Życie i nicość
stawki bitwy o Sainte-Soline i toczącej się wojny
Od ostatniego tygodnia walki przeciwko reformie emerytalnej dużo się wydarzyło; ten zbiór tekstów ma na celu pomóc w nadrobieniu tych ostatnich wydarzeń i wyciągnięciu z nich wniosków. Pierwsze jest pobieżne streszczeniem ostatnich wydarzeń i próba wyciągnięcia z nich jakichś konkretnych wniosków. Drugi tekst to krótka, emocjonalna relacja z walki na polach Sainte-Soline; trzeci to analiza policyjnej przemocy, jej strategicznej roli w ostatnich wydarzeniach i obecnej postaci władzy; czwarty to wiadomość od rodziców Serge – osoby trafionej w Sainte-Soline granatem – który nadal leży w śpiączce; a piąty i ostatni to próba strategicznego namysłu nad postacią Les Soulèvements de la Terre i zmian, jakich potrzebują, by wygrać kolejne walki z siłami porządku.
Po tło tych wydarzeń, możecie zajrzeć do wcześniej opublikowanego przez nas zbioru tekstów.
Vive la révolution!
Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.
Dużo hałasu o nic
To streszczenie napisane na podstawie raportów opublikowanych niedawno przez CrimethInc. Po bardziej rozległy i drobiazgowy opis, zapraszamy właśnie tam.
Jak tylko sytuacja staje się poważna, na scenę wkracza armia; jej wkroczenie do akcji wydaje się mniej pewne. Państwo musiałoby być zdecydowane na masakrę, co na razie nie jest niczym więcej niż groźbą – trochę jak w przypadku użycia broni nuklearnej przez ostatnie pół wieku. Faktem jest, że chociaż ranna od dawna, państwowa bestia nadal pozostaje niebezpieczna.
Ostatnie wydarzenia coraz bardziej podają w wątpliwość ten fragment, spisany w 2006 roku. Władza i policja, jej pachołki, coraz mniej wahają się przed użyciem siły, która może zabić. Ciężar obrony tego porządku został ściągnięty z barków armii i rozmyty – postępująca militaryzacja policji sprawiła, że choć żołnierze nie wyszli jeszcze na ulice Francji, to militarna siła jest już na nich obecna. Nic tego tak nie uosabia jak francuska Żandarmeria, która jest jednocześnie częścią policji, jak i wojska. Państwa zdają się coraz bardziej „zdecydowane na masakrę”.
Trochę ponad tydzień temu, 25 marca, miała miejsce demonstracja przeciwko budowie megazbiornika w Sainte-Soline, elementu infrastruktury irygacyjnej przemysłowego rolnictwa. Była to część trwających już od dłuższego czasu Les Soulèvements de la Terre, „Powstań Ziemi”, która zbiegła się w czasie z trwającymi wystąpieniami przeciwko reformie emerytalnej. Bardzo szybko zaczęła się bitwa pomiędzy ponad 3 tys. policjantów i 30 tys. ludzi. Siły porządku zbiły różnorodne tłumy w jeden – „wszelkie różnice między czarnym blokiem, przywódcami związkowymi, politykami i resztą ludzi w marszu zniknęły” – a później zaczęły go ostrzeliwać granatami i gazem łzawiącym. Choć osoby odznaczyły się wielką determinacją, zapłaciły dużą cenę za starcie na polach Sainte-Soline: ponad dwieście osób zostało rannych, wiele ciężko, z czego dwie są w śpiączce. „Policja celowo ostrzeliwała tę część pola, na której leczono rannych. Blokowali karetki pogotowia i robili wszystko, aby uniemożliwić przewiezienie rannych do szpitala w czasie umożliwiającym leczenie ich obrażeń.”
Zdaje się, że był to odwet za policyjne klęski na ulicach Paryża i innych miast, gdzie tłumy, odznaczając się zbiorową inteligencją, porządnie ją upokorzyły. Sainte-Soline nie jest jednak wyjątkiem – francuska policja ogólnie staje się coraz bardziej brutalna. „W mieście centralne miejsce w tej dyskusji zajęły BRAV-M – „mobilne” jednostki motocyklowe, które ścigają na nich ludzi. Istnieje już niezwykła liczba nagrań wideo, na których funkcjonariusze BRAV-M napadają na pojedyncze osoby, przejeżdżają ludzi, a także werbalnie i seksualnie znęcają się nad nimi.”
A wszystko to w czasach, w których megazbiornik w Sainte-Soline zdaje się coraz lepszą metaforą władzy. W operacji wojskowej z którą spotkały się tam osoby, „celem nie było utrzymanie porządku (jak już mówiliśmy, w tej gigantycznej dziurze nie było nic do „ochrony”), ale utrzymanie pewnej uniwersalnej idei porządku.” Władza broni teraz niczego i poza tą nicością nie ma nic do zaoferowania – może ewentualnie śmierć dla tych, którzy odważają się jej sprzeciwić. Eskaluje więc swoją przemoc, bo wie, że tylko ona jej pozostała – bo gdy jest się niczym, to ma się jedynie siłę, która mimo wszystko nie pozwala być wobec ciebie obojętnym. Nie chodzi jednak o to, by się tą przemocą jedynie oburzać – „problem z tego rodzaju oburzeniem polega na tym, że skupienie na postrzeganej dysfunkcji systemu uniemożliwia dostrzeżenie tego, co może być jedynie celową strategią”[1]. Eskalacja tej przemocy oznacza jedynie, że jeszcze pilniejsze staje się strategiczne podejście do sił policyjnych, które pomoże pokonać je jako przeszkodę na drodze do wyzwolenia.
W takiej rzeczywistości i przy takim układzie sił jedyną możliwością walki z władzą jest być może przeciwstawienie się jej życiem – wypełnienie jej pustki wywrotową aktywnością, która oferuje zupełnie inne jego formy. Policja jest tutaj przeszkodą, na której nie można się zbytnio skupiać, bo tylko ona pozostała władzom jako mechanizm legitymizujący. Należy ją wyminąć, oflankować, przytłoczyć; pomimo niej stworzyć rzeczywistość, gdzie życie przeciwko i pomimo władzy nie tylko wyda się możliwe, ale stanie się też jedyną logiczną opcją. Wobec policyjnej przemocy, zdradliwych i pertraktujących z wrogiem związków zawodowych i zmęczenia proletariuszy, los walki zdaje się zależeć od powrotu niekontrolowalnych dzikich demonstracji nocnych; wszystkich tych spontanicznych ulicznych spotkań i akcji, które wypełniają pustkę polityki i miast pełną życia ofensywą.
Wobec nicości władzy, ta walka toczy się o wszystko.
26 marca, powrót z Poitou
To tłumaczenie anonimowych doniesień opisujących starcie w Sainte-Soline. Pierwotnie opublikowane na Numéro Zér0
Kurwa, co my tu robimy? A tak, tak – walczymy o wodę, walczymy z prywatyzacją życia, walczymy z państwem, które chroni interesy nielicznych zamiast bronić życia wielu.
Lekarza, lekarza! Tutaj, tutaj! Krzyczymy tak i krzyczymy, i wskazujemy na rannych, a musimy mieć jeszcze oko na to, co spada z nieba. A jeszcze inne ręce wskazują na pocisk tuż nad naszymi głowami. Co to jest? Gaz łzawiący czy granat kulisty? Zidentyfikować go, ocenić trajektorię, ryzyko, trochę pobiegać, poczuć jak pękają nam bębenki od pobliskiej eksplozji. Uszy dzwonią przez kilka minut.
Kurwa! To co my tu robimy? A… tak, tak – pokonujemy niebieski szlaban, żeby dostać się do zbiornika. Ha, nie; nie niebieski szlaban, ale dwa, jest nie tylko niebieski, ale i zielony khaki – i ma druciane ogrodzenie, i drut kolczasty, i jest jeszcze nasyp, na który trzeba się wspiąć. Co się za tym wszystkim kryje? Jezioro, należąca do wszystkich woda, wpompowywana tu i przechowywana dla nielicznych. Lekarza, lekarza! Kurwa, gdzie oni są, teraz to by się przydali. Wszystko sypie się na lewo, na prawo, przed nami, za nami. Ej, towarzyszu, potrzebujesz trochę soli fizjologicznej? Hej, zauważyłeś, że twoja głowa krwawi? Ostrożnie, granat!!! odwrót, trochę, spokój, znowu do przodu.
Kurwa, to co my tu robimy? Ataktak – mamy przewagę liczebną, jesteśmy masą. Tylko to mamy przeciwko wojskowej broni, która na nas spada, która odcina nam nogi, która odrywa nam kończyny.
Lekarza, lekarza! Jak długo już tu jesteśmy? Może ze dwadzieścia minut. Grupa sanitariuszek krąży wokół ciała. Jednej z nich brakuje już zapasów, pozostałym też niewiele zostało. Co zamierzają zrobić? Co się ze mną stanie, jeśli też upadnę?
Ostrożnie tam! Uważaj na granat kilka metrów dalej. Zapominam, żeby się ruszać, wybuch, uderzenie w głowę. Kurwa, trafił we mnie, zapomniałem zejść mu drogi. Nic mi nie jest, trzeba iść dalej do przodu. Złapać partnera, szybkie sprawdzenie czy im też nic nie jest. Wszystko w porządku. Chodźmy.
Przed nami ogień, czarny dym z płonących pojazdów, biały dym z gazu łzawiącego, błysk płomieni, iskry gaszonych granatu. Nic nie widzimy.
Jak długo tam byłyśmy? Dwie, trzy godziny? …w zasadzie mniej niż godzinę. Nie, wieczność – a może nawet dłużej?
Dlaczego nagle się wycofaliśmy? Przez faceta na skraju śmierci z przodu, linię quadów, które próbowały nas otoczyć, świadomość, że nie mamy szans, zmęczenie na pierwszej linii?
Cholera, co my tam robiliśmy?.. już koniec.
Teraz ewakuacja rannych, zbijanie się z załogą. Dostrzeganie szoku w oczach innych, ocena obrażeń, próba zamienienia kilku słów. Towarzysz zalewa się łzami, tulimy się do siebie. Absurd, niewyrównaność, niebezpieczeństwo.
Co robi się po czymś takim? Ktoś musi wiedzieć.
Wracamy do domu jako niekończąca się procesja czarna od gniewu i nienawiści, wyczerpana, niechętna armia. Żyjemy. Mamy szczęście.
Pułapka Sainte-Soline
Pierwotnie opublikowane na lundimatin.
To, co wydarzyło się w Sainte-Soline (i nie mówimy tu o 30 tysiącach obecnych, o ich niebywałej determinacji, czy o tym, że marszowi udało się sforsować bramy zbiornika, a raczej o 200 rannych, w tym 40 ciężko, i o dwóch towarzyszach będących obecnie w śpiączce) należy uznać za ohydną [odieux] pułapkę zastawioną na nas przez rządzących.
Tego dnia, 25 marca, ich celem było wyrządzenie poważnych szkód, a jednocześnie sprowadzenie działań ich przeciwników (przeciwników zbiornika, a co za tym idzie, przeciwników rządu) do niejasnego pragnienia przemocy i terroryzmu. Nie chodzi im tylko o zemstę za upokorzenie, jakiego doznała prefektura Deux-Sevres pół roku temu, kiedy to szybki, sprytny i zróżnicowany marsz zdołał zadeptać cały ten krater, który nazywają zbiornikiem. Nie chodzi tylko o zastraszenie ruchu ekologicznego. Niestety, osoby protestujące zapłaciły za tę operację, która miała znacznie większe ambicje. Zapłaciły za operacją kontrpowstańczą z elementami medialnymi, psychologicznymi i wojskowymi.
Agitatorzy
Zgromadzenie Les Soulèvements de la Terre zbiegiem okoliczności (ale raczej w wyniku niestabilnej sytuacji politycznej) miało miejsce w szczytowym momencie ruchu przeciwko reformie emerytalnej. Po prawie tygodniu nocnych protestów spowodowanych wykorzystaniem przez Macrona artykułu 49.3 francuskiej konstytucji (w celu przepchnięcia reformy bez głosowania) prezydent zabrał głos. Była środa, po tym jak wywiad wewnętrzny ostrzegł o preinsurekcyjnej atmosferze. Podstawowym celem jego interwencji (zaplanowanej na godzinę 13:00, by zwrócić się do tej części publiczności, która jest reakcyjna) było zasianie strachu, złamanie powszechnego poparcia dla ruchu społecznego i przypisanie odpowiedzialności za niego wygodnej fikcji: „agitatorom” [les factieux] – terminowi mglistemu i nieuchwytnemu. Wobec nich, była tylko jedna opcja – powrót do „republikańskiego porządku”. „Ja albo chaos”.
Okaleczone ciała protestujących w Sainte-Soline są bezpośrednią konsekwencją tego przemówienia prezydenta. Ponieważ jego performatywna siła w czasie tego kryzysu została zredukowana do zera, potrzeba było niezłej organizacji – począwszy od 3200 żandarmów skupionych wokół krateru – by jego słowa nie okazały się puste.
Mordercy
Manewr Pałacu Elizejskiego został podany do wiadomości publicznej: po pierwsze, założyć, że związki zawodowe w czwartek zaatakują po raz ostatni, a następnie, przedstawić ruch przeciwko megazbiornikom jako mniejszościową frakcję manipulowaną przez agitatorów. Podczas gdy prasa unikała do tej pory ustalenia spójnego profilu uczestników nocnych protestów, będą oni odtąd nazywani „ultralewicowymi bandytami”[2] . W tym kontekście weekend w Sainte-Soline miał określenie uprawomocnić.
Pierwszy etap tej operacji był dość podobny do tego, co widzieliśmy 8 grudnia 2018 r., w dniach poprzedzających IV akt Gilets Jaunes. Najpierw po mediach krążyły uwagi anonimowych policjantów: „nigdy nie widzieliśmy takiej przemocy!”; „To się nigdy wcześniej nie zdarzyło!”; „Jest gorzej niż za Gilet Jaunes!”; „Niektórzy z nich przyjechali, żeby zabijać”[3]. Nad pytaniem, czy niektórzy z protestujących byli ewentualnymi „zabójcami policjantów”, spokojnie debatowano na platformach telewizyjnych. W BFMTV przyznano, że nigdy nie znaleziono podczas protestu żadnej broni palnej, a nawet, że „literatura Czarnego Bloku” nie nawołuje do mordowania jako praktyki. I co z tego? Określenie mordercy i tak poddane po „dyskusję”, a więc było na stole. Punktem kulminacyjnym było to, jak usłyszeliśmy je nawet z ust samego ministra spraw wewnętrznych.
W ten sposób stworzono wroga: krwiożerczą bestię wykluczoną ze ludzkiej społeczności. Teraz chodzi o zapowiedź jej przyszłych wystąpień: była 8 grudnia 2018 roku przy Łuku Triumfalnym, jak i w ostatni weekend w Sainte-Soline. Do akcji włączył się nawet minister rolnictwa, desygnując przeciwników zbiorników wodnych jako barbarzyńców, którzy „nie myślą o życiu ludzkim jako o czymś cennym”. Wcześniej jeden z dowódców CRS (prewencji) już przewidywał, że „jesteśmy na skraju powstania. Boję się, że jeden z moich ludzi zabije protestującego”.
Gra w bule
Scena jest jasna, a manewry medialne stają się śmiesznie prymitywne. I tak minister spraw wewnętrznych Darmanin pozuje przerażony obok paliwa kempingowego i buli, szef lokalnej policji ogłasza, że zarekwirował broń w postaci małych maczet. (Kto słyszał, żeby francuscy protestujący wymachiwali siekierami czy nożami? Oczywiście nikt.) Moglibyśmy się zadowolić potępieniem tego „cyrku”, gdyby nie doprowadził on do takich okropności. Choć operacja ta nie zadziałała (wielu dziennikarzy pozostało nieprzekonanych, podobnie jak przeciwnicy zbiorników – nawet ci instytucjonalni), nie to było jej prawdziwym celem. Było nim raczej położenie gruntu pod operacje policyjne, które rozegrają się następnego dnia – o których teraz wiemy, że były niestety skuteczne. „Będziemy świadkami niezwykle trudnych obrazów” – zapowiedział spokojnie minister spraw wewnętrznych, widocznie rozumiejąc sytuację.
Granaty
To właśnie w celu realizacji tych obrzydliwych manewrów politycznych – które umożliwiły dzisiejsze ogłoszenie, że po „wybuchu przemocy Emmanuel Macron stara się uosabiać obóz porządku” – doświadczyliśmy nieustannego gradu policyjnych granatów odłamkowych. Absurdalność sytuacji, w którą wdepnęły trzy marsze zbliżające się do zbiornika Sainte-Soline, została już opisana gdzie indziej. Niektóre z tych analiz podkreślały, że prowokacje Darmanina przyczyniły się do zjadliwości zgromadzenia, chuligańskiej gonitwy po polu, która rosła tym bardziej, im bliżej tłum był zbiornika. Media szybko powtórzyły linię wyznaczoną przez policję i skrajnie prawicowe związki zawodowe policjantów: przemoc pochodziła z obu stron, walka była symetryczna, a nawet „wyrównana”. 3200 policjantów, jedna armatka wodna, dwa helikoptery, pojazdy opancerzone, które strzelały granatami, drony, ATV i kryte ciężarówki – wszystko po to, by chronić i bronić pustego krateru, niezniszczalnego z definicji. Ale to, gdzie asymetria była najbardziej szokująca i ostateczna, nie leżało w dysproporcji sił, ale w celach, do których dążono. Celem protestujących w Sainte-Soline było ominięcie aparatu policyjnego i dotarcie do krateru, a także wetknięcie w niego swoich flag jako sposobu na utarcie nosa władzy i tym absurdalnym zbiornikom. Z kolei celem policji było użycie swojej siły w całym jej zakresie i brutalności wobec niechronionych (lub słabo chronionych) protestujących, aby ich straumatyzować, okaleczyć i zniechęcić. Jedna strona goniła za symbolem, a druga była wyposażona w broń wojskową i strzelała do tej pierwszej jak do kaczek. Jedna strona traktowała krater jako metaforę przyszłości, do której skazała nas władza; druga starała się bronić porządku – przepaści i pustki.
Można by pomyśleć: „A więc wiele jest warta duma prefekta”. Ale tutaj chodziło o coś znacznie więcej. Chodziło o potwierdzenie, że we Francji nie ma dziś niestabilności. Że ci, którzy wzniecają niepokoje, są tutaj, w Sainte-Soline, i że będą traktowani jako mniejszość, jak nieludzie; że właśnie dlatego jesteśmy gotowi zabijać jeśli będzie to konieczne. Bo trzeba powiedzieć[4], że kiedy z wyrzutni Cougar[5] policja wystrzeliwuje masowo do 4 tys. granatów, które później eksplodują na wysokości głowy, to dlatego, że najwyraźniej „nie myśli o życiu ludzkim jako o czymś cennym”[6].
W obronie dziury w ziemi są w stanie zrobić wszystko. By bronić krateru, który ewidentnie reprezentuje coś innego niż to, czym jest.
To dziura jako symbol władzy.
Utrzymanie porządku
Nadużycia ze strony Brav-M [policji na motocyklach] w Paryżu mogły być postrzegane jako akty nieuczciwych funkcjonariuszy; jako czyny faszystowskiej brygady, którą można było rozwiązać w wolnej chwili – i razem z nią, sam sam problem. Jednak to, co miało miejsce w Sainte-Soline to nie były tylko nadużycia kilku osób. To nie był jakiś jeden funkcjonariusz nielegalnie używający swojej broni. Zamiast tego istniał metodyczny, skrupulatny i systematyczny aparat, którego celem było całkowite zmiażdżenie, zranienie i sterroryzowanie osób protestujących, kimkolwiek by one nie były.
To był plan, którego celem nie było utrzymanie porządku (jak już mówiliśmy, w tej gigantycznej dziurze nie było nic do „ochrony”), ale utrzymanie pewnej uniwersalnej idei porządku. Porządku, który dla każdej protestującej rezerwuje sobie granat, jednocześnie grożąc: „protestowanie będzie cię kosztować”. Kiedy maszerujemy w mieście przeciwko reformom emerytalnym i nikczemnemu rządowi, albo przez pola przeciwko śmiercionośnej metodzie produkcji, policja i jej wspólnicy nie mają innego ostatecznego celu niż poddanie naszych ciał dyscyplinie władzy. Za pomocą pałek, gazu łzawiącego, obelg, gróźb, zastraszania, więzienia, granatów, kul, nękania, terroru, okaleczania lub zniesławiania. I śmierci, jeśli to konieczne. Taki jest zbrodniczy przekaz wysłany poprzez Sainte-Soline przez Darmanina, Macrona, lokalne władze, policję i panujące siły. Dowodzą oni, że protesty przeciwko zbiornikom wodnym i ruch przeciwko reformie emerytalnej faktycznie coś łączy: ich niepokój.
Teraz
Przede wszystkim chodzi o to, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: zatrzymać ruchy ekologiczne i ruch społeczny w tym samym czasie. Straumatyzować protestujących na polach, a jednocześnie przestraszyć tych w miastach, tak aby mobilizacja jednych przestała zasilać drugich[7]. Władza przekształciła zbiornik wodny w alegorię samej siebie: jej siły zamknięte w fortecy, broniące pustki. To właśnie w tym momencie musimy kontynuować jej demaskowanie.
W Sainte-Soline zobaczyliśmy, że nie ma granic dla haniebnych czynów, które Makronek jest gotowy popełnić. Bardziej nawet niż 8 grudnia 2019 r., – gdy z góry przepowiadano śmierci – władza wydawała się rozgorączkowana, jej ruchy niepewne, jąkała się. Dziś oczywiście z jej drżenia się nie cieszymy – to ono w końcu spowodowało tyle obrażeń.
Ale należy potwierdzić, że istnieje inna droga, aby uniknąć bycia opanowanym przez strach i osłupienie, i kontynuować walkę. Rząd oportunistycznie połączył ruch przeciwko reformom emerytalnym z ruchem przeciwko megazbiornikom. Niech tak będzie. Sobota to nie tylko historia o policji – to też opowieść o niesamowitej determinacji.
Determinacji, która może znów ruszyć i wrócić na ulicę.
Strach musi panować w obozie władzy.
Do zobaczenia we wtorek, pojutrze i w dniach następnych…
Komunikat rodziców Serge (S.) z 29 marca, 2023 roku.
To tłumaczenie oświadczenia rodziców aktywisty, który od pięciu dni jest w śpiączce po przemocy policji w Sainte-Soline.
W następstwie obrażeń spowodowanych granatem GM2L, podczas demonstracji 25 marca 2023 r. zorganizowanej w Sainte-Soline przeciwko projektom zbiornika irygacyjnego, nasz syn Serge przebywa obecnie w szpitalu walcząc o życie.
Złożyliśmy skargę na usiłowanie zabójstwa, celowe utrudnianie przybycia służb ratunkowych, jak i na naruszenie tajemnicy zawodowej w ramach śledztwa policyjnego i przywłaszczenie informacji zawartych w aktach.
W związku z różnymi artykułami opublikowanymi w prasie – z których wiele jest nieścisłych lub wprowadza w błąd – chciałylibyśmy poinformować, że:
- Tak, Serge jest na liście “S” (watch-liście służb bezpieczeństwa wewnętrznego) – podobnie jak tysiące aktywistów w dzisiejszej Francji;
- Tak, Serge miał problemy prawne – tak jak większość ludzi walczących z ustanowionym porządkiem;
- Tak, Serge brał udział w wielu antykapitalistycznych demonstracjach – razem z milionami młodych osób na całym świecie, które tak jak miliony pracowników walczących obecnie z reformą emerytalną we Francji uważają, że porządna rewolucja by nam nie zaszkodziła,
Wierzymy, że nie są to postępki przestępcze, które plamią dobre imię naszego syna, a wręcz przeciwnie – że to czyny, które dobrze o nim świadczą.
Rodzice Serge
29 marzec 29, 2023
Batalia o Sainte-Soline: jak stratedzy mogą improwizować?
Spojrzenie od wewnątrz
Pierwotnie opublikowane na lundimatin.
Poniższą cenną informację zwrotną przesłali nam uczestniczki i uczestnicy zgromadzenia w Sainte-Soline. Zachęca nas ona do podjęcia zbiorowej refleksji nad taktyczną klęską przy zbiorniku i do zakwestionowania artykulacji [tego, jak dajemy wyraz naszemu działaniu, jak łączymy składające się na nie elementy – przyp.tłum.], które stają się koniecznie, gdy państwo decyduje się na militarną i krwawą obronę ekobójczych interesów. – lundimatin
Odnowa obietnic bojowości
W ciągu zaledwie dwóch lat Les Soulèvements de la Terre [„Powstania Ziemi”] stały się najbardziej obiecującą bojową praktyką. Została ona zbudowana na spotkaniach osób z różnych bojowniczych [militants] środowisk – rozwinęła się dzięki połączeniu nagromadzonych przez nich doświadczeń i know-howu. Powstania te są na dobrej drodze urzeczywistnienia leżącej u ich podstaw wizji połączenia wcześniej rozdzielonych światów w jeden masowy ruch. Karmi to nadzieje tych, które byli świadkami, jak autonomiczne, a następnie ekologiczne dynamiki zostały zneutralizowana tak szybko, jak tylko pojawiły się w nowych cyklach wojny społecznej i klimatycznej ostatnich lat. W miarę jak w obliczu ograniczeń ekologicznych zanikają warunki sprzyjające akumulacji kapitału, autorytarna przemoc kapitalistów wyraża się coraz brutalniej poprzez umożliwiający ich niszczycielskie działanie aparat państwowy. To z kolei stopniowa wpływa na środki walki – wobec tego wszystkiego generalizuje się tak aktywna, jak i bierna obrona. W takich właśnie okolicznościach powstały les Soulèvements de la Terre, co sprzyjało samoorganizacji i powszechnej akceptacji praktyk ofensywnych.
Adaptacja doktryny wojskowej
Problemy z utrzymaniem porządku, jakie stwarzają osoby kontestujące kapitalistyczny porządek społeczny, wymuszają adaptację doktryn represyjnego aparatu państwowego. Z każdą walką i mobilizacją doktryna ta jest modyfikowana i wzmacniana poprzez uwzględnienie ewolucji praktyk protestacyjnych. Testuje się ją od dawna – co najmniej od czasu represji wprowadzonych w blokowiskach [quartiers populaires][8] (później rozszerzonych na ruchy społeczne), a następnie podczas operacji wojskowych na zamorskich terytoriach oraz tych mających na celu wysiedlenie ZAD. I tak więc, rok po roku, pol*cyjna kontrola i jej militaryzacja ulegają intensyfikacji, a jednocześnie obraz wroga wewnętrznego rozszerza się na coraz bardziej zróżnicowane grupy społeczne. Zjednoczenie niektórych z tych fakcji wokół pojedynczej strategicznej dynamiki jest ambincją, która nabiera kształtów poprzez Les Soulèvements de la Terre.
Pierwsza zwycięska bitwa
Batalia o Sainte-Soline ma duże znaczenie dla równowagi sił w potyczkach, która obecnie rozgrywają się między kapitalistami, a ich wrogami wewnętrznymi broniącymi dostępu do wody. Na przestrzeni kilku jej aktów gwałtowny wzrost sił włączających się do tej bitwy (z 700 do 3 tys. osób, potem do około 6 tys., a obecnie między 25 a 30 tys.) pokazuje, że dokonana przez nią odnowa obietnic bojowości jest odpowiedzią na różne aspiracje do radykalności, a nawet rewolucyjności.Jest nią nie tylko przez swoją zdolność do mobilizowania razem zróżnicowanych jednostek lub grup, ale także poprzez wytworzoną przez nią współdzieloną kulturę walki, która powstaje w wyniku wspólnej socjalizacji sposobów organizacji i działania, które zwykle pozostają ze sobą w sprzeczności. To wszystko doprowadziło do zwycięstw, z których najnowsze miało miejsce podczas pierwszej bitwy o Sainte-Soline, w której aparat porządkowy został pokonany dzięki taktyce demonstrującej strategiczne znaczenie Powstań. Ale już temu zwycięstwu towarzyszyły dziesiątki rannych i pytania o niebezpieczeństwo represji, jakie niosła ze sobą zastosowana taktyka.
Błąd taktyczny w drugiej bitwie
W przypadku drugiej bitwy pod Sainte-Soline warunki możliwości zwycięstwa uległy zmianie i były znacznie bardziej niekorzystne. Wymagały one większego wkładu i ryzyka od wszystkich zaangażowanych osób i grup. Po pierwsze byli woluntariusze i wolontariuszki, które musiały stawić czoła nieustannym kontrolom tożsamości podczas dwóch dni przygotowań w Melle. Następnie wszystkie biorące udział w mobilizacji osoby i grupy musiały sprytnie prześlizgnąć się przez szczeliny głównej blokady drogowej, aby dostać się do obozu wykorzystywanego jako strefa zbiórki. Do tego wszystkiego doszła niepewność wyposażenia obozu i fatalne warunki pogodowe.
Podobnie jak w przeszłości, taktyka tych po stronie Powstań polegała na uformowaniu trzech pochodów: pierwszego umożliwiającego zarówno aktywną, jak i bierną obronę oraz dwóch pozostałych dających wolną rękę ofensywie. Taktyka wojskowa drugiej strony nie była jednak taka sama, jak w poprzedniej bitwie, po której „prefekt był bezradny”. Wojsko, ucząc się na swoich błędach, postanowiło skupić się na taktyce defensywnej. Polegała ona na tym, że pozwolono tłumom dotrzeć w okolice basenu – otoczając je przy tym ciężarówkami i mobilnymi jednostkami policji – a następnie wykorzystać cały arsenał środków bojowych, aby za wszelką cenę tę pozycję utrzymać. Po wejściu na pole bitwy, dziesiątkom tysięcom ludzi tworzących masę trzech pochodów trudno było zrealizować cel okrążenia basenu, mimo aktywnych prób koordynacji. W pierwszym szeregu najbardziej ofensywne grupy doświadczały gwałtownych skutków użycia represyjnej broni, wobec powodzi przemocy żandarmów liczba rannych rosła z minuty na minutę (aż do pierwszych śmiertelnych obrażeń), a manewry jednostek BRAV-M na quadach, atakujących masę od tyłu, wywołały panikę i przerwały starcie. Siły przegrupowały się i zrobiły sobie przerwę na przekąskę, po czym zyskały nową fala determinacji – osiągnięty przez nią impet miał być jednak krótkotrwały. Choć niektóre grupy wróciły do konfrontacji, to wojsko nie zawahało się wystrzelić granatów GM2L z ciężarówki pancernej w masę ludzi bez sprzętu ochronnego. Strach przed zranieniem tym bardziej przybierał na sile, gdy liczba rannych była już bardzo wysoka. Przemoc wojska i policji opóźniała nawet akcję ratunkową, osłabiając tym samym determinację ich przeciwników. W tych warunkach wejście do twierdzy zbiornika było niemożliwe. Taktyka wojska zwyciężyła.
Osiągnięcia na zapleczu, słabości na froncie
Mobilizacja tak wielu osób i grup, szacowana na 25-30 tys., przekroczyła oczekiwania, które tu i ówdzie można było usłyszeć. Mobilizacja ta była możliwa dzięki tytanicznej bojowniczej pracy wykonanej w ciągu kilku miesięcy – która z kolei była możliwa dzięki wnioskom, które zostały wyciągnięte z poprzednich aktów tej walki. Zbudowano zróżnicowany szkielet, aby odpowiedzieć na wiele potrzeb takiej mobilizacji, stworzono i wzmocniono różne jego elementy: zaopatrzeniowy, prawny, medyczny, jak i mechanizmy radzenia sobie z przemocą seksualną i seksizmem (riots fight sexism), wsparcie psychologiczno-emocjonalnego, anty-ableizm i opiekę nad dziećmi. Świadczy to o znacznej jakościowej poprawie środków opracowywanych w celu zwiększenia ilościowej skali mobilizacji. Niemniej jednak wydaje się, że ten nacisk na zaplecze doprowadził do niedoszacowania środków i liczby taktycznych odwrotów, których należy się spodziewać w czasie walki. Choć do orientacji podczas przemarszu do zbiornika wystarczała bardzo mała liczba koordynatorów, to po rozpoczęciu szturmu okazała się ona skrajnie niewystarczająca. I tak większość osób w masie zmagała się ze znalezieniem sposobów na bycie użytecznym bez jednoczesnego zwiększenia liczby rannych. Szczególnie cierpiały grupy stawiające czoła żandarmom, jako że miały problem z komunikacją z resztą uczestniczących w mobilizacji osób. Wpływ tego wszystkiego na zaplecze był znaczny i będzie jeszcze większy w najbliższym czasie.
W wewnętrznych dyskusjach pojawiło się jedno pytanie: dlaczego ludzie od razu przystąpili do konfrontacji, nie poświęcając czasu na kwestionowanie taktyki żandarmów? Podjęcie tego pytania jest kluczowe dla przyszłości, ponieważ stawia ono pod znakiem zapytania strategię komponowania Powstań, która do tej pory się sprawdzała. Odpowiedź na nie zachęca do poszerzenia kolektywnej refleksji nad problemami, jakie stwarzają taktyka i związane z nią środki. Być może, na przykład, każda osoba lub grupa mogłaby przyjąć rolę odpowiadającą jej poziomowi zaangażowania, będąc wyszkoloną i wyposażoną na tym samym poziomie co inne [które mają podobną rolę]. To by jednak oznaczało, że należałoby myśleć o czasie i przestrzeni, w których będą działać, z większym wyprzedzeniem – może nawet w zupełnie innych momentach walki. Wymagałoby to również zapewnienie sobie środków do koordynacji na większą skalę w celu wzmocnienia powiązań między różnymi elementami mobilizacji. Ogromna ilość pracy wykonanej na zapleczu pokazała, że taka kolektywna refleksja jest już po części bardzo zaawansowana. Wydaje się ona tym bardziej konieczna w świetle szalejącej już propagandy medialnej i politycznej, mającej na celu ponowne wykreowanie postaci wrogów wewnętrznych, aby usprawiedliwić odrażającą przemoc policyjną, której dopuszczono się podczas drugiej bitwy.
Na razie jednak kierujemy nasze wsparcie do tych, które odniosły obrażenia i tych, którzy będą nadal cierpieć z powodu represji w nadchodzących tygodniach i miesiącach.
[1] Makronek – czy niedługo będzie po nim?: Ruch przeciwko reformie emerytalnej na skraju powstania (raport z postępów)
[2] Sformułowanie, którego w Le Figaro użył Christophe C., nieoficjalny rzecznik ministrów spraw wewnętrznych.
[3] Nietrudno jednak zauważyć, że spontaniczne nocne protesty w ciągu ostatniego tygodnia polegały w dużej mierze na unikaniu ślepej przemocy BRAV-M (i innych BAC-ów], kierując się hasłem zapożyczonym z ruchu w Hongkongu: „Be Water”.
[4] Tak samo jak trzeba powiedzieć, że kiedy żandarmi ogłosili swoje obrażenia, to okazało się, że większość z nich była… problemami ze słuchem i oddychaniem
[5] Która ma zasięg 40 metrów.
[6] Liga Praw Człowieka również „odnotowała nieumiarkowane i masowe użycie siły […] z jasnym celem: uniemożliwienie dostępu do akwenu, bez względu na koszty ludzkie.”
[7] Jedna i druga walka jest oczywiście w dużej mierze tą samą.
[8] przyp.red.: Mowa tu najprawdopodobniej o zamieszkach z 2005. Więcej o nich, strategiach policji przeciwko nim (i późniejszym ruchom społecznym) we fragmencie Insurekcji… opublikowanym na naszej stronie i wydanej później broszurze „W drogę!„.