupy w imię czegoś większego, co instrumentalizuje na swoje potrzeby.

Podobna dynamika miała miejsce podczas buntu przeciwko reformie emerytalnej, który z wydarzeniami w Sainte-Soline rozgrywały się równolegle. Chodzi o to, że pomimo mobilizacji związków i strajków różnych grup zawodowych, nie powiedziałbym raczej, że klasa pracownicza jako podmiot odegrała jakąś decydującą rolę w walkach. Była raczej ich składową, przekształcaną przez osoby, które rozpętywały zamieszki i brały udział w nocnych, spontanicznych demonstracjach i starciach z policją. Widać to bardzo jaskrawo po strajku śmieciarzy, dzięki któremu osoby na ulicach miały darmową, łatwo dostępną rozpałkę. Widać to po blokadach rafinerii, które z kolei zaczęły się w zamieszki przekształcać.

To wszystko jest wynikiem skomplikowanych dynamik pomiędzy różnymi osobami i całymi sekcjami starć, i tym, jak wyłaniają się różne złożone podmioty. Nie jest to dzieło jednego konkretnego, który byłby „najradykalniejszy”, najbardziej dotknięty skutkami działań rządzących czy w jakikolwiek inny sposób teoretycznie najważniejszy, już skłonny do podjęcia walki przed ich wybchem. To raczej nowe podmioty powstają w ogniu walk, z interakcji wszystkich, co są na ulicach i wzajemnie wbogacają swoje działania.


To w jakim kierunku to wszystko wskazuje? Trudno powiedzieć. Na pewno mówi się o tym, jak wyłaniające się z tych walk federacje autonomicznych terytoriów „oferują tak możliwość innego życia, jak i realną kontr-siłę, zdolną do wpływania na państwo, przekształcania jego instytucji i utrzymywanego przez nie systemu gospodarczego.”[10] Chciałbym się tu skupić na tym, co implikuje sama nazwa tej siły – „powstania” – albo też, używając określenia z silniejszymi konotacjami, insurekcja. Zamyka ono w sobie całą nieklasyczność i niestandardowość, która charakteryzuje powstania, jednocześnie dobrze opisując to, z czym mamy do czynienia: bunty, które rozsiewają się po terytorium całej francji i odważnie stawiają się władzy. Te insurekcje niekoniecznie dążą do konkretnej zmiany porządku; chcą raczej wytworzyć taki balans sił, które będzie pozwalał na autonomiczne funkcjonowanie jak największej ilości osób i fizycznie zablokuje ekspansję państwa i kapitału na terytoriach tzw. państwa francuskiego. Blisko z tym związane jest pojęcie destytucji: procesu, który nie prowadzi do ustanowienia nowej władzy – nawet najbardziej bezpośrednio demokratycznej czy ludowej – a radykalnego jej podkopania, pozbawienia wszelkich fundamentów i umożliwienia, by zamiast niej rozkwitły inne, autonomiczne formy życia, które nie tylko radzą sobie bez niej, ale wchodzą z nią konflikt.

I jeśli mogę coś założyć, to powiedziałbym, że właśnie w ten, czy jakiś inny, podobny sposób sformułowane są największe, najbardziej radykalne ambicje niektórych osób biorących udział w tych powstaniach. Aspiracje, które być może mają szansę być realizowane nawet przez te osoby, które nie są tych idei świadome. Jak najbardziej są to aspiracje nie tylko do ciągłych i ponawianych insurekcji, ale i do głębokiego procesu rewolucyjnego, który zachodzi na bronionych terytoriach i w ramach zbiorowych akcji. Nie jest to jednak proces rewolucyjny rozumiany w jakimkolwiek sensie XX-wiecznym, a taki, który zachodzi na poziomie indywidualnych relacji z naszym otoczeniem; który zmienia, jak kształtujemy je my, i jak ono kształtuje nas. To nie jest rewolucja, która porusza się w mniej-lub-bardziej abstrakcyjnym świecie władzy, a dotyczy bardzo fizycznych i namacalnych relacji między-osobowych i osobowo-ziemskich. Rewolucja, która zachodzi na poziomie samego życia; nie tego, co je z zewnątrz w taki czy inny sposób determinuje, a jego samego. To rewolucja uwalniająca „te afekty, sposoby odnoszenia się, organizowania się i ludzkie możliwości, które są obecnie poblokowane”[11] i pozwalająca im wybuchnąć na cztery strony świata.

Jedną z wielkich obietnic współczesnych walk jest stanie się kimś zupełnie innym niż się jest. To, że mają one moc transformatywną; osoby dołączające do tych tłumów są przekształcają się i są przekształcane razem z innymi w siłę polityczną, możliwości której żadna z nich sobie nie wyobrażała. Z jednej strony można by powiedzieć, że teraźniejszości brakuje rewolucyjnego horyzontu czy spójnego programu, ale z drugiej strony ta radykalna otwartość na kompletnie niespodziewane, a jednak możliwe, może być tym, co doprowadzi nas w miejsca, do których kompletnie nie spodziewałyśmy się dojść – łącznie z naszych wyzwoleniem, w takiej czy innej postaci. Nie ma tu żadnego podmiotu, żadnej konkretnej grupy ludzi, która poprowadzi ku wyzwoleniu – nawet tak dużej i ogólnej jak „lud” czy „proletariat” – raczej jest potencjał ciągłej transformacji podmiotów i wciąż na nowo wyłaniających się opcji, które się z nimi wiążą. Rewolucja może wydawać się niemożliwa, dopóki nie spojrzymy wystarczająco blisko i zobaczymy wszystkie te najmniejsze procesy, które zmieniają naszą relację ze światem i doprowadzają też do wieloskalowych insurekcji i nieustępliwej destytucji. Wszystkie elementy, które trzeba ze sobą skomponować, by najpiękniejsze melodie wyśpiewały ludzkie kolaże.

„Przeciwko galopującemu kapitalizmowi i wszechwładzy pieniądza jest tylko jedno rozwiązanie – insurekcja!”[12]

Grafiki: Vanessa Alvarado


[1] Opublikowałyśmy doniesienia z ZAD, można je przeczytać tutaj.

[2] Les soulèvements de la terre: sortir d’une écologie hors-sol, Socialter, 18 marca, 2022

[3] Tamże.

[4] Mégabassines: les ingrédients d’une lutte efficace, Reporterre, 18 listopada, 2022

[5] Strategia dopasowania, Hugh Farell; pierwotnie opublikowane przez Ill Will

[6] Las w mieście: dwa lata obrony lasu w Atlancie

[7] Strategia dopasowania, Hugh Farell; pierwotnie opublikowane przez Ill Will

[8] Les soulèvements de la terre: sortir d’une écologie hors-sol, Socialter, 18 marca, 2022

[9] Tamże.

[10] Dissolution?, Alessandro Pignocchi, 20 kwietnia, 2023

[11] Tamże.

[12] Nôtre Dame des Landes, zad.nadir.org, 18 grudnia 2011

Życie i nicość: stawki bitwy o Sainte-Soline i toczącej się wojny

Życie i nicość

stawki bitwy o Sainte-Soline i toczącej się wojny


Od ostatniego tygodnia walki przeciwko reformie emerytalnej dużo się wydarzyło; ten zbiór tekstów ma na celu pomóc w nadrobieniu tych ostatnich wydarzeń i wyciągnięciu z nich wniosków. Pierwsze jest pobieżne streszczeniem ostatnich wydarzeń i próba wyciągnięcia z nich jakichś konkretnych wniosków. Drugi tekst to krótka, emocjonalna relacja z walki na polach Sainte-Soline; trzeci to analiza policyjnej przemocy, jej strategicznej roli w ostatnich wydarzeniach i obecnej postaci władzy; czwarty to wiadomość od rodziców Serge – osoby trafionej w Sainte-Soline granatem – który nadal leży w śpiączce; a piąty i ostatni to próba strategicznego namysłu nad postacią Les Soulèvements de la Terre i zmian, jakich potrzebują, by wygrać kolejne walki z siłami porządku.

Po tło tych wydarzeń, możecie zajrzeć do wcześniej opublikowanego przez nas zbioru tekstów.

Vive la révolution!

Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.

Dużo hałasu o nic

To streszczenie napisane na podstawie raportów opublikowanych niedawno przez CrimethInc. Po bardziej rozległy i drobiazgowy opis, zapraszamy właśnie tam.

Jak tylko sytuacja staje się poważna, na scenę wkracza armia; jej wkroczenie do akcji wydaje się mniej pewne. Państwo musiałoby być zdecydowane na masakrę, co na razie nie jest niczym więcej niż groźbą – trochę jak w przypadku użycia broni nuklearnej przez ostatnie pół wieku. Faktem jest, że chociaż ranna od dawna, państwowa bestia nadal pozostaje niebezpieczna.

W drogę: Instrukcje dla insurekcji, która nadchodzi

Ostatnie wydarzenia coraz bardziej podają w wątpliwość ten fragment, spisany w 2006 roku. Władza i policja, jej pachołki, coraz mniej wahają się przed użyciem siły, która może zabić. Ciężar obrony tego porządku został ściągnięty z barków armii i rozmyty – postępująca militaryzacja policji sprawiła, że choć żołnierze nie wyszli jeszcze na ulice Francji, to militarna siła jest już na nich obecna. Nic tego tak nie uosabia jak francuska Żandarmeria, która jest jednocześnie częścią policji, jak i wojska. Państwa zdają się coraz bardziej „zdecydowane na masakrę”.

Trochę ponad tydzień temu, 25 marca, miała miejsce demonstracja przeciwko budowie megazbiornika w Sainte-Soline, elementu infrastruktury irygacyjnej przemysłowego rolnictwa. Była to część trwających już od dłuższego czasu Les Soulèvements de la Terre, „Powstań Ziemi”, która zbiegła się w czasie z trwającymi wystąpieniami przeciwko reformie emerytalnej. Bardzo szybko zaczęła się bitwa pomiędzy ponad 3 tys. policjantów i 30 tys. ludzi. Siły porządku zbiły różnorodne tłumy w jeden – „wszelkie różnice między czarnym blokiem, przywódcami związkowymi, politykami i resztą ludzi w marszu zniknęły” – a później zaczęły go ostrzeliwać granatami i gazem łzawiącym. Choć osoby odznaczyły się wielką determinacją, zapłaciły dużą cenę za starcie na polach Sainte-Soline: ponad dwieście osób zostało rannych, wiele ciężko, z czego dwie są w śpiączce. „Policja celowo ostrzeliwała tę część pola, na której leczono rannych. Blokowali karetki pogotowia i robili wszystko, aby uniemożliwić przewiezienie rannych do szpitala w czasie umożliwiającym leczenie ich obrażeń.”

Zdaje się, że był to odwet za policyjne klęski na ulicach Paryża i innych miast, gdzie tłumy, odznaczając się zbiorową inteligencją, porządnie ją upokorzyły. Sainte-Soline nie jest jednak wyjątkiem – francuska policja ogólnie staje się coraz bardziej brutalna. „W mieście centralne miejsce w tej dyskusji zajęły BRAV-M – „mobilne” jednostki motocyklowe, które ścigają na nich ludzi. Istnieje już niezwykła liczba nagrań wideo, na których funkcjonariusze BRAV-M napadają na pojedyncze osoby, przejeżdżają ludzi, a także werbalnie i seksualnie znęcają się nad nimi.”

A wszystko to w czasach, w których megazbiornik w Sainte-Soline zdaje się coraz lepszą metaforą władzy. W operacji wojskowej z którą spotkały się tam osoby, „celem nie było utrzymanie porządku (jak już mówiliśmy, w tej gigantycznej dziurze nie było nic do „ochrony”), ale utrzymanie pewnej uniwersalnej idei porządku.” Władza broni teraz niczego i poza tą nicością nie ma nic do zaoferowania – może ewentualnie śmierć dla tych, którzy odważają się jej sprzeciwić. Eskaluje więc swoją przemoc, bo wie, że tylko ona jej pozostała – bo gdy jest się niczym, to ma się jedynie siłę, która mimo wszystko nie pozwala być wobec ciebie obojętnym. Nie chodzi jednak o to, by się tą przemocą jedynie oburzać – „problem z tego rodzaju oburzeniem polega na tym, że skupienie na postrzeganej dysfunkcji systemu uniemożliwia dostrzeżenie tego, co może być jedynie celową strategią”[1]. Eskalacja tej przemocy oznacza jedynie, że jeszcze pilniejsze staje się strategiczne podejście do sił policyjnych, które pomoże pokonać je jako przeszkodę na drodze do wyzwolenia.

W takiej rzeczywistości i przy takim układzie sił jedyną możliwością walki z władzą jest być może przeciwstawienie się jej życiem – wypełnienie jej pustki wywrotową aktywnością, która oferuje zupełnie inne jego formy. Policja jest tutaj przeszkodą, na której nie można się zbytnio skupiać, bo tylko ona pozostała władzom jako mechanizm legitymizujący. Należy ją wyminąć, oflankować, przytłoczyć; pomimo niej stworzyć rzeczywistość, gdzie życie przeciwko i pomimo władzy nie tylko wyda się możliwe, ale stanie się też jedyną logiczną opcją. Wobec policyjnej przemocy, zdradliwych i pertraktujących z wrogiem związków zawodowych i zmęczenia proletariuszy, los walki zdaje się zależeć od powrotu niekontrolowalnych dzikich demonstracji nocnych; wszystkich tych spontanicznych ulicznych spotkań i akcji, które wypełniają pustkę polityki i miast pełną życia ofensywą.

Wobec nicości władzy, ta walka toczy się o wszystko.

26 marca, powrót z Poitou

To tłumaczenie anonimowych doniesień opisujących starcie w Sainte-Soline. Pierwotnie opublikowane na Numéro Zér0

Kurwa, co my tu robimy? A tak, tak – walczymy o wodę, walczymy z prywatyzacją życia, walczymy z państwem, które chroni interesy nielicznych zamiast bronić życia wielu.

Lekarza, lekarza! Tutaj, tutaj! Krzyczymy tak i krzyczymy, i wskazujemy na rannych, a musimy mieć jeszcze oko na to, co spada z nieba. A jeszcze inne ręce wskazują na pocisk tuż nad naszymi głowami. Co to jest? Gaz łzawiący czy granat kulisty? Zidentyfikować go, ocenić trajektorię, ryzyko, trochę pobiegać, poczuć jak pękają nam bębenki od pobliskiej eksplozji. Uszy dzwonią przez kilka minut.

Kurwa! To co my tu robimy? A… tak, tak – pokonujemy niebieski szlaban, żeby dostać się do zbiornika. Ha, nie; nie niebieski szlaban, ale dwa, jest nie tylko niebieski, ale i zielony khaki – i ma druciane ogrodzenie, i drut kolczasty, i jest jeszcze nasyp, na który trzeba się wspiąć. Co się za tym wszystkim kryje? Jezioro, należąca do wszystkich woda, wpompowywana tu i przechowywana dla nielicznych. Lekarza, lekarza! Kurwa, gdzie oni są, teraz to by się przydali. Wszystko sypie się na lewo, na prawo, przed nami, za nami. Ej, towarzyszu, potrzebujesz trochę soli fizjologicznej? Hej, zauważyłeś, że twoja głowa krwawi? Ostrożnie, granat!!! odwrót, trochę, spokój, znowu do przodu.

Kurwa, to co my tu robimy? Ataktak – mamy przewagę liczebną, jesteśmy masą. Tylko to mamy przeciwko wojskowej broni, która na nas spada, która odcina nam nogi, która odrywa nam kończyny.

Lekarza, lekarza! Jak długo już tu jesteśmy? Może ze dwadzieścia minut. Grupa sanitariuszek krąży wokół ciała. Jednej z nich brakuje już zapasów, pozostałym też niewiele zostało. Co zamierzają zrobić? Co się ze mną stanie, jeśli też upadnę?

Ostrożnie tam! Uważaj na granat kilka metrów dalej. Zapominam, żeby się ruszać, wybuch, uderzenie w głowę. Kurwa, trafił we mnie, zapomniałem zejść mu drogi. Nic mi nie jest, trzeba iść dalej do przodu. Złapać partnera, szybkie sprawdzenie czy im też nic nie jest. Wszystko w porządku. Chodźmy.

Przed nami ogień, czarny dym z płonących pojazdów, biały dym z gazu łzawiącego, błysk płomieni, iskry gaszonych granatu. Nic nie widzimy.

Jak długo tam byłyśmy? Dwie, trzy godziny? …w zasadzie mniej niż godzinę. Nie, wieczność – a może nawet dłużej?

Dlaczego nagle się wycofaliśmy? Przez faceta na skraju śmierci z przodu, linię quadów, które próbowały nas otoczyć, świadomość, że nie mamy szans, zmęczenie na pierwszej linii?

Cholera, co my tam robiliśmy?.. już koniec.

Teraz ewakuacja rannych, zbijanie się z załogą. Dostrzeganie szoku w oczach innych, ocena obrażeń, próba zamienienia kilku słów. Towarzysz zalewa się łzami, tulimy się do siebie. Absurd, niewyrównaność, niebezpieczeństwo.

Co robi się po czymś takim? Ktoś musi wiedzieć.

Wracamy do domu jako niekończąca się procesja czarna od gniewu i nienawiści, wyczerpana, niechętna armia. Żyjemy. Mamy szczęście.

Pułapka Sainte-Soline

Pierwotnie opublikowane na lundimatin.

To, co wydarzyło się w Sainte-Soline (i nie mówimy tu o 30 tysiącach obecnych, o ich niebywałej determinacji, czy o tym, że marszowi udało się sforsować bramy zbiornika, a raczej o 200 rannych, w tym 40 ciężko, i o dwóch towarzyszach będących obecnie w śpiączce) należy uznać za ohydną [odieux] pułapkę zastawioną na nas przez rządzących.

Tego dnia, 25 marca, ich celem było wyrządzenie poważnych szkód, a jednocześnie sprowadzenie działań ich przeciwników (przeciwników zbiornika, a co za tym idzie, przeciwników rządu) do niejasnego pragnienia przemocy i terroryzmu. Nie chodzi im tylko o zemstę za upokorzenie, jakiego doznała prefektura Deux-Sevres pół roku temu, kiedy to szybki, sprytny i zróżnicowany marsz zdołał zadeptać cały ten krater, który nazywają zbiornikiem. Nie chodzi tylko o zastraszenie ruchu ekologicznego. Niestety, osoby protestujące zapłaciły za tę operację, która miała znacznie większe ambicje. Zapłaciły za operacją kontrpowstańczą z elementami medialnymi, psychologicznymi i wojskowymi.

Agitatorzy

Zgromadzenie Les Soulèvements de la Terre zbiegiem okoliczności (ale raczej w wyniku niestabilnej sytuacji politycznej) miało miejsce w szczytowym momencie ruchu przeciwko reformie emerytalnej. Po prawie tygodniu nocnych protestów spowodowanych wykorzystaniem przez Macrona artykułu 49.3 francuskiej konstytucji (w celu przepchnięcia reformy bez głosowania) prezydent zabrał głos. Była środa, po tym jak wywiad wewnętrzny ostrzegł o preinsurekcyjnej atmosferze. Podstawowym celem jego interwencji (zaplanowanej na godzinę 13:00, by zwrócić się do tej części publiczności, która jest reakcyjna) było zasianie strachu, złamanie powszechnego poparcia dla ruchu społecznego i przypisanie odpowiedzialności za niego wygodnej fikcji: „agitatorom” [les factieux] – terminowi mglistemu i nieuchwytnemu. Wobec nich, była tylko jedna opcja – powrót do „republikańskiego porządku”. „Ja albo chaos”.

Okaleczone ciała protestujących w Sainte-Soline są bezpośrednią konsekwencją tego przemówienia prezydenta. Ponieważ jego performatywna siła w czasie tego kryzysu została zredukowana do zera, potrzeba było niezłej organizacji – począwszy od 3200 żandarmów skupionych wokół krateru – by jego słowa nie okazały się puste.

Mordercy

Manewr Pałacu Elizejskiego został podany do wiadomości publicznej: po pierwsze, założyć, że związki zawodowe w czwartek zaatakują po raz ostatni, a następnie, przedstawić ruch przeciwko megazbiornikom jako mniejszościową frakcję manipulowaną przez agitatorów. Podczas gdy prasa unikała do tej pory ustalenia spójnego profilu uczestników nocnych protestów, będą oni odtąd nazywani „ultralewicowymi bandytami”[2] . W tym kontekście weekend w Sainte-Soline miał określenie uprawomocnić.

Pierwszy etap tej operacji był dość podobny do tego, co widzieliśmy 8 grudnia 2018 r., w dniach poprzedzających IV akt Gilets Jaunes. Najpierw po mediach krążyły uwagi anonimowych policjantów: „nigdy nie widzieliśmy takiej przemocy!”; „To się nigdy wcześniej nie zdarzyło!”; „Jest gorzej niż za Gilet Jaunes!”; „Niektórzy z nich przyjechali, żeby zabijać”[3]. Nad pytaniem, czy niektórzy z protestujących byli ewentualnymi „zabójcami policjantów”, spokojnie debatowano na platformach telewizyjnych. W BFMTV przyznano, że nigdy nie znaleziono podczas protestu żadnej broni palnej, a nawet, że „literatura Czarnego Bloku” nie nawołuje do mordowania jako praktyki. I co z tego? Określenie mordercy i tak poddane po „dyskusję”, a więc było na stole. Punktem kulminacyjnym było to, jak usłyszeliśmy je nawet z ust samego ministra spraw wewnętrznych.

W ten sposób stworzono wroga: krwiożerczą bestię wykluczoną ze ludzkiej społeczności. Teraz chodzi o zapowiedź jej przyszłych wystąpień: była 8 grudnia 2018 roku przy Łuku Triumfalnym, jak i w ostatni weekend w Sainte-Soline. Do akcji włączył się nawet minister rolnictwa, desygnując przeciwników zbiorników wodnych jako barbarzyńców, którzy „nie myślą o życiu ludzkim jako o czymś cennym”. Wcześniej jeden z dowódców CRS (prewencji) już przewidywał, że „jesteśmy na skraju powstania. Boję się, że jeden z moich ludzi zabije protestującego”.

Gra w bule

Scena jest jasna, a manewry medialne stają się śmiesznie prymitywne. I tak minister spraw wewnętrznych Darmanin pozuje przerażony obok paliwa kempingowego i buli, szef lokalnej policji ogłasza, że zarekwirował broń w postaci małych maczet. (Kto słyszał, żeby francuscy protestujący wymachiwali siekierami czy nożami? Oczywiście nikt.) Moglibyśmy się zadowolić potępieniem tego „cyrku”, gdyby nie doprowadził on do takich okropności. Choć operacja ta nie zadziałała (wielu dziennikarzy pozostało nieprzekonanych, podobnie jak przeciwnicy zbiorników – nawet ci instytucjonalni), nie to było jej prawdziwym celem. Było nim raczej położenie gruntu pod operacje policyjne, które rozegrają się następnego dnia – o których teraz wiemy, że były niestety skuteczne. „Będziemy świadkami niezwykle trudnych obrazów” – zapowiedział spokojnie minister spraw wewnętrznych, widocznie rozumiejąc sytuację.

Granaty

To właśnie w celu realizacji tych obrzydliwych manewrów politycznych – które umożliwiły dzisiejsze ogłoszenie, że po „wybuchu przemocy Emmanuel Macron stara się uosabiać obóz porządku” – doświadczyliśmy nieustannego gradu policyjnych granatów odłamkowych. Absurdalność sytuacji, w którą wdepnęły trzy marsze zbliżające się do zbiornika Sainte-Soline, została już opisana gdzie indziej. Niektóre z tych analiz podkreślały, że prowokacje Darmanina przyczyniły się do zjadliwości zgromadzenia, chuligańskiej gonitwy po polu, która rosła tym bardziej, im bliżej tłum był zbiornika. Media szybko powtórzyły linię wyznaczoną przez policję i skrajnie prawicowe związki zawodowe policjantów: przemoc pochodziła z obu stron, walka była symetryczna, a nawet „wyrównana”. 3200 policjantów, jedna armatka wodna, dwa helikoptery, pojazdy opancerzone, które strzelały granatami, drony, ATV i kryte ciężarówki – wszystko po to, by chronić i bronić pustego krateru, niezniszczalnego z definicji. Ale to, gdzie asymetria była najbardziej szokująca i ostateczna, nie leżało w dysproporcji sił, ale w celach, do których dążono. Celem protestujących w Sainte-Soline było ominięcie aparatu policyjnego i dotarcie do krateru, a także wetknięcie w niego swoich flag jako sposobu na utarcie nosa władzy i tym absurdalnym zbiornikom. Z kolei celem policji było użycie swojej siły w całym jej zakresie i brutalności wobec niechronionych (lub słabo chronionych) protestujących, aby ich straumatyzować, okaleczyć i zniechęcić. Jedna strona goniła za symbolem, a druga była wyposażona w broń wojskową i strzelała do tej pierwszej jak do kaczek. Jedna strona traktowała krater jako metaforę przyszłości, do której skazała nas władza; druga starała się bronić porządku – przepaści i pustki.

Można by pomyśleć: „A więc wiele jest warta duma prefekta”. Ale tutaj chodziło o coś znacznie więcej. Chodziło o potwierdzenie, że we Francji nie ma dziś niestabilności. Że ci, którzy wzniecają niepokoje, są tutaj, w Sainte-Soline, i że będą traktowani jako mniejszość, jak nieludzie; że właśnie dlatego jesteśmy gotowi zabijać jeśli będzie to konieczne. Bo trzeba powiedzieć[4], że kiedy z wyrzutni Cougar[5] policja wystrzeliwuje masowo do 4 tys. granatów, które później eksplodują na wysokości głowy, to dlatego, że najwyraźniej „nie myśli o życiu ludzkim jako o czymś cennym”[6].

W obronie dziury w ziemi są w stanie zrobić wszystko. By bronić krateru, który ewidentnie reprezentuje coś innego niż to, czym jest.

To dziura jako symbol władzy.

Utrzymanie porządku

Nadużycia ze strony Brav-M [policji na motocyklach] w Paryżu mogły być postrzegane jako akty nieuczciwych funkcjonariuszy; jako czyny faszystowskiej brygady, którą można było rozwiązać w wolnej chwili – i razem z nią, sam sam problem. Jednak to, co miało miejsce w Sainte-Soline to nie były tylko nadużycia kilku osób. To nie był jakiś jeden funkcjonariusz nielegalnie używający swojej broni. Zamiast tego istniał metodyczny, skrupulatny i systematyczny aparat, którego celem było całkowite zmiażdżenie, zranienie i sterroryzowanie osób protestujących, kimkolwiek by one nie były.

To był plan, którego celem nie było utrzymanie porządku (jak już mówiliśmy, w tej gigantycznej dziurze nie było nic do „ochrony”), ale utrzymanie pewnej uniwersalnej idei porządku. Porządku, który dla każdej protestującej rezerwuje sobie granat, jednocześnie grożąc: „protestowanie będzie cię kosztować”. Kiedy maszerujemy w mieście przeciwko reformom emerytalnym i nikczemnemu rządowi, albo przez pola przeciwko śmiercionośnej metodzie produkcji, policja i jej wspólnicy nie mają innego ostatecznego celu niż poddanie naszych ciał dyscyplinie władzy. Za pomocą pałek, gazu łzawiącego, obelg, gróźb, zastraszania, więzienia, granatów, kul, nękania, terroru, okaleczania lub zniesławiania. I śmierci, jeśli to konieczne. Taki jest zbrodniczy przekaz wysłany poprzez Sainte-Soline przez Darmanina, Macrona, lokalne władze, policję i panujące siły. Dowodzą oni, że protesty przeciwko zbiornikom wodnym i ruch przeciwko reformie emerytalnej faktycznie coś łączy: ich niepokój.

Teraz

Przede wszystkim chodzi o to, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: zatrzymać ruchy ekologiczne i ruch społeczny w tym samym czasie. Straumatyzować protestujących na polach, a jednocześnie przestraszyć tych w miastach, tak aby mobilizacja jednych przestała zasilać drugich[7]. Władza przekształciła zbiornik wodny w alegorię samej siebie: jej siły zamknięte w fortecy, broniące pustki. To właśnie w tym momencie musimy kontynuować jej demaskowanie.

W Sainte-Soline zobaczyliśmy, że nie ma granic dla haniebnych czynów, które Makronek jest gotowy popełnić. Bardziej nawet niż 8 grudnia 2019 r., – gdy z góry przepowiadano śmierci – władza wydawała się rozgorączkowana, jej ruchy niepewne, jąkała się. Dziś oczywiście z jej drżenia się nie cieszymy – to ono w końcu spowodowało tyle obrażeń.

Ale należy potwierdzić, że istnieje inna droga, aby uniknąć bycia opanowanym przez strach i osłupienie, i kontynuować walkę. Rząd oportunistycznie połączył ruch przeciwko reformom emerytalnym z ruchem przeciwko megazbiornikom. Niech tak będzie. Sobota to nie tylko historia o policji – to też opowieść o niesamowitej determinacji.

Determinacji, która może znów ruszyć i wrócić na ulicę.
Strach musi panować w obozie władzy.
Do zobaczenia we wtorek, pojutrze i w dniach następnych…

Komunikat rodziców Serge (S.) z 29 marca, 2023 roku.

To tłumaczenie oświadczenia rodziców aktywisty, który od pięciu dni jest w śpiączce po przemocy policji w Sainte-Soline.

W następstwie obrażeń spowodowanych granatem GM2L, podczas demonstracji 25 marca 2023 r. zorganizowanej w Sainte-Soline przeciwko projektom zbiornika irygacyjnego, nasz syn Serge przebywa obecnie w szpitalu walcząc o życie.

Złożyliśmy skargę na usiłowanie zabójstwa, celowe utrudnianie przybycia służb ratunkowych, jak i na naruszenie tajemnicy zawodowej w ramach śledztwa policyjnego i przywłaszczenie informacji zawartych w aktach.

W związku z różnymi artykułami opublikowanymi w prasie – z których wiele jest nieścisłych lub wprowadza w błąd – chciałylibyśmy poinformować, że:

  • Tak, Serge jest na liście “S” (watch-liście służb bezpieczeństwa wewnętrznego) – podobnie jak tysiące aktywistów w dzisiejszej Francji;
  • Tak, Serge miał problemy prawne – tak jak większość ludzi walczących z ustanowionym porządkiem;
  • Tak, Serge brał udział w wielu antykapitalistycznych demonstracjach – razem z milionami młodych osób na całym świecie, które tak jak miliony pracowników walczących obecnie z reformą emerytalną we Francji uważają, że porządna rewolucja by nam nie zaszkodziła,

Wierzymy, że nie są to postępki przestępcze, które plamią dobre imię naszego syna, a wręcz przeciwnie – że to czyny, które dobrze o nim świadczą.

Rodzice Serge
29 marzec 29, 2023

Batalia o Sainte-Soline: jak stratedzy mogą improwizować?

Spojrzenie od wewnątrz

Pierwotnie opublikowane na lundimatin.

Poniższą cenną informację zwrotną przesłali nam uczestniczki i uczestnicy zgromadzenia w Sainte-Soline. Zachęca nas ona do podjęcia zbiorowej refleksji nad taktyczną klęską przy zbiorniku i do zakwestionowania artykulacji [tego, jak dajemy wyraz naszemu działaniu, jak łączymy składające się na nie elementy – przyp.tłum.], które stają się koniecznie, gdy państwo decyduje się na militarną i krwawą obronę ekobójczych interesów. – lundimatin


Odnowa obietnic bojowości

W ciągu zaledwie dwóch lat Les Soulèvements de la Terre [„Powstania Ziemi”] stały się najbardziej obiecującą bojową praktyką. Została ona zbudowana na spotkaniach osób z różnych bojowniczych [militants] środowisk – rozwinęła się dzięki połączeniu nagromadzonych przez nich doświadczeń i know-howu. Powstania te są na dobrej drodze urzeczywistnienia leżącej u ich podstaw wizji połączenia wcześniej rozdzielonych światów w jeden masowy ruch. Karmi to nadzieje tych, które byli świadkami, jak autonomiczne, a następnie ekologiczne dynamiki zostały zneutralizowana tak szybko, jak tylko pojawiły się w nowych cyklach wojny społecznej i klimatycznej ostatnich lat. W miarę jak w obliczu ograniczeń ekologicznych zanikają warunki sprzyjające akumulacji kapitału, autorytarna przemoc kapitalistów wyraża się coraz brutalniej poprzez umożliwiający ich niszczycielskie działanie aparat państwowy. To z kolei stopniowa wpływa na środki walki – wobec tego wszystkiego generalizuje się tak aktywna, jak i bierna obrona. W takich właśnie okolicznościach powstały les Soulèvements de la Terre, co sprzyjało samoorganizacji i powszechnej akceptacji praktyk ofensywnych.

Adaptacja doktryny wojskowej

Problemy z utrzymaniem porządku, jakie stwarzają osoby kontestujące kapitalistyczny porządek społeczny, wymuszają adaptację doktryn represyjnego aparatu państwowego. Z każdą walką i mobilizacją doktryna ta jest modyfikowana i wzmacniana poprzez uwzględnienie ewolucji praktyk protestacyjnych. Testuje się ją od dawna – co najmniej od czasu represji wprowadzonych w blokowiskach [quartiers populaires][8] (później rozszerzonych na ruchy społeczne), a następnie podczas operacji wojskowych na zamorskich terytoriach oraz tych mających na celu wysiedlenie ZAD. I tak więc, rok po roku, pol*cyjna kontrola i jej militaryzacja ulegają intensyfikacji, a jednocześnie obraz wroga wewnętrznego rozszerza się na coraz bardziej zróżnicowane grupy społeczne. Zjednoczenie niektórych z tych fakcji wokół pojedynczej strategicznej dynamiki jest ambincją, która nabiera kształtów poprzez Les Soulèvements de la Terre.

Pierwsza zwycięska bitwa

Batalia o Sainte-Soline ma duże znaczenie dla równowagi sił w potyczkach, która obecnie rozgrywają się między kapitalistami, a ich wrogami wewnętrznymi broniącymi dostępu do wody. Na przestrzeni kilku jej aktów gwałtowny wzrost sił włączających się do tej bitwy (z 700 do 3 tys. osób, potem do około 6 tys., a obecnie między 25 a 30 tys.) pokazuje, że dokonana przez nią odnowa obietnic bojowości jest odpowiedzią na różne aspiracje do radykalności, a nawet rewolucyjności.Jest nią nie tylko przez swoją zdolność do mobilizowania razem zróżnicowanych jednostek lub grup, ale także poprzez wytworzoną przez nią współdzieloną kulturę walki, która powstaje w wyniku wspólnej socjalizacji sposobów organizacji i działania, które zwykle pozostają ze sobą w sprzeczności. To wszystko doprowadziło do zwycięstw, z których najnowsze miało miejsce podczas pierwszej bitwy o Sainte-Soline, w której aparat porządkowy został pokonany dzięki taktyce demonstrującej strategiczne znaczenie Powstań. Ale już temu zwycięstwu towarzyszyły dziesiątki rannych i pytania o niebezpieczeństwo represji, jakie niosła ze sobą zastosowana taktyka.

Błąd taktyczny w drugiej bitwie

W przypadku drugiej bitwy pod Sainte-Soline warunki możliwości zwycięstwa uległy zmianie i były znacznie bardziej niekorzystne. Wymagały one większego wkładu i ryzyka od wszystkich zaangażowanych osób i grup. Po pierwsze byli woluntariusze i wolontariuszki, które musiały stawić czoła nieustannym kontrolom tożsamości podczas dwóch dni przygotowań w Melle. Następnie wszystkie biorące udział w mobilizacji osoby i grupy musiały sprytnie prześlizgnąć się przez szczeliny głównej blokady drogowej, aby dostać się do obozu wykorzystywanego jako strefa zbiórki. Do tego wszystkiego doszła niepewność wyposażenia obozu i fatalne warunki pogodowe.

Podobnie jak w przeszłości, taktyka tych po stronie Powstań polegała na uformowaniu trzech pochodów: pierwszego umożliwiającego zarówno aktywną, jak i bierną obronę oraz dwóch pozostałych dających wolną rękę ofensywie. Taktyka wojskowa drugiej strony nie była jednak taka sama, jak w poprzedniej bitwie, po której „prefekt był bezradny”. Wojsko, ucząc się na swoich błędach, postanowiło skupić się na taktyce defensywnej. Polegała ona na tym, że pozwolono tłumom dotrzeć w okolice basenu – otoczając je przy tym ciężarówkami i mobilnymi jednostkami policji – a następnie wykorzystać cały arsenał środków bojowych, aby za wszelką cenę tę pozycję utrzymać. Po wejściu na pole bitwy, dziesiątkom tysięcom ludzi tworzących masę trzech pochodów trudno było zrealizować cel okrążenia basenu, mimo aktywnych prób koordynacji. W pierwszym szeregu najbardziej ofensywne grupy doświadczały gwałtownych skutków użycia represyjnej broni, wobec powodzi przemocy żandarmów liczba rannych rosła z minuty na minutę (aż do pierwszych śmiertelnych obrażeń), a manewry jednostek BRAV-M na quadach, atakujących masę od tyłu, wywołały panikę i przerwały starcie. Siły przegrupowały się i zrobiły sobie przerwę na przekąskę, po czym zyskały nową fala determinacji – osiągnięty przez nią impet miał być jednak krótkotrwały. Choć niektóre grupy wróciły do konfrontacji, to wojsko nie zawahało się wystrzelić granatów GM2L z ciężarówki pancernej w masę ludzi bez sprzętu ochronnego. Strach przed zranieniem tym bardziej przybierał na sile, gdy liczba rannych była już bardzo wysoka. Przemoc wojska i policji opóźniała nawet akcję ratunkową, osłabiając tym samym determinację ich przeciwników. W tych warunkach wejście do twierdzy zbiornika było niemożliwe. Taktyka wojska zwyciężyła.

Osiągnięcia na zapleczu, słabości na froncie

Mobilizacja tak wielu osób i grup, szacowana na 25-30 tys., przekroczyła oczekiwania, które tu i ówdzie można było usłyszeć. Mobilizacja ta była możliwa dzięki tytanicznej bojowniczej pracy wykonanej w ciągu kilku miesięcy – która z kolei była możliwa dzięki wnioskom, które zostały wyciągnięte z poprzednich aktów tej walki. Zbudowano zróżnicowany szkielet, aby odpowiedzieć na wiele potrzeb takiej mobilizacji, stworzono i wzmocniono różne jego elementy: zaopatrzeniowy, prawny, medyczny, jak i mechanizmy radzenia sobie z przemocą seksualną i seksizmem (riots fight sexism), wsparcie psychologiczno-emocjonalnego, anty-ableizm i opiekę nad dziećmi. Świadczy to o znacznej jakościowej poprawie środków opracowywanych w celu zwiększenia ilościowej skali mobilizacji. Niemniej jednak wydaje się, że ten nacisk na zaplecze doprowadził do niedoszacowania środków i liczby taktycznych odwrotów, których należy się spodziewać w czasie walki. Choć do orientacji podczas przemarszu do zbiornika wystarczała bardzo mała liczba koordynatorów, to po rozpoczęciu szturmu okazała się ona skrajnie niewystarczająca. I tak większość osób w masie zmagała się ze znalezieniem sposobów na bycie użytecznym bez jednoczesnego zwiększenia liczby rannych. Szczególnie cierpiały grupy stawiające czoła żandarmom, jako że miały problem z komunikacją z resztą uczestniczących w mobilizacji osób. Wpływ tego wszystkiego na zaplecze był znaczny i będzie jeszcze większy w najbliższym czasie.

W wewnętrznych dyskusjach pojawiło się jedno pytanie: dlaczego ludzie od razu przystąpili do konfrontacji, nie poświęcając czasu na kwestionowanie taktyki żandarmów? Podjęcie tego pytania jest kluczowe dla przyszłości, ponieważ stawia ono pod znakiem zapytania strategię komponowania Powstań, która do tej pory się sprawdzała. Odpowiedź na nie zachęca do poszerzenia kolektywnej refleksji nad problemami, jakie stwarzają taktyka i związane z nią środki. Być może, na przykład, każda osoba lub grupa mogłaby przyjąć rolę odpowiadającą jej poziomowi zaangażowania, będąc wyszkoloną i wyposażoną na tym samym poziomie co inne [które mają podobną rolę]. To by jednak oznaczało, że należałoby myśleć o czasie i przestrzeni, w których będą działać, z większym wyprzedzeniem – może nawet w zupełnie innych momentach walki. Wymagałoby to również zapewnienie sobie środków do koordynacji na większą skalę w celu wzmocnienia powiązań między różnymi elementami mobilizacji. Ogromna ilość pracy wykonanej na zapleczu pokazała, że taka kolektywna refleksja jest już po części bardzo zaawansowana. Wydaje się ona tym bardziej konieczna w świetle szalejącej już propagandy medialnej i politycznej, mającej na celu ponowne wykreowanie postaci wrogów wewnętrznych, aby usprawiedliwić odrażającą przemoc policyjną, której dopuszczono się podczas drugiej bitwy.

Na razie jednak kierujemy nasze wsparcie do tych, które odniosły obrażenia i tych, którzy będą nadal cierpieć z powodu represji w nadchodzących tygodniach i miesiącach.


[1] Makronek – czy niedługo będzie po nim?: Ruch przeciwko reformie emerytalnej na skraju powstania (raport z postępów)

[2] Sformułowanie, którego w Le Figaro użył Christophe C., nieoficjalny rzecznik ministrów spraw wewnętrznych.

[3] Nietrudno jednak zauważyć, że spontaniczne nocne protesty w ciągu ostatniego tygodnia polegały w dużej mierze na unikaniu ślepej przemocy BRAV-M (i innych BAC-ów], kierując się hasłem zapożyczonym z ruchu w Hongkongu: „Be Water”.

[4] Tak samo jak trzeba powiedzieć, że kiedy żandarmi ogłosili swoje obrażenia, to okazało się, że większość z nich była… problemami ze słuchem i oddychaniem

[5] Która ma zasięg 40 metrów.

[6] Liga Praw Człowieka również „odnotowała nieumiarkowane i masowe użycie siły […] z jasnym celem: uniemożliwienie dostępu do akwenu, bez względu na koszty ludzkie.”

[7] Jedna i druga walka jest oczywiście w dużej mierze tą samą.

[8] przyp.red.: Mowa tu najprawdopodobniej o zamieszkach z 2005. Więcej o nich, strategiach policji przeciwko nim (i późniejszym ruchom społecznym) we fragmencie Insurekcji… opublikowanym na naszej stronie i wydanej później broszurze „W drogę!„.

„Powrót nieporządku”: O ostatnich starciach we Francji

Josep Rafanell i Orra & inne osoby autorskie:

„Powrót nieporządku”

O ostatnich starciach we Francji


We Francji trwa właśnie nowa fala protestów i zamieszek przeciwko rządowi Emmanuela Macrona w odpowiedzi na niepopularną reformę emerytalną. Już mówi się o tym, że są to najsilniejsze zamieszki w Paryżu od ostatnich pięćdziesięciu lat, a sytuacja nie zwalnia tempa i zdaje się zmierzać ku pełnoskalowemu powstaniu, być może nawet przewyższającemu Żółte Kamizelki.

Są tu trzy teksty. Pierwszy daje ogólny pogląd na sytuację, oraz analizuje w pewnym stopniu jego korzenie. Drugi wchodzi w głębszą analizę i skupia się przede wszystkim na dwóch rzeczach: strategiach policji (czy jak to się mówi we Francji, „sił porządku”) i roli, jaką odgrywa, oraz o znaczeniu spotkań i okupowania przestrzeni. Trzeci ukazuje obecne na ulicach tłumy jako coś z kompletnie innego świata niż ten, którym chciałyby zarządzać władze. Nie jest to ani ruch społeczny, ani zatomizowane, przestraszone społeczeństwo – raczej powrót powszechnego nieporządku, który może doprowadzić do rewolucji. Dotłumaczyłyśmy również oświadczenie przyjaciół osoby, która została ciężka raniona przez policję podczas ostatniej demonstracji w Sainte-Soline.

Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.


Widok z lotu ptaka

Pierwotnie opublikowane na CrimethInc.

Te skurwysyny dobrze to wiedzą: to, czego obawiali się w quasi-insurekcji z 2018 roku, to nie tyle podmiot społeczny – czegokolwiek by nie mówiła najgorsza lewicowa socjologia – ani nawet zbiór praktyk. To była nierządność, zdeterminowana i rozproszona. Fala nienawiści do neoliberalnego wszechświata.
Nienawiść: próba bilansu ruchu przeciwko reformie emerytalnej

Po dwóch miesiącach tradycyjnych protestów i okazjonalnych strajków inscenizowanych przez intersyndicale (koordynację ośmiu największych krajowych związków zawodowych we Francji), ruch przeciwko reformie emerytalnej rządu Macrona stanął w miejscu, gdy Elizabeth Borne (premierka i szefowa rządu) ogłosiła, że zamierza wykorzystać artykuł 49.3 Konstytucji, aby wprowadzić reformę emerytalną bez przeprowadzenia głosowania w Zgromadzeniu Narodowym.

W ciągu tych pierwszych dwóch miesięcy na ulice wyszła duża liczba ludzi, ale mimo publicznego poparcia, protesty i strajki nie były bojowe. Deputowani w Zgromadzeniu Narodowym byli jednak podzieleni; istniała możliwość, że większość będzie przeciwna reformie emerytalnej, więc Borne ich obeszła. Ustawa musi jeszcze zostać zatwierdzona przez Senat, ale to nie ma znaczenia. Francuscy deputowani przeciwni Macronowi i Borne złożyli wniosek o wotum nieufności, co spowodowałoby odsunięcie rządu Borne od władzy.

W nocy z czwartku na piątek, 16 marca, ludzie spontanicznie zgromadzili się w symbolicznych miejscach w Paryżu i innych miastach, aby zaprotestować przeciwko stosowaniu artykułu 49.3. W miarę upływu nocy odmawiali opuszczenia miejsca zgromadzenia, mimo że policja stawała się coraz bardziej agresywna. W końcu aresztowała ona wiele osób w całej Francji – prawie trzysta w samym Paryżu – z których prawie wszystkie zostały zwolnione bez zarzutów następnego dnia.

Podczas weekendu wybuchły spontaniczne protesty uliczne (les „manifs sauvages„), które wykorzystały strajk śmieciarzy i wypełniły ulice Paryża płonącymi śmieciami. Im bardziej nasila się przemoc ze strony policji, tym większą rolę techniczną odgrywa ten “spontaniczny” aspekt protestów. Większość masowych protestów we Francji, takich jak te, które miały miejsce przed czwartkiem, to déclarées – grupy rejestrują je wcześniej na policji. Spontaniczne protesty są legalne, ale ramy represji są mniej jasne niż w przypadku autoryzowanych demonstracji. Jest to duży problem: sądy muszą jeszcze rozstrzygnąć, czy można zostać aresztowanym za samo przebywanie w pobliżu spontanicznego protestu, jakie powinny być konsekwencje za prowadzenie spontanicznego protestu, czy francuskie konstytucyjne prawo do demonstracji obejmuje spontaniczne protesty i jak policja może legalnie identyfikować ludzi biorących udział tych protestach.

Co więcej, wszystkie autoryzowane protesty mają ustalone miejsce lub trasę, podczas gdy obecne spontaniczne protesty są nieprzewidywalne. Nie zbiegają się w strategicznym miejscu i nie mają żadnego konkretnego celu poza nękaniem policjantów. Grupy liczące od stu do tysiąca osób przemieszczają się w różnych kierunkach wokół danego obszaru, barykadując ulice, tagując i podpalając rzeczy. Tak jak to miało miejsce podczas powstania George’a Floyda w 2020 roku w Stanach Zjednoczonych, policja nie jest w stanie powstrzymać i kontrolować kilku grup jednocześnie.

„Możemy poradzić sobie z jednym 10-tysięcznym protestem, ale dziesięć 1000-osobowych protestów w całym mieście nas przerośnie”.
– Policjant LAPD, lato 2020

A im bardziej policjanci są zmęczeni, tym bardziej stają się brutalni. Ludzie są bardzo odważni, ale odnoszą też poważne obrażenia i doznają urazów.

Te spontaniczne protesty uliczne mają miejsce w nocy, podczas gdy wczesnym rankiem i w ciągu dnia nasila się strajk, w miarę jak ludzie organizują coraz więcej blokad. Strajk rozpoczął się przed zastosowaniem artykułu 49.3 w zeszły czwartek. Główne sektory, które biorą w nim udział to przetwarzanie śmieci (zbieranie i spalanie), dystrybucja paliw (rafinerie i transport) oraz transport publiczny (transport miejski, pociągi i lotniska).

Związki zawodowe wezwały do ogólnokrajowego strajku w najbliższy czwartek, 23 marca. Kiedy przywódcy ogłosili to w zeszłym tygodniu, wyglądało to na wysiłek pacyfikacyjny, mający na celu usunięcie ludzi z ulic, ale ponieważ ludzie nie przestali wychodzić na ulice, to stanowi to teraz okazję do eskalacji. Spodziewamy się, że kraj zostanie zablokowany, a związki zawodowe zostaną wszędzie zdominowane przez spontaniczne akcje bezpośrednie przeprowadzane zarówno przez grupy autonomiczne, jak i lokalne oddziałów samych związków. To już się zaczęło dziać – na przykład w Fos-sur-Mer lub w Rennes.

Osobami prowadzącymi strajk w Paryżu są śmieciarze, pracujący w trzech różnych miejscach. Strajkują od 7 marca i od tego czasu utrzymują pikiety przed swoimi zakładami. Tylko jedna z nich została naruszona przez policję i od tego czasu została odtworzona. Potrzebują pieniędzy, by kontynuować strajk. W pewnym sensie stali się gwiazdami ruchu, ponieważ śmieci gromadzące się na ulicach Paryża stanowiły idealny materiał do podpalania dla nocnych tłumów – nieskończenie długo uzupełnialny zasób, dopóki działają śmieciarki.

Odrobinę generalizując, to ludzie na pikietach to robotnicy i lewicowcy różnych opcji, podczas gdy ci, którzy biegają po ulicach w nocy, są młodsi i bardziej awanturniczy. Grupy te nie są do siebie nastawione antagonistycznie, co nie zawsze miało miejsce we francuskim krajobrazie politycznym. Ludzie zdają się cieszyć ze spotykania się, kiedy i gdzie tylko mogą; nie ma żadnych zgromadzeń ogólnych, które łączyłyby wszystkie pokolenia, ale ani związki zawodowe, ani starsi lewicowcy nie potępiają nocnych zamieszek.

W ciągu poprzednich miesięcy wywiązała się dyskusja o tym, jak COVID-19 przerwał ciągłość w przekazywaniu technik, historii i kultury walki w kręgach francuskich aktywistów i jak doprowadziło to do rozpowszechniania się scentralizowanej (i szczerze mówiąc, nudnej) polityki na wielu uniwersytetach. Obserwujemy, jak powstają w tym ruchu nowe formacje polityczne i odbywają się zdecentralizowane i autonomiczne eksperymenty z działaniami bezpośrednimi i oporem; i jak wszystko to ujawnia ograniczenia tradycyjnych środków kontroli i represji. Wydarzenia ostatniego tygodnia pokazują, że możemy odłożyć na bok wszelkie obawy o bierność młodego pokolenia.

W ostatni poniedziałek Zgromadzenie Narodowe zagłosowało na korzyść rządu, co jeszcze bardziej oburzyło ludzi. Fakt, że rząd Macrona i Borne pozostaje u władzy sprawi, że niepewna równowaga między agendami nacjonalistów i lewicowców będzie na razie stabilna. Ale na jak długo?

Podobnie jak w ruchu Żółtych Kamizelek z 2018 roku, siłą napędową tych protestów jest nacjonalizm. Choć nikt nie wyciągnął jeszcze francuskich flag, to wkrótce mogą się one pojawić. Na dobre lub na złe, od czasu Żółtych Kamizelek, główny nurt francuskiej wyobraźni politycznej jest prawie całkowicie skupiony na Rewolucji Francuskiej. Ludzie wzywają do ścięcia Macrona, do ochrony świętego honoru francuskiej demokracji i tak dalej. Wszystko to idzie w parze z szerokim i – jak dotąd – zróżnicowanym nacjonalizmem, a w gotowości do wykorzystania sytuacji czeka skrajnie prawicowa partia Marine Le Pen, Rassemblement National.

Aby dalej rosnąć, ruch będzie musiał pokonać swoje obecne ograniczenia. Jak dotąd w zamieszkach i blokadach uczestniczyli w większości biali; większość pracujących osób koloru i tak nie skorzysta z obecnego systemu emerytalnego. Dopóki nie będą pewne, co mogą zyskać dzięki temu ruchowi, prawdopodobnie nie wyjdą na ulice, a to zmniejszy możliwość wybuchu powstania. Inna kwestia jest też taka, że choć faktycznie napływały dramatyczne obrazy z Paryża i innych dużych miast, to w przeciwieństwie do Żółtych Kamizelek, ten ruch się w nich rozpoczął i nie wiadomo, jak bardzo rozprzestrzeni się na bardziej wiejskie obszary kraju.

Nie wiadomo też, jak nowa runda niepokojów we Francji wpłynie na ruchy w innych częściach świata. Rytm niepokojów we Francji generalnie nie jest zsynchronizowany z wydarzeniami politycznymi w innych krajach. Ruch Occupy i jego odpowiedniki miały miejsce w Hiszpanii, Grecji, Stanach Zjednoczonych, a nawet Niemczech w 2011 roku, ale francuski odpowiednik, Nuit Debout, miał miejsce całe pięć lat później; ruch Żółtych Kamizelek rozpoczął się rok przed większością globalnych rewolt 2019 roku. Ale wraz z odzyskującymi parę ruchami w Grecji i innych miejscach, wydarzenia we Francji mogą przyczynić się do kształtowania powszechnej wyobraźni na całym świecie. Żadne z napięć, które katalizowały tak globalne rewolty z 2019 roku, jak i powstanie George’a Floyda z 2020 roku nie zostało rozładowane. Od Stanów Zjednoczonych i Francji po Rosję i Iran, rządy po prostu próbowały stłumić sprzeciw brutalną siłą, podczas gdy ludzie powoli, ale stale, są coraz bardziej zdesperowani i wściekli.

W krótkiej perspektywie towarzysze i towarzyszki we Francji mają nadzieję na zbudowanie siły, która pozwoli im oprzeć się nadchodzącym represyjnym przepisom wymierzonym w migrantów, osoby nieudokumentowane, bezdomne i lokatorów, nad którymi pracuje rząd Macrona i Borne. Wielu ludzi w Paryżu i sąsiednich regionach myśli także o walce z przygotowaniami miasta do Igrzysk Olimpijskich latem 2024 roku; bo kiedy eksmisje, niszczenie parków i przestrzeni publicznych oraz budowa ogromnej i niepotrzebnej infrastruktury na północnych przedmieściach Paryża staje się bronią i środkiem kontroli oraz oczyszczania tradycyjnie robotniczych dzielnic, odzyskanie ulic jest bardzo pilną kwestią.

Makronek – czy niedługo będzie po nim?

Ruch przeciwko reformie emerytalnej na skraju powstania (raport z postępów)

Pierwotnie opublikowane na lundimatin

Ogłoszenie z czwartku 16 marca – że rząd wykorzysta artykuł 49.3 Konstytucji, aby narzucić swoją reformę emerytalną bez głosowania w Zgromadzeniu Narodowym – nadało ruchowi protestacyjnemu nowy wymiar. Pomimo ostrych represji, dziwna mieszanka gniewu i radości rozprzestrzeniła się po całym kraju: spontaniczne demonstracje, blokady-niespodzianki głównych dróg, wtargnięcia do centrów handlowych lub na tory kolejowe, wrzucanie śmieci do biur poselskich, nocne pożary śmieci, celowe przerwy w dostawie prądu i wiele innych. Sytuacja stała się nieopanowalna, a prezydent nie ma żadnego planu poza zapewnieniem, że za wszelką cenę się utrzyma i nie będzie wahał się przed użyciem przemocy. Najbliższe dni będą więc decydujące: albo ruch zużyje swoją energię – choć wszystko wskazuje na coś przeciwnego – albo rządy Macrona upadną. W tym tekście postaramy się przedstawić raport z naszych postępów, analizując zaangażowane siły, ich strategie, a także ich krótko- i średnioterminowe cele.

Sam przeciwko wszystkim

Jeśli weźmiemy pod uwagę dwie oficjalnie zaangażowane siły, sytuacja jest wyjątkowa, ponieważ żadna z nich nie może pozwolić sobie na przegraną. Z jednej strony mamy „ruch społeczny”, o którym często myślimy, że zniknął, ale który zawsze powraca z braku czegoś lepszego. Najbardziej optymistyczni widzą w jego powrocie niezbędny wstęp do zbudowania takiej relacji sił, która mogłaby utorować drogę do powstania, a nawet rewolucji. Z kolei najbardziej pesymistyczni uważają, że jest wręcz przeciwnie – że od samego początku jest on skompromitowany, i że kanalizowanie i rytualizacja powszechnego niezadowolenia pomaga w zarządzaniu panującym porządkiem, a więc do jego utrzymaniu i wzmocnieniu.

Tak czy inaczej, na papierze ten „ruch społeczny” ma wszystko, by wygrać: związki zawodowe są zjednoczone, demonstracje liczne, opinia publiczna w dużej mierze mu sprzyja, a chociaż rząd został wybrany demokratycznie, jest w zdecydowanej mniejszości – wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na jego powodzenie. Jeśli więc w tak obiektywnie sprzyjających warunkach „ruch społeczny” przegra, to znaczy, że już nigdy nie będzie mógł o niczym marzyć ani przypisać sobie jakiejkolwiek wygranej.

Po drugiej stronie jest Emmanuel Macron, jego rząd i kilku fanatyków, którzy w niego wierzą. Wiedzą, że są w mniejszości, ale właśnie stąd czerpią swoją siłę. Macron nie jest prezydentem, który został wybrany, by być lubianym czy nawet docenianym. Ze swoim czystym i doskonałym przywiązaniem do gospodarki, do efektywności, do wyników, ucieleśnia szczyt polityki. Nie widzi ludzi, życia, istot ludzkich, tylko atomy, z których można wydobyć wartość. Macron to swego rodzaju zły robot, który chce jak najlepiej dla tych, którymi rządzi wbrew ich woli. Jego wyobrażenie o polityce to arkusz kalkulacyjny Excela: dopóki obliczenia są poprawne, a liczby wyglądają w porządku, będzie stale szedł do przodu. Z drugiej strony wie, że jeśli będzie się wahał, drżał lub poddawał, nie będzie mógł twierdzić, że rządzi czym- czy kimkolwiek.

Bezpośrednia konfrontacja [face à face] niekoniecznie jest jednak symetryczna. „Ruchowi społecznemu” grozi zmęczenie i rezygnacja, a prezydenta do rezygnacji skłonić mogłoby jedynie namacalne ryzyko wybuchu powstania. Od momentu użycia artykułu 49.3 w czwartek widzimy, że sytuacja się zmienia. Teraz, gdy negocjacje z władzami stały się nieważne, “ruch społeczny” kipi i prześciga sam siebie. Jego kontury stają się preinsurekcyjne.

Pozostaje jeszcze trzecia, nieoficjalna siła: inercja. To ci, którzy na razie z lenistwa, strachu lub mniej lub bardziej przypadkowego powodu odmawiają włączenia się do walki. Na razie skutecznie grają na rzecz rządu, ale im bardziej niestabilna stawać się będzie sytuacja, tym bardziej będą zmuszani do opowiedzenia się po którejś ze stron – czy to ruchu, czy rządu. Wielkim osiągnięciem Żółtych Kamizelek było wydobycie frustracji i niezadowolenia zza ekranów, wyciągnięcie ludzi na ulice.

Najlepszą emeryturą jest atak[1]

Ale co tak naprawdę kryje się za tą konfrontacją i jej inscenizowaniem? Co chwyta za serce, wzbudzając odwagę lub wściekłość? Stawką jest odrzucenie pracy. Oczywiście nikt nie ośmiela się tak formułować problemu, bo gdy tylko mówimy o pracy, zaciska się na nas stara pułapka. Jej mechanizm jest jednak prosty i dobrze znany: za samym pojęciem pracy kryje się dobrowolne pomieszanie dwóch całkiem odrębnych rzeczywistości. Z jednej strony jest praca jako jednostkowe uczestnictwo w kolektywnym życiu, udział w jego bogactwie i kreatywności. Z drugiej strony, praca jako szczególna forma indywidualnego wysiłku w ramach kapitalistycznej organizacji życia – czyli praca jako ból i wyzysk. Jeśli ktoś odważy się skrytykować pracę lub nawet życzyć sobie jej zniesienia, zostanie to zwykle zrozumiane jako drobnomieszczański kaprys lub rynsztokowy nihilizm. W końcu – mówi się nam – jeśli chcemy jeść chleb, potrzebujemy piekarzy; jeśli chcemy piekarzy, potrzebujemy piekarni; jeśli chcemy piekarni, potrzebujemy murarzy; a do ciasta, które wkładamy do pieca, potrzebujemy rolników, którzy sieją, zbierają plony i tak dalej. Nikt, oczywiście, nie jest w stanie podważyć tak niesamowicie twardych dowodów.

Problem, nasz problem, polega na tym, że jeśli odrzucamy pracę do tego stopnia – jeśli jesteśmy milionami walącymi w bruk osób na ulicach, aby uniknąć poddania się dwóm kolejnym latom pracy – to nie dlatego, że jesteśmy leniwe lub marzymy o wstąpieniu do klubu brydżowego, ale dlatego, że postać wspólnego i kolektywnego wysiłku w tym społeczeństwie jest nieznośna, upokarzająca, często bezsensowna i okaleczająca. Jeśli się nad tym zastanowić, nigdy nie walczyłyśmy o emeryturę – to zawsze była walka przeciwko pracy.

Osoby kolektywnie i masowo uznające, że dla większości z nas praca jest cierpieniem – to coś, do przyjęcia czego władze nie mogą dopuścić. Oznaczałoby to zniszczenie całego gmachu społecznego, bez którego byłyby niczym. Ale jeśli naszym wspólnym stanem jest to, że nie mamy władzy nad naszym życiem i o tym wiemy, to paradoksalnie wszystko staje się znów możliwe. Zauważmy, że rewolucje nie muszą wymagać wielkich teorii i skomplikowanych analiz; czasem wystarczy po prostu postawić drobny postulat, którego trzyma się do końca. Wystarczy, na przykład, odmówić bycia poniżanym: przez harmonogram, przez pensję, przez kierownika lub zadanie. Wystarczyłoby stworzyć kolektywny ruch, który zawiesiłby udrękę kalendarza, listy rzeczy do zrobienia czy porządek obrad. By cały system się zawalił, wystarczyłoby upomnieć się o najbardziej minimalną godność dla siebie, swojej rodziny i wszystkich innych – kapitalizm w końcu nigdy nie był niczym innym niż obiektywną i ekonomiczną organizacją upokorzenia i bólu.

Krytyka przemocy

To powiedziawszy, musimy uznać, że kontestowana przez nas organizacja społeczna jak na razie nie trzyma się w kupie tylko dzięki zawłaszczeniu środków do przetrwania i szantażem. Jest to możliwe również dzięki przemocy policji. Nie będziemy się zagłębiać w społeczną rolę policji i powody, dla których zachowuje się ona tak obrzydliwie; zostały one już wystarczająco dobrze zsyntetyzowane w tekście „Pourquoi les flics sont-ils tous des bâtards?”. Za to pilne wydaje nam się strategiczne myślenie o ich przemocy; o tym, co poprzez nią represjonują, co dławią terrorem i zastraszaniem.

W ostatnich dniach badacze i komentatorzy potępili brak profesjonalizmu policji – jej ekscesy, arbitralność, a czasem nawet przemoc. Nawet BFMTV [najbardziej oglądany konserwatywny kanał informacyjny we Francji], było zaskoczone, że z dwustu dziewięćdziesięciu dwóch osób aresztowanych w czwartek, 16 marca na Place de la Concorde, dwieście osiemdziesiąt trzy zostały zwolnione z policyjnego aresztu bez oskarżenia, a pozostałe dziewięć otrzymało zwykłą naganę. Problem z tego rodzaju oburzeniem polega na tym, że skupienie na postrzeganej dysfunkcji systemu uniemożliwia dostrzeżenie tego, co może być jedynie celową strategią. Jeśli setki BRAV-M [Brigades de répression des actions violentes motorisées, policyjnych jednostek motocyklowych utworzonych podczas protestów Żółtych Kamizelek] przemierzają ulice Paryża, by ścigać i bić protestujących i jeśli w piątek dekret prefektury zakazał jakichkolwiek zgromadzeń gdziekolwiek na obszarze obejmującym około jednej czwartej całej stolicy, to dlatego, że [Emmanuel] Macron, [minister spraw wewnętrznych Gérald] Darmanin i [prefekt paryskiej policji Laurent] Nuñez uzgodnili strategię: opróżnić ulice, wstrząsnąć ciałami, przerazić serca… i spróbować wszystko to przeczekać.

Powtórzmy to – nikt nigdy nie wygrywa z policją „militarnie”. Policja jest przeszkodą, którą trzeba trzymać w ryzach, unikać, wyczerpać, zdezorganizować lub zdemoralizować. Pozbycie się policji nie polega na naiwnej nadziei, że pewnego dnia złoży ona broń i przyłączy się do ruchu, ale przeciwnie, na upewnieniu się, że każda podjęta przez nią próba przywrócenia porządku za pomocą przemocy spowoduje jeszcze większy nieporządek. Przypomnijmy sobie, jak w pierwszą sobotę Żółtych Kamizelek tłum maszerujący przez Pola Elizejskie – który miał silne poczucie działania w zgodzie z prawem – skandował „policja z nami”. Wystarczyło kilka policyjnych szarż i salw gazu łzawiącego, by najpiękniejsza aleja świata zamieniła się w pole bitwy.

Ucząc się z represji

Nasze możliwości podejmowania strategicznych decyzji na ulicy są jednak bardzo ograniczone. Nie mamy żadnego sztabu generalnego – jedynie nasz zdrowy rozsądek, liczebność i pewną skłonność do improwizowania. W obecnej konfiguracji możemy jednak wyciągnąć pewne wnioski z ostatnich tygodni:

  • Nadzorowanie demonstracji, czyli utrzymywanie ich w granicach nieszkodliwości, jest zadaniem, które rozdzielają między siebie przywódcy związkowi i policja. Demonstracja, która przebiega zgodnie z planem, jest zwycięstwem rządu. Z kolei demonstracja, która przekracza przygotowane dla niej granice, wywołuje niepokój na jego najwyższych szczeblach, demoralizuje policję i przybliża nas do zniesienia pracy. Tłum, który nie akceptuje już trasy wytyczonej przez policję, który niszczy symbole gospodarki i radośnie wyraża swój gniew, jest zakłóceniem – a więc zagrożeniem.
  • Do tej pory, z wyjątkiem 7 marca, wszystkie masowe demonstracje były opanowane przez policję. Pochody związków zawodowych pozostały idealnie uporządkowane, a najbardziej zdeterminowani demonstranci byli systematycznie izolowani i brutalnie represjonowani. W niektórych okolicznościach odrobina zuchwałości wyzwala energię niezbędną do wyrwania się z ograniczających ram; w innych może umożliwić policji brutalne zamknięcie każdego okna możliwości. Zdarza się, jednak że gdy chce się wybić okno, najpierw łamie się nos na krawędzi jego ramy.
  • Ze względu na szybkość poruszania się i wyjątkową brutalność, policjanci BRAV-M są najgroźniejszą przeszkodą. Należy podważyć ich pewność siebie, którą zbudowali w ciągu ostatnich kilku lat, a zwłaszcza ostatnich tygodni. Jeśli nie możemy wykluczyć, że małe grupy od czasu do czasu ich przechytrzą i zmniejszą ich zuchwałość, to najskuteczniejszą opcją byłoby, aby pokojowy tłum związkowców i demonstrantów nie tolerował już dłużej ich obecności, stał z podniesionymi rękami i ilekroć policjanci próbowaliby przedrzeć się przez demonstrację, krzyczał na nich i odpychał. Jeśli ich obecność na demonstracjach zacznie powodować nieporządek zamiast przywracać porządek, pan Nunez będzie zmuszony do wygnania ich na Ile de la Cité [wyspę w centrum Paryża], aby zamknąć ich w swoim garażu na rue Chanoinesse.
  • W czwartek 16 marca, po ogłoszeniu użycia artykułu 49.3, zapowiedziana z wyprzedzeniem demonstracja związkowa i bardziej rozproszone wezwania do działania zbiegły się po drugiej stronie mostu Concorde przed Zgromadzeniem Narodowym. Ponieważ głównym celem policji była ochrona przedstawicieli narodu, zepchnęła ona tłum z powrotem na południe. Dzięki temu manewrowi demonstranci znaleźli się na turystycznych ulicach centrum miasta i rozproszyli po nich. Sterty śmieci pozostawione przez strajkujących śmieciarzy spontanicznie stały się ogniskami, spowalniającymi i uniemożliwiającymi reakcję policji. W wielu miastach w całym kraju, takie spontaniczne palenie śmietników stało się znakiem rozpoznawczym ruchu.
  • W piątek 17 marca policja opanowała ponowioną próbę udania się na Place de la Concorde. Choć demonstranci byli odważni i zdeterminowani, znaleźli się w pułapce. Zamknięto ich jak w imadle, przez co nie mogli odzyskać swojej mobilności; prefektura nie popełniła tego samego błędu co dzień wcześniej. W sobotę trzecie wezwanie do zgromadzenia się na tym samym placu przekonało władze do zakazania wszelkich zgromadzeń na obszarze rozciągającym się od Pól Elizejskich do Luwru, od Grands Boulevards do rue de Sèvres – innymi słowy, na około jednej czwartej Paryża wokół Pałacu Elizejskiego i Zgromadzenia Narodowego. Tysiące policjantów stacjonujących w tym rejonie było w stanie zapobiec rozpoczęciu jakiegokolwiek zgromadzenia poprzez nękanie przechodniów. Po drugiej stronie miasta, zgromadzenie na Place d’Italie wzięło pod uwagę to, jak rozmieszczona była policja i rozpoczęło spontaniczną demonstrację w przeciwnym kierunku. Mobilne grupy były w stanie blokować ulice przez kilka godzin, podpalając śmietniki i chwilowo uciekając przed BRAV-M.
  • Podstawy strategii mówią, że taktyki nie powinny ze sobą się ścierać, tylko się komponować. Prefektura Paryża przedstawiła już swoją narrację bitewną: odpowiedzialne, ale nieszkodliwe masowe demonstracje po jednej stronie i nocne zamieszki prowadzone przez radykalne i bezprawne skrajne ugrupowania po drugiej. Każdy, kto był na ulicach w ostatnim tygodniu, wie, jak bardzo kłamliwa jest ta karykatura i jak ważne [dla władzy] jest, by tak pozostało. Bo to jest ich ostateczna broń: podzielić rewoltę na dobrą i złą, odpowiedzialną i niekontrolowaną. Solidarność to ich najgorszy koszmar. Jeśli ruch nabierze intensywności, to w końcu dojdzie do tego, że związkowe pochody zostaną zaatakowane i w konsekwencji będą musiały się bronić. Zaskakujące blokady obwodnic przez grupy należące do CGT [Confédération Générale du Travail, krajowy związek zawodowy] wskazują, że część ich bazy już jest zdecydowana wyjść poza rytuały. Kiedy w poniedziałek w Fos-sur-Mer interweniowała policja, by wyegzekwować polecenia prefekta, związkowcy eskalowali do konfrontacji. Im bardziej mnożą się akcje, tym bardziej rozluźni się uścisk policji. A Gérald Darmanin już wspomniał, że w ciągu ostatnich kilku dni odbyło się ponad tysiąc dwieście spontanicznych demonstracji.

„Władza jest logistyczna – zablokujmy wszystko”

Poza samą przemocą, skuteczność policji polega również na jej sile dywersyjnej. Wyznaczając miejsce, formę i czas konfrontacji, wysysa z ruchu energię. Jeśli, by zmusić Macrona do rezygnacji z wydłużenia godzin pracy, stawiamy na nieporządek i zagrożenie jakie stanowi on dla rządu, blokowanie jest kluczowe. Nikt nie będzie czekał w nieskończoność na strajk generalny klasy robotniczej i ruchu pracowniczego zżeranego przez trzydzieści lat neoliberalizmu. Najbardziej oczywistym, spontanicznym i skutecznym gestem politycznym jest obecnie zablokowanie przepływów gospodarczych, przerwanie normalnego przepływu towarów i ludzi.

Za przykład może posłużyć to, co przez dwa tygodnie organizowano w Rennes. Zamiast konfrontacji z policją jako głównego celu, mieszkańcy Rennes utworzyli półpubliczne zgromadzenia, w ramach których wymyślano akcje blokowania. W poniedziałek o świcie, pod wezwaniem do uczynienia miast „martwymi”, setki ludzi rozrzuconych w kilku punktach miasta przyszły zablokować główne drogi i obwodnicę Rennes. Dwa tygodnie wcześniej trzysta osób podpaliło w środku nocy pojemniki na śmieci, blokując ulicę w Lorient do wczesnego ranka. Wyzwaniem nigdy nie jest konfrontacja z policją, ale wzięcie jej z zaskoczenia, stanie się ukradkowym. Namnażanie punktów blokowania i nieporządku jest oczywiste nawet z punktu widzenia tych, którzy stawiają tylko na liczby i wciąż czekają na strajk generalny. Gdyby po eksplozji w odpowiedzi na użycie artykułu 49.3 w ostatni czwartek, było tylko wezwanie [od oficjalnego kierownictwa związku] do demonstracji w następny czwartek, wszyscy stawiliby się jeden ostatni raz i pogodzili się z porażką. Z kolei blokady i rozproszone zamieszki wzbudziły odwagę, pewność siebie i impet, których ruch potrzebował, aby wyjść poza deadline’y ustalone za drzwiami przywódców związkowych.

Okupujcie, by się spotykać i organizować

Zapaść klasycznej polityki wraz z jej partiami i rozczarowaniem otworzyła drogę innowacyjnym autonomicznym eksperymentom. Ruch przeciwko prawu pracy, Nuit Debout, Żółte Kamizelki, les Soulèvements de la Terre [„powstania ziemi”, niedawna seria mobilizacji ekologicznych wykorzystujących masowe działania bezpośrednie] i wiele innych potwierdziły w ostatnich latach, że nie tylko nie ma już czego oczekiwać od politycznej reprezentacji, ale też to, że nikt jej już nie chce.

Każda z tych sekwencji zasługiwałaby na dogłębną analizę jej mocnych i słabych stron, ale my pozostaniemy przy jednym podstawowym fakcie: zdestytuowanie władzy wymaga wymyślenia nowych form – a wobec atomizacji metropolii, potrzebujemy miejsc do tego, w których możemy się spotykać, myśleć i działać. Okupacja budynków, kampusów uniwersyteckich czy innych miejsc od dziesięcioleci należy do oczywistych praktyk każdego ruchu. Prezydent uniwersytetu, który zgodził się na interwencję policji na swoim kampusie, został natychmiast potępiony, ponieważ uznano za oczywiste, że zbiorowe i partycypacyjne zawłaszczenie przestrzeni jest minimalną odpowiedzią na prywatyzację wszystkich przestrzeni i policyjną kontrolę przestrzeni publicznej.

Jest jasne, że dziś nie toleruje się żadnych okupacji. Jeśli, jak to miało miejsce w Rennes, ktoś przejmie opuszczone kino, by przekształcić je w Maison du Peuple [„dom ludu”], gdzie spotykają się związkowcy, aktywiści i mieszkańcy, to socjalistyczny burmistrz miasta eksmituje je w ciągu 48 godzin, wysyłając do tego setki policjantów. A jeśli chodzi o uniwersytety, to ich władze bezwstydnie powołują się na ryzyko zakłócenia porządku i możliwość nauki zdalnej, aby zamknąć je administracyjnie lub wysłać policję przeciwko własnym studentom. Z drugiej strony, wszystko to podkreśla, jak ważne jest posiadanie miejsc, w których możemy się spotkać i zorganizować i jak bardzo mogą one zwiększyć nasze możliwości. Po hucznym zgromadzeniu i spontanicznym bankiecie pod szklanym sufitem ruchu robotniczego, w Paryżu podjęto próbę okupacji Bourse du Travail [hali związków zawodowych]. Zakończyła się ona jednak w nocy, z powodu niezdecydowania i niezrozumienia ze strony związków zawodowych i autonomicznych buntowników. Potrzebujemy miejsc, by budować więzi i solidarność, a także potrzebujemy więzi i solidarności, by utrzymać miejsca – jak w dylemacie z kurą i jajkiem.

W Rennes ruch tymczasowo przezwyciężył ten problem: po ewakuacji uczestnicy Maison du Peuple spotykali się w świetle dziennym i kontynuowali organizowanie blokad oraz spotkań – prawdopodobnie czekając, aż będą wystarczająco zjednoczeni i silni, by odzyskać coś z dachem, bieżącą wodą i ogrzewaniem. Wydaje się, że granice, jakie osiągnął w Paryżu eksperyment Nuit Debout, wykluczyły możliwość spotkań na świeżym powietrzu. Pokutuje po nim karykatura, że dyskusje pod gołym niebem owocują jedynie monologami bez początku i końca. Pamiętamy jednak o aperitifie u Vallsa[2] i potencjale – istniejącym nawet z naszej egocentrycznej, wielkomiejskiej samotności – bezwłocznego podjęcia decyzji i, w tym przypadku, pospiesznego udania się do domu premiera w towarzystwie kilku tysięcy osób. To, że rząd tak bardzo chce nas pozostawić bez punktów spotkań, pokazuje, jak pilne jest ich ustanowienie.

Ku nieskończoności i jeszcze dalej

Jak już powiedzieliśmy, ruch zaczyna nabierać preinsurekcyjnych kształtów. Każdego dnia mnożą się blokady i nasilają się akcje – czwartek będzie zatem decydujący. Z punktu widzenia reformy, jeśli czwartkowe demonstracje wymkną się spod kontroli, Macron zostanie zapędzony w kozi róg. Albo podejmie ryzyko „czarnych sobót[3] wszędzie w kraju – czyli żółto-kamizelkizacji, której obawia się ponad wszystko – albo w piątek się wycofa, powołując się na ryzyko dużych i niekontrolowanych wystąpień.

Stawką jest teraz wszystko, a nawet więcej. Lewica czai się, gotowa sprzedać osobom lukę wyborczą, iluzję referendum, a nawet budowę IV Międzynarodówki – cokolwiek, co pozwoli wezwać ich do cierpliwości i powrotu do normalności. Aby ruch mógł przetrwać i uniknąć kooptacji oraz represji, będzie musiał jak najszybciej zmierzyć się z pytaniem, które jest kluczowe dla każdego powstania: jak użyć środków swojej samoorganizacji? To pewne, że niektórzy już teraz zastanawiają się, jak żyć komunizmem i szerzyć anarchię.

Tłumy spoza patologicznego świata Macrona

Pierwotnie opublikowane na TOUS DEHORS

To, że jakikolwiek prezydent jakiejkolwiek republiki powoływałby się na Gustave’a Le Bona (którego Mussolini był uważnym czytelnikiem), aby uzasadnić swój pomysł na politykę, jest ściśle rzecz biorąc kwestią psychopatologii. Z pewnością mamy do czynienia z postacią dość niesmaczną – rzadko który prezydent był tak znienawidzony i wzbudzał taki poziom pogardy. To prawda, że tłumy powstających przeciwko niemu osób widzą w nim jedynie szaleńca, otoczonego przez cierpliwie czekających na swoją szansę pachołków, i że jego niekończące się pozerstwo i jeremiady budzą z pewnością tylko głębsze obrzydzenie.

Ale już nie o to chodzi. Liczy się to, że Macron to kwintesencja republikanina – a przecież francuskie instytucje republikańskie od początku swojego istnienia służyły jako stała maszyneria kontrrewolucji. No bo tak: instytucja republikańska i jej konstytucje zostały stworzone przeciwko komunardom, francuska policja jest republikańska sama w sobie (tak się mówiło już za czasów Pétaina), a więc rząd republikański może stosować przemoc poprzez swoją policję, która stanowi ciało pośredniczące między tłumem a władzą. Władzą, która nadal opiera się na francuskim archē głęboko zakotwiczonym w monarchicznej matrycy, upiększonej dworskim folklorem.

Sytuacja bardziej się komplikuje, gdy uznamy Macrona nie tylko za psychopatologiczną karykaturę republikańskiego monarchizmu, ale również za jednego z najbardziej godnych przedstawicieli szerzącego się obecnie lib-faszyzmu. To porządek, który za swoją fundamentalną zasadę rządów przyjmuje radykalne niedbalstwo; który tworzy teraz jedynie masową atomizację unicestwiającą każdą iskrę wspólnoty i próbuje jednocześnie zniszczyć wszelkie miejsca stojące w opozycji do przestrzeni, w której rządzi się katastrofą, jak i współzależności, które pozwalają im istnieć.

To właśnie ten lib-faszyzm stara się wprowadzić nas w stan powszechnej trwogi, poczucia oblężenia i paranoii. Stworzyć społeczny świat, w którym rządzimy się tak, jakbyśmy byli maleńkimi, zamkniętymi w sobie totalnościami, bojącymi się spotkań i różnic jako niepożądanych inwazji; bytami otwartymi jedynie na strumienie waloryzacji, które są w stanie kręcić się tylko w pustce pozostałej po dokonanych przez nich zniszczeniach.

W obliczu tego wszystkiego powraca społeczny nieład. Nieporządek, który odrzuca złowrogie rozliczanie nas z przeżywanego czasu i uwalnia go w starciach podczas demonstracji, nocnych awanturach przetaczających się przez pilnowaną przez policję metropolię, w blokadach i okupacjach rafinerii, w mnożących się atakach i sabotażach, w walce z wyczerpywaniem się zasobów wodnych i z niszczącym ziemię przemysłem rolnym. To w tych momentach znów pojawia się obecność, uwikłanie między istotami, a wraz z nimi odmowa poddania się władzy.

I jak w każdym powstaniu, powraca anarchiczna bezpodstawność życia, a różne formy pomocy wzajemnej i współpracy rozsadzają ten chory idealizm, który chciałby uczynić ze świata jeden gigantyczny biznes. Jesteśmy świadkami przerwania postępującego bankructwa, niekończącego się wzrostu, niekończącej się akumulacji. Możliwe staje się otwarcie na nowe czasy, ale na powierzchnię wydobywają się też stare, pogrzebane historie.

Współistnienie ze sobą rezurekcji i insurekcji: oto zgroza wszystkich rządów.

To już nie jest ruch społeczny. Tak jak w przypadku powstania Żółtych Kamizelek, obserwujemy ponowne pojawienie się form komunardycznych, które grają na kategoriach społecznych, prowadzą do rozpadu tożsamości i podmiotów władzy. Znów rozchodzi się upojny zapach nieufności wobec przedstawicieli, podczas zamieszek, blokad i okupacji dochodzi do nieprawdopodobnych spotkań, a odrzucenie robaczywych scen politycznej reprezentacji osiąga nowe szczyty.

Choć nie ma gwarancji, że otworem staną przed nami inne światy, to jak mawiał Gustaw Landauer, (zanim został zamordowany przez Freikorps, przodków dzisiejszego francuskiego BRAV-M): rewolucja jest wiecznym kontynuowaniem. A wszystkim tym, którzy mają obsesję na punkcie konstytucji społecznych, możemy odpowiedzieć tylko jego słowami: „Rewolucja musi stać się elementem naszego porządku społecznego; musi stać się podstawową zasadą naszej konstytucji”.

To byłaby nasza jedyna konstytucja: taka, która karmi bunt tłumów, ich wspólnoty i geografie, ich wywłaszczenia, ich nieoczekiwane spotkania, podczas których zawiązują się nowe przyjaźnie i gdzie jest miejsce na obecność. Właśnie te tłumy, które łączy odmowa, stają się nagle zewnętrzem – czymś spoza społecznej wewnętrzności, którą patologiczni władcy chcą rządzić – bez którego byśmy się udusili.

Insurekcje przychodzą i odchodzą. Rewolucja trwa przy swoim.

Data publikacji: 22, 21 i 23.03.2023


Dodatki

Komunikat o S. – towarzyszu, którego życie jest zagrożone po demonstracji w Sainte-Soline

Pospieszne tłumaczenie oświadczenia osób towarzyszących osoby, która została ciężko raniona przez policję w Sainte-Soline

W sobotę, 26 marca, w Sainte-Soline nasz towarzysz S. został trafiony w głowę granatem wybuchowym podczas demonstracji przeciwko bassines [duże zbiorniki wodne służące do nawadniania gospodarstw przemysłowych]. Pomimo jego krytycznego stanu, prefektura najpierw celowo uniemożliwiła interwencję służbom ratunkowym, a następnie ponownie przeszkodziła im w przetransportowaniu go do odpowiedniego oddziału. Obecnie przebywa on na intensywnej terapii neurochirurgicznej, a jego życie wisi na włosku.

Wybuch przemocy, którego doświadczyli demonstranci, spowodował setki obrażeń, w tym kilka poważnych obrażeń fizycznych, jak podano w różnych dostępnych raportach. W celu zablokowania budowy megazbiorników w Sainte-Soline przybyło trzydzieści tysięcy demonstrantów. Te megazbiorniki są częścią przedsięwzięcia monopolizacji wody realizowanego przez niewielką liczbę osób na rzecz modelu kapitalistycznego, któremu nie ma już do zaoferowania niczego poza śmiercią. Przemoc zbrojnego ramienia demokratycznego państwa jest tego najdobitniejszym wyrazem.

W odpowiedzi na okno możliwości, jakie otworzył ruch przeciwko reformie emerytalnej, policja okalecza ludzi, a nawet próbuje dokonywać na nich zamachów. Wszystko to, by zapobiec powstaniu – by bronić burżuazji i jej świata. Nic nie osłabi naszej determinacji, by położyć kres ich panowaniu. We wtorek 28 marca i w następnych dniach wzmocnijmy strajki i blokady, wyjdźmy na ulice – za S. i wszystkich te osoby, które zostały ranne, które zamknięto.

Niech żyje rewolucja.
Osoby towarzyszące S.

Zdjęcia walk w Sainte-Soline


[1] Nawiązanie do „najlepszą obroną jest atak”. Oryginalny tekst to gra słów oparta na podobieństwie między francuskimi słowami „odwrót” i „emerytura”.

[2] 9 kwietnia 2016 roku, podczas walnego zgromadzenia, uczestnicy ruchu Nuit Debout postanowili wprosić się do domu premiera Manuela Vallsa na aperitif. Miesiąc później, 10 maja 2016 roku, w obliczu niepokornego ruchu społecznego, Valls ogłosił, że postanowił powołać się na artykuł 49:3 Konstytucji, aby wprowadzić w życie niepopularne Loi Travail [prawo pracy] bez głosowania w Zgromadzeniu Narodowym, co jest precedensem dla obecnego kryzysu.

[3] Począwszy od 1 grudnia 2018, ruch Żółtych Kamizelek wielokrotnie mobilizował się w soboty, zakłócając pracę obszarów miejskich.

Wiralność: Przeciwko podstawowej jednostce życia

Sonali Gupta, H. Bolin:

Wiralność

Przeciwko podstawowej jednostce życia


Kwestia pojmowania życia jest zasadnicza dla dzisiejszej polityki. Opisywanie go w kategoriach „podstawowej jednostki” – komórki, a ciała jako większego mechanizmu, podobnego fabryce, ma tendencję do promowania zarządzania nim i kontroli. W klimacie nadal trwającej pandemii Covid-19, trudno sobie czasami wyobrazić jakiekolwiek emancypacyjne możliwości. Wystarczy przypomnieć sobie jak podczas wystąpień przeciwko zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego pojawiały się głosy, że ludzie ze względu na nią nie powinni wychodzić na ulicę.

Wobec tego impasu, z pomocą przychodzi sama wiralność – mechaniki, za pomocą których wirus się rozprzestrzenia; współcześnie właściwe nie tylko jemu, ale i ruchom powstańczym, które szerzą się z prędkością memów. Osoby autorskie, czerpiąc garściami z dziedzictwa Rebelii George’a Floyda, czarnego radykalizmu, biologii i teorii wojskowej, kreślą potencjał współczesnych walk, infekujących globalne ciało kapitalizmu.

Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.


Koronawirus poza dobrem i złem

Wirusy rzucały wyzwanie naszemu ewolucyjnemu przeznaczeniu odkąd pełzałyśmy po tej ziemi jako jednokomórkowce. Wprowadzają one swoje geny do infekowanych komórek, mieszając w genealogii każdego napotkanego przez siebie organizmu. Rozrywają ciało, kawałek po kawałku, żeby coraz szerzej się rozprzestrzeniać, ale jednocześnie zakodowują w nim informację umożliwiającą wykształcenie odporności. Poprzez ten nieprzerwany taniec wirusy napędzały ewolucję każdego gatunku na Ziemi. Pandemia Covid-19 jest wyjątkowym wyzwaniem dla formy i roli naszego dalszego istnienia na tej planecie. Covid-19 oblega cielsko globalnego imperium z taką samą wytrwałością, z jaką atakuje nasze płuca, serca i układ odpornościowy. Łańcuchy dostaw – układ krążenia globalnego handlu i kapitalizmu – wciąż doznają zapaści, a charakteryzujące kwarantannę izolacja, paranoja i zdające ciągnąć się w nieskończoność oczekiwanie są odbiciem głębokiego metabolicznego wyczerpania na globalną skalę.

Czy w obliczu tego zagrożenia jesteśmy w stanie zrozumieć wirusa jako coś poza dobrem i złem, to znaczy w sposób, który ani mu nie przyklaskuje (tak jak robiliby to mizantropi albo zwolennicy eugeniki), ani nie pozostaje sparaliżowany strachem, bezkrytycznie akceptując państwowe środki kontroli i polityki zaciskania pasa w nadziei powrotu do normalności? To pierwsze próbuje dyktować kto zasługuje, by żyć, za to drugie odzwierciedla szkodliwe wyparcie się śmierci. Te dwa bieguny razem wzięte wytyczają w praktyce logikę biopolitycznego zarządzania – zmuszania do życia i pozwalania na śmierć. Zmusza się nas do życia poprzez wdrażanie polityki zdrowotnej, w której środki takie jak egzekwowane przez wojsko lockdowny i godziny policyjne, groźby przymusowych szczepień, grzywny za zgromadzenia publiczne, a nawet środki naruszające prywatność takie jak śledzenie kontaktów i lokalizacji są usprawiedliwiane, ponieważ wierzy się, że zapewniają dobrostan części populacji. Tej nagłej, głębszej ekspansji państwa w sferę biopolityczną sprzeciwiają się głównie fanatycy oddający się denializmowi covidowemu, teoriom spiskowym, retoryce anty-maseczkowej, a nawet polityce zaciskania pasa – która jest w swojej istocie eugeniczna, jako że po prostu pozwala ludziom umrzeć.

Wobec tego wszystkiego, my poszukujemy sposobu istnienia, który biopolityce się wymyka; który konfrontuje się z faktycznością wirusa, aby zamanifestować nowe formy życia – nawet w samym środku szóstego wielkiego wymierania.

Kwarantanna na tonącym statku

Śmierci spowodowane wirusem są uważane za dopuszczalne straty, dopóki kryzys nie zagraża powiązaniom globalnego kapitału. Ani wirus dengi, ani żółta febra nie wywołały skoordynowanej na międzynarodową skalę reakcji, mimo że wciąż powodują masowe zgony w Ameryce Łacińskiej, Południowowschodniej Azji i w Afryce[1]. Natomiast pandemia Covid-19 rozprzestrzeniła się w Chinach, USA i w Europie Zachodniej, czyli w miejscach stanowiących rdzeń globalnego kapitalistycznego imperium. Jeśli uznamy, że faktycznie była ona efektem ubocznym fragmentacji siedlisk[2], spowodowanej przez niekończący się wzrost kapitału[3], to możemy też powiedzieć, że państowa odpowiedź na pandemię zachowuje warunki, przez które znaleźliśmy się w tej sytuacji, zamiast je zmieniać. Z tej perspektywy nowe metody biopolitycznej kontroli nie są odpowiedzią na przyczyny pojawienia się wirusa – one utrzymują gatunek w stanie rozkładu. Wirus szaleje w fabrykach mięsa, na fermach klatkowych i w więzieniach – w miejscach, które już wcześniej żerowały na ohydnej pogardzie dla życia. Śmierci spowodowane przez Covid-19 nie są więc błędem w systemie – są jego wbudowaną funkcją. W miarę jak Covid-19 ujawnia skażone jądro imperium, zdolne wyłącznie do replikowania choroby, dogłębna reorganizacja życia na globlaną skalę staje się absolutną koniecznością. Kwestia rewolucji jest teraz sprawą ewolucji.

Co mamy zrobić z tym, że pandemia nadeszła w samym środku bezprecedensowej fali insurekcji na całym globie[4]? Czy da się odczytać wirusa i insurekcje jako dwa przejawy jednego impulsu do ucieczki z globalnego imperium kapitału i ekonomicznego zarządzania? Dokonujemy tego porównania nie dla nakreślenia analogii, ale raczej w próbie dotarcia do, jak pisze Idris Robinson, „ukrytej, partyzanckiej, okołopandemicznej wiedzy, którą należy wydobyć, i którą można też wykorzystać i użyć jako broni przeciwko ugruntowanej władzy.”[5] Nie umyka nam, że biopolityczne środki kontroli nie dały rady odpowiednio zaadresować naszej wspólnej sytuacji, która wciąż oscyluje pomiędzy kolejną falą pandemii a kolejną falą rebelii. W tych falach widzimy jednak zjednoczony fenomen, operujący według swojej własnej logiki, stwarzający swoją własną temporalność. Machinacje wiralności wyposażają nas w środki myślowe i ruchowe, pozwalające stworzyć nowe horyzonty w obliczu sytuacji bez wyjścia na coraz bardziej nienadającej się do życia planecie.

Życie poza rachunkiem przetrwania

Być może Bóg jest wirusem, który nas zamieszkuje.
— Heiner Müller

W genialnym eseju o polityce życia David Cayley pisze, że „do środków, których wprowadzenie zostało usprawiedliwione przez »największy kryzys zdrowotny w naszej historii« zalicza się znaczące ograniczenie wolności obywatelskich… by chronić życie i tym samym zapobiegać śmierci.”[6] Terytorium władzy za swój przedmiot obiera samo życie, próbując zmusić je do zaadoptowania się do presji selekcyjnej wywieranej na nasz gatunek i, co istotne, by pomimo niej pozostało takie samo. Czy w takiej sytuacji polityka życia może pomóc nam walczyć z zarządzaniem życiem? W jaki sposób możemy wprowadzić do tej konfrontację asymetrię? Zdolne jest do tego tylko coś, co pochodzi spoza życia lub ze szczelin w nim. Zamiast uparcie kierować kierować naszą polityczną wyobraźnią przez immanentne kategorie życia, natury i historii, wirus zaszczepia w nas obcą wiedzę, przez którą powraca teologiczne pytanie – co znajduje się poza tymi pewnikami?

Wirus istnieje w przestrzeni liminalnej pomiędzy życiem a nie-życiem. Ta malutka ilość materiału genetycznego zamknięta w geometrycznie idealnej, molekularnej otoczce jest w jakiś sposób zdolna do samonamnażania się, do manipulowania swoim środowiskiem, do adaptacji i ewolucji – wszystkich tych cech, które kojarzą nam się z życiem. A jednak wirus nie oddycha. Niezależnie od tego czy nazwiesz się je praną, chi czy też podstawową biochemią, oddychanie jest po prostu metabolicznym procesem transdukcji energii[7]. Najmniejszym obiektem zdolnym do oddychania jest komórka – prawdopodobnie dlatego wyznaczyliśmy ją na „podstawową jednostkę życia.” Choć „I can’t breathe”, czyli „Nie mogę oddychać” (ostatnie słowa Erica Garnera i George’a Floyda) oddaje wyjątkowe doświadczenie czarności w Ameryce, to gdy globalna pandemia wydusza życie z milionów, a niekontrolowane pożary dziesiątkują lasy – płuca ziemi – słowa te odbijają się w nas echem jak ból fantomowy. Wobec tej planetarnej niewydolności oddechowej, skupiamy się na tym, co nie oddycha, a jednak pozostaje ożywione: na wirusie.

Mechaniki zbiegowskie[8]

A. Nowa episteme informacji

Czy to przez modele epidemiologiczne czy sieci komunikacyjne, systemy zarządzania starają się mapować źródła informacji, konstruując swego rodzaju genealogię, po to by ograniczać przepływ informacji i nim kierować. Z kolei wiralny tryb rozprzestrzeniania informacji jest fundamentalnie nieograniczony i antygenealogiczny.

Źródło epidemii często jest nieznane i tak ulotne jak pojedyncze kaszlnięcie. Bez żadnej centralnej logiki sterującej jego rozprzestrzenianiem, wirus po prostu namnaża się tam, gdzie przeniesie go dowolne dostępne medium, niczym pożar lasu. Wirusa nie obchodzi, czy jego gospodarz mieszka w więzieniu, czy w Białym Domu – on tnie przez klasy i reguły wytworzone przez gospodarkę i utrzymywane przez państwo. Odkąd nasze relacje zaczęły być definiowane przede wszystkim przez naszą relację do wirusa, funkcjonowanie wszystkich obecnych miejsc spotkań – jak na przykład miejsc pracy, kościołów, klubów nocnych czy sal sądowych – jest zawieszone. W natychmiastowej odpowiedzi na pandemię – gdy tylko ludzie intuicyjnie wyczuli niezdolność państwa do opanowania kryzysu – sieci pomocy wzajemnej i samoobrony powstały w całych Stanach Zjednoczonych. Wielka reorganizacja zasobów i sieci komunikacyjnych tworzy inną płaszczyznę połączeń – medium bardzo podatne na zakażenie polityczne.

Biologicznie mówiąc, wiralne rozprzestrzenienie informacji zachodzi poprzez horyzontalny transfer genów. Wirus przenosi geny jednego gospodarza do drugiego, umożliwiając dzielenie się nimi między gatunkami, klasami, rzędami, a nawet królestwami[9]. Tak więc, jeśli gatunek wydziela się na podstawie jego genetyki i jeśli DNA jest kodem kreskowym biologicznego podmiotu, to wirus jest naturalną maszyną odpodmiotawiającą. Jako synchronizator ekosystemów, wirus promuje koewolucję, poprzez splątywanie genetycznych trajektorii wszystkich napotkanych form życia. W drzewiastym porządku[10] nadanym życiu przez genealogiczną kategoryzację wirus jest czymś obcym. Zamiast tego działa jako element łączący, który rozplątuje to drzewo życia, napotykając każde ciało tak, jakby istniało na swojej własnej płaszczyźnie, poza rodzajem czy królestwem.

Dziś widzimy, jak właśnie ten tryb wiralności rozkłada istniejące polityczne genealogie. Jeśli rewolucyjnym procesom dwudziestego wieku przewodziły konkretne, ukonsytuowane grupy takie jak partie, związki czy klasy, w dzisiejszych powstaniach rolę tych sił zastąpiły memy, infografiki i instagramowe stories. Przepływy informacji przebijają się przez swoje cybernetyczne ograniczenia i pomagają grupom niekierowanym koordynować swoje działania z zupełnymi nieznajomymi. Rewolty stały się jedynym elementem łączącym wciąż coraz bardziej rozpadającą się tkankę społeczną; podają w wątpliwość ugruntowane sojusze i tożsamości, nie zastygając jednocześnie w ciało konstytuujące czy też spójny rewolucyjny podmiot. Wiralność kreśli tryb zakażenia destabilizujący to, jak ukonstytuowane grupy przenikają się ze sobą, gmatwając ich pozycję w ustalonym porządku. Przygotowuje tym samym grunt, na którym mogą wyrosnąć siły destytuujące.

B. Ciche rekonfiguracje i pamięć: faza lizogeniczna

Wirus zawiera w sobie biologiczny przełącznik między dwoma trybami replikacji – lizogenicznym i litycznym, odpowiadającym dwóm różnym funkcjom i temporalnościom. Cykl lizogeniczny składa się z długiej, powolnej i niewidocznej przebudowy, podczas gdy cykl lityczny charakteryzuje szybkość i sabotaż. W trybie lizogenicznym, geny wirusa wnikają do genomu gospodarza i rozprzestrzeniają się wraz z normalnym rozmnażaniem się jego komórek. Kiedy następuje przełączenie z cyklu lizogenicznego na lityczny, komórki gospodarza są przekształcane w biologiczne fabryki, dzięki którym liczba wirusów wzrasta wykładniczo. Dopiero wtedy gospodarz zaczyna mieć objawy choroby; wirus ujawnia się dopiero wtedy, gdy rozwój infekcji przekroczył już punkt krytyczny

Tak jak wirus wprowadza swoje geny, by przekształcić genom gospodarza – zmieniając jego ciało, nawet gdy kontynuuje ono swoje normalne funkcje – tak proces potajemnej rekonstytucji (lub destytucji) poprzedza społeczne rozdarcie. Jeśli Covid-19 ma fazę lizogeniczną trwającą od dwóch do czternastu tygodni, to Rebelia George’a Floyda miała fazę lizogeniczną liczoną w latach. Faza lizogeniczna może być postrzegana jako okres „społecznego pokoju” – przebiega bez objawów, nie ma widocznych symptomów wstrząsu. Te okresy stwarzają dobre warunki dla procesu inkubacji – partyzanci realnego[11] mają wtedy czas na zakażenie społecznego ciała zaszyfrowanym zestawem instrukcji i ram działania tak, że kiedy wejdzie faza lityczna (zawsze niespodziewanie), to będziemy mieć wzory do których będzie się można odnieść, podczas gdy prawa rzeczywistości trzymające nasz świat w kupie zaczną się rozpadać. W 2019, kiedy insurekcje rozprzestrzeniały się po każdym zakątku globu, wszyscy wiedzieliśmy, że ta fala prędzej czy później rozbije się o wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Przypatrywaliśmy się powstaniom i rozglądaliśmy się za narzędziami i taktykami używanymi do koordynowania zamętu. Wiedza ta ożyła, kiedy wprowadziliśmy na nasz grunt lasery, parasolki i techniki radzenia sobie z gazem łzawiącym i co noc udoskonalaliśmy je w tak wielu miastach USA. 26 maja 2020 roku, kiedy to wybuchło powstanie George’a Floyda, grupy na Telegramie uformowane w początkowej fazie pandemii do koordynowania strajków czynszowych zostały przekształcone tak, by w czasie rzeczywistym pomagać tłumom rebeliantów wymanewrowywać policję dzięki danym z policyjnych skanerów. Przekształcenie czasu społecznego pokoju w fazę lizogeniczną oznacza poszukiwanie sposobów na rozplątanie istniejących funkcji ukonstytuowanych form i podmiotowości, i przekształcanie ich w wektory ucieczki.

Warto zauważyć, że by zmienić sposób funkcjonowania gospodarza, wirusy niekoniecznie doprowadzają do jego rozdarcia. W rzeczywistości 8% naszego DNA składa się z pozostałości starożytnych wirusów[12]. Te wirusowe sekwencje genetyczne były początkowo postrzegane jako składowa „śmieciowego DNA”, bo w porównaniu do genów, które jasno wpisywały się w konkretne role wewnątrz komórki, ich ekspresja genowa była albo chaotyczna, albo nie było jej wcale. Dziś wiemy, że nasze natywne geny są regulowane przez wirusowe elementy w naszym DNA, które są niezbędne dla podstawowych funkcji i procesów, takich jak ciąża czy odporność[13]. Tak więc, wystarczająco długo utajony wirus staje się ucieleśnioną pamięcią. W zeszłym roku pewien profesor filozofii ubolewał, że żaden pierwszoroczny student na jego kursie nie pamięta już ruchu Occupy. Bez znajomości tej historii – jak twierdził – nie da się stworzyć prawdziwie emancypującego horyzontu. A rok później widzimy, jak nastolatki i osoby, które dopiero co skończyły szkołę średnią, uczestniczą w jednych z najodważniejszych i najbardziej innowacyjnych akcji ulicznych. Nie musimy pamiętać Occupy, by wiedzieć, co robić, kiedy nadejdzie czas. Taki ślad ucieleśnionej pamięci może wydawać się niewyraźny, jednak uwidoczni się w swoim własnym czasie. Poszukujemy naszej historii w politycznych genealogiach, podczas gdy w rzeczywistości historię tworzą dokładnie te elementy, które rozkładają istniejące genealogie.

C. Sabotaż i prędkość: faza lityczna

W nagłym przejściu z fazy lizogenicznej do litycznej, geny wirusa zaczynają systematycznie dostosowywać komórkową maszynerię tak, żeby produkowała nowe wirusy, które następnie wystrzeliwują z rozerwanej komórki. Z kolei kiedy rozerwaniu ulega cało społeczne, tym, co się samoreplikuje, są taktyki, formy i idee. Obserwujemy wtedy, jak ciało cywilizacji staje się medium dla replikacji memów, tak samo jak komórka staje się miejscem czystego rozprzestrzeniania. Celem nie jest już blokowanie przepływów kapitału; zamiast tego kapitał zostaje zatrzymany jako naturalna konsekwencja swobodnego namnażania się pragnień. Tak jak powiedział Fanon: „Podejmę się kompletnej lizy[14] tego chorego ciała.”[15]

Wirusy są najszybciej ewoluującymi bytami na tej planecie. Ich ewolucyjne tempo można przypisać temu, że replikują się wykładniczo – im więcej kopii pojedynczego wirusa, tym bardziej prawdopodobne, że któraś z nich rozwinie adaptacyjne mutacje. Każda mutacja zwiększa możliwość wymknięcia się [układowi odpornościowemu – przyp. red.] i sprawia, że wirus jest trudniejszy do opanowania. Dla przykładu, grypa ewoluuje tak szybko, że w niektórych sezonach szczepionki mają efektywność rzędu zaledwie 10%[16]. Nauka płynie z tego taka, że redundancje[17] wewnątrz systemów stwarzają nowe wektory ucieczki. Szef policji Los Angeles stwierdził ostatnio, że łatwiej jest kontrolować jeden dzisięciotysięczny tłum niż dziesięć tłumów o liczebności tysiąca osób każdy[18]. Każda z tych redundancji zachowuje zdolność do różnicowania się w nowe zagrożenia i do przeciążenia systemu, który ma opanować rozwijające się zakażenie.

Ta dynamika była wyraźnie widoczna w Rebelii George’a Floyda, w której społeczna infekcja na narodową skalę była dezorientująca dla skoordynowanej federalnej odpowiedzi. Według jednej z opowieści, w Minneapolis protestujący byli wielokrotnie ostrzegani przez kogoś z tłumu – często po jakimś wybuchowym wydarzeniu – że „Gwardia Narodowa jest tylko 10 minut stąd!” Te puste ostrzeżenia były powtarzane tak często, że stały się running joke’iem. W rzeczywistości Gwardia Narodowa przybywała na miejsce rebelii dopiero wtedy, kiedy ta lokalnie już wygasała, a zaczynała wzbierać na sile w innym mieście; pozostawiano jej sprzątanie po wydarzeniach i jakiekolwiek inne zadania, które pojawiły się w wyniku chaosu. Szybkość lizy na skalę narodową obrazuje fakt, że tłumy były w stanie „obserwować, orientować się, decydować i działać”[19] szybciej niż aparat państwowy, korporacje, organizacje lewicowe i NGOsy, pozostawiając im jedynie możliwość przeprowadzenia autopsji swoich poddanych lizie ciał – zwęglonych szczątków komisariatu czy zniszczonego i splądrowanego sklepu.

Przejście między fazą lizogeniczną a lityczną nie jest deterministyczne, a raczej probabilistyczne. Geny wirusów tworzą złożone asemblaże w ramach biologicznego kontekstu gospodarza tak, że różne bodźce środowiskowe, przejściowe perturbacje w systemie i ciągły szum tła wytwarzany przez żywe organizmy przyczyniają się do podniesienia poziomu prawdopodobieństwa przekroczenia progu fazy litycznej[20]. Podobnie, nie istnieje żaden algorytm będący receptą na konkretne warunki doprowadzające do społecznego rozdarcia – nie ma czegoś takiego jak zaplanowane zamieszki. Próby przewidywań i eksperckich rozważań na temat możliwych reakcji czy to na wynik wyborów, czy też na wyrok uniewinniający policjanta-mordercę wciąż zawodzą, bo nagłe przejście do fazy rozdarcia zależy jedynie od ciągłego potęgowania się wewnętrznej losowości. Inheretnie statystyczna natura tego przejścia pomiędzy fazami jest konieczna, by możliwa była ucieczka; gdyby proces był deterministyczny, to można byłoby mu zapobiec. Ucieczka może zaistnieć tylko dopóki zaskakuje sama siebie.

Na końcu był początek

Nadejście pandemii koronawirusa umocniło destabilizację kategorii podtrzymujących zachodni porządek polityczny, a państowe i ludowe odpowiedzi odzwierciedlają tę destabilizację swoim własnym zdezorientowaniem: prawicowcy zdają się nieść pochodnię wolności, protestując przeciwko lockdownom, podczas gdy lewica kurczowo trzyma się przepisów i regulacji oraz reaguje na ich działania. Chociaż bieguny polityczne zdają się być chwilowo odwrócone, to nie jest niespodzianką, że żaden z nich – ani też żadna ugruntowana siła polityczna – nie wypracowała odpowiedzi odnoszących się do źródła naszej zbiorowej bolączki. Jedynie globalna fala insurekcji wskazuje na horyzont – wciąż niewyraźny – poza nowymi formami ekonomicznej kontroli, które trzymają całe życie na Ziemi jako zakładnika. Podczas gdy te powstania zdają się naruszać polityczne kategorie dwudziestego wieku, to nieobecność (a może przestarzałość) partii politycznej, klasy i programu poddaje je również zdezorientowaniu; podobnemu do tego, jakie dręczy partie porządku. To wymaga od nas wyklarowania nowych figur myślowych dla naszych czasów. Tylko poprzez naukę języka wirusa – tego, jak rozkłada polityczne genealogie, jak potajemnie rekonfiguruje ciało społeczne i starożytnej prędkości z jaką się porusza – możemy zacząć wyczuwać te nowe figury.

Wirusy są undercommons[21] biologicznego świata. Nie mając możliwego do wyśledzenia pochodzenia, wirus jest bytem prehistorycznym, a jednocześnie znajduje się na samym czele ewolucji. Jest wiecznym zbiegiem i nigdy nie „należy” do organizmu, jaki zasiedla; w najlepszym przypadku jest dla ciała czymś obcym, a w najgorszym – infekcją. Wirus jest czymś fundamentalnie nieczystym; został dotknięty przez praktycznie wszystko, a jednak niereformowalnie poszukuje dalszego kontaktu. Nigdy statyczny, oscyluje między wiecznością pamięci a ultrakrótkimi przedziałami czasowymi mikrobiologicznej replikacji. Często pozostaje cichy, jednak – jak mówił Fred Moten o pewnych momentach w muzyce – „To, co mylone z ciszą, staje się nagle transsubstancjacjalne.”[22] Wiecznie niekompletny, wciąż pisany na nowo wirusowy genom wypacza sam język życia – jest zelektryzowanym łącznikiem pomiędzy tym, co było, a tym, co może nadejść. Choć szczyci się olśniewającym repertuarem geometrii i przybiera niezliczone formy, nie może być nazwany formą życia, a od jego podstawowej jednostki jest zawsze czymś mniej. Istnieje w liminalnej przestrzeni pomiędzy życiem a nie-życiem. Wirus jest niczym, ale nie jest nieobecny. Jest splamiony krwią, ale to właśnie dzięki temu może zrodzić coś nowego.​

Pierwotna publikacja: e-flux Journal

Data publikacji: styczeń 2021

Grafiki: Peter Polack


[1] CDC, “Dengue Around the World”

[2] przyp. red.: fragmentacja siedliska – proces, w wyniku którego siedlisko danego gatunku zostaje zmniejszone oraz podzielone na kilka fragmentów np. wycięcie pasa drzew w lesie i wybudowanie drogi szybkiego ruchu rozdzielającej go na dwie częsci i uniemożliwiającej swobodne przemieszczanie się zwierząt.

[3] Chuang, “Social Contagion: Microbiological Class War in China”

[4] Po inwazji na Kapitol Stanów Zjednoczonych, dokonanej przez skrajną prawicę 6 stycznia 2021 roku, termin „insurekcja” zaczął być często używany w dyskursie głównego nurtu jako odniesienie do coraz bardziej przemocowego arbitrażu nad pustym terenem władzy państwowej. Nasze użycie tego terminu jest fundamentalnie inne. Używamy pojęcia „insurekcja” aby odnosić się do zbiorowego wynajdywania całkiem nowego terenu, tak jak zademonstrowały to antypaństwowe powstania w Hong Kongu i podczas całego trwania Rebelii George’a Floyda.

[5] Idris Robinson, “How It Might Should Be Done”, Ill Will Editions, 20 lipiec, 2020

[6] David Cayley, “Questions About the Current Pandemic From the Point of View of Ivan Illich”, 8 kweicień, 2020

[7] przyp. red.: transdukcja – w kontekście metabolizmu komórki transdukcja oznacza przekazywanie energii przy jednoczesnej zmianie jej rodzaju.

[8] przyp. red.: org. fugitive – słowo, którego używa tu autor, jest w kontekście amerykańskim często stosowane wobec zbiegłych niewolników, również gdy mowa o społecznościach, które tworzyli. Słowo to nabiera też wywrotowego znaczenia w tradycji czarnego radykalizmu, który podkreśla spadkobierstwo tych wolnych społeczności i potencjał stosowania strategii antypolitycznych, które kierują się podobną logiką, co one – zdezerterowania ze społeczeństwa, przyjęcia marginalności i tworzenia walczących społeczności na jego obrzeżach, by je atakować.

[9] Shahana S. Malik et al., “Do Viruses Exchange Genes across Superkingdoms of Life?”, Frontiers in Microbiology, 21 października 2017

[10] przyp.red.: org. arboreal order – Gilles Deleuze i Félix Guattari „drzewiastym” nazywali pewien sposób myślenia, który produkuje wiedzę w oparciu o konkretne podstawy – korzenie, z których wyrasta wszystko inne, tworząc ścisłą genealogię. Przeciwstawiali mu myślenie kłączaste, które działa na zasadzie powiązań, nie posiada żadnej konkretnej struktury i jest podatne na ciągłe zmiany.

[11] przyp. red.: Realne – pojęcie z psychoanalizy Jaquesa Lacana, oznaczające to, czego nie jesteśmy w stanie przedstawić symbolicznie, ani za pomocą języka, ani w żaden inny sposób. Jest w pewnym sensie niemożliwe, bo niewyobrażalne; coś, czego można tylko doświadczyć – „tak więc, gdy ramy tego, co wyobrażone, się załamują i brakuje słów, gdy rzeczywistość nie jest już organizowana i pacyfikowana przez osłonę fantazji, doświadczenie tego, co realne, wyłania się w sposób wyjątkowy dla każdej osoby” [Martine Lerude]. „Partyzanci realnego” to więc ci, którzy decydują się wskoczyć w nieznane, doświadczyć tego, czego nie ujmują żadne systemy polityczne, idee i prawa historii. Nieugięcie opowiadają się za tym, co niepewne i niewyrażalne, by móc faktycznie móc marzyć i eksperymentować z tym, co możliwe.

[12] Nicholas Parrish i Keizo Tomonaga, “Endogenized Viral Sequences in Mammals”,Current Opinion in Microbiology, numer 31 (czerwiec 2016): 176–83.

[13] Edward B. Chuong, “The Placenta Goes Viral: Retroviruses Control Gene Expression in Pregnancy”, PLOS Biology 16, no. 10 (2018). Tara P. Hurst i Gkikas Magiorkinis, “Activation of the Innate Immune Response by Endogenous Retroviruses”, Journal of General Virology 96, numer 6 (2015): 1207–18.

[14] przyp. red.: liza – przerwanie błony komórkowej, często przez mechanizmy wirusowe, enzymatyczne lub osmotyczne, które naruszają jej integralność; w tym przypadku liza jest używana synonimicznie z „rozerwaniem”, które już wielokrotnie się w tym tekście pojawiało.

[15] Frantz Fanon, Black Skin, White Masks, tłum. Charles Lam Markmann (Pluto Press, 2008), 3.

[16] Edward A Belongia et al., “Effectiveness of Inactivated Influenza Vaccines Varied Substantially with Antigenic Match from the 2004–2005 Season to the 2006–2007 Season”, Journal of Infectious Diseases 199, numer 2 (2009): 159–67.

[17] przyp. red.: redundancja – nadmiar w stosunku do tego, co niezbędne; może odnosić się zarówno do nadmiaru zbędnego lub szkodliwego, jak i do pożądanego zabezpieczenia np. na wypadek uszkodzenia.

[18] Bill Melugin (@BillFOXLA), “NEW: LAPD sources sent me a letter Chief Moore sent out to officers Saturday night”, Twitter, 9 listopad, 2020

[19] Znany jako „cykl OODA”, ten paradygmat podejmowania decyzji został opracowany przez armię USA, jednak został najbardziej efektywnie wykorzystany w praktyce przez rebeliantów podczas powstania.

[20] Abhyudai Singh and Leor S. Weinberger, “Stochastic Gene Expression as a Molecular Switch for Viral Latency”, Current Opinion in Microbiology 12, numer 4 (2009): 460–66.

[21] przyp.red.: undercommons – Termin ukuty przez Freda Motena i Stefano Harney’a w ich książce The Undercommons: Fugitive Planning & Black Study. Jest to „nie-przestrzeń” albo „konceptualna przestrzeń” dla wszystkich tych, którzy są w jakiś sposób wykluczeni z i dostępu do „commons” – dóbr wspólnych i zasobów, czy wolno-dostępnej przestrzeni; wspólnota tych, którzy połączeni są przez bycie wykluczonymi, którzy mają więcej wspólnego ze sobą, niż funkcjami władzy. Osoby zaliczające się do undercommons są porównywane do zbiegłych niewolników tworzących społeczności na Karaibach; w podobny sposób, undercommons zapewniają społeczność tym, którzy nie mogą szukać jej nigdzie indziej. Jest tworzona przez tych, którzy wchodzą w jakiegoś rodzaju antagonizm z dominującymi strukturami i członkami społeczeństwa, i poprzez niego, odbudowują więzi z innymi, podobnymi sobie osobami.

[22] Fred Moten, “Blackness and Nothingness (Mysticism in the Flesh)”, South Atlantic Quarterly 112, numer 4 (2013): 737–80. [przyp.red.: Transsubstancjacja oznacza rzeczywistą przemianę substancji podczas Eucharystii: chleba i wina w ciało i krew Jezusa. W tym przypadku autor, cytując Motena, zdaje się sugerować, że wirus – tak jak i każda „infekcja społeczna” – działa jak ukryty czynnik, który zmienia rzeczywistość. Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nic się nie zmienia ani nie dzieje, infekcje działają, pisząc genom organizmów i społeczeństw na nowo, ukryte, ale aktywne. Gdy patrzymy na nasze społeczeństwo, możemy powiedzieć to samo, co Cyryl Jerozolimski mówił nowo-ochrzczonym: „to, co się zdaje być chlebem, nie jest chlebem, chociaż takie wrażenie daje smak, lecz ciałem Chrystusa, a co się zdaje być winem, nie jest winem, choć się tak smakowi wydaje, ale krwią Chrystusa; umocnij serce twoje, pożywając ten chleb jako duchowy i rozwesel oblicze twej duszy.”]