Wiralność: Przeciwko podstawowej jednostce życia

Sonali Gupta, H. Bolin:

Wiralność

Przeciwko podstawowej jednostce życia


Kwestia pojmowania życia jest zasadnicza dla dzisiejszej polityki. Opisywanie go w kategoriach „podstawowej jednostki” – komórki, a ciała jako większego mechanizmu, podobnego fabryce, ma tendencję do promowania zarządzania nim i kontroli. W klimacie nadal trwającej pandemii Covid-19, trudno sobie czasami wyobrazić jakiekolwiek emancypacyjne możliwości. Wystarczy przypomnieć sobie jak podczas wystąpień przeciwko zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego pojawiały się głosy, że ludzie ze względu na nią nie powinni wychodzić na ulicę.

Wobec tego impasu, z pomocą przychodzi sama wiralność – mechaniki, za pomocą których wirus się rozprzestrzenia; współcześnie właściwe nie tylko jemu, ale i ruchom powstańczym, które szerzą się z prędkością memów. Osoby autorskie, czerpiąc garściami z dziedzictwa Rebelii George’a Floyda, czarnego radykalizmu, biologii i teorii wojskowej, kreślą potencjał współczesnych walk, infekujących globalne ciało kapitalizmu.

Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.


Koronawirus poza dobrem i złem

Wirusy rzucały wyzwanie naszemu ewolucyjnemu przeznaczeniu odkąd pełzałyśmy po tej ziemi jako jednokomórkowce. Wprowadzają one swoje geny do infekowanych komórek, mieszając w genealogii każdego napotkanego przez siebie organizmu. Rozrywają ciało, kawałek po kawałku, żeby coraz szerzej się rozprzestrzeniać, ale jednocześnie zakodowują w nim informację umożliwiającą wykształcenie odporności. Poprzez ten nieprzerwany taniec wirusy napędzały ewolucję każdego gatunku na Ziemi. Pandemia Covid-19 jest wyjątkowym wyzwaniem dla formy i roli naszego dalszego istnienia na tej planecie. Covid-19 oblega cielsko globalnego imperium z taką samą wytrwałością, z jaką atakuje nasze płuca, serca i układ odpornościowy. Łańcuchy dostaw – układ krążenia globalnego handlu i kapitalizmu – wciąż doznają zapaści, a charakteryzujące kwarantannę izolacja, paranoja i zdające ciągnąć się w nieskończoność oczekiwanie są odbiciem głębokiego metabolicznego wyczerpania na globalną skalę.

Czy w obliczu tego zagrożenia jesteśmy w stanie zrozumieć wirusa jako coś poza dobrem i złem, to znaczy w sposób, który ani mu nie przyklaskuje (tak jak robiliby to mizantropi albo zwolennicy eugeniki), ani nie pozostaje sparaliżowany strachem, bezkrytycznie akceptując państwowe środki kontroli i polityki zaciskania pasa w nadziei powrotu do normalności? To pierwsze próbuje dyktować kto zasługuje, by żyć, za to drugie odzwierciedla szkodliwe wyparcie się śmierci. Te dwa bieguny razem wzięte wytyczają w praktyce logikę biopolitycznego zarządzania – zmuszania do życia i pozwalania na śmierć. Zmusza się nas do życia poprzez wdrażanie polityki zdrowotnej, w której środki takie jak egzekwowane przez wojsko lockdowny i godziny policyjne, groźby przymusowych szczepień, grzywny za zgromadzenia publiczne, a nawet środki naruszające prywatność takie jak śledzenie kontaktów i lokalizacji są usprawiedliwiane, ponieważ wierzy się, że zapewniają dobrostan części populacji. Tej nagłej, głębszej ekspansji państwa w sferę biopolityczną sprzeciwiają się głównie fanatycy oddający się denializmowi covidowemu, teoriom spiskowym, retoryce anty-maseczkowej, a nawet polityce zaciskania pasa – która jest w swojej istocie eugeniczna, jako że po prostu pozwala ludziom umrzeć.

Wobec tego wszystkiego, my poszukujemy sposobu istnienia, który biopolityce się wymyka; który konfrontuje się z faktycznością wirusa, aby zamanifestować nowe formy życia – nawet w samym środku szóstego wielkiego wymierania.

Kwarantanna na tonącym statku

Śmierci spowodowane wirusem są uważane za dopuszczalne straty, dopóki kryzys nie zagraża powiązaniom globalnego kapitału. Ani wirus dengi, ani żółta febra nie wywołały skoordynowanej na międzynarodową skalę reakcji, mimo że wciąż powodują masowe zgony w Ameryce Łacińskiej, Południowowschodniej Azji i w Afryce[1]. Natomiast pandemia Covid-19 rozprzestrzeniła się w Chinach, USA i w Europie Zachodniej, czyli w miejscach stanowiących rdzeń globalnego kapitalistycznego imperium. Jeśli uznamy, że faktycznie była ona efektem ubocznym fragmentacji siedlisk[2], spowodowanej przez niekończący się wzrost kapitału[3], to możemy też powiedzieć, że państowa odpowiedź na pandemię zachowuje warunki, przez które znaleźliśmy się w tej sytuacji, zamiast je zmieniać. Z tej perspektywy nowe metody biopolitycznej kontroli nie są odpowiedzią na przyczyny pojawienia się wirusa – one utrzymują gatunek w stanie rozkładu. Wirus szaleje w fabrykach mięsa, na fermach klatkowych i w więzieniach – w miejscach, które już wcześniej żerowały na ohydnej pogardzie dla życia. Śmierci spowodowane przez Covid-19 nie są więc błędem w systemie – są jego wbudowaną funkcją. W miarę jak Covid-19 ujawnia skażone jądro imperium, zdolne wyłącznie do replikowania choroby, dogłębna reorganizacja życia na globlaną skalę staje się absolutną koniecznością. Kwestia rewolucji jest teraz sprawą ewolucji.

Co mamy zrobić z tym, że pandemia nadeszła w samym środku bezprecedensowej fali insurekcji na całym globie[4]? Czy da się odczytać wirusa i insurekcje jako dwa przejawy jednego impulsu do ucieczki z globalnego imperium kapitału i ekonomicznego zarządzania? Dokonujemy tego porównania nie dla nakreślenia analogii, ale raczej w próbie dotarcia do, jak pisze Idris Robinson, „ukrytej, partyzanckiej, okołopandemicznej wiedzy, którą należy wydobyć, i którą można też wykorzystać i użyć jako broni przeciwko ugruntowanej władzy.”[5] Nie umyka nam, że biopolityczne środki kontroli nie dały rady odpowiednio zaadresować naszej wspólnej sytuacji, która wciąż oscyluje pomiędzy kolejną falą pandemii a kolejną falą rebelii. W tych falach widzimy jednak zjednoczony fenomen, operujący według swojej własnej logiki, stwarzający swoją własną temporalność. Machinacje wiralności wyposażają nas w środki myślowe i ruchowe, pozwalające stworzyć nowe horyzonty w obliczu sytuacji bez wyjścia na coraz bardziej nienadającej się do życia planecie.

Życie poza rachunkiem przetrwania

Być może Bóg jest wirusem, który nas zamieszkuje.
— Heiner Müller

W genialnym eseju o polityce życia David Cayley pisze, że „do środków, których wprowadzenie zostało usprawiedliwione przez »największy kryzys zdrowotny w naszej historii« zalicza się znaczące ograniczenie wolności obywatelskich… by chronić życie i tym samym zapobiegać śmierci.”[6] Terytorium władzy za swój przedmiot obiera samo życie, próbując zmusić je do zaadoptowania się do presji selekcyjnej wywieranej na nasz gatunek i, co istotne, by pomimo niej pozostało takie samo. Czy w takiej sytuacji polityka życia może pomóc nam walczyć z zarządzaniem życiem? W jaki sposób możemy wprowadzić do tej konfrontację asymetrię? Zdolne jest do tego tylko coś, co pochodzi spoza życia lub ze szczelin w nim. Zamiast uparcie kierować kierować naszą polityczną wyobraźnią przez immanentne kategorie życia, natury i historii, wirus zaszczepia w nas obcą wiedzę, przez którą powraca teologiczne pytanie – co znajduje się poza tymi pewnikami?

Wirus istnieje w przestrzeni liminalnej pomiędzy życiem a nie-życiem. Ta malutka ilość materiału genetycznego zamknięta w geometrycznie idealnej, molekularnej otoczce jest w jakiś sposób zdolna do samonamnażania się, do manipulowania swoim środowiskiem, do adaptacji i ewolucji – wszystkich tych cech, które kojarzą nam się z życiem. A jednak wirus nie oddycha. Niezależnie od tego czy nazwiesz się je praną, chi czy też podstawową biochemią, oddychanie jest po prostu metabolicznym procesem transdukcji energii[7]. Najmniejszym obiektem zdolnym do oddychania jest komórka – prawdopodobnie dlatego wyznaczyliśmy ją na „podstawową jednostkę życia.” Choć „I can’t breathe”, czyli „Nie mogę oddychać” (ostatnie słowa Erica Garnera i George’a Floyda) oddaje wyjątkowe doświadczenie czarności w Ameryce, to gdy globalna pandemia wydusza życie z milionów, a niekontrolowane pożary dziesiątkują lasy – płuca ziemi – słowa te odbijają się w nas echem jak ból fantomowy. Wobec tej planetarnej niewydolności oddechowej, skupiamy się na tym, co nie oddycha, a jednak pozostaje ożywione: na wirusie.

Mechaniki zbiegowskie[8]

A. Nowa episteme informacji

Czy to przez modele epidemiologiczne czy sieci komunikacyjne, systemy zarządzania starają się mapować źródła informacji, konstruując swego rodzaju genealogię, po to by ograniczać przepływ informacji i nim kierować. Z kolei wiralny tryb rozprzestrzeniania informacji jest fundamentalnie nieograniczony i antygenealogiczny.

Źródło epidemii często jest nieznane i tak ulotne jak pojedyncze kaszlnięcie. Bez żadnej centralnej logiki sterującej jego rozprzestrzenianiem, wirus po prostu namnaża się tam, gdzie przeniesie go dowolne dostępne medium, niczym pożar lasu. Wirusa nie obchodzi, czy jego gospodarz mieszka w więzieniu, czy w Białym Domu – on tnie przez klasy i reguły wytworzone przez gospodarkę i utrzymywane przez państwo. Odkąd nasze relacje zaczęły być definiowane przede wszystkim przez naszą relację do wirusa, funkcjonowanie wszystkich obecnych miejsc spotkań – jak na przykład miejsc pracy, kościołów, klubów nocnych czy sal sądowych – jest zawieszone. W natychmiastowej odpowiedzi na pandemię – gdy tylko ludzie intuicyjnie wyczuli niezdolność państwa do opanowania kryzysu – sieci pomocy wzajemnej i samoobrony powstały w całych Stanach Zjednoczonych. Wielka reorganizacja zasobów i sieci komunikacyjnych tworzy inną płaszczyznę połączeń – medium bardzo podatne na zakażenie polityczne.

Biologicznie mówiąc, wiralne rozprzestrzenienie informacji zachodzi poprzez horyzontalny transfer genów. Wirus przenosi geny jednego gospodarza do drugiego, umożliwiając dzielenie się nimi między gatunkami, klasami, rzędami, a nawet królestwami[9]. Tak więc, jeśli gatunek wydziela się na podstawie jego genetyki i jeśli DNA jest kodem kreskowym biologicznego podmiotu, to wirus jest naturalną maszyną odpodmiotawiającą. Jako synchronizator ekosystemów, wirus promuje koewolucję, poprzez splątywanie genetycznych trajektorii wszystkich napotkanych form życia. W drzewiastym porządku[10] nadanym życiu przez genealogiczną kategoryzację wirus jest czymś obcym. Zamiast tego działa jako element łączący, który rozplątuje to drzewo życia, napotykając każde ciało tak, jakby istniało na swojej własnej płaszczyźnie, poza rodzajem czy królestwem.

Dziś widzimy, jak właśnie ten tryb wiralności rozkłada istniejące polityczne genealogie. Jeśli rewolucyjnym procesom dwudziestego wieku przewodziły konkretne, ukonsytuowane grupy takie jak partie, związki czy klasy, w dzisiejszych powstaniach rolę tych sił zastąpiły memy, infografiki i instagramowe stories. Przepływy informacji przebijają się przez swoje cybernetyczne ograniczenia i pomagają grupom niekierowanym koordynować swoje działania z zupełnymi nieznajomymi. Rewolty stały się jedynym elementem łączącym wciąż coraz bardziej rozpadającą się tkankę społeczną; podają w wątpliwość ugruntowane sojusze i tożsamości, nie zastygając jednocześnie w ciało konstytuujące czy też spójny rewolucyjny podmiot. Wiralność kreśli tryb zakażenia destabilizujący to, jak ukonstytuowane grupy przenikają się ze sobą, gmatwając ich pozycję w ustalonym porządku. Przygotowuje tym samym grunt, na którym mogą wyrosnąć siły destytuujące.

B. Ciche rekonfiguracje i pamięć: faza lizogeniczna

Wirus zawiera w sobie biologiczny przełącznik między dwoma trybami replikacji – lizogenicznym i litycznym, odpowiadającym dwóm różnym funkcjom i temporalnościom. Cykl lizogeniczny składa się z długiej, powolnej i niewidocznej przebudowy, podczas gdy cykl lityczny charakteryzuje szybkość i sabotaż. W trybie lizogenicznym, geny wirusa wnikają do genomu gospodarza i rozprzestrzeniają się wraz z normalnym rozmnażaniem się jego komórek. Kiedy następuje przełączenie z cyklu lizogenicznego na lityczny, komórki gospodarza są przekształcane w biologiczne fabryki, dzięki którym liczba wirusów wzrasta wykładniczo. Dopiero wtedy gospodarz zaczyna mieć objawy choroby; wirus ujawnia się dopiero wtedy, gdy rozwój infekcji przekroczył już punkt krytyczny

Tak jak wirus wprowadza swoje geny, by przekształcić genom gospodarza – zmieniając jego ciało, nawet gdy kontynuuje ono swoje normalne funkcje – tak proces potajemnej rekonstytucji (lub destytucji) poprzedza społeczne rozdarcie. Jeśli Covid-19 ma fazę lizogeniczną trwającą od dwóch do czternastu tygodni, to Rebelia George’a Floyda miała fazę lizogeniczną liczoną w latach. Faza lizogeniczna może być postrzegana jako okres „społecznego pokoju” – przebiega bez objawów, nie ma widocznych symptomów wstrząsu. Te okresy stwarzają dobre warunki dla procesu inkubacji – partyzanci realnego[11] mają wtedy czas na zakażenie społecznego ciała zaszyfrowanym zestawem instrukcji i ram działania tak, że kiedy wejdzie faza lityczna (zawsze niespodziewanie), to będziemy mieć wzory do których będzie się można odnieść, podczas gdy prawa rzeczywistości trzymające nasz świat w kupie zaczną się rozpadać. W 2019, kiedy insurekcje rozprzestrzeniały się po każdym zakątku globu, wszyscy wiedzieliśmy, że ta fala prędzej czy później rozbije się o wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Przypatrywaliśmy się powstaniom i rozglądaliśmy się za narzędziami i taktykami używanymi do koordynowania zamętu. Wiedza ta ożyła, kiedy wprowadziliśmy na nasz grunt lasery, parasolki i techniki radzenia sobie z gazem łzawiącym i co noc udoskonalaliśmy je w tak wielu miastach USA. 26 maja 2020 roku, kiedy to wybuchło powstanie George’a Floyda, grupy na Telegramie uformowane w początkowej fazie pandemii do koordynowania strajków czynszowych zostały przekształcone tak, by w czasie rzeczywistym pomagać tłumom rebeliantów wymanewrowywać policję dzięki danym z policyjnych skanerów. Przekształcenie czasu społecznego pokoju w fazę lizogeniczną oznacza poszukiwanie sposobów na rozplątanie istniejących funkcji ukonstytuowanych form i podmiotowości, i przekształcanie ich w wektory ucieczki.

Warto zauważyć, że by zmienić sposób funkcjonowania gospodarza, wirusy niekoniecznie doprowadzają do jego rozdarcia. W rzeczywistości 8% naszego DNA składa się z pozostałości starożytnych wirusów[12]. Te wirusowe sekwencje genetyczne były początkowo postrzegane jako składowa „śmieciowego DNA”, bo w porównaniu do genów, które jasno wpisywały się w konkretne role wewnątrz komórki, ich ekspresja genowa była albo chaotyczna, albo nie było jej wcale. Dziś wiemy, że nasze natywne geny są regulowane przez wirusowe elementy w naszym DNA, które są niezbędne dla podstawowych funkcji i procesów, takich jak ciąża czy odporność[13]. Tak więc, wystarczająco długo utajony wirus staje się ucieleśnioną pamięcią. W zeszłym roku pewien profesor filozofii ubolewał, że żaden pierwszoroczny student na jego kursie nie pamięta już ruchu Occupy. Bez znajomości tej historii – jak twierdził – nie da się stworzyć prawdziwie emancypującego horyzontu. A rok później widzimy, jak nastolatki i osoby, które dopiero co skończyły szkołę średnią, uczestniczą w jednych z najodważniejszych i najbardziej innowacyjnych akcji ulicznych. Nie musimy pamiętać Occupy, by wiedzieć, co robić, kiedy nadejdzie czas. Taki ślad ucieleśnionej pamięci może wydawać się niewyraźny, jednak uwidoczni się w swoim własnym czasie. Poszukujemy naszej historii w politycznych genealogiach, podczas gdy w rzeczywistości historię tworzą dokładnie te elementy, które rozkładają istniejące genealogie.

C. Sabotaż i prędkość: faza lityczna

W nagłym przejściu z fazy lizogenicznej do litycznej, geny wirusa zaczynają systematycznie dostosowywać komórkową maszynerię tak, żeby produkowała nowe wirusy, które następnie wystrzeliwują z rozerwanej komórki. Z kolei kiedy rozerwaniu ulega cało społeczne, tym, co się samoreplikuje, są taktyki, formy i idee. Obserwujemy wtedy, jak ciało cywilizacji staje się medium dla replikacji memów, tak samo jak komórka staje się miejscem czystego rozprzestrzeniania. Celem nie jest już blokowanie przepływów kapitału; zamiast tego kapitał zostaje zatrzymany jako naturalna konsekwencja swobodnego namnażania się pragnień. Tak jak powiedział Fanon: „Podejmę się kompletnej lizy[14] tego chorego ciała.”[15]

Wirusy są najszybciej ewoluującymi bytami na tej planecie. Ich ewolucyjne tempo można przypisać temu, że replikują się wykładniczo – im więcej kopii pojedynczego wirusa, tym bardziej prawdopodobne, że któraś z nich rozwinie adaptacyjne mutacje. Każda mutacja zwiększa możliwość wymknięcia się [układowi odpornościowemu – przyp. red.] i sprawia, że wirus jest trudniejszy do opanowania. Dla przykładu, grypa ewoluuje tak szybko, że w niektórych sezonach szczepionki mają efektywność rzędu zaledwie 10%[16]. Nauka płynie z tego taka, że redundancje[17] wewnątrz systemów stwarzają nowe wektory ucieczki. Szef policji Los Angeles stwierdził ostatnio, że łatwiej jest kontrolować jeden dzisięciotysięczny tłum niż dziesięć tłumów o liczebności tysiąca osób każdy[18]. Każda z tych redundancji zachowuje zdolność do różnicowania się w nowe zagrożenia i do przeciążenia systemu, który ma opanować rozwijające się zakażenie.

Ta dynamika była wyraźnie widoczna w Rebelii George’a Floyda, w której społeczna infekcja na narodową skalę była dezorientująca dla skoordynowanej federalnej odpowiedzi. Według jednej z opowieści, w Minneapolis protestujący byli wielokrotnie ostrzegani przez kogoś z tłumu – często po jakimś wybuchowym wydarzeniu – że „Gwardia Narodowa jest tylko 10 minut stąd!” Te puste ostrzeżenia były powtarzane tak często, że stały się running joke’iem. W rzeczywistości Gwardia Narodowa przybywała na miejsce rebelii dopiero wtedy, kiedy ta lokalnie już wygasała, a zaczynała wzbierać na sile w innym mieście; pozostawiano jej sprzątanie po wydarzeniach i jakiekolwiek inne zadania, które pojawiły się w wyniku chaosu. Szybkość lizy na skalę narodową obrazuje fakt, że tłumy były w stanie „obserwować, orientować się, decydować i działać”[19] szybciej niż aparat państwowy, korporacje, organizacje lewicowe i NGOsy, pozostawiając im jedynie możliwość przeprowadzenia autopsji swoich poddanych lizie ciał – zwęglonych szczątków komisariatu czy zniszczonego i splądrowanego sklepu.

Przejście między fazą lizogeniczną a lityczną nie jest deterministyczne, a raczej probabilistyczne. Geny wirusów tworzą złożone asemblaże w ramach biologicznego kontekstu gospodarza tak, że różne bodźce środowiskowe, przejściowe perturbacje w systemie i ciągły szum tła wytwarzany przez żywe organizmy przyczyniają się do podniesienia poziomu prawdopodobieństwa przekroczenia progu fazy litycznej[20]. Podobnie, nie istnieje żaden algorytm będący receptą na konkretne warunki doprowadzające do społecznego rozdarcia – nie ma czegoś takiego jak zaplanowane zamieszki. Próby przewidywań i eksperckich rozważań na temat możliwych reakcji czy to na wynik wyborów, czy też na wyrok uniewinniający policjanta-mordercę wciąż zawodzą, bo nagłe przejście do fazy rozdarcia zależy jedynie od ciągłego potęgowania się wewnętrznej losowości. Inheretnie statystyczna natura tego przejścia pomiędzy fazami jest konieczna, by możliwa była ucieczka; gdyby proces był deterministyczny, to można byłoby mu zapobiec. Ucieczka może zaistnieć tylko dopóki zaskakuje sama siebie.

Na końcu był początek

Nadejście pandemii koronawirusa umocniło destabilizację kategorii podtrzymujących zachodni porządek polityczny, a państowe i ludowe odpowiedzi odzwierciedlają tę destabilizację swoim własnym zdezorientowaniem: prawicowcy zdają się nieść pochodnię wolności, protestując przeciwko lockdownom, podczas gdy lewica kurczowo trzyma się przepisów i regulacji oraz reaguje na ich działania. Chociaż bieguny polityczne zdają się być chwilowo odwrócone, to nie jest niespodzianką, że żaden z nich – ani też żadna ugruntowana siła polityczna – nie wypracowała odpowiedzi odnoszących się do źródła naszej zbiorowej bolączki. Jedynie globalna fala insurekcji wskazuje na horyzont – wciąż niewyraźny – poza nowymi formami ekonomicznej kontroli, które trzymają całe życie na Ziemi jako zakładnika. Podczas gdy te powstania zdają się naruszać polityczne kategorie dwudziestego wieku, to nieobecność (a może przestarzałość) partii politycznej, klasy i programu poddaje je również zdezorientowaniu; podobnemu do tego, jakie dręczy partie porządku. To wymaga od nas wyklarowania nowych figur myślowych dla naszych czasów. Tylko poprzez naukę języka wirusa – tego, jak rozkłada polityczne genealogie, jak potajemnie rekonfiguruje ciało społeczne i starożytnej prędkości z jaką się porusza – możemy zacząć wyczuwać te nowe figury.

Wirusy są undercommons[21] biologicznego świata. Nie mając możliwego do wyśledzenia pochodzenia, wirus jest bytem prehistorycznym, a jednocześnie znajduje się na samym czele ewolucji. Jest wiecznym zbiegiem i nigdy nie „należy” do organizmu, jaki zasiedla; w najlepszym przypadku jest dla ciała czymś obcym, a w najgorszym – infekcją. Wirus jest czymś fundamentalnie nieczystym; został dotknięty przez praktycznie wszystko, a jednak niereformowalnie poszukuje dalszego kontaktu. Nigdy statyczny, oscyluje między wiecznością pamięci a ultrakrótkimi przedziałami czasowymi mikrobiologicznej replikacji. Często pozostaje cichy, jednak – jak mówił Fred Moten o pewnych momentach w muzyce – „To, co mylone z ciszą, staje się nagle transsubstancjacjalne.”[22] Wiecznie niekompletny, wciąż pisany na nowo wirusowy genom wypacza sam język życia – jest zelektryzowanym łącznikiem pomiędzy tym, co było, a tym, co może nadejść. Choć szczyci się olśniewającym repertuarem geometrii i przybiera niezliczone formy, nie może być nazwany formą życia, a od jego podstawowej jednostki jest zawsze czymś mniej. Istnieje w liminalnej przestrzeni pomiędzy życiem a nie-życiem. Wirus jest niczym, ale nie jest nieobecny. Jest splamiony krwią, ale to właśnie dzięki temu może zrodzić coś nowego.​

Pierwotna publikacja: e-flux Journal

Data publikacji: styczeń 2021

Grafiki: Peter Polack


[1] CDC, “Dengue Around the World”

[2] przyp. red.: fragmentacja siedliska – proces, w wyniku którego siedlisko danego gatunku zostaje zmniejszone oraz podzielone na kilka fragmentów np. wycięcie pasa drzew w lesie i wybudowanie drogi szybkiego ruchu rozdzielającej go na dwie częsci i uniemożliwiającej swobodne przemieszczanie się zwierząt.

[3] Chuang, “Social Contagion: Microbiological Class War in China”

[4] Po inwazji na Kapitol Stanów Zjednoczonych, dokonanej przez skrajną prawicę 6 stycznia 2021 roku, termin „insurekcja” zaczął być często używany w dyskursie głównego nurtu jako odniesienie do coraz bardziej przemocowego arbitrażu nad pustym terenem władzy państwowej. Nasze użycie tego terminu jest fundamentalnie inne. Używamy pojęcia „insurekcja” aby odnosić się do zbiorowego wynajdywania całkiem nowego terenu, tak jak zademonstrowały to antypaństwowe powstania w Hong Kongu i podczas całego trwania Rebelii George’a Floyda.

[5] Idris Robinson, “How It Might Should Be Done”, Ill Will Editions, 20 lipiec, 2020

[6] David Cayley, “Questions About the Current Pandemic From the Point of View of Ivan Illich”, 8 kweicień, 2020

[7] przyp. red.: transdukcja – w kontekście metabolizmu komórki transdukcja oznacza przekazywanie energii przy jednoczesnej zmianie jej rodzaju.

[8] przyp. red.: org. fugitive – słowo, którego używa tu autor, jest w kontekście amerykańskim często stosowane wobec zbiegłych niewolników, również gdy mowa o społecznościach, które tworzyli. Słowo to nabiera też wywrotowego znaczenia w tradycji czarnego radykalizmu, który podkreśla spadkobierstwo tych wolnych społeczności i potencjał stosowania strategii antypolitycznych, które kierują się podobną logiką, co one – zdezerterowania ze społeczeństwa, przyjęcia marginalności i tworzenia walczących społeczności na jego obrzeżach, by je atakować.

[9] Shahana S. Malik et al., “Do Viruses Exchange Genes across Superkingdoms of Life?”, Frontiers in Microbiology, 21 października 2017

[10] przyp.red.: org. arboreal order – Gilles Deleuze i Félix Guattari „drzewiastym” nazywali pewien sposób myślenia, który produkuje wiedzę w oparciu o konkretne podstawy – korzenie, z których wyrasta wszystko inne, tworząc ścisłą genealogię. Przeciwstawiali mu myślenie kłączaste, które działa na zasadzie powiązań, nie posiada żadnej konkretnej struktury i jest podatne na ciągłe zmiany.

[11] przyp. red.: Realne – pojęcie z psychoanalizy Jaquesa Lacana, oznaczające to, czego nie jesteśmy w stanie przedstawić symbolicznie, ani za pomocą języka, ani w żaden inny sposób. Jest w pewnym sensie niemożliwe, bo niewyobrażalne; coś, czego można tylko doświadczyć – „tak więc, gdy ramy tego, co wyobrażone, się załamują i brakuje słów, gdy rzeczywistość nie jest już organizowana i pacyfikowana przez osłonę fantazji, doświadczenie tego, co realne, wyłania się w sposób wyjątkowy dla każdej osoby” [Martine Lerude]. „Partyzanci realnego” to więc ci, którzy decydują się wskoczyć w nieznane, doświadczyć tego, czego nie ujmują żadne systemy polityczne, idee i prawa historii. Nieugięcie opowiadają się za tym, co niepewne i niewyrażalne, by móc faktycznie móc marzyć i eksperymentować z tym, co możliwe.

[12] Nicholas Parrish i Keizo Tomonaga, “Endogenized Viral Sequences in Mammals”,Current Opinion in Microbiology, numer 31 (czerwiec 2016): 176–83.

[13] Edward B. Chuong, “The Placenta Goes Viral: Retroviruses Control Gene Expression in Pregnancy”, PLOS Biology 16, no. 10 (2018). Tara P. Hurst i Gkikas Magiorkinis, “Activation of the Innate Immune Response by Endogenous Retroviruses”, Journal of General Virology 96, numer 6 (2015): 1207–18.

[14] przyp. red.: liza – przerwanie błony komórkowej, często przez mechanizmy wirusowe, enzymatyczne lub osmotyczne, które naruszają jej integralność; w tym przypadku liza jest używana synonimicznie z „rozerwaniem”, które już wielokrotnie się w tym tekście pojawiało.

[15] Frantz Fanon, Black Skin, White Masks, tłum. Charles Lam Markmann (Pluto Press, 2008), 3.

[16] Edward A Belongia et al., “Effectiveness of Inactivated Influenza Vaccines Varied Substantially with Antigenic Match from the 2004–2005 Season to the 2006–2007 Season”, Journal of Infectious Diseases 199, numer 2 (2009): 159–67.

[17] przyp. red.: redundancja – nadmiar w stosunku do tego, co niezbędne; może odnosić się zarówno do nadmiaru zbędnego lub szkodliwego, jak i do pożądanego zabezpieczenia np. na wypadek uszkodzenia.

[18] Bill Melugin (@BillFOXLA), “NEW: LAPD sources sent me a letter Chief Moore sent out to officers Saturday night”, Twitter, 9 listopad, 2020

[19] Znany jako „cykl OODA”, ten paradygmat podejmowania decyzji został opracowany przez armię USA, jednak został najbardziej efektywnie wykorzystany w praktyce przez rebeliantów podczas powstania.

[20] Abhyudai Singh and Leor S. Weinberger, “Stochastic Gene Expression as a Molecular Switch for Viral Latency”, Current Opinion in Microbiology 12, numer 4 (2009): 460–66.

[21] przyp.red.: undercommons – Termin ukuty przez Freda Motena i Stefano Harney’a w ich książce The Undercommons: Fugitive Planning & Black Study. Jest to „nie-przestrzeń” albo „konceptualna przestrzeń” dla wszystkich tych, którzy są w jakiś sposób wykluczeni z i dostępu do „commons” – dóbr wspólnych i zasobów, czy wolno-dostępnej przestrzeni; wspólnota tych, którzy połączeni są przez bycie wykluczonymi, którzy mają więcej wspólnego ze sobą, niż funkcjami władzy. Osoby zaliczające się do undercommons są porównywane do zbiegłych niewolników tworzących społeczności na Karaibach; w podobny sposób, undercommons zapewniają społeczność tym, którzy nie mogą szukać jej nigdzie indziej. Jest tworzona przez tych, którzy wchodzą w jakiegoś rodzaju antagonizm z dominującymi strukturami i członkami społeczeństwa, i poprzez niego, odbudowują więzi z innymi, podobnymi sobie osobami.

[22] Fred Moten, “Blackness and Nothingness (Mysticism in the Flesh)”, South Atlantic Quarterly 112, numer 4 (2013): 737–80. [przyp.red.: Transsubstancjacja oznacza rzeczywistą przemianę substancji podczas Eucharystii: chleba i wina w ciało i krew Jezusa. W tym przypadku autor, cytując Motena, zdaje się sugerować, że wirus – tak jak i każda „infekcja społeczna” – działa jak ukryty czynnik, który zmienia rzeczywistość. Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nic się nie zmienia ani nie dzieje, infekcje działają, pisząc genom organizmów i społeczeństw na nowo, ukryte, ale aktywne. Gdy patrzymy na nasze społeczeństwo, możemy powiedzieć to samo, co Cyryl Jerozolimski mówił nowo-ochrzczonym: „to, co się zdaje być chlebem, nie jest chlebem, chociaż takie wrażenie daje smak, lecz ciałem Chrystusa, a co się zdaje być winem, nie jest winem, choć się tak smakowi wydaje, ale krwią Chrystusa; umocnij serce twoje, pożywając ten chleb jako duchowy i rozwesel oblicze twej duszy.”]

„Zawsze dla anarchii”: ostatni list Alfredo Cospito

„Zawsze dla anarchii”

ostatni list Alfredo Cospito


Publikujemy tłumaczenie tego, co, jak odnotowujemy z głębokim smutkiem, może być ostatnim listem Alfredo Cospito. Został on rozpowszechniony 1 marca 2023 r. w trakcie nieugiętego strajku głodowego – który już doprowadził go do utraty ponad 50 kg – i po tym, jak Sąd Kasacyjny zadekretował jego śmierć z rąk państwa, 24 lutego odrzucając jego apelację przeciwko reżimowi 41-bis.

Alfredo jest insurekcjonistą, który został skazany za postrzelenie Roberto Adinolfiego, szefa włoskiej firmy zajmującej się energią jądrową. Gdy przebywał w więzieniu, jego wyrok zamieniono na dożywocie bez możliwości zwolnienia warunkowego za wcześniejszy atak na baraki Carabinieri. Później, w 2022 roku został przeniesiony do celi podlegającej pod artykuł 41-bis, mający na celu odcięcie więźniów od wszelkich kontaktów ze światem zewnętrznym, np. uniemożliwiając wydawanie rozkazów bossom mafijnym. Alfredo do niej trafił, bo współpracował z anarchistycznymi czasopismami, i jak sam powiedział, włoskie władze „postanowiły zamknąć jego usta na dobre”. 41-bis jest nieludzkim reżimem, gdzie więźniowie spędzają 22 godziny dziennie w izolatce, nie mają dostępu do telefonu, żadnego kontaktu z zewnętrzem ani innymi więźniami.

FUORI ALFREDO DAL 41BIS!

Inne języki: English, Français, Italiano


Moją walkę z 41-bis toczę jako indywidualistyczny anarchista. Nie stosuję i nie będę stosował żadnego szantażu, ani się na niego godził. Po prostu nie mogę żyć w nieludzkim reżimie, takim jak 41-bis, gdzie nie mogę swobodnie czytać tego, co chcę, jak na przykład książek, gazet, anarchistycznych czasopism, czy magazynów o sztuce, nauce, literaturze i historii.

Droga, którą musiałbym obrać, by się stąd wydostać, wymagałaby zaprzeczenia mojemu anarchizmowi – a jedyne, co by zagwarantowała, to osadzenie na moim miejscu kogoś innego. W tym więziennym reżimie nie pozwala mi się na żaden kontakt z ludźmi, nie mogę zobaczyć ani dotknąć trawy, czy pocałować ukochanej osoby. To reżim, w którym konfiskowane są zdjęcia twoich rodziców. Zostałem pochowany żywcem w grobowcu, w miejscu śmierci. Będę kontynuował moją walkę aż do jej najbardziej ekstremalnych konsekwencji, nie jako formę „szantażu”, ale dlatego, że to nie jest życie. Jeśli celem państwa włoskiego jest zmuszenie mnie do „odcięcia się” od działań osób anarchistycznych na zewnątrz, niech wiadomym będzie, że takiego szantażu odpowiedzią nie zaszczycę. Jako dobry anarchista uważam, że każdy odpowiada za swoje czyny. Poza tym należę do antyorganizacyjnego nurtu anarchizmu i nigdy się z nikim nie „wiązałem”, przez co nie mogę też się od nikogo „odciąć”. Afinicja to zupełnie inna kwestia.

Konsekwentna osoba anarchistyczna nie dystansuje się od innych anarchistów wskutek oportunizmu czy dlatego, że jej to pasuje. Zawsze dumnie brałem odpowiedzialność za swoje działania (także w sądach, dlatego tu jestem) i nigdy nie krytykowałem działań moich towarzyszek, zwłaszcza w sytuacji, w której teraz się znalazłem.

Największą obelgą dla anarchistki jest oskarżenie jej o wydawanie lub wykonywanie rozkazów. Kiedy znajdowałem się pod reżimem wysokiego nadzoru, podlegałem cenzurze i nigdy nie wysyłałem pizzini z rozkazami[1], a jedynie artykuły do anarchistycznych gazet i czasopism. Mogłem przede wszystkim otrzymywać książki i czasopisma, pisać i czytać to, co chciałem – krótko mówiąc, wolno mi było się rozwijać, żyć.

A dziś jestem gotów umrzeć, aby świat dowiedział się, czym naprawdę jest 41-bis: 750 osób cierpiących w milczeniu, osób, których media nieustannie przedstawiają jako potwory.

Teraz więc moja kolej: najpierw zrobiliście ze mnie potwora w przebraniu krwiożerczego terrorysty, potem uświęciliście mnie w przebraniu męczeńskiego, poświęcającego się dla innych anarchisty, a teraz znów zmieniliście mnie w potwora, przedstawiając mnie jako przywódcę jakiegoś upiornego widma. Nie mam wątpliwości, że kiedy będzie już po wszystkim, zostanę z powrotem zaciągnięty na ołtarz męczeństwa. Nie, dziękuję, nie dam się wciągnąć w te wasze obrzydliwe gierki polityczne.

W rzeczywistości prawdziwym problemem państwa włoskiego są wszystkie prawa człowieka, które są w tym reżimie łamane; w imię „bezpieczeństwa”, dla którego poświęca się wszystko. Cóż! Trzeba było pomyśleć, zanim się tu wsadziło anarchistę. Nie znam prawdziwych motywów ani manewrów politycznych stojących za decyzją o wykorzystaniu mnie jako „zatrutego klopsa”[2]; w końcu mojej reakcji na to „nie-życie” nie było tak trudno przewidzieć. Państwo włoskie jest godnym reprezentantem hipokryzji Zachodu, nieustannie prawiącego reszcie świata kazania na temat „moralności”. Od 41-bis wiele – i chętnie – nauczyły się tak zwane „demokratyczne” państwa, jak państwo tureckie (kurdyjscy towarzysze coś o tym wiedzą) czy państwo polskie.

Jestem przekonany, że moja śmierć położy kres temu reżimowi, a każda z tych 750 osób, która przez dziesiątki lat była mu poddawana, będzie mogła żyć godnie, niezależnie od tego, co zrobiła.

Kocham życie, jestem szczęśliwym człowiekiem i nie zamieniłbym swojego życia na niczyje inne. I właśnie dlatego nie mogę zaakceptować tego beznadziejnego nie-życia.

Dziękuję wam towarzyszki_e – za całą waszą miłość
Zawsze dla anarchii
Przed nikim się nie uginajcie

Alfredo Cospito



[1] przyp.red.: pizzini – Nawiązanie do praktyki bossów mafijnych, na którą ostatnio powołuje się państwo włoskie, opisując korespondencję Cospito.

[2] przyp.red. polpetta avvelenata – prawdopodobnie potoczne określenie na przynętę z trutką stosowaną na zwierzęta.

Las w mieście: Dwa lata obrony lasu w Atlancie

Las w mieście

dwa laty obrony lasu w atlancie


Kampania w obronie lasu w Atlancie stała się jednym z najbardziej żywiołowych ruchów ery po-trumpowej, przeplatając ekologizm z abolicjonizmem i walką z gentryfikacją. Jednak gdy policja przeszła do stosowania potencjalnie śmiercionośnych metod i zbiorowych oskarżeń o terroryzm, ruch znalazł się w punkcie krytycznym. Jego uczestnicy analizują rozwój tej walki w ciągu ostatniego roku, zastanawiając się nad praktykami, które dały jej siłę i analizując stojące przed nią wyzwania.

Został on zredagowany przez osoby ze złamanymi sercami w zatłoczonych pomieszczeniach, otrzymujących telefony i wiadomości dzień i noc. Oferujemy ten skromny wkład pośród żalu i przerażenia z powodu zabicia Tortuguity. Mamy nadzieję przekazać wspomnienia i analizę z walki, do której Tortuguita dołączył w kwietniu 2022 roku.

Aby wesprzeć zatrzymanych, przekaż darowiznę tutaj. Aby poznać tło ruchu i strategie, które uczestnicy stosowali od jego początków i przez marzec 2022 roku, przeczytaj “Miasto w lesie”. Przygotowano też plakat, który możecie wykorzystać do promowania walki na murach własnej społeczności.

Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.


Stawki walki

Nasze społeczeństwo jest w punkcie krytycznym. Dekady eskalacji presji ekonomicznej doprowadziły do narastania nierówności i desperacji. Zamiast zaadresować źródła tych zjawisk, politycy z całego spektrum politycznego nadal pompują coraz więcej pieniędzy w policję, polegając na jej umiejętności czysto siłowego tłumienia niepokojów. Ich zależność umożliwiła policji i jej sojusznikom pochłonąć ogromną ilość zasobów publicznych. W międzyczasie, napędzana przez te same naciski ekonomiczne, katastrofalna zmiana klimatu powoduje huragany, pożary lasów, susze i powszechne załamanie ekologiczne.

To w tym kontekście śmiały ruch począwszy od kwietnia 2021 roku przystąpił do obrony lasu w Atlancie, w którym lokalni politycy i korporacyjni spekulanci chcą zbudować policyjny kompleks szkoleniowy i scenę dźwiękową dla przemysłu filmowego. Ten kompleks szkoleniowy, znany jako Cop City, byłby największym takim obiektem w Stanach Zjednoczonych. Zniszczyłby on South River Forest[1], znany również jako las Weelaunee nazwany tak na cześć ludu Muscogee, który mieszkał tam do czasu deportacji podczas Szlaku Łez[2].

Ruch na rzecz obrony lasu Weelaunee połączył wiele różnych grup i strategii. Organizacje oferujące pomoc prawną, takie jak South River Forest Coalition, która wniosła pozew przeciwko władzom hrabstwa Dekalb, działają równolegle z grupami takimi jak SRY Campaign, anonimowym kolektywem riserczerów upubliczniającym adresy domów i biur tych, którzy dążą do zniszczenia lasu. Podczas gdy abolicjoniści i radykalni ekolodzy założyli w lesie obozowiska i domki na drzewach, sieć przedszkoli i rodziców zbudowała ogrody społeczne i zorganizowała publiczne imprezy informacyjne. Jeszcze inni organizują w lesie rejwy i wydarzenia kulturowe, łącząc najbardziej ambitnych artystów z nieposkromialnym duchem ruchu.

Wśród tych, którzy chcą, aby Cop City powstało, jest Fundacja Policyjna Atlanty (APF), burmistrz Andre Dickens i różne korporacje, które mogą na tej inwestycji zyskać. Jednocześnie, dzięki zakulisowej umowie z władzami miasta, potentat deweloperski i szef przemysłu filmowego Ryan Millsap przygotowuje się do zniszczenia publicznego parku na sąsiedniej działce w tym samym lesie.

Cop City ma też nieoficjalne poparcie Atlanta Committee for Progress, stowarzyszenia biznesowego skupiającego najpotężniejsze kliki przemysłowe i biurokratyczne w regionie. Alex Taylor, były przewodniczący, pełni również rolę prezesa Cox Enterprises, która posiada różne media w Atlancie i jest jednym z głównych fundatorów Fundacjo Policyjnej Atlanty. Aby stworzyć pozory procesu demokratycznego i lokalnego wsparcia, APF i jej zwolennicy wymyślili Community Stakeholders Advisory Committee (CSAC), składający się z członków Fundacji i kilku mieszkańców południowo-zachodniego Dekalb. Kiedy jedna z początkowych członkiń CSAC wypowiedziała się przeciwko projektowi, została usunięta ze swojego stanowiska.

Oto więc siły, które ścierają się o las. Po jednej stronie jedne z najbogatszych i instytucjonalnie najpotężniejszych postaci stanu Georgia. Po drugiej, sieć lokalnych aktywistów i ich przyjaciół.

Podczas powstania George’a Floyda w 2020 roku po raz pierwszy można było mówić o zniesieniu policji jako o realnej propozycji mającej przerwać cykl przemocy, który ubóstwo i militaryzacja policji nakładają na nasze społeczności. Jednak wszystkie próby zrealizowania tego za pomocą środków instytucjonalnych trafiały w ślepy zaułek. Pod rządami Joe Bidena, Demokraci umocnili się w swoim bezwarunkowym poparciu dla policji. Jeśli jest jeszcze jakakolwiek nadzieja na ograniczenie ciągłej ekspansji infrastruktury policyjnej i przemocy państwowej, drogę będą musiały wskazać ruchy oddolne i akcja bezpośrednia.

Tym bardziej można to powiedzieć o zmianach klimatycznych. Choć w tym momencie praktycznie wszyscy zgadzają się, że ludzkość jest na kursie kolizyjnym z katastrofą ekologiczną, to wysiłki instytucjonalne mające na celu rozwiązanie tej sytuacji mało co osiągnęły. Ruch na rzecz obrony lasu w Atlancie daje namiastkę tego, czego potrzeba, by obronić nasze społeczności przed niepohamowaną spekulacją i represjami, które na nas wszystkich tę katastrofę wymuszają.

Las w Atlancie stał się punktem zapalnym dla obu tych walk. Przy tak wysokich stawkach łatwo zrozumieć, dlaczego ludzie po obu stronach poświęcają temu konfliktowi tyle energii.

Po dwóch latach narastającego konfliktu, sytuacja eskaluje. Począwszy od grudnia, policja zaczęła stawiać zarzuty terroryzmu prawie każdemu aresztowanemu aktywiście, powołując się na przebywanie w lesie i umieszczanie postów na mediach społecznościowych jako wystarczającą podstawę prawną. 18 stycznia funkcjonariusze policji stanowej Georgii zabili osobę o imieniu Manuel Terán, znaną w lesie jako Tortuguita. Tortuguita od prawie roku żyło pod oblężeniem i było ukochaną częścią małej społeczności mieszkającej w obozowiskach.

Podczas gdy władze starają się wszelkimi sposobami zdławić ten ruch, na całym świecie pojawiają się akcje solidarnościowe. Obrońcy lasu w Atlancie planują kolejny tydzień akcyjny od 4 do 11 marca, zapraszając wszystkich do dołączenia.

Przejmując inicjatywę

Pod koniec stycznia 2022 roku, jak opisano w poprzednim eseju, spowolnienie tempa przygotowań do budowy, jakie prowadziła firma Reeves+Young i jej podwykonawca Long Engineering, wydawało się niemal niemożliwe. Ani akcje małych grup, ani większe protesty nie zdołały opóźnić odwiertów i pobierania próbek gleby na terenie starej farmy więziennej w Atlancie[3]. Te segmenty ruchu, które wcześniej starały się wpłynąć na radę miejską, były w rozsypce, podczas gdy aktywiści zorientowani na działania bezpośrednie wciąż szukali niezbędnej im dźwigni.


Ruch na rzecz obrony lasu w Atlancie daje namiastkę tego, czego potrzeba, by obronić nasze społeczności przed niepohamowaną spekulacją i represjami, które na nas wszystkich tę katastrofę wymuszają.


1 marca 2022 roku anonimowa grupa wlała wybielacz do silników pięciu pojazdów należących do firmy Long Engineering. Według oświadczenia online, działanie to miało na celu nałożenie konsekwencji za ich udział w wysiłkach “przedbudowlanych” w lesie. 19 marca sześć maszyn należących do Reeves+Young, w tym dwie koparki, zostało wedle doniesień zniszczonych przez sabotażystów na przedmieściach Flowery Branch. 9 kwietnia pojawiła się strona internetowa zawierająca listę nazwisk i adresów domowych kadry kierowniczej w Reeves+Young. Nastąpiło to zaledwie kilka dni po tym, jak niezależni riserczerzy odkryli, że firma Brasfield & Gorrie otrzymała kontrakt na budowę Cop City – a rzadko się zdarza, by tego typu projekty nadzorował więcej niż jeden generalny wykonawca. To, co działo się za zamkniętymi drzwiami było pogmatwane. Jasne było tylko to, że niszczyciele lasu posuwali się naprzód i nic nie stało na ich drodze…

I wtedy, niespodziewanie i bez wyjaśnienia, Reeves+Young odstąpił od umowy. Starając się kontrolować narrację, Fundacja Policyjna twierdziła, że prace, na które Reeves+Young otrzymali kontrakt, zostały zakończone i przez to nie są już zaangażowani w projekt. W tym czasie jednak Reeves+Young nie wykonał prawie żadnej pracy. Kilka razy wysłali przedstawiciela, który eskortował podwykonawcę do lasu, ale umieszczone przez nich flagi geodezyjne i paliki były w nocy usuwane.

Powodem ich wycofania się nie było zapewne ani nagromadzenie działań, ani jakaś konkretna akcja. Było nim raczej poczucie, że sprawy mogą potoczyć się w każdym kierunku i że nie da się ani przewidzieć przyszłości projektu, ani realnie obliczyć jego kosztów.

Cały ruch zinterpretował to jako zwycięstwo. Wraz z tym małym zwycięstwem otworzył się nowy okres oporu.

Wiosna była nasza

Nastąpił szał aktywności. Masowe spotkania, akcje kampanijne, wywiady z mediami i akcje sabotażowe stały się coraz częstsze i bardziej ukierunkowane. Podczas gdy wiele ruchów i organizatorów w kwestii mobilizacji popleczników polega na represjach lub strachu, aktywiści broniący lasu w Atlancie starali się utrzymać pozytywne i proaktywne nastawienie, podkreślając pewność siebie i konkretne cele nawet w obliczu niepowodzeń, dążąc do wspierania ambitnego, zorientowanego na rozwiązania sposobu myślenia i propozycji.

Pod koniec kwietnia policja zaczęła przeszukiwać las, kilkakrotnie dokonując połowicznych wtargnięć na teren północnej bramy starej farmy więziennej. Czasami były one niezauważane lub ignorowane, a czasami aktywiści odpierali je kamieniami. Nikt nie był pewien, jak rozwinie się sytuacja osób obozujących w lesie.

Organizatorzy zapowiedzieli trzeci tydzień akcyjny na drugi tydzień maja 2022 roku. Wydawało się prawdopodobne, że wprowadzi on do ruchu znacznie więcej osób niż poprzednie. W okresie bezpośrednio go poprzedzającym, lokalni organizatorzy zaczęli promować zjazd ze społecznościami Muscogee Creek w Oklahomie. W oparciu o ceremonię opvnkv haco[4] z listopada 2021 roku, była to szansa na wysłuchanie starszyzny, historyków i aktywistów. Aby transmitować te prezentacje na żywo, przyjechała lokalna stacja radiowa. W zjeździe uczestniczyło kilka przedszkoli wraz z uczniami, wykładowcami i rodzicami.

Łączenie ze sobą różnych narracji, sposobów pojmowania i form wiedzy od początku było mocną stroną ruchu. Zamiast łączyć wysiłki w imię efektywności, różne grupy wykonują te same zadania, reprodukując podobne infrastruktury, wysiłki i wydarzenia. Czasami jest to zamierzone, czasami nie. To sprawiło, że ruch stał się wytrzymały, zapewniając, że władza jest rozłożona na wiele osób i projektów, a nie skupiona w kilku rękach. Kiedy jedna grupa się wypala, spotyka się z represjami, traci parę lub zwalnia, inne części ruchu przejmują pałeczkę. Różne postawy, estetyki i style organizowania, które składają się na ten ruch, są niewspółmierne, czasem nawet wzajemnie niezrozumiałe, ale to sprawiło, że ruch stał się silniejszy – jak przysłowiowa wielogłowa hydra.

Trzeci tydzień akcyjny (Maj 2022)

Trzeci tydzień akcyjny wyznaczył próg przejścia z jednej fazy do drugiej – nie mniej niż wtedy, gdy rada miejska Atlanty uchwaliła rozporządzenie dotyczące Cop City we wcześniejszym decydującym momencie, jesienią 2021 roku[5].

Począwszy od 8 maja 2022 roku, setki osób zaczęły wlewać się do lasu: anarchiści, ekolodzy, abolicjoniści i inne grupy zorientowane na działania bezpośrednie; przynosząc namioty, hamaki, śpiwory i jedzenie, a niektóre przybyły przygotowane do prowadzenia kuchni polowej. Wszędzie pojawiły się małe obozowiska, niektóre z nich przyjęły swoje nazwy. Skupiska namiotów i zadaszeń pojawiły się w formie mozaiki po obu stronach South River – niektóre zorganizowane przez grupy afinicji, inne przez przypadek. Trudno zliczyć wszystkich mieszkających w lesie, co zapewne zauważyli również przeciwnicy ruchu. Ekipy kuchenne szacowały, że w nocy w lesie spało minimum dwieście osób, a w niektóre dni do okupacji przyłączało się znacznie więcej.

Las pozostawał przyjazny dla rodzin – dzieci były obecne w lesie każdego dnia tygodnia, chodząc na wycieczki z przewodnikiem, tworząc sztukę lub samemu organizując sobie czas pod opieką członków społeczności. Ale to nie było standardowe obozowisko protestacyjne. Wielu uczestników nosiło kominiarki – przybyli przygotowani do podjęcia działań bezpośrednich przeciwko Fundacji Policyjnej i jej partnerom, mając na celu zmianę równowagi sił.

Pierwszego dnia tygodnia akcyjnego, 9 maja, obrońców lasu obudził dźwięk upadających drzew. Na polecenie Ryana Millsapa, mała ekipa budowlana i grupa szeryfów z hrabstwa Dekalb, pracujących jako prywatna ochrona, torowała sobie drogę do linii drzew od klubu Radio Control (RC) po południowo-wschodniej stronie Intrenchment Creek Park[6]. Kilka zdeterminowanych osób natychmiastowo zareagowało, odpierając buldożery kilkoma kamieniami, a następnie łącząc ramiona i wspólnie skandując “do tyłu” do policjantów znajdujących się dalej. Jedna odważna osoba podeszła do funkcjonariusza i wyjaśniła mu, że ekipa budowlana angażuje się w nielegalną działalność. Później hrabstwo Dekalb wydało nakaz “wstrzymania prac”, rzekomo po serii telefonów od prawników i grup sąsiedzkich informujących ich o nielegalnych pracach.

W kolejnych dniach, pośród zgromadzeń, warsztatów, wspólnych posiłków, wyjść na grzyby i nieformalnych spotkań towarzyskich, osoby zebrane na tydzień akcji starały się uczynić las Weelaunee strefą wolną od psiarzy. Kiedy tylko funkcjonariusze zbliżali się do tego terenu, zapuszczając się na parking lub parkując swoje pojazdy w pobliżu, aktywiści się z nimi konfrontowali. W niektórych przypadkach kilkadziesiąt osób wyłaniało się z wielu stron lasu, rozpędzając pojazdy policyjne, tnąc opony, wybijając szyby i rzucając kamieniami.

W tych starciach nikt nie został zatrzymany ani ranny. Nie wpływały też one nadmiernie na atmosferę w lesie. Było mnóstwo miejsca, by każdy, kto miał zastrzeżenia lub obawy co do tego typu działań, mógł zadbać o to, by nie zostać wciągniętym w konfrontację. Trzeci tydzień akcyjny stworzył przestrzeń, w której współistnieć mogli ludzie o wielu różnych temperamentach i strategiach.

Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj

W tym samym czasie na dobre rozpoczęły się akcje wymierzone w biurokratów i kierowników nadzorujących niszczenie lasu. Działania te obnażyły siły odpowiedzialne za Cop City. Choć kierowane są abstrakcjami i są ofiarami systemu konkurencji, przez który ludzkość walczy ze wszystkimi żywymi istotami, to są to również ludzie.

9 maja kilkadziesiąt osób przemaszerowało pod podmiejski dom Shepherda Longa, prezesa Long Engineering, spółki zależnej Atlas Technical Consultants i podwykonawcy Brasfield & Gorrie. Była to pierwsza z kilku takich akcji podczas trzeciego tygodnia akcyjnego.

11 maja mały tłum zebrał się przed podmiejskim domem Keitha Johnsona, regionalnego prezesa Brasfield & Gorrie. Protestujący przeskakiwali przez ogrodzenie i wcześnie rano walili w bębny, skandując “Rzućcie kontrakt!”. Johnson ma uprawnienia do podejmowania decyzji dla Brasfield & Gorrie – i jest za tę odpowiedzialność sowicie wynagradzany, sądząc po wielkości i lokalizacji jego posiadłości.

Brasfield & Gorrie jest jednym z największych generalnych wykonawców budowlanych na południowym wschodzie. Siedziba firmy znajduje się w Birmingham, w stanie Alabama, ale ma ona biura na całym południowym wschodzie, w tym jedno na północno-zachodnich obrzeżach Atlanty, obok stadionu Atlanta Braves, w dzielnicy znanej jako “The Battery”. Ta część miasta – pseudodzielnica wymyślona niedawno przez deweloperów – oferuje absurdalną imitację miejskiego życia. Wypełniają ją fast foody, luksusowe bloki mieszkalne, hotele korporacyjne i stacje benzynowe, a poprzecinany jest parkingami i magazynami. Nigdy nie było tam protestu, nawet w 2020 roku podczas powstania George’a Floyda.

12 maja około 80 zakapturzonych i zamaskowanych osób przyszło do biura regionalnego Brasfield & Gorrie w The Battery. Demonstranci skandowali Stop Cop City, a niektórzy z tłumu malowali graffiti i strzelali fajerwerkami w fasadę budynku. Po przedostaniu się na trawnik obiektu, kilku zdeterminowanych ludzi zaczęło rzucać w budynek balonami z farbą i kamieniami, rozbijając szklane okna, z kolei inni kontynuowali ostrzał fajerwerkami. Po kilkunastu minutach tłum rozproszył się na okoliczne ulice.

W ciągu kilku minut policyjne samochody okrążyły okolicę, zatrzymując samochody i zgarniając pieszych z ulicy. Niektórzy zostali zatrzymani w pobliskich centrach handlowych i na stacjach benzynowych. Przez kolejne godziny policja hrabstwa Cobb nękała i zastraszała wszystkich noszących czarne lub “alternatywne” ubrania. Do końca dnia aresztowała pięć osób, które według niej uczestniczyły w akcji przeciwko Brasfield & Gorrie. Wszyscy zostali oskarżeni o przestępstwa, w tym “wzniecanie zamieszek” i “uszkodzenie mienia”. W tym czasie były to najpoważniejsze represje, z jakimi spotkał się ruch. Relacje z demonstracji rozprzestrzeniły się w lewicowych “infosferach” i algorytmicznie skonstruowanych “echo chamberach”. W wydanym po niej komunikacie prasowym Brasfield & Gorrie po raz pierwszy potwierdzili to, co aktywiści wiedzieli już wcześniej: uczestniczyli w budowie Cop City.

Następnego dnia rano, w bardzo wczesnych godzinach, kilka osób w białych kombinezonach zdewastowało siedzibę firmy Brasfield & Gorrie w Birmingham w Alabamie. Nagranie opublikowane przez firmę pokazało grupę malującą hasła, rzucającą kamieniami i rozbijającą szklane drzwi i okna. Wiadomość o tym wydarzeniu dotarła do obozowiska w Atlancie wiele godzin później; internetowy komunikat został odczytane na głos dużemu tłumowi zgromadzonemu wokół ogniska. To złagodziło demoralizację, jaką niektórzy mogli odczuwać po aresztowaniach przy biurze w Atlancie.

Ci ludzie nie rozumieją, kim jesteśmy…

Sytuacja rozwijająca się w lesie była nieopanowalna – i rząd o tym wiedział. Wandalizm, relacje medialne i internetowe komentarze przeciwne ruchowi zaczęły wyczarowywać obraz bojowników rodem z hollywoodzkiego filmu. Zgodnie z tą fałszywą narracją, ruch składał się z hardych ekstremistów z innych części kraju. Władze spojrzały na piękną, tętniącą życiem strefę kulturową, pełną kreatywności i wzajemnego wsparcia, i opisały jedynie terror i chaos. Malując ten obraz, przeciwnicy ruchu mieli nadzieję przygotować społeczeństwo do poparcia pacyfikacji.

Wydarzenia z 14 maja – ostatniego dnia trzeciego tygodnia akcyjnego – zamiast wzmocnić tę karykaturę bojowości i w ten sposób pośrednio przyczyniać się do realizacji represyjnej strategii władz lokalnych, bezpośrednio jej zaprzeczyły. I to nie był fortel: ten ruch naprawdę jest powszechny i ma szerokie poparcie kulturowe i obywatelskie, a koniec tygodnia akcyjnego był dobrym momentem, aby to pokazać.

Wczesnym popołudniem ulicami East Atlanta Village maszerowało ponad sto mieszkańców, głównie dzieci w wieku przedszkolnym z ich rodzicami i nauczycielami. Wiele dzieci wzięło megafon, aby wyrazić swoje zdanie. Rozumiały one polityczne stawki walki wyraźniej niż jej krytycy. Nie chciały zniszczenia lasu, ponieważ martwiły się o swoją przyszłość; nie chciały, aby policja uzyskała kontrolę nad dużą częścią miasta, ponieważ nie chciały widzieć więcej infrastruktury produkującej przemoc. Choć zrobiono podczas tego marszu wiele zdjęć, to lokalne media nie rozpowszechniły ich i prawdopodobnie żadne nie pojawiło się w prezentacjach Biura Śledczego dotyczących ruchu. Podobnie niektóre segmenty ruchu niechcący przyłożyły się do ocenzurowania uczniów, skupiając się tylko na radykalnych akcjach lub postępach w procesach sądowych, ze szkodą dla spójnej analizy ruchu jako całości.

Kilka godzin po tym marszu, około godziny 16, kolejna grupa ponad dwustu osób spotkała się we Freedom Park w pobliżu Little 5 Points[7]. Wielu uczestników trzymało w rękach małe gałęzie i rośliny, przypominając żołnierzy z końcówki “Makbeta” Szekspira, i ruszyło za transparentami i bębnami w okoliczne dzielnice. Poza zablokowaniem ruchu ulicznego i odpaleniem kilku fajerwerków, zebrani wydawali się bardziej zainteresowani komunikacją ze społeczeństwem niż angażowaniem się w akcje bezpośrednie czy starcia z policją. Atmosfera była radosna, a niezliczeni kierowcy i okoliczni mieszkańcy zatrzymywali się, by bić brawo. Po godzinie tłum rozprosził się w Inman Park, przy Euclid Avenue. Nad głowami krążyły helikoptery, a policyjne krążowniki przemierzały wszystkie okoliczne ulice. Czy policja była na tyle głupia, by wpaść w pułapkę?

Po tym jak protest się rozproszył, sfrustrowani policjanci wybiegli ze swoich pojazdów, wlewając się do parku i dzielnicy handlowej z każdej strony. Nie napotkali wcale na ziejący ogniem tłum, który mieli w głowach, ale mimo tego nie byli w stanie zmienić swoich planów. Kulturowa kompozycja protestujących pasowała do estetyki bohemy większości przechodniów, mieszkańców i kupujących w okolicy, uniemożliwiając odróżnienie zwolenników ruchu od ludzi wychodzących z sklepów z odzieżą używaną czy zdrową żywnością na pobliskich drogach. Kamery telewizyjne sfilmowały mieszkańców krzyczących na funkcjonariuszy ze swoich trawników. Funkcjonariusze zaatakowali i pobili wiele osób za ich rzekomy udział w proteście, a jeden dziennikarz został porażony paralizatorem. Ostatecznie aresztowano siedemnaście osób i postawiono im zarzuty “przebywania na jezdni”.

Z jednej strony, protest był klęską – tłum nie był gotowy do podjęcia fizycznej konfrontacji z policją. Z drugiej strony, zmienił on narrację medialną i postrzeganie ruchu przez społeczeństwo na korzyść protestujących. Rzadko taka zmiana zdarza się tuż po tym, jak zamaskowani aktywiści wybijają okna i dewastują siedzibę korporacji. Zamiast szalonej kliki brutalnych ekstremistów, ruch mógł zacząć być postrzegany jako to, czym naprawdę był: powszechną walką z lekkomyślną wrogością lokalnych władz. Prawdziwa sztuka wywrotowa nie może być zredukowana do nielegalnej działalności czy fizycznego oporu – jest raczej kwestią wywrócenia do góry nogami systemów kontroli. Kultywowania sytuacji, w której samokierowana aktywność może zaraźliwie rozkwitać.

W ciągu kilku dni wszystkie zarzuty wobec siedemnastu aresztowanych osób zostały wycofane. Oskarżeni mogą teraz zabrać do domu tysiące dolarów na głowę w ramach rekompensaty za ich niesłuszne aresztowanie. Protest nie był zaplanowany w celu uzyskania takiego rezultatu, ale gdyby tak było, to byłby przebiegłą akcją.

…i próbowali nas złamać. Nalot po tygodniu akcyjnym

Po trzecim tygodniu akcyjnym wiele osób spodziewało się, że policja będzie szukała odwetu. Najprostszym sposobem odpowiedzi byłby atak na obozowiska w lesie. Choć medialny rozgłos policyjnych ekscesów w Little 5 Points zmienił nastawienie opinii publicznej, to prawdopodobnie nie wpłynął znacząco na zapał organów ścigania do użycia siły. Ponieważ dzisiejszy krajobraz medialny ma tendencję do pokazywania konsumentom tylko tego, w co już wierzą, jest prawdopodobne, że organy ścigania i ich sojusznicy widzieli tylko relacje potwierdzające ich własne perspektywy.

17 maja narastające od tygodnia frustracja i rozgoryczenie policjantów zostały wyładowane na mieszkańcach starej farmy więziennej. Wczesnym rankiem las okrążyły dziesiątki pojazdów policyjnych, helikopterów i dronów. Departament Policji Atlanty, szeryfowie hrabstwa Dekalb, Departament Bezpieczeństwa Krajowego, Departament Zasobów Naturalnych, Brygada Saperów Atlanty, oddziały antyterrorystyczne i prawdopodobnie inne agencje zmobilizowały swoje siły i przygotowały się do nalotu.

Policja weszła do lasu około 10 rano z Key Road. Większość funkcjonariuszy miała na sobie kaski lub inne formy ochrony, niektórzy nosili kamuflaże i maski. Agenci i funkcjonariusze zaangażowani w operację natychmiast przystąpili do niszczenia żywności, schronień i infrastruktury. Jeden z funkcjonariuszy użył młota, aby rozbić agregat prądotwórczy. Inni współpracowali z arborystami przy niszczeniu pustych domków na drzewach lub siedzieli pod zajętymi drzewami, grożąc przemocą aktywistom znajdującym się nad nimi.

Tymczasem inni aktywiści zaangażowali się w odpowiedzi proporcjonalne do operacji policji. Zapłonęła porzucona ciężarówka, a także barykady z drewna i nieużywanych opon. Małe grupy i pojedyncze osoby angażowały się w akcje podjazdowe. Podczas gdy policja używała najnowocześniejszego sprzętu, zbroi i broni, obrońcy lasu używali rudymentarnych struktur, poszarpanych bluz, patyków, kamieni i fajerwerków. By zapobiec dalszym wtargnięciom policji – prawdopodobnie w celu ochrony bezbronnych aktywistów, którzy zajmowali drzewa – w ruch niejednokrotnie szły koktajle mołotowa. Były one używane tylko na polanach, gdzie łatwo można było przewidzieć rezultaty. Zwolennicy policji spędzili wiele miesięcy robiąc zamieszanie wokół kilku zaimprowizowanych butelek z łatwopalnym płynem. Policja na pewno wolałaby zmierzyć się z kulami błyskowymi, gazem łzawiącym, gazem pieprzowym, helikopterami termowizyjnymi i psami służbowymi, których rutynowo używała przeciwko obrońcom lasu.

Po kilku godzinach policja zaczęła wycofywać się z okolicy. Po drugiej stronie lasu policjanci z hrabstwa Dekalb weszli do Intrenchment Creek Park i aresztowali pierwsze lepsze osiem napotkanych osób, oskarżając je wszystkie o “wtargnięcie” do parku w biały dzień. Ci spacerowicze mogli być lub nie być uczestnikami ruchu, ale prawie na pewno nie byli tymi samymi ludźmi zaangażowanymi w obronę w farmie więziennej po drugiej stronie rzeki, półtora kilometra dalej.

Nie o precyzję jednak chodziło – te aresztowania były istotnym elementem strategii policyjnej. Do dziś w wiadomościach mówi się, że “ośmiu protestujących zostało aresztowanych po tym, jak aktywiści rzucali w policję kamieniami i koktajlami mołotowa”, co silnie sugeruje, że aresztowani sami zostali oskarżeni o podjęcie takich działań. W rzeczywistości nikt zaangażowany w bojowe taktyki protestu nie został aresztowany w trakcie tego nalotu. Ostatecznie, pomimo zniszczenia infrastruktury obozowej, nalot okazał się porażką.

Prasa pełną parą

Bez działań obronnych, które miały miejsce w lesie – w tym rzucania kamieniami i innych form akcji bezpośrednich – możliwe jest, że osoby mieszkające w domkach na drzewach lub namiotach odniosłyby znaczne obrażenia, a sam las wpadłby w ręce policji. Tego dnia miały miejsce również inne interwencje. Podczas gdy konfrontacja w lesie wciąż trwała, sieć aktywistów i organizacji rozesłała komunikat prasowy zapowiadający konferencję prasową na godzinę 16.

Operacja policyjna zakończyła się po tym, jak na skraju lasu pojawili się sympatycy ruchu i media korporacyjne. Mówcy potępili działania policji, ale nie ograniczyli się do komentowania represji. Stanęli przed kamerami i skupili uwagę zgromadzonych osób na potrzebie bezpośredniego oporu, na stawkach walki z chaosem klimatycznym, rasizmem, gentryfikacją i kolonializmem. Materiał filmowy z tych wystąpień był pokazywany w metropolitalnych wiadomościach telewizyjnych, co zazwyczaj jest wyłączną domeną reakcjonistów i rzeczników policji; ci przez kilka miesięcy po tym wydarzeniu w większości milczeli na temat ruchu.

Było to bezpośrednia inwersja zwykłego krajobrazu medialnego. Postawienie na milczenie i skrytość nie pomogło policji, tak jak rzadko pomagało w przeszłości ruchom wywrotowym.

Mówiąc za siebie

W dzisiejszych czasach nieczęsto zdarza się, by anarchiści lub inni aspirujący rewolucjoniści wypowiadali się w korporacyjnych mediach. W ciągu ostatnich kilku dekad radykałowie rozwinęli wiele teorii na temat roli korporacyjnych organizacji informacyjnych, wpływu masowej komunikacji na powszechną wyobraźnię oraz konsekwencji dla ruchów, które zgadzają się być reprezentowane. Na podstawie tych analiz wiele osób stworzyło alternatywne i podziemne projekty medialne, takie jak strony internetowe, czasopisma, ziny i podcasty, aby obejść cenzurę i zwracać się do odbiorców bardziej horyzontalnie. Choć masowe walki wybuchały rok po roku, ci, którzy znajdowali się na linii frontu, zazwyczaj nie próbowali tłumaczyć się setkom milionów ludzi, którzy dowiadują się o świecie głównie za pośrednictwem korporacyjnego radia, gazet, magazynów i telewizji.

Choć doświadczenie buntu może przekształcić świadomość tych, którzy w nim uczestniczą – zmienić ich punkt widzenia na rzeczywistość – to same działania nie wystarczą, gdy społeczeństwo jest tak wypełnione fałszywymi narracjami jak nasze. Dopóki najbardziej ambitni i odważni uczestnicy tych walk nie są w stanie zwracać się do ludzi we własnym imieniu, biurokraci, liberałowie, reformiści i akademicy mają wolną rękę, by zakłamywać ich obraz. Często oznacza to przedstawianie ich jako żołnierzy innych grup, które są gotowe wyjaśnić sytuację masowej publiczności zgodnie z własną polityką.

W nadziei na przełamanie tego schematu, ruch obrony lasu zajął się zwracaniem się do korporacyjnych mediów jako jednym z głównych działań.

Niektórzy znają ten ruch jako Defend the Atlanta Forest, inni jako Stop Cop City. Oba te hasła opisują mniej więcej tę samą konstelację grup, taktyk, celów i terenów leśnych, ale przemawiają do nieco innych grup demograficznych. Rozumiany jako całość ruch posiada rozbudowaną infrastrukturę mediów społecznościowych, w tym Facebooka, Instagrama, Twittera, Mastodona, TikToka i Telegrama, a także strony internetowe, pakiety medialne i publicznie dostępne e-maile. Platformy te zapewniają, że ruch może komunikować się z tymi, którzy już go wspierają, a być potencjalnie także z tymi, którym jest bliski.

Kiedy dziennikarze kontaktują się z jedną z tych platform, aktywiści się koordynują, aby zapewnić, że ktoś z ruchu będzie mógł się z nimi skontaktować. Zazwyczaj odpowiedzialność tę biorą na siebie zwolennicy radykalnej zmiany społecznej, w tym abolicjoniści, czarni autonomiści, anarchiści czy inni aspirujący rewolucjoniści. Zamiast prezentować się jako liderzy czy rzecznicy, aktywiści odpowiadają na pytania dziennikarzy, oprowadzają ich, oferują im pakiety informacyjne, dostarczają im zebranych materiałów, a także przedstawiają wewnętrzne perspektywy, tropy, obrazy, cytaty i narracje odpowiednie do ich potrzeb. Praca ta jest nieodpłatna i w dużej mierze niewidoczna dla odbiorców mediów.

Wszystkie najbardziej dostępne źródła i platformy związane z ruchem odmówiły potępienia akcji bezpośredniej lub radykalnej polityki. Podczas gdy różne platformy prezentują swój własny punkt widzenia w różnych tonach, żadna z nich nie odeszła tak daleko od pozostałych, by zaoferować dziennikarzom rozdźwięk, który mogliby wykorzystać. Podczas wywiadów i konferencji prasowych komentatorzy ruchu mówią jasnymi i zwięzłymi zdaniami. Najlepiej, gdyby każde zdanie mogło samodzielnie funkcjonować jako chwytliwe hasło, tak aby redaktor nie mógł go okaleczyć. Kiedy dziennikarze zadają pytania na skomplikowane lub nieoczekiwane tematy, aktywiści nie wahają się powiedzieć po prostu “Nie jestem w stanie odpowiedzieć teraz, ale może będziemy mogli do tego wrócić.”

Dziennikarze nie oczekują, że każdy będzie wiedział wszystko, ale chcą, by inni wykonali za nich jak najwięcej pracy. Tak długo, jak uczestnicy ruchu są gotowi trzymać rękę na pulsie podczas całego procesu, pisarze lub fotografowie często zaoferują im przychylne relacje. Jeśli radykałowie nie wezmą na siebie tej czasochłonnej pracy, organizacje liberalne podejmą się jej w ramach realizacji własnych programów. Jeśli historie nie są wystarczająco spójne, interesujące lub aktualne, agencje informacyjne będą stosować retorykę pro-policyjną lub wymyślać fałszywe historie.

Ponieważ korporacyjne przekazy medialne są podstawowym środkiem, za pomocą którego władze przygotowują opinię publiczną do akceptacji represji wobec protestujących i biednych, niebezpiecznym jest nie interweniować. Ruchy nigdy nie powinny niepotrzebnie przedstawiać się jako potężniejsze lub bardziej destrukcyjne, niż są w rzeczywistości; lepiej jest być niedocenianym, niż dać przeciwnikom możliwość zmobilizowania innych przeciwko sobie. Podobnie, ruchy nie powinny przegapić żadnej okazji, by nadać uczestnikom ludzką twarz i samodzielnie wyznaczyć ramy narracji.

Jednocześnie wiąże się to z wieloma wyzwaniami.

Dla medialnych rzeczników kuszącym może być na przykład rozwodnienie przekazu, tak aby przemawiał do jak najszerszej publiczności. Odbiorcom nie pozwoli to jednak na zrozumienie taktyk i priorytetów ruchu, ani też stawek, o które walczą. Najważniejsze jest nie tyle generowanie przychylnych relacji, co kształtowanie powszechnego postrzegania ruchu i wyznaczanie ram debaty.

Jeśli uczestnicy bojowych ruchów nie chcą pojawiać się w prasie pod swoimi prawdziwymi nazwiskami lub przynajmniej z odsłoniętymi twarzami w obawie przed przemocą ze strony państwa i samozwańczych stróżów prawa, korporacyjne kanały informacyjne zazwyczaj nie będą z nimi współpracować. Ryzyko jest realne – nawet liberalni liderzy, którzy potępiają radykalne taktyki, mogą stać się celem ataków skrajnie prawicowych trolli i policji, które kojarzą ich z zaciekłym ruchem. Na szczęście XXI-wieczne media społecznościowe dały oddolnym aktywistom pewien środek nacisku na tę formę korporacyjnej cenzury, przełamując pewne bariery w masowej komunikacji. Jeśli redaktorzy obawiają się, że stracą szansę na wygenerowanie przychodów, odmawiając złagodzenia swojej polityki dotyczącej anonimowości, czasami robią wyjątki, nawet platformując ubranych w kominiarkę demonstrantów, jeśli ci ostatni mogą wiarygodnie przedstawić się jako uczestnicy potężnych ruchów. Najczęściej jednak media przejdą po prostu do relacjonowania innych wydarzeń.

Ambitne ruchy powinny dążyć do utrzymania pełnego spektrum kontaktów z mediami. Powinny być przygotowane na współpracę z życzliwymi dziennikarzami i dokumentalistami, na realizowanie całodobowych strategii w mediach społecznościowych, na to, by mieć pod ręką kilku chętnych do pokazania swoich twarzy uczestników, jak i innych, którzy chętnie zabiorą głos, i jeszcze innych, którzy chętnie odpowiedzą na pisemne wywiady. W imię obopólności, grupy antykapitalistyczne, abolicjonistyczne i anarchistyczne nie powinny niepotrzebnie krytykować bardziej umiarkowanych grup.

Niektórzy mogą zaprotestować, że całą tę energię lepiej zainwestować w inne zadania. Z pewnością istnieją pilniejsze sprawy niż to, jak ruch jest postrzegany przez tych, którzy nawet nie biorą w nim udziału. Często to zorientowani na karierę oportuniści zajmują się działalnością medialną. Pozostawia to tych na pierwszej linii na marginesie uwagi opinii publicznej, co sprawia, że niemal nieuniknione jest, że będą musieli poświęcić niezliczone godziny i bezsenne noce, walcząc o obnażenie lub przechytrzenie samoniszczących się i wprowadzających podziały perspektyw reformistycznych. W ostatecznym rozrachunku bardziej efektywne czasowo może być rozpoczęcie od właściwej strategii medialnej, niż późne nadrabianie zaległości.

W ruchu na rzecz obrony lasu aktywiści w prasie lokalnej i krajowej otwarcie wspierają akcje bezpośrednie, zachęcają do różnorodnego uczestnictwa i opowiadają się za radykalną zmianą społeczną jasnym językiem, bez hiperboli. W tym przypadku, to karierowicze są pozostawieni sami sobie, narzekając na “niezrównoważone” relacje. Kiedy dziennikarze zadają pytania naprowadzające, próbując nakłonić aktywistów do wzajemnego potępiania się, prawie zawsze są one odrzucane.

Choć zdarzały się wyjątki. Pewien uczestnik zadziwiająco potępił ruch jako “bardziej rozczarowujący niż samo Cop City” – co z pewnością było muzyką dla uszu APF. Tacy krytycy często ujmują politykę w ramy metafor przestrzennych, opisując spójne tożsamości i granice między wnętrzem a zewnętrzem. Niektórzy, zamiast swobodnie wnosić swój wkład na polu otwartej gry, w pośpiechu utożsamiają się lub odcinają od określonych tendencji lub postrzeganych frakcji, podczas gdy inni przyglądają się z boku, wydając osądy lub czekając na polecenia.

Wydaje się, że chęć potępienia walki ogarnia niektórych ludzi szczególnie mocno w momentach brutalnych represji. Niektórzy zamieszczali nawet cyniczne krytyki typu “a nie mówiłem?” po zabiciu Tortuguity. Jednocześnie ludzie ci nie wahają się łączyć z ruchem, gdy ten dostarcza im kapitału społecznego. Jednak pomimo takich indywidualnych kampanii oszczerstw, media korporacyjne i organy ścigania nie zdołały stworzyć rywalizujących ze sobą frakcji.

Jeśli ruchy nie mogą tolerować różnic między ich uczestnikami, muszą mieć możliwość rozwiązania ich wewnętrznie, bezpośrednio lub przez mediatorów – a jeśli nie jest to możliwe, skonfliktowane tendencje lub grupy powinny się wzajemnie ignorować. Klarowność różnic jest ważna, ale przeciągające się konflikty między rywalizującymi obozami prawie zawsze przynoszą najwięcej korzyści władzom. Im więcej podziałów w ruchu, tym bardziej władze będą ośmielone do wymierzenia w najbardziej efektywne nurty w jego obrębie; gdy rywale publikują w mediach społecznościowych wpisy o błędach lub słabościach drugiej strony, może to pomóc władzom w tworzeniu strategii lub narracji uzasadniającej represje. Często takie konflikty niepotrzebnie polaryzują całe ruchy, ponieważ wszyscy są zmuszeni do opowiedzenia się po jednej ze stron. Wiele ideologii usprawiedliwia takie zachowanie, na nieszczęście wszystkich. Niestety, współczesne platformy mediów społecznościowych często zachęcają do tego typu zachowań.

Jest pęd, jest opór

Po nalocie policyjnym z 2022 roku, w całym kraju nastąpiło co najmniej dwadzieścia aktów akcji bezpośredniej. Z wysokimi morale po trzecim tygodniu akcyjnym, uczestnicy ruchu poza Atlantą byli zdeterminowani, by zachować inicjatywę. Kultywowanie zwycięskich strategii nie jest wyłącznie kwestią stosowania właściwej taktyki, ani przeprowadzania akcji przeciwko celowi. Strategia, która w sposób zdecentralizowany mierzy w logistykę zagospodarowania przestrzennego odniosła sukces, ponieważ jest upodmiotawiająca: umożliwiła wielu ludziom uczestnictwo w ruchu na ich własnych warunkach. Wir różnych wydarzeń i taktyk zdezorientował też Fundację Policyjną, jej biurokratycznych zwolenników i podwykonawców.

Morale jest istotnym czynnikiem w walce. Ci, którzy wierzą, że wygrają, mają większe szanse na zwycięstwo; są bardziej skłonni do pilnego reagowania na ataki, do gotowości do poświęceń, do konfrontacji z problemami zamiast ich unikania. Co dziwne, w amerykańskich ruchach autonomicznych wielu najbardziej inteligentnych uczestników często popada w cynizm wobec ruchów, w których uczestniczą, i idei, które popierają. Czyniąc to, zrzucają z siebie odpowiedzialność za formułowanie skutecznych planów, testowanie nowych hipotez, jak i wspieranie silnych i zróżnicowanych ruchów. Pesymizm i ironiczny dystans są dla nich wymówką by nie przekonywać ludzi, nie dbać o dobrą współpracę z innymi i nie podejmować się odważnych czynów.

Na demonstracjach, konferencjach prasowych, zgromadzeniach i w pisemnych wypowiedziach, uczestnicy ruchu obrony lasu regularnie pokazują pewność siebie. Stwierdzając, że zamierzają wygrać tę walkę, nie są aroganccy – to decyzja napędzana prawdziwym przekonaniem. A to przekonanie wyłania się z czegoś większego niż indywidualna wola.

Lud lasu

Kilku aktywistów od 19 stycznia 2022 roku zaczęło budować w lesie domki na drzewach. Była to jedna z kilku interwencji w trudnym dla ruchu okresie. W tym czasie firma Reeves+Young była jeszcze generalnym wykonawcą dla Fundacji Policyjnej. Ich podwykonawca, Long Engineering, prowadził działania geodezyjne i wypady w celu pobrania próbek gleby, a aktywiści nie mieli pojęcia jak ich powstrzymać. Cztery miesiące później, w maju 2023 roku, sytuacja całkowicie się zmieniła.

Ze względu na trzeci tydzień akcyjny, grupy zajmujące się oporem na miejscu musiały unowocześnić swoją formę walki. Jeśli media nadal transmitowałyby nagrania zakapturzonych ludzi rzucających koktajlami mołotowa, mogłoby to ośmielić policję do użycia takiego poziomu siły, na jaki niewielu było przygotowanych. Zamieszkanie na drzewach umożliwiło zmianę narracji.

Na terenie starej famy więziennej i części Intrenchment Creek Park pod koniec maja 2022 roku powstało co najmniej pół tuzina domków na drzewach. Mieszkańcy i architekci je nazwali i udekorowali zgodnie ze swoimi upodobaniami. Niektóre współistniały z przylegającymi do nich obozami naziemnymi. W tygodniach po nalocie aktywiści mieszkający w nich pisali oświadczenia, udzielali wywiadów prasie i robili zdjęcia dokumentujące ich determinację. Do czerwca większość relacji prasowych – w tym także w prasie krajowej, jak na przykład w New Yorkerze – zmieniła się w niemal antropologiczne zainteresowanie egzotycznymi, romantycznymi mieszkańcami drzew.

Zmieniła się też strategia tych, którzy dążyli do zniszczenia lasu, choć trwało to dłużej. Początkowo dla władz nie było jasne, że nalot z 17 maja zakończył się fiaskiem. Stało się to oczywiste dopiero wtedy, gdy 2 czerwca wykonawcy z Long Engineering weszli do lasu w pobliżu dróg Constitution i Old Constitution. Ekipa budowlana przybyła z maszyną do wycinania drzew, ale bez wystarczającej ilości policji – z łatwością odparło ich około dziesięciu aktywistów. Oprócz krzyków i wymachiwania rękami, kilku z tych obrońców lasu rzucało petardy w kierunku ekipy budowlanej, aby zwrócić na siebie ich uwagę. Prace odwołano na cały dzień.

Przez następne pół roku żadne prace wewnątrz obwodu lasu nie odbywały się bez znacznej ochrony policyjnej.

Nowe szanse

To był początek spirali paranoi agencji policyjnych. 6 czerwca 2022 roku konwój policjantów towarzyszył ekipie roboczej na drodze Key. Robotnicy z Boyette Brothers Construction Rental powalali drzewa na poboczu drogi. Miała to być część fazy przedbudowalnej, która miała obejmować postawienie prawie 2,5-metrowego ogrodzenia. Protestujący podeszli do niszczycieli lasu nieuzbrojeni. Dmuchając w gwizdki i wymachując rękami, starali się podejść do ekip budowlanych tak, by aby skłonić je do wstrzymania prac. Policjanci bez wahania wyciągnęli broń i wymierzyli ją bezpośrednio w protestujących. Wycofując się do lasu, obrońcy lasu zdołali ocalić własne życie, ale nie byli w stanie powstrzymać zniszczeń – nim ten dzień minął, robotnicy ścięli dziesiątki drzew.

Jednakże jeszcze tego samego wieczoru maszyny, których użyli do zniszczenia drzew, były w ruinie. W anonimowym komunikacie podano, że firma została zidentyfikowana, a jej zakłady znajdują się w Conyers. Spora część ich floty została zdewastowana, a reszta spalona. Internetowe oświadczenie brzmiało: “Jeśli je [Cop city] zbudujecie, to my je spalimy”.

10 czerwca, kilka dni później, rząd hrabstwa Dekalb umieścił nakaz “wstrzymania prac” przy bramie wjazdowej do starego dospodarstwa więziennego, prawdopodobnie z powodu telefonów do różnych wydziałów i komisji. Tamte prace podjęto najwyraźniej bez odpowiednich zezwoleń, które nadal nie zostały wydane przez rząd hrabstwa. Po sabotażu i nakazie wstrzymania prac, przez prawie pięć miesięcy nie podjęto ani jednego dnia prac “przedbudowlanych” na terenie starej farmy więziennej. Inni potencjalni podwykonawcy, którzy normalnie pracują dla Brasfield & Gorrie, mogli nie być skłonni do składania ofert na ten kontrakt w świetle tego, co miało miejsce w zakładach Boyette Brothers Rental.

Przez całe lato w całym kraju pojawiały się inicjatywy na rzecz obrony lasu. Do aktów nieposłuszeństwa obywatelskiego doszło w biurze Brasfield & Gorrie w Charlotte w Karolinie Północnej. Protestujący rozdawali ulotki przed domami, kościołami i w dzielnicach kadry kierowniczej związanej z projektem. Dochodziło również do aktów sabotażu i wandalizmu w biurach podwykonawców. Co tydzień pojawiały się nowe oświadczenia i artykuły informacyjne.

W tym czasie w ruchu pojawiły się nowe konstelacje i grupy. Grupa nauczycieli, przedszkolaków i innych organizatorów, którzy zorganizowali marsz w maju, nadal organizowała spacery, imprezy środowiskowe i dni ogrodnictwa, które przyciągały dzieci do lasu. Ich udział jako zorganizowanej grupy – Koalicji Weelaunee – umożliwił zwolennikom z dziećmi uczestnictwo w ruchu bez konieczności angażowania się w ryzykowne akcje lub znajdowania opieki dla swoich pociech. Takie grupy nie są siłami pomocniczymi, które służą tylko do oczyszczania reputacji ruchu. Zachowują własną strategiczną autonomię i dyskurs, angażując się tak jak wszyscy inni jego uczestnicy. Kształtują ruch i biorąc za niego odpowiedzialność na własne sposoby.

Wabiąc ich do lasu

Strategia polityczna rozwija się, gdy rywalizujące siły działają i reagują na siebie w twórczym obiegu, a każda z nich identyfikuje słabe punkty w strategii przeciwnika i je wykorzystuje. Strategie, które rozwiązują jeden problem, często powodują powstanie kolejnego.

Przez cały czerwiec i lipiec, a także jesienią, policja zaczęła przeprowadzać rytualne “przeszukiwania” lasu, a konkretnie starej farmy więziennej. Brało w nich udział zazwyczaj od pięciu do dwudziestu funkcjonariuszy Departamentu Policji Atlanty. Ponieważ działali oni poza swoją jurysdykcją i nie mogli dokonywać aresztowań, interwencje te miały głównie charakter symboliczny. We wtorkowe poranki, a czasem także w środy lub piątki, funkcjonariusze wchodzili przez tzw. bramę północną na drodze Key. Przygotowywali się godzinę lub dłużej, po czym wsiadali do pojazdów użytkowych (UTV) lub pojazdów terenowych (ATV).

Domyślając się, że te przeszukania były głównie symboliczne, aktywiści odmówili kontaktu z policją podczas ich trwania. Ukrywanie się, uciekanie, wspinanie się do domków na drzewach lub inne sposoby oddalania się od funkcjonariuszy stały się podstawową odpowiedzią obrońców, podczas gdy policjanci zajmowali się rozcinaniem namiotów, wyrzucaniem jedzenia, kradzieżą wody i włóczeniem się. W tym okresie agencje policyjne były wabione, świadomie lub nie, w bezowocne wplątanie się w działania w lesie. Z aktywistami utrudniającymi ich wysiłki, nie mogli posunąć się do przodu w realizacji projektu, ale nie mogli też znaleźć dobrze ukrytych obrońców lasu.

Wyżsi rangą otrzymali więc informacje, że protestujący opuścili strefę, które przekazali dalej Fundacji Policyjnej Atlanty. Najwyraźniej APF rozpowszechniła tę dezinformację w Community Stakeholders Advisory Committee (CSAC) – organizacji, którą ona i jej zwolennicy wymyślili w celu dania Cop City zielonego światła pod pozorem demokratycznej opinii.

Dwie osoby, Sharon Williams i Allison Clark, zaczęły wykorzystywać CSAC jako platformę do szerzenia w mediach coraz bardziej paranoicznych i naciąganych mitów. Były jednymi z pierwszych, które potępiły aktywistów jako “eko-terrorystów”. W miarę jak opinia publiczna obracała się przeciwko Cop City, opinie CSAC stawały się coraz ważniejsze dla projektu, ponieważ była to jedyna grupa publiczna skłonna stanąć w jego obronie przed kamerami.

Czwarty tydzień akcyjny

Lokalne grupy zapowiedziały czwarty tydzień akcyjny na koniec lipca. W tak krótkim czasie od ostatniego tygodnia akcyjnego nie było jasne, co mogą zorganizować na dużą skalę. Z drugiej strony, według harmonogramu budowy wydanego przez Fundację Policyjną “oczyszczanie i równanie” – co jest eufemizmem dla wycinki drzew i naruszania terenu – miło rozpocząć się przed końcem lata. Jeśli trzeci tydzień akcyjny był zasadniczo ćwiczeniem z masowej konwergencji i akcji bezpośredniej, to następny musiałby być czymś zupełnie innym.

The sound of music[8]

Nowe idee rzadko wyrastają z polityki – zwykle są jedynie na nią przekładane. Innowacje w myśleniu i języku nie powstają wyłącznie w wyniku refleksji i rozmowy. Tak jak niektórzy zawodowi sportowcy uczęszczają poza sezonem na lekcje tańca, tak buntownicy i aspirujący rewolucjoniści od dawna czerpią inspirację z literatury, poezji, sztuki i muzyki – być może jedynej formy ludzkiej aktywności, która bezpośrednio oddaje wspólną wibrację i intensywność właściwą wszystkim istotom i systemom w kosmosie.


Strategia polityczna rozwija się, gdy rywalizujące siły działają i reagują na siebie w twórczym obiegu, a każda z nich identyfikuje słabe punkty w strategii przeciwnika i je wykorzystuje. Strategie, które rozwiązują jeden problem, często powodują powstanie kolejnego.


Czarne ruchy wyzwoleńcze zawsze były wytwarzane przynajmniej po części przez czarną muzyką. Odżywiała ona walkę, pomagając przekazywać kulturową i polityczną wiedzę, lekcje i świadomość. Muzyka odgrywa podobnie ważną rolę w wielu walkach rdzennych mieszkańców. Z drugiej strony, niektóre przeważająco białe ruchy nie przypisują muzyce i sztuce porównywalnej roli. Niektórzy uczestnicy próbują kompensować to wojowniczymi fantazjami lub bezkrytycznie konsumują kulturowe innowacje, nie rozumiejąc, co czyni je potężnymi. Niektórzy aktywiści mogą nawet cynicznie ukrywać się w kręgach kulturowych, czekając aż zacznie się “prawdziwa” akcja.

Na szczęście ruch obrony Weelaunee nie jest jednym z tych ruchów. Ta walka stale uzupełnia swoje połączenie z muzyką, społecznościami artystycznymi i wydarzeniami kulturowymi. Trudno byłoby przecenić wpływ, jaki ma to na długowieczność i kreatywność obrony lasu, zarówno w samym lesie, jak i w centrum miasta i całym regionie.

Kiedy ogłoszono czwarty tydzień akcyjny, pewna autonomiczna grupa organizacyjna zadeklarowała, że będzie koordynować darmowy festiwal muzyczny w lesie. W ciągu kilku dni lokalny artysta folkowy popularny wśród alternatywnej czarnej młodzieży ogłosił, że również zamierza zorganizować taki festiwal. Artyści i muzycy zaczęli się zgłaszać. Wkrótce zebrano pełne składy wykonawców z regionalnych scen tanecznych, indie, folkowych, hip hopowych i hardcore punkowych. Inni zapowiadali dodatkowe warsztaty i akcje. Dziennikarze muzyczni zaczęli kontaktować się z lokalnymi organizatorami, wyrażając chęć obozowania z protestującymi i uczestnictwa w wydarzeniach muzycznych.

Park Ludowy Weelaunee

W dniach poprzedzających tydzień akcyjny, który miał się rozpocząć 23 lipca, Ryan Millsap z Blackhall Studios rozpoczął współpracę z policją Dekalb, aby zablokować dostęp do Intrenchment Creek Park. W ciągu ostatnich tygodni Blackhall Studios zostało przemianowane na Shadowbox Studios po przejęciu przez Commonwealth Asset Management, firmę inwestycyjną, w której zarządzie zasiada Millsap. Millsap uważał, że ta sprzedaż unieważnia jego umowę z władzami hrabstwa Dekalb dotyczącą zagospodarowania pobliskiej polany (którą już zniszczył) na “Park Michelle Obamy” w zamian za budowę kompleksu scen dźwiękowych. Za pomocą tego podstępu miał nadzieję legalnie ukraść około 40 akrów znajdujących się w i wokół początku szlaku w Intrenchment Creek Park, w tym odcinka ścieżki rowerowej i spacerowej PATH Foundation, RC Field i część lasu.

Trwające procesy sądowe koordynowane przez aktywistów z South River Watershed Alliance były jedną z jedynych rzeczy, które powstrzymały tę grabież ziemi. Zgodnie z warunkami pozwu, las nie miał być znacząco naruszony, a park miał pozostać dostępny dla ludzi do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd. Choć osoby prowadzące pozew i inne związane z nim wysiłki mające na celu znalezienie rozwiązań prawnych działały w dystansie od reszty ruchu, większość aktywistów okupujących las lub naciskających na wykonawców uważała te strategie za uzasadnione środki obrony ziemi.

Władze Atlanty przyjęły wizję Watershed Alliance (“The South River Forest Vision”) jako oficjalną, zanim po powstaniu George’a Floyda przeszły na propozycję Cop City. Zespoły pracujące nad pozwami służą lasowi jako obronny bastion, czego przykładem jest nakaz wstrzymania prac z 10 czerwca, ale stanowią też jeden z ofensywnych frontów walki. Jeśli ruch wygra, to prawdopodobnie przyjmie to postać decyzji w sądzie.

19 lipca Ryan Millsap naruszył umowę o pozostawieniu parku dostępnego dla ludzi, i to nie był pierwszy raz. Obrona prawna jest ważną częścią całościowej strategii, ale nie wystarczy, by zapobiec zniszczeniu ziemi.

Późnym popołudniem 19 lipca wykonawcy w towarzystwie szeryfów hrabstwa Dekalb wznieśli betonowe bariery na podjeździe do początku szlaku w Intrenchment Creek Park, blokując dostęp do parkingu. Millsap prawdopodobnie sądził, że w ten sposób utrzyma ludzi z dala od parku podczas tygodnia akcyjnego. Z setkami ludzi przygotowujących się do obozowania w lesie i zespołami spodziewającymi się tam zagrać, usunięcie barier i reorientacja wokół tej części lasu wydawały się pilne, ponieważ prace przedbudowlane w starej farmie więziennej zostały wstrzymane.

W nocy 21 lipca grupa nazywająca siebie “setką uroczych małych mrówek” przesunęła ciężkie bariery na bok, robiąc wystarczająco dużo miejsca, by dwa samochody mogły na spokojnie wjechać na raz. Nowe ustawienie barier pozwoliło cywilom na łatwe wejście, ale utrudniło obsługę dużych maszyn lub pojazdów w małym wejściu od strony West Side Place. Ludzie przedekorowali też te szare bariery różową farbą i sloganami.

Tydzień akcyjny rozpoczął się 23 lipca ceremonią przecięcia wstęgi, w której wzięło udział ponad sto osób. W ziemię wbito piękny, oficjalnie wyglądający znak z napisem “Weelaunee People’s Park” z jednej strony i “South River Forest Park” z drugiej. Po przecięciu wstęgi zgromadzony tłum skandował “Park ludowy, park ludowy!”, podczas gdy samochody i sprzęt zaczęły się rozładowywać. Do popołudnia teren wypełniły setki ludzi.

Podczas gdy osoby odwiedzające park i obrońcy lasu rozbijali obozy i słuchali pierwszych występów, inni organizowali demonstracje pod domami. Począwszy od 25 lipca, skandujący protestujący odwiedzali z transparentami domy różnych dyrektorów Brasfield & Gorrie. Reakcja policji na te demonstracje nasiliła się w ciągu tygodnia, tworząc atmosferę zagrożenia wokół tego, co w rzeczywistości było legalnymi protestami.

Po drugiej stronie lasu, startup zajmujący się technologią nadzoru o nazwie Flock Safety zaczął instalować kamery na małych wieżach. 25 lipca, dwa dni po zakończeniu tygodnia akcyjnego, grupa obrońców lasu stanęła przed ciężarówką związaną z Flock Safety. Pracownik w środku właśnie instalował nową kamerę monitoringu na Key Road. Aktywiści przegonili ciężarówkę rzucając w nią żwirem, wybijając jedną z jej szyb i zdemontowali nową kamerę. Ta akcja, w której nikt nie został ranny, przyczyniła się do spirali paranoi organów ścigania.

W ciągu następnych dni Sharon Williams i Allison Clark z Community Stakeholders Advisory Committee (CSAC) współpracowały z biurokratami z departamentu policji, aby rozpowszechnić fałszywe informacje, że aktywiści strzelali z broni do pracownika Flock Safety. Jedynym “dowodem”, jaki zaoferowali, była losowa łuska na poboczu drogi. Śmiali członkowie społeczności umieścili wtedy ulotki odpierające to twierdzenie w skrzynkach pocztowych w całej okolicy.

Zwykli policjanci nie są jednak odporni na policyjną propagandę. Do dziś wielu z nich wierzy, że obrońcy lasu strzelali do robotnika budowlanego. Prawicowe trolle i lokalny prokurator okręgowy powtarzali to kłamstwo przy każdej okazji. Dzięki temu kłamstwu upublicznionemu przez Williamsa i Clarka, temperatura wzrosła.

The Kids Will Have Their Say[9]

Festiwal muzyczny zaczął się 28 lipca. Materiały promocyjne obiecywały trzy dni “pokoju, miłości i anarchii”. Muzycy występowali na prowizorycznej scenie pod plandekami rozciągniętymi między słupami i drzewami, a system dźwiękowy był zasilany przez agregaty prądotwórcze. Uczestnicy mogli zaopatrzyć się w broszury i inne materiały informacyjne, a także w ubrania, wodę i jedzenie.

Przez pierwsze dwa dni przez ten teren przewinęły się setki ludzi, słuchając muzyki pulsującej na małej polanie wśród sosen. Wszędzie pojawiały się namioty i małe obozowiska. Tłum był zróżnicowany pod każdym względem i zbierał ludzi z różnych środowisk etnicznych. Style muzyczne nie były rozodzielone pomiędzy odrębne dni lub bloki, a raczej przepływały między sobą; jedyną zasadą był powolny start i zwiększanie tempa. Wspólnie, uczestnicy stworzyli transformujące doświadczenie, dalekie od korporacyjnych miejsc i kontrolowanych doświadczeń muzycznych, do których większość z nich była przyzwyczajona.

30 lipca, ostatniego dnia tygodnia akcyjnego, obozowicze zostali obudzeni okrzykami: “Odholują twój samochód! Obudźcie się wszyscy! Jest ciężarówka holownicza! Dawajcie na parking!”

Około ósmej rano Ryan Millsap i jego kolega przyjechali do L Ludowego Weelaunee z ciężarówką holowniczą ciągnącą koparkę na płaskiej przyczepie, w towarzystwie małej kohorty policjantów z hrabstwa Dekalb, których zatrudnili jako prywatną ochronę. (W Georgii można legalnie zatrudnić policjantów po służbie, którzy mogą zabrać ze sobą broń służbową, mundury i pojazdy należące do miasta podczas realizacji prywatnego kontraktu. Jest to niespotykane w innych częściach globalnej Północy, ale dość powszechne w różnych częściach obu Ameryk.)

Millsap nie zapuścił się daleko od swojego samochodu, ale jego kolega, Anthony Wayne James, podjechał do obrońców lasu siedzących pod altaną na środku parkingu. James zaczął uderzać koparką w dach altany, pomimo potencjalnie śmiertelnego ryzyka, jakie stwarzało to dla osób znajdujących się pod nią. W tym momencie interweniowali najęci policjanci, którzy poinformowali Jamesa, że ryzykowanie zabicia ludzi w ich obecności jest niedopuszczalne. Sfrustrowany, zaczął krzyczeć na nich, aby w takim razie ich aresztowali: “No róbcie swoje!”.

W ciągu kilku minut z linii drzew zaczęli wyłaniać się kolejni ludzie, większość z nich miała na sobie maski i bluzy z kapturami. Jedna osoba zwróciła się do tłumu, liczącego teraz może czterdzieści osób: “Zamierzamy coś zrobić czy będziemy tu tylko stać?”, po czym natychmiast wyciągnęła zza pasa młotek i zaczęła rozbijać szyby w pickupie Millsapa. Na widok wandalizmu policja zawahała się. Lekki grad kamieni i puszek po napojach zaczął spadać na Jamesa, Millsapa i policję Dekalb, z których wszyscy wycofali się na drogę.

Niektórzy nadal niszczyli ciężarówkę, inni zaś gromadzili stosy kamieni, spodziewając się dodatkowej konfrontacji. Betonowe barykady, które zostały postawione na polecenie Millsapa kilka dni wcześniej, zostały teraz użyte do zamknięcia parkingu; inni dodali do nich opony i drewniane palety. Kolejne pojazdy policyjne próbowały się zbliżyć, ale również zostały obrzucone kamieniami. Millsap, kulący się za funkcjonariuszami w ślepej furii, wykrzykiwał epitety pod adresem tłumu: “Kupcie sobie własny park! Przestańcie być bezdomni!”

Pół godziny później jego ciężarówka była w kawałkach. Katalizator został usunięty, wnętrze rozebrane, a silnik zniszczony. Po godzinie lub więcej spokoju stało się jasne, że policja nie zamierza wracać. Tłum, który urósł do około stu osób, powoli rozchodził się z powrotem do lasu lub wracał do miasta. Aktywiści słuchali prezentacji lub przygotowywali się do ostatniej nocy muzyki.

W końcu, gdy wszyscy opuścili parking, ktoś podpalił ciężarówkę. Dym unosił się ponad linią drzew. Park znajduje się naprzeciwko remizy, więc wóz strażacki ugasił pożar z drogi. Niektórzy obawiali się, że widok spalonej ciężarówki może zniechęcić ludzi do udziału w warsztatach i imprezach muzycznych, które miały przyciągnąć do lasu miejscowych bez wcześniejszego doświadczenia w tego typu ruchach, którzy już wcześniej mogli być ostrożnie podchodzić do uczestniczenia.

“Nie wiemy, co się stanie” – radził innym pewien wieloletni okupant lasów. “Poczekamy, zobaczymy, nie świrujmy.”

W końcu ta osoba miała rację. Ciężarówka stała się pomnikiem hartu ducha i odwagi ruchu, a ludzie nie wahali się uczestniczyć w prezentacjach, które tego dnia zaproponowali historycy i naukowcy.

Do wieczora setki koncertowiczów wlało się do parku na finał festiwalu. Wielu z nich robiło sobie zdjęcia ze szczątkami ciężarówki lub ozdabiało je graffiti. Gdy koncert nabrał tempa, radosny tłum zaczął pogować, gdy na scenie pojawiła się seria zespołów hardcore punkowych. Potem kołysali się i podskakiwali przy dźwiękach post-punkowych indie-rockowców, a następnie wirowali przy rytmach disco i rytmicznych uderzeniach późnonocnych DJ-ów. W połowie nocy zaczął padać deszcz. Plandeki przykryły wszystkich, którzy chcieli pozostać suchymi, ale niektórzy zdecydowali się na moczenie się w wodzie spływającej przez koronę drzew.

Pomiędzy setami, ludzie odczytywali na głos ulotki i broszury. Niektórzy wykonawcy prowadzili skandowanie “Stop cop city!” i “Brońcie lasu!”, a organizatorzy wielokrotnie brali mikrofon, by wyjaśnić cele ruchu, podkreślić jego autonomiczną i zdecentralizowaną naturę i zachęcić wszystkich zgromadzonych do wzięcia osobistej odpowiedzialności za tchnięcie w niego życia.

Wielu uczestników koncertu potwierdzało, że było to jedno z najlepszych doświadczeń w ich życiu.

Jesień

Wielu uczestników ruchu, zwłaszcza tych, którzy mieszkali w obozowiskach, spodziewało się, że po czwartym tygodniu akcyjnym nastąpi masowy nalot, podobnie jak po trzecim. Community Stakeholders Advisory Committee rozpowszechniał kłamstwa o rzekomym użyciu broni palnej wobec pracownika Flock Safety. W niektórych sekcjach ruchu panowało poczucie strachu.

Cztery dni później, 3 sierpnia 2022 roku, wokół lasu faktycznie doszło do dużej operacji. Na Bouldercrest, Key, Fayetteville, Constitution i Old Constitution – wszystkich dróg przylegających do części lasu, która została zajęta – prace rozpoczęli robotnicy budowlani i firmy użyteczności publicznej, którym towarzyszyli policjanci i strażnicy. Niektórzy z tych pracowników zajmowali się konserwacją elektryczną, inni pracowali nad instalacją wodno-kanalizacyjną pod drogą, zajmowali się łataniem dziur, konserwacją kanalizacji lub innymi projektami miejskimi w bezpośrednim sąsiedztwie lasu. Georgia Power, firma elektryczna finansująca APF, używała przemysłowych kosiarek do trawy w części Parku Ludowego Weelaunee, aby umożliwić wykonanie prac konserwacyjnych. Jednak choć mieli możliwość zniszczenia ogrodu społecznego zbudowanego przez dzieci w wieku przedszkolnym tydzień wcześniej, zdecydowali się go zostawić.

Trudno było stwierdzić, co się dzieje. Ale było jasne, co się nie dzieje.

Operacja nie atakowała mieszkańców drzew. Ignorowała ich. Nie wycinano drzew, ani nie budowano ogrodzenia. Po tygodniach oczekiwania trudno było jednak nie postrzegać tych wszystkich prac jako związanych z jakąś operacją represyjną w lesie. I być może tak było. Być może wykonawcy z hrabstwa Dekalb byli tam w imieniu APF, lub Millsap, lub innych korporacyjnych interesów mających na celu zwiększenie nośności dróg na rzecz dużych maszyn, lub pojemności sieci elektrycznej dla przyszłej infrastruktury Cop City. Niektóre z firm miały przyklejone do swoich logo papierowe kartki. Czy dlatego, że nie chcieli być zidentyfikowani jako podwykonawcy Brasfield & Gorrie? A może dlatego, że policja wprowadziła ich w błąd, że wszystkim w okolicy grozi nieuchronna krzywda z rąk złośliwych protestujących mieszkających w lesie?

Do dziś nie wiemy. Przez kolejne miesiące sytuacja pozostawała dezorientująca. Każdego tygodnia relacje o ruchu pojawiały się w Rolling Stone, The Guardian, CNN, Vice, the Intercept, NPR, Fox, MSNBC, New Yorker, Washington Post. Ruch osiągnął nowy pułap rozgłosu, z którego prawie wszystkie były przychylne.

A jednocześnie to, co do tej pory było nowatorskim ruchem, wydawało się stabilizować w swoich najprostszych i najbardziej powtarzalnych elementach. Ponieważ wylesianie zostało definitywnie wstrzymane, trudno było dokładnie określić, kto współpracuje z Brasfield & Gorrie – choć nie przeszkadzało to aktywistom próbować. Nadal prowadzono kampanie telefoniczne, demonstracje przed domami i inne akcje, zwłaszcza przeciwko Atlas Technical Consultants i spółce matce Long Engineering, która pracowała dla Reeves+Young.

Stagnacja i innowacja

Ponieważ trudno było zebrać aktualne informacje, aktywiści nie mogli stwierdzić, czy ich strategia działa. Poza pozornym impasem w lesie i wytrwałością obozów, nie było jasne, czy naciskanie na wykonawców i podwykonawców przynosiło efekty. Jak na ironię, scenariusz ten wynikał ze zwycięstw, jakie grupy obronne odniosły w terenie, a także z nakazu wstrzymania prac w farmie więziennej.

Nieliczne wypowiedzi przedstawicieli organów ścigania dla prasy sugerowały, że wszyscy przerzucali się odpowiedzialnością: policja Dekalb zrzucała odpowiedzialność na policję Atlanty, która z kolei zrzucała odpowiedzialność na Biuro Śledcze Georgii, które z kolei zrzucało odpowiedzialność na Departament Bezpieczeństwa Krajowego, który czekał, aż CSAC ustali swoje priorytety, który czekał na raporty od policji. Ponieważ nikt nie wysyłał pracowników do lasu, a żadna z firm nie wydawała oświadczeń dla prasy (poza whistleblowerami w kilku firmach, którzy przekazywali informacje riserczerom ruchu), nie można było ocenić skuteczności stosowanych strategii.

Jedną z konsekwencji tego impasu była tendencja do mniej precyzyjnie ukierunkowanych działań. Niektórzy wręcz się za tym opowiadali. Oprócz regularnego sabotażu okolicznych kamer Flock Safety, niektóre osoby najwyraźniej dążyły do przekształcenia samego lasu – wcześniej strefy działań defensywnych – we front ofensywny. Od września do listopada miało miejsce kilka akcji wymierzonych w infrastrukturę wokół niego, w tym kilka ataków zapalających. Nie ma dowodów na to, że ktokolwiek mieszkający w lesie był zaangażowany w którąkolwiek z tych akcji, chociaż policja później przypisała im wszystkie działania.

Przy jednej okazji podpalono sprzęt należący do Norfolk Southern, fundatora Fundacji Policyjnej (i nawiasem mówiąc, korporacji stojącej za wykolejeniem się pociągu i toksyczną katastrofą chemiczną w East Palestine, Ohio, 3 lutego 2023 roku). Przy innej okazji, na początku listopada, pojawił się mężczyzna z płaską przyczepą i zaczął antagonizować gości parku i obrońców lasu, nalegając na swoje prawo do usunięcia spalonych szczątków ciężarówki Millsapa. Po krótkiej sprzeczce jego ciężarówka również stanęła w ogniu. Później powiedział mediom, że nie miał pojęcia, co się dzieje i że był po prostu ofiarą brutalnego przestępstwa. Przy innej okazji zapaliła się przybudówka należąca do Shadowbox/Blackhall. Kilka ciężkich maszyn zaparkowanych w pobliżu lasu zostało sabotowanych, być może w odpowiedzi na informacje łączące je z planowanymi inwestycjami. Wreszcie w listopadzie ktoś dokonał sabotażu linii elektrycznych obsługujących policyjną strzelnicę znajdującą się w części lasu, wyłączając jej wejście.

Podczas gdy wszystko to się działo, większość segmentów ruchu wydawała się bezwładna. Narzędzia, które opracował ruch, były proste, ale nie rozprzestrzeniały się. Spacery przyrodnicze i imprezy środowiskowe wciąż były organizowane z przedszkolami, a cotygodniowe obiady nadal odbywały się w parku – podobnie jak warsztaty, szkolenia, wiece, konferencje prasowe, koncerty i imprezy. Jednak żadna z nich nie przebiła się przez niezauważalny mur, który trzymał ruch w stanie zastoju.

To prawda, że pewna grupa amatorów zbudowała niesamowitą kuchnię na parkingu Parku Ludowego Weelaunee, nazywając ją “Weelaunee Café”. Przez wiele tygodni odbywały się tam potlucki i spotkania. Z kolei w innym miejscu w lesie grupa poświęciła się budowie oszałamiającego schronu dla zwierząt. Ruchowi nie brakowało ani moralnego wsparcia, ani biernej sympatii.

Pomimo tego, w tym okresie nie pojawiła się żadna forma aktywności na szeroką skalę – a tylko samokierowana aktywność dużej liczby ludzi może wyzwolić ten rodzaj zbiorowego potencjału, który może zwyciężyć nad strukturami autorytarnej władzy. To właśnie ta siła, którą są w stanie wykrzesać masowe powstania, strajki generalne i insurekcje, a której nie mają kampanie aktywistów. Ruch poczynił postępy, ale nie wyrwał się z politycznej izolacji, która ogranicza tak wiele innych.

Być może do tego impasu przyczyniła się specjalizacja. Skoncentrowane grupy pracujące bez wytchnienia nad konkretnymi zadaniami mogą osiągnąć wiele rzeczy: mogą prowadzić zespoły kontrwywiadowcze lub utrzymywać obozy; mogą nadzorować inicjatywy prawne i uczestniczyć w spotkaniach obywatelskich; mogą przeprowadzać wywiady i doradzać dziennikarzom; mogą organizować spotkania lub zespoły kampanijne; mogą pracować bez wytchnienia nad wsparciem więziennym lub pomocą prawną; mogą organizować benefity i zbiórki pieniędzy…

Istnieją jednak granice tego, co mogą osiągnąć wyspecjalizowane grupy. Często nie są one w stanie stworzyć takiego rozpędu, jakiego potrzebują ruchy, by odnieść zwycięstwo. W miarę jak stają się bardziej wykwalifikowane w wybranych przez siebie zadaniach, może być im trudno utrzymać niski próg wejścia, potrzebny do połączenia nowych osób z ich własną sprawczością. Jeśli różne standardowe formy zaangażowania reprodukują role w ruchu, mogą przyczynić się do powstania wąskiego gardła, ponieważ większość entuzjazmu pochodzi od osób bez specjalnych umiejętności lub powiązań, którym trudno łatwo zintegrować się z zagmatwaną siecią funkcji, nie mówiąc już o zorganizowaniu kontaktów z poprzednich walk, które mogłyby za nich poręczyć. Przez to wszystko wyspecjalizowane grupy mogą w niezamierzony sposób ograniczać budowane przez siebie ruchy, doprowadzając do faktycznej formy politycznego zamknięcia.

Po rebelii George’a Floyda w 2020 roku możliwe jest, że najostrzejsze napięcia w przyszłych ruchach nie będą się pojawiać wokół kwestii przemocy (jak dwadzieścią lat temu) ani tożsamości uczestników (jak dziesięć lat temu), ale raczej wokół napięcia między specjalizacją a uczestnictwem. Po 2020 roku bardzo potrzebujemy takich form działania i myślenia, które pozwolą społecznym wstrząsom przekształcać ludzi, kultywując nowe ciała społeczne i formy organizacyjne. Łączenie ze sobą tego, co już istnieje, nie wystarcza. Tylko czas pokaże, czy ruch w Atlancie może przyczynić się do tej nowej polityki, czy też będzie jedynie wyrazem końca politycznej inteligencji kultywowanej przez ruchy z poprzednich lat.

Przygotowanie gruntu na zaostrzenie represji

Tymczasem przez całą jesień niszczyciele lasu opracowywali nową strategię medialną, w miarę jak w walkę angażowało się Biuro Śledcze Georgii, Community Stakeholders Advisory Committee, Departament Bezpieczeństwa Krajowego i gubernator Georgii Brian Kemp.

Po czwartym tygodniu akcyjnym, grupy te zaczęły eksperymentować z otwartą kryminalizacją ruchu. Sharon Williams, Allison Clark i różni agenci organów ścigania zaczęli używać sformułowania “ekoterrorysta” podczas swoich spotkań i briefingów prasowych. Współpracowali z lokalnymi serwisami informacyjnymi, aby rozpowszechniać bezpodstawne historie, takie jak ta, że obrońcy lasu zastrzelili pracownika Flock Safety. Niektóre z tych historii były nie tylko przesadą, ale czystą fabrykacją, włączając w to twierdzenia, że obrońcy lasu wandalizowali domy, napadali na ludzi lub kradli samochody. Nic takiego nie miało miejsca. Złomiarz, który wszedł do lasu, aby ukraść pozostałości ciężarówki Millsapa, powiedział policji, że “bał się o swoje życie” i że został prawie “spalony żywcem”, co było kolejną nieprawdą.


(…) tylko samokierowana aktywność dużej liczby ludzi może wyzwolić ten rodzaj zbiorowego potencjału, który może zwyciężyć nad strukturami autorytarnej władzy. To właśnie ta siła, którą są w stanie wykrzesać masowe powstania, strajki generalne i insurekcje, a której nie mają kampanie aktywistów.


Wysoko postawione władze w samorządzie lokalnym oraz agencjach stanowych i federalnych mają najprawdopodobniej dość jasny obraz tego, z czym mają do czynienia. Nie przeszkadza im to jednak w rozpowszechnianiu teorii spiskowych i kłamstw wśród szeregowych funkcjonariuszy, fundatorów APF i ich zwolenników. Tymczasem dla funkcjonariuszy na miejscu, zdolność odróżniania sfabrykowanej retoryki od rzeczywistości zaczynała się niebezpiecznie zacierać. Dla nich wszystko co złe w południowo-zachodnim hrabstwie Dekalb było winą kilkudziesięciu młodych ludzi jedzących z kuchenek gazowych i palących ręcznie skręcane papierosy.

Ale właśnie takiej narracji potrzebowali ich szefowie, by usprawiedliwić przemoc, którą zamierzali rozpętać.

Represje

Impas został przerwany w grudniu.

Jesienią 2022 roku nierzadko można było usłyszeć spekulacje aktywistów, że w miesiącach zimowych policja i jej sojusznicy się przegrupują – zwłaszcza w lesie, gdzie będzie mniej listowia. Nikt jednak nie był przygotowany na to, co się wydarzyło.

Po tygodniach propagandy, 13 grudnia zmasowany nalot międzyagencyjny okrążył las. Pod kierownictwem Biura Śledczego Georgii, funkcjonariusze policji z Atlanty, policji z Dekalb, oddziału saperów i Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego weszli do lasu od strony dróg Key, Constitution, Fayetteville, Bouldercrest i West Park Place. Pieszo posuwali się od Constitution i Fayetteville. Drony zawisły nad głowami, a helikoptery krążyły nad drzewami z kamerami termowizyjnymi wyszkolonymi na obozowiskach. Funkcjonariusze w strojach bojowych wyposażeni w samochody terenowe wtargnęli na teren farmy więziennej przez bramę północną z bronią palną w pogotowiu.

Aktywiści wycofali się do domków na drzewach lub kryjówek, albo w ogóle uciekli z lasu. Ponieważ nie było tam podwykonawców, niewielu zdecydowało się na stawianie oporu; obrońcy lasu nie chcieli być wplątani w konflikty z policją, które w rzeczywistości nie opóźniały budowy. Wcześniej wydawało się to najmądrzejszym pomysłem, zwłaszcza po rozpoczęciu symbolicznego przeczesywania lasu. Ale to była misja ekstrakcyjna. Nie chodziło o eskortowanie koparek czy podwykonawców lub o symboliczne pojawienie się – policja zamierzała dokonać aresztowań i zniszczyć obozy. Patrząc z perspektywy czasu, gdyby więcej zdecydowało się stawić opór, sprawy mogłyby potoczyć się inaczej. Niektórzy ludzie w lesie starli się z funkcjonariuszami, głównie rzucając kamieniami i wznosząc barykady.

Policja rozbiła dziesiątki namiotów i obozowisk. Zburzyli Weelaunee Café. Za pomocą pił łańcuchowych zdemolowali stację grzewczą wraz z hamakami, stołami, stacjami medycznymi, butelkami z wodą i prowizorycznymi scenami. Do lasu wjechał podnośnik, którego arboryści użyli do zniszczenia niezamieszkałych domków na drzewach. Ci funkcjonariusze, którym udało się zlokalizować obrońców lasu będących na drzewach, ustawili pod nimi, ubliżając im i grożąc. Policja kierowała broń palną w stronę obrońców drzew; strzelała do nich pociskami pieprzowymi, gazem łzawiącym i gumowymi kulami. Policja z Atlanty spuściła psy bojowe na aktywistów poruszających się pieszo po lesie.

Do końca dnia pięć osób zostało aresztowanych. Wszystkim postawiono kryminalne zarzuty, w tym o “terroryzm domowy”.

Wszyscy jesteśmy obrońcami lasu

Ruch zareagował natychmiast. Konferencja prasowa spotkała się 14 grudnia na zewnątrz Ludowego Parku Weelaunee. Został on tymczasowo zamknięty przez policję, która nielegalnie zamknęła dostęp do terenu swoimi pojazdami podczas drugiego dnia działań w lesie. Nie udało im się wyeksmitować wszystkich domków na drzewach, więc wrócili, aby dokończyć robotę. Podczas gdy policjanci z hrabstwa Dekalb byli w lesie i strzelali pociskami pieprzowymi do Tortuguity – wówczas znanego tylko jako anonimowy aktywista mieszkający w domku na drzewie – aktywiści i członkowie społeczności zebrali się na zewnątrz parku, aby wygłosić przemówienia do lokalnych mediów. W przeciwieństwie do konferencji prasowej w maju 2022 roku nie zakończyło to nalotu, ale odciągnęło zasoby policyjne na parking, zwłaszcza po tym, jak aktywiści naruszyli linię policyjną, idąc na skraj lasu, przyprowadzając ze sobą ekipy informacyjne, które sfotografowały prewencję stojącą na ruinach Weelaunee Café i parkowej altany.

Nagranie z konferencji prasowej wielokrotnie odtwarzano w lokalnej telewizji. W pobliżu lasu aresztowano kolejną osobę, której postawiono zarzut “terroryzmu domowego”. Mimo to, operacja policyjna nie zdołała usunąć pozostałych mieszkańców drzew i innych aktywistów, którzy pozostali w lesie. W ciągu następnych dni, ogólnokrajowe relacje z represji pojawiły się w Democracy Now!, CNN i innych miejscach.

Wszystkie organizacje i tendencje zaangażowane w ruch zjednoczyły się w obronie oskarżonych. Inne grupy, w tym socjaliści i inni, którzy z różnych powodów trzymali się z dala od ruchu, stanęli na wysokości zadania i potępili represje wobec sześciu młodych aresztowanych.

16 grudnia władze hrabstwa Dekalb odmówiły wydania “pozwolenia do naruszenia ziemi” wymaganego do rozpoczęcia niszczenia starej farmy więziennej. Było to już czwarty raz, kiedy wniosek o wydanie pozwolenia został odrzucony. Następnego dnia w East Atlanta Village zebrało się dwieście osób. W tym momencie był to jeden z największych lokalnych protestów w kontekście ruchu. Mówcy z lokalnych organizacji wyzwolenia czarnych, przedszkola, organizacji solidarnościowej i z wewnątrz ruchu potępili represje. “Nie możemy pozwolić, by sześciu młodych ludzi zgniło w więzieniu za podjęcie działań, które według nas wszystkich są konieczne” – oświadczyła jedna osoba do wiwatującego tłumu. Cały tłum podzielał poczucie, że ten atak na mieszkańców lasu stanowi atak na ruch jako całość.

Po godzinie płomiennych przemówień tłum zebrał się za transparentem z żądaniem, aby Brasfield & Gorrie zrezygnowali z kontraktu z APF i innym deklarującym “Wszyscy jesteśmy obrońcami lasu”. Przez godzinę maszerowali wokół dzielnicy biznesowej i mieszkalnej, wzbudzając aplauz i wiwaty. Pod wieloma względami, atak policji wzbudził sympatię do ruchu, a nie paraliż.

Ze swojej strony policja twierdziła, że była to długa i niebezpieczna konfrontacja, która “ostatecznie zmierza ku końcowi”, sugerując, że ruch się skończył. Nic nie mogło być dalsze od prawdy.

Zniszczenia w Parku Ludowym Weelaunee

21 grudnia, tydzień po nalocie, Ryan Millsap i jego zbiry wkroczyli do Parku Ludowego Weelaunee. Prawie osiem miesięcy po próbie zniszczenia tego terenu podczas trzeciego Tygodnia Akcji, miał wreszcie wolną rękę.

Wprowadzili buldożery i ciężkie maszyny na teren przez wejście do klubu Radio Control. Biuro Śledcze Georgii podobno zażądało tego w wyraźnym celu pozbawienia anarchistów możliwości swobodnego działania w lesie. Powalili dziesiątki drzew wzdłuż utwardzonej ścieżki rowerowej, przewrócili parkową altanę i wycięli dużą liczbę sadzonek i krzewów. Do południa zniszczyli znaczne połacie lasu w pobliżu parkingu i ścieżki, tworząc wyraźne linie widzenia na poziomie gruntu. Nigdy nie będzie wiadomo, ile nie-ludzkich mieszkańców lasu zostało zabitych lub wysiedlonych w wyniku tej operacji. Było to pierwsze zniszczenie lasu na taką skalę. Kiedy na miejscu pojawiło się kilku dziennikarzy, podwykonawcy się wycofali.

Następnego dnia, 22 grudnia, wrócili. Tym razem ciężkim sprzętem wyburzyli parking i zerwali duży odcinek utwardzonej ścieżki rowerowej. Pracowali w pośpiechu. Nie towarzyszyli im żadni policjanci – teren parkingu nadzorował tylko jeden mężczyzna w kurtce z napisem “Peace Officer”. Gdy przybyło kilku obrońców lasu i dziennikarzy, uciekli ponownie. W pobliżu znajdowały się ciężarówki robocze związane z firmą o nazwie Stake Center; widziano je wielokrotnie w okolicach lasu, ale nie wiadomo, kto dokonywał zniszczeń na polecenie Millsapa.

W kilka godzin po drugim dniu zniszczeń, członkowie społeczności zadzwonili do komisarzy hrabstwa Dekalb i różnych wydziałów, aby powiadomić ich o odbywających się pracach. W ciągu kilku godzin dwóch policjantów z hrabstwa Dekalb ostrożnie podeszło do parkingu, który był teraz w ruinie. Z niepokojem powiadomili zebranych, że wkrótce wrócą z nakazem “Stop Work”. Poprosili protestujących, aby pozwolili im to zrobić bez zakłóceń.

Z nakazami “Stop Work” obowiązującymi po obu stronach lasu, wiele osób z ruchu poczuło chwilową ulgę. Jednak policji nic nie zatrzymywało przed wkroczeniem do lasu w celu usunięcia obozowisk lub zaatakowania infrastruktury ruchu.

Odzyskując pewność siebie

W ostatnich tygodniach grudnia ruch ciężko pracował, aby poukładać priorytety i odzyskać pewność siebie. Obozowiska na terenie starej farmy więziennej trzymały się mocno w obliczu represji. Lokalni muzycy i artyści zorganizowali zbiórkę pieniędzy “Rock Against Repression” dla osób oskarżonych terroryzm; uczestniczyło w niej kilkaset osób. Zespoły wsparcia więziennego i pomocy prawnej wciąż wkładały nadludzki wysiłek, aby zapewnić bezpieczeństwo oskarżonym. Aktywiści i prawnicy z całego kraju oferowali pomoc wraz z radami zaczerpniętymi z poprzednich epok represji, w tym z okresu green scare[10].

Ruch przyciągał uwagę całego kraju, zwłaszcza takich portali jak Vice: Motherboard, które były zaniepokojone politycznie nacechowanym oskarżeniem obrońców lasu. Zauważyły to również skrajnie prawicowe trolle, które stanęły po stronie władz, organizując kampanie doxingu i oszczerstw skierowane przeciwko oskarżonym.

Prokurator okręgowy hrabstwa Dekalb Sherri Boston i rzecznicy policji argumentowali, że przynależność do ruchu Defend the Atlanta Forest sama w sobie stanowiła uzasadnioną podstawę do postawienia zarzutów o terroryzm. Według rządu, niektóre z czynów, które “potwierdzały” przynależność do ruchu, obejmowały biwakowanie w lesie, przebywanie w lesie podczas nalotu, zamieszczanie informacji o ruchu w mediach społecznościowych i protestowanie przeciwko zniszczeniu lasu. Prokuratorzy fałszywie twierdzili, że Departament Bezpieczeństwa Krajowego “sklasyfikował” ruch jako domową przemocową grupę ekstremistyczną.

To było kolejne kłamstwo. Wewnętrzna dokumentacja Departamentu Bezpieczeństwa dotycząca działań przestępczych jest tylko tym – dokumentacją: wewnętrznymi notatkami dotyczącymi działań i wydarzeń. Nawet gdyby agencja zaklasyfikowała cały ruch jako krajową grupę terrorystyczną, byłaby to sprawa urzędnicza, a nie prawna. Ale DBK nie klasyfikuje ruchów, co widać w ich odrzuceniu absurdalnego żądania Donalda Trumpa, aby zakwalifikować “Antifę” jako grupę terrorystyczną.

Aby zniechęcić do dalszych ataków na las i odbudować morale wewnątrz ruchu, ludzie zaczęli organizować codzienne czuwania w ruinach parkingu. Każdego ranka dziesiątki ludzi spotykały się, by zjeść śniadanie i wypić kawę na dawnym parkingu Parku Ludowego Weelaunee. Dzięki temu natychmiast dowiadywali się o interwencjach policji lub przybyciu ciężkiej maszynerii.

W czasie porannych czuwań nie pojawiali się żadni wykonawcy ani policja. Bez większej ilości danych nie możemy wiedzieć, czy wpłynęły one harmonogram niszczenia lasu. W przyszłości być może podobna kreatywna taktyka mogłaby zostać wykorzystana do mobilizacji tych, którzy nie mogą nocować w lesie, zakładając, że sama ziemia pozostanie strefą sporną.

W sylwestra setki ludzi zjechały się do lasu. Sąsiedzi, raverzy i aktywiści zebrali się pod nową altaną, która została potajemnie zmontowana w ciągu dnia w części parku ledwie poza strefą, którą Millsap twierdzi, że posiada. Pałeczki fluorescencyjne oświetlały ścieżkę spacerową prowadzącą przez zniszczenia w kierunku dźwięków dudniącej muzyki. Lokalny kolektyw queerowy zorganizował imprezę, która okazała się dużym sukcesem.

Dla wielu osób powrót do lasu stał się trudny i stresujący. Wielu uczestników powiedziało, że mają nadzieję, iż ta impreza oznacza przechylanie się szali na korzyść obrońców.

Uchylenie nakazu

Po zniszczeniach z 21 grudnia adwokaci złożyli w sądzie hrabstwa Dekalb wniosek o wydanie nakazu przeciwko Ryanowi Millsapowi. W odwołaniu podkreślono ciągłe nadużywanie ziemi przez Millsapa i jego zbirów oraz uporczywe naruszanie warunków umowy zamiany ziemi zawartej między Millsapem a Dekalb, w tym jego wielokrotne próby zamknięcia dostępu do parku oraz decyzję o zburzeniu ścieżki rowerowej łączącej szlak – który jego zdaniem jest jego własnością – z kilkoma innymi parkami, do których nie rości sobie żadnych praw.

28 grudnia sędzia odrzuciła apelację, bezpodstawnie wiążąc ją z protestami i bezczelnie twierdząc, że “szkody wyrządzone na nieruchomości przez zamieszkujących ją ludzi są o wiele gorsze niż cokolwiek innego, co ktokolwiek robi w tym momencie”. Powtórzyła tym samym frazes innych przeciwników ruchu – zarówno prawicowych jak i lewicowych, tak biurokratycznych, jak oddolnych – że protesty przynoszą więcej szkody niż pożytku. A jednak to nie protestujący wycinali drzewa, niszczyli infrastrukturę publiczną i blokowali publiczny dostęp do parku.

W swoich uwagach końcowych wyraźnie zaznaczyła, że Ryan Millsap może kontynuować niszczenie lasu, jak tylko mu się podoba, bez względu na umowy z hrabstwem Dekalb czy cokolwiek innego. Biuro Planowania i Zrównoważonego Rozwoju Dekalb odrzuciło ten pomysł, gdy 22 grudnia wydało nakaz wstrzymania prac. Obecnie, w konsekwencji tego nakazu, Millsap nie może kontynuować niszczenia Weelaunee bez zezwoleń. Ale w konsekwencji orzeczenia z 3 stycznia, może swobodnie ubiegać się o pozwolenia, które pozwoliłyby mu to zrobić.

Prawda jest taka, że nic nie powstrzyma Millsapa przed wznowieniem niszczenia lasu – poza odważnym, twórczym oporem zwykłych ludzi.

18 stycznia, 2023

W pierwszej połowie stycznia sytuacja w leśnych obozowiskach uległa zmianie, ale aktywiści się do niej dostosowywali. Organizatorzy opracowywali również strategie poza lasem, próbując dowiedzieć się, jak reagować na represje i jednocześnie odzyskać inicjatywę. Prawie każdy klaster organizacyjny był zajęty spotkaniami, rozmowami telefonicznymi, wywiadami i podobnymi zadaniami.

W tym samym czasie pojawili się nowi antagoniści, prawdopodobnie przyciągnięci przez wszystkie relacje medialne. Kongresmenka Marjorie Taylor Greene, były prezydent Donald Trump i ich legion internetowych papóg zaczęli komentować ruch, opisując go karykaturalnie jako “strefę autonomiczną ANTIFY”. Wykorzystując tę demagogię, większe kanały informacyjne zaczęły używać celowo mylącego opisu: “obszar, określany jako »strefa autonomiczna ANTIFY«.” Lokalni faszyści zaczęli też inwigilować ruch, podszywając się pod dziennikarzy. Wielu zwolenników skrajnej prawicy domagało się od gubernatora Briana Kempa, by zaostrzył reakcje na ruch.

Ponieważ policja metropolitalna nie zdołała zniszczyć obozowisk, gubernator postanowił spróbować swoich sił, wysyłając policję stanową Georgii (PSG). Funkcjonariusze ci, z których zdecydowana większość to biali mężczyźni mieszkający daleko poza granicami miasta, zwykle zatrzymują samochody na autostradzie; mają bardzo małe doświadczenie w kontrolowaniu protestów. Nasilenie propagandy przez całą jesień i nalot z 13 grudnia wypychały konflikt na nowy teren.

To, jakie doświadczenia z protestami ma policja stanowa Georgii, wzmacnia tylko napięcia już istniejące między PSG a aktywistami. 27 listopada 2014 roku, po tym jak wielka ława przysięgłych nie postawiła w stan oskarżenia policjanta z Ferguson Darrena Wilsona za zabicie Michaela Browna w Missouri, PSG odpowiadało na protesty na złączu dróg I-75 i I-85. Atakowali wtedy czarne kobiety i inne osoby, które biernie blokowały drogę. 4 lipca 2020 roku czarny blok zdewastował siedzibę PSG, wybijając okna i wzniecając ogień wewnątrz budynku. Później tego lata jej funkcjonariusze zaatakowali tłum z wnętrza opancerzonych pojazdów Bearcat, strzelając z kanistrów z gazem łzawiącym w głowy protestujących.

Możliwe, że poza tymi epizodami, niewielu obecnych funkcjonariuszy PSG kiedykolwiek angażowało się w protest w Atlancie. W każdym razie policjanci ci prawie na pewno uwierzyli w fałszywe narracje swoich szefów i członków Community Stakeholders Advisory Committee. PSG wkroczyło do lasu oczekując przemocy, przygotowane do zabicia osób mieszkających w obozowiskach.

Morderstwo

We wczesnych godzinach 18 stycznia policja założyła centrum kontroli operacyjnej na parkingu parku Gresham. Zaczęły się tam gromadzić dziesiątki pojazdów policyjnych z agencji metropolitalnych. Po drugiej stronie lasu, inne agencje na czele z Departamentem Policji Atlanty zaczęły gromadzić się na drogach Key, Fayetteville, Woodham i przyległych. Nad głowami krążyły helikoptery. Obrońcy lasu mogli usłyszeć dźwięki policyjnych dronów unoszących się w pobliżu ich domków na drzewach i namiotów. Przybyły jednostki z psami służbowymi. W pobliżu stacjonowali saperzy, a wszystkie czarne SUV-y zaparkowały wzdłuż drogi Constitution w pobliżu Shadowbox Studios. Po raz pierwszy policja stanowa Georgii weszła do Parku Ludowego Weelaunee.

O 9:04 w lesie rozlega się około trzydziestu strzałów.

Policja stanowa Georgii zabiła w lesie Manuel Páez Terán, wenezuelską osobę anarchistyczną z ludu Tomoto-Cuica, która nosiła imię Tortuguita.

Tortuguita mieszkało w lesie od maja 2022 roku. Podczas swojego pobytu w Atlancie, zjednało sobie sympatię wielu innych obrońców lasu. Koordynowało działania związane z pomocą wzajemną dla tych, którzy mieszkają w lesie, bazując na swoim doświadczeniu w robieniu tego dla bezdomnych w Tallahassee, a także ofiar klęsk żywiołowych. Znane było z wielkiej odwagi i ciepła dla bliskich im osób. Zginęło broniąc lasu. Ich śmierć jest nieocenioną stratą.

Co przerażające, operacja się na tym nie zakończyła. W ciągu następnych kilku godzin funkcjonariusze nadal grasowali po lesie, bezwstydnie kontynuując swój atak. Po raz kolejny rozbijali infrastrukturę obozową, celowali z broni palnej w gości parku i strzelali kulkami pieprzowymi w domki na drzewach. Jedna odważna osoba mieszkająca w domku na drzewie została otoczona przez służby porządkowe, które wysłały na drzewo arborystę. Jego domek został przez niego zniszczony, ale aktywista wspiął się wyżej, odmawiając zejścia.

Pozostał zawieszony w uprzęży przez prawie 19 godzin. Policja przez cały dzień nie opuszczała podnóża drzewa, a potem po raz pierwszy pozostała w lesie po zmroku. W końcu mieszkaniec drzewa zszedł i również został zatrzymany.

Pięć osób, które przeżyły śmiertelny atak na las, zostało aresztowanych i oskarżonych o terroryzm domowy.

Tortuguita Vive, la Lucha Sigue

Gdy poranek 18 stycznia przeszedł w popołudnie, wciąż nie było wiadomo, kto został zabity. Dzięki konferencji prasowej, którą policja zorganizowała w południe, wiadomo było, że został postrzelony policjant. Do dziś władze nie podały żadnych informacji, kim był ten policjant ani jak został postrzelony. Bez większej ilości informacji nie możemy wiedzieć, czy postrzelił się sam, czy został postrzelony przez kolegę z pracy – co sugerowałoby ujawnione później nagranie policyjne pokazało policjantów zaniepokojonych ogniem krzyżowym, a jeden z nich powiedział “You fucked your own officer up” – czy też został postrzelony przez obrońcę lasu działającego w samoobronie.

W początkowej fazie policyjnej propagandy twierdzono, że agenci zostali “wciągnięci w zasadzkę” przez strzelca. Pomysł, że do strzelaniny doszło podczas “wymiany ognia” w lesie, wymyślił z kolei New York Times. Później, Biuro Śledcze Georgii zmieniło swoją historię, twierdząc, że agenci napotkali kogoś w namiocie (sic!) i kiedy kazali mu wyjść, osoba ta “bez ostrzeżenia” otworzyła ogień do funkcjonariuszy. Jednak zdjęcie, które dołączyli do swojej historii, nie przedstawiało namiotu, a hamak. W przeciwieństwie do namiotu, hamaki nie zasłaniają żadnej linii widzenia, nie można “ukryć się” w hamaku. Właśnie dlatego Biuro Śledcze zdecydowało się użyć słowa “namiot” w swojej kampanii kłamstw.

19 stycznia, po wnikliwej naradzie, obrońcy lasu zdecydowali, że nie można pozwolić, aby policja jako pierwsza ogłosiła nazwisko zabitej. Wielu obawiało się, że takie ogłoszenie będzie zawierało próbę oczernienia reputacji Tortuguity, jak to ma w zwyczaju policja szukająca usprawiedliwienia dla często dokonywanych przez siebie morderstw. Lepiej było wyprzedzić machinę propagandową.

Nie wiadomo, czy Tortuguita faktycznie strzelało do oficerów podczas nalotu, czy nie. Ze względu na wszystkie komplikacje, być może nigdy nie poznamy szczegółów. Ponieważ każda agencja policyjna, która mogłaby zbadać to zdarzenie, brała udział w operacji, żadna z nich nie jest wiarygodnym źródłem na ten temat; przyznał to nawet prokurator okręgowy, wycofując się ze sprawy. Żaden z zabójców nie miał na sobie kamer i nie zgłosił się jeszcze żaden wiarygodny świadek.

Niezaprzeczalne jest to, że Tortuguita (które było znane również jako Gęś, Onka, Cami, Manny i pod innymi imionami) oddało swoje życie w obronie lasu i jego mieszkańców, w obronie planety i wszystkich jej uciskanych ludów. Pomimo eskalacji przemocy skierowanej w jej stronę, pozostało niezłomnie zaangażowane w opór wobec militaryzacji policji i niszczenia planety aż do samego końca. I właśnie dlatego policja ją zabiła.

W noc zabójstwa około dwieście osób zebrało się na Findley Plaza w Little 5 Points. Pomimo deszczu, tłum ten zebrał się, aby zapalić świece i bronić przestrzeni dla wszystkich osób w żałobie.

Niektórzy uczestnicy czytali oświadczenia lub wygłaszali przemówienia. Inni stali w ciszy. Wiele płakało.

Większość zebranych zablokowała aleję Moreland. Kiedy podjechał radiowóz, kilka osób rzuciło w niego przedmiotami, aby go odpędzić. Tłum powoli maszerował aleją Euclid, wciągając gruz na ulicę. Ktoś rozbił szybę w sklepie. W końcu wszyscy spokojnie się rozeszli.

Niezłomny opór

W ciągu następujących dni, reportaż o ruchu osiągnął międzynarodowe rozmiary. Korporacje z całego zachodniego świata opublikowały artykuły na temat zabójstwa i ruchu w obronie lasu. Kolejne czuwanie zostało ogłoszone na piątek, 20 stycznia, w Parku Ludowym Weelaunee. Podobne akcje i czuwania ogłoszono w dziesiątkach innych miast w USA i na całym świecie. Niektóre z tych czuwań były dość duże, biorąc pod uwagę kontekst i zimną pogodę; wydarzenia w Richmond, Portland, Nowym Jorku, Chicago i Austin przyciągnęły ponad sto osób każde. W sumie kilka tysięcy ludzi zmobilizowało się w ten weekend, by uczcić pamięć Tortuguity.

W czuwaniu w Ludowym Parku Weelaunee wzięło udział około stu osób i kilku tajniaków. W pobliżu stacjonowała prewencja. Jednak czuwanie odbyło się bez incydentów. Ważne było, aby ludzie mogli zebrać się w pobliżu miejsca zabójstwa jako społeczność, aby posłuchać niektórych piosenek, które Tort uwielbiało i aby dzielić wspólną przestrzeń i móc przeżyć żałobę.

W nocy w całym kraju odbyły się akcje solidarnościowe. W Portland zdewastowano budynek UPS, ponieważ finansuje on Fundację Policyjną. W Detroit zdewastowano biuro Atlas Technical Consultants z powodu ich umowy z Brasfield & Gorrie. W Oakland pamięć Tortuguity uczczono wybiciem dziesiątek szyb w Bank of America, również sponsora Fundacji.

W sobotę, 21 stycznia, około trzysta osób zebrało się w Underground Atlanta, placu i centrum handlowym w centrum miasta. Większość z tego tłumu miała na sobie czarne ubrania, by opłakiwać odejście Tortuguity, jak sugerowała ulotka. Około godziny 17 członkowie pewnej ogólnokrajowej organizacji socjalistycznej zaczęli przemawiać do tłumu zza swoich transparentów i od czasu do czasu przekazywali megafon tym, którzy o niego prosili. Nikt inny nie wydawał się przygotowany do wygłaszania przemówień, ale socjaliści z megafonu nie zorganizowali tego wydarzenia – po prostu przyszli, aby zinstrumentalizować zebranych do swoich celów politycznych. Jest to strategia, którą skutecznie wykorzystują, zwłaszcza w gierkach o władzę wymierzonych w spontaniczne ruchy, w których organizatorzy mogą nie być przygotowani do wygłaszania przemówień.

Około 17:45 tłum wyruszył z placu w kierunku budynku kapitolu stanowego. Kontyngent około stu osób ubranych w czarne bluzy z kapturami i maski zatrzymał tłum i zaczął maszerować w przeciwnym kierunku, tłumacząc innym, że taki był pierwotny plan trasy. W końcu na czele znaleźli się przyjaciele i towarzysze Tortuguity.

Tłum skręcił w ulicę Peachtree, kierując się na północ. Nad tłumem zaczął dryfować kolorowy dym. Niektórzy piesi dołączyli do marszu. Ruch pieszych i samochodów w centrum miasta w godzinach szczytu dał posłuch demonstrantom, którzy skandowali “Cop City nigdy nie zostanie zbudowane!” i “Gliny, świnie, mordercy!”. Tuż na północ od stacji Peachtree Center MARTA, SUV policji w Atlancie próbował zawrócić, cofając się po tym, jak demonstrant rzucił w niego fajerwerkiem. Funkcjonariusze zaparkowali samochód, wysiedli i odbiegli. Gdy tłum dotarł do pojazdu, wybił w nim szyby.

Pojazd policyjny został zaparkowany bezpośrednio przed Deloitte Tower. Siedziba Fundacji Policyjnej Atlanty znajduje się na parterze; była już raz zdewastowana, podczas pierwszego tygodnia akcyjnego w 2021 roku. Teraz, w nocy 21 stycznia 2023 roku kilka osób obrzuciło budynek kamieniami, podczas gdy inni rozbijali drzwi i okna. Ktoś z tłumu rzucił fajerwerki na zewnątrz budynku – te niestety eksplodowały w tłumie, co wystraszyło tył marszu, wysyłając niektórych ludzi w przeciwnym kierunku.

Przecznicę dalej tłum minął kolejny pojazd policji Atlanty i zabrał się za wybijanie jego szyb. Ktoś wrzucił do środka fajerwerki. Kilka minut później płonący pojazd zadymił wczesnowieczorną panoramę miasta. Ktoś wybił szybę w Truist Bank. Pół przecznicy dalej, Wells Fargo stracił wiele okien, a oba bankomaty na poziomie ulicy zostały rozbite. Fajerwerki ponownie eksplodowały w pobliżu tłumu na poziomie ulicy, bez wyraźnego celu. Niepokój narastał w marszu, choć do tej pory nie napotkał on żadnych przeszkód.

Na czele trzy pojazdy policyjne zablokowały ulicę Peachtree w pobliżu skrzyżowania z ulicą Baker. Kilku obrońców lasu zaczęło rzucać w samochody fajerwerki i kamienie, co powstrzymało je przed zbliżeniem się do marszu. Prawie pół przecznicy dzieliło tłum od patrolówek, a za marszem, który liczył teraz około stu dwudziestu osób, nie było żadnych policjantów. Zamiast konfrontacji z policjantami, którą marsz prawdopodobnie mógłby wygrać, grupa zawahała się, zatrzymując się na kilka kluczowych momentów. Nagle kilku policjantów z Atlanty wyszło z samochodów w kierunku czarnego bloku. Tylko garstka protestujących rzucała kamieniami i fajerwerkami; wszyscy inni cofnęli się, ale nie rozproszyli się ani nie wpadli w popłoch.

Funkcjonariuszom udało się schwytać kilku młodych ludzi w pobliżu frontu protestu. Czarny blok szybko rozproszył się w centrum miasta. Niedługo potem policja zgarnęła kilka innych osób, które podejrzewała o udział w tym wydarzeniu. Policjanci Georgii zaparkowali wzdłuż Peachtree Center i Piedmont, założyli maski i wyciągnęli z bagażników gaz łzawiący, ale demonstracja się skończyła.

Wszyscy aresztowani tej nocy zostali oskarżeni o terroryzm domowy, co zwiększyło całkowitą liczbę oskarżonych z tytułu tej ustawy do osiemnastu osób. Jedna osoba jest oskarżona dwukrotnie, raz za atak na las 13 grudnia, a drugi za przebywanie w pobliżu protestu 21 stycznia. W chwili publikacji, siedem z tych osiemnastu osób nie ma prawa do zwolnienia za kaucją od ponad miesiąca. Kilku z oskarżonych nie otrzymuje właściwej opieki medycznej ani jedzenia odpowiedniego do ich potrzeb dietetycznych.

Wszystkim oskarżonym stawia się zarzuty na podstawie “House Bill 452”, ustawy “Georgia Domestic Terrorism”. Ustawa ta zredefiniowała terroryzm domowy w Georgii po przerażającym ataku na czarnoskórych parafian w Charleston w 2017 roku. Zgodnie z poprzednim prawem, taki akt nie stanowiłby terroryzmu domowego, ponieważ zabitych zostało tylko dziewięć osób, a stare prawo wymagało, aby zginęło ich dziesięć, zanim można było nazwać ten akt terrorystycznym; zgodnie z nową ustawą takiego limitu nie ma. Ma ona bardzo szeroki zasięg i w zależności od tego, jak zostanie zinterpretowana, może służyć do kryminalizacji szerokiego zakresu zwykłych działań protestacyjnych, ze względu na niejasno sformułowany zapis o “infrastrukturze krytycznej”.

Protestujących aresztowanych 21 stycznia nie oskarżono o terroryzm domowy bo wybili szyby. Gdyby tak było, już byłoby to szokującym i nowatorskim nadużyciem władzy sądowniczej. Zarzuca się im raczej, że byli w tłumie, w którym niektórzy wybijali okna i rzucali fajerwerki.

Prokuratorzy z Atlanty chcą ustanowić precedens, według którego wysyłanie wiadomości tekstowych, biwakowanie w lesie, umieszczanie postów na mediach społecznościowych i udział w niepokornym proteście to formy terroryzmu. To kładzie podwaliny pod jawny totalitaryzm.

Czy naprawdę wszystko “zmierza ku końcowi”?

Zdjęcia podpalonego 21 stycznia radiowozu wiralnie rozeszły się w sieci. Zarówno relacje korporacyjne jak i oddolne podkreślały precyzję wandalizmu: protestujący wybijali szyby tylko w oddziałach banków mających bezpośrednie powiązania z APF, a także w niektórych radiowozach policji Atlanty i w samej siedzibie APF. Sądząc po rozmowach w mieście i w sieci, opinia publiczna zdawała się rozumieć cele i gniew obrońców lasu po zabiciu Tortuguity, nawet jeśli w teorii nie pochwalała politycznego wandalizmu.

Jednocześnie gwałtownie rosła popularność ruchu. Tysiące organizacji non-profit i grup obywatelskich dołączyło do anarchistów, autonomistów, antykapitalistów i rewolucjonistów z całego świata, podpisując deklarację solidarności z ruchem. Wśród tych grup znalazły się 350.org, Rainforest Action Network, Center for Biological Diversity, Greenpeace, Sierra Club, Sunrise Movement, No More Deaths, Black Alliance for Peace, National Lawyers Guild i PEN America – grupy, które wcześniej stały z boku walki o obronę lasu. Kilka innych przygotowało własne deklaracje poparcia dla ruchu, w tym King Center. Wiele z tych grup podkreśliło listę drugorzędnych i trzeciorzędnych celów związanych z Cop City, wzywając swoich członków do wywarcia presji na te firmy, aby oddzieliły się od APF. Wkrótce po marszu w centrum miasta, trzech kongresmenów Partii Demokratycznej zadeklarowało swoje poparcie dla ruchu.

W ciągu niespełna tygodnia ruch zmierzył się z niewypowiedzianą tragedią i przeorientował narrację o sto osiemdziesiąt stopni, obalając kłamstwa policji, polityków i mediów korporacyjnych.

Jeśli ruch utrzyma swoją obecną trajektorię w kierunku masowej mobilizacji i poparcia, wykaże efektywność swojej strategii – pod warunkiem, że to, jak faktycznie się rozwinął, nie zostanie wymazane (jak to miało miejsce na przykład w przypadku powstania George’a Floyda). W szczególności pokaże, że mała, oddana grupa bojowych aktywistów może wywołać mobilizację na dużą skalę, a nie tylko za nią gonić. Jeśli ruch nadal będzie się rozwijał, będzie to zasługą wytrwałej determinacji, elastyczności, odwagi, kreatywności i inteligencji kilkuset osób, które od początku nieustannie przesuwały jego granice.

Krew w wodzie

31 stycznia burmistrz Atlanty Andre Dickens i dyrektor generalny hrabstwa Dekalb Michael Thurmond zorganizowali wspólną konferencję prasową. Po zaproszeniu wszystkich przedstawicieli lokalnej prasy, władze w ostatniej chwili zmieniły zdanie, zamykając publiczny dostęp do wydarzenia i wykluczając wszystkie media poza dwoma korporacyjnymi na zewnątrz wraz z protestującymi. Wokół ratusza rozmieszczono sześćdziesiąt wozów policyjnych, aby powstrzymać dziesiątki osób, które zebrały się, aby zaprotestować przeciwko konferencji.

Razem burmistrz i dyrektor generalny hrabstwa Dekalb ogłosili “kompromis” między dwoma rządami. Nowe porozumienie, które nie jest prawnie wiążące, powstało w wyniku serii spotkań za zamkniętymi drzwiami, bez udziału społeczeństwa i bez jakiejkolwiek transparentności. Wprowadza ono zmiany, o które nikt nie prosił: na przykład, podobno nowe plany dla Cop City nie obejmują już miejsca na testowanie materiałów wybuchowych. Przypuszczalnie zmiana ta ma na celu przyspieszenie procesu uzyskiwania zezwoleń na realizację projektu. Nowe pozwolenia zawierają “klauzulę elastyczności”, która pozwala APF na zmianę lub rozszerzenie projektu, gdy będzie on już realizowany, co pozostawia im furtkę do zrealizowana swoich pierwotnych planów. Choć to ogłoszenie nie oznacza zwycięstwa, to jednak sugeruje, że może narastać pewna instytucjonalna panika.

Zezwolenie na zaburzenie terenu zostało zatwierdzone. Podczas całej godziny kłamstw i półprawd, burmistrz Dickens ani razu nie wspomniał o zabiciu Tortuguity.

Tymczasem rodzina Tortuguity zleciła prywatną autopsję, która wykazała, że zostało ono postrzelone co najmniej trzynaście razy przez różnych funkcjonariuszy.


Jeśli ruch nadal będzie się rozwijał, będzie to zasługą wytrwałej determinacji, elastyczności, odwagi, kreatywności i inteligencji kilkuset osób, które od początku nieustannie przesuwały jego granice.


W następnym tygodniu burmistrz Dickens ogłosił zamiar zorganizowania sesji pytań i odpowiedzi w Atlanta University Center (AUC). W AUC mieszczą się Morehouse College, Spelman College, Clark Atlanta i Morehouse School of Medicine. Są to prywatne, historycznie czarne szkoły wyższe i uniwersytety, z których słynie Atlanta.

Burmistrz był zdecydowany zorganizować sesję pytań i odpowiedzi z czarnymi studentami 7 lutego, ponieważ tydzień wcześniej, 31 stycznia, grupa studentów publicznie zakłóciła wydarzenia na kampusie i zażądała, aby szkoła wydzieliła się z Fundacji Policyjnej Atlanty i zdemaskowała Cop City. W tym samym czasie 20% wykładowców Morehouse podpisało list otwarty do administracji kampusu, zdecydowanie potępiając zaangażowanie instytucji w APF.

Podczas Q&A 7 lutego, niektórzy studenci i członkowie społeczności odmówili wejścia do audytorium, skandując hasła i potępiając wydarzenie z zewnątrz. W środku, mówca za mówcą krytykował prezydenta Morehouse, burmistrza Atlanty oraz systemy białej supremacji i kapitalizmu terroryzujące i mordujące członków społeczności, które szkoła ma kształcić i pomagać. Wydarzenie to było katastrofą dla strategii pijarowej rządu miasta.

Następnego dnia, 8 lutego, Departament Policji w Atlancie udostępnił nagrania z kamer z nalotu z 18 stycznia. Materiał ten został opublikowany bezceremonialnie, bez towarzyszącego mu oświadczenia czy konferencji prasowej. Po tym, jak GBI twierdziło, że nie ma żadnych materiałów, które byłyby istotne dla sprawy, wielu było zszokowanych tym, co pokazało nagranie.

Nagranie z kamery nie pokazuje zabicia Tortuguity przez policjantów stanu Georgia. Pokazuje raczej kilku funkcjonariuszy spacerujących po lesie, gdy w pobliżu nagle wybuchają strzały. Nie poprzedzają ich żadne krzyki ani komendy. Potem jeden z policjantów z Atlanty mówi “You fucked your own officer up?”. W materiale filmowym, który pokazuje wiele perspektyw i momentów z poranka, trzy oddzielne grupy policjantów z Atlanty wydają się być pod wrażeniem, że funkcjonariusze przypadkowo postrzelili jednego ze swoich. Wideo rejestruje również pojedynczy niewyjaśniony strzał padający kilka minut po początkowej salwie.

Wszystko to wydaje się podważać oficjalną narrację. Udostępniając materiał filmowy, policja z Atlanty ugięła się pod presją wywieraną na nią przez rodzinę Tortuguity i jej prawników, którzy dwa dni wcześniej zorganizowali konferencję prasową. Nie można też wykluczyć, że mieli nadzieję zdystansować się od działań Biura Śledczego Georgii.

W kolejnych dniach ogromna liczba policji zaczęła stacjonować wokół drogę Key i wewnątrz północnej bramy starej farmy więziennej. Eskortowali firmę Brent Scarborough, podwykonawcę Brasfield & Gorrie i darczyńcę gubernatora i APF, na teren posiadłości, gdzie funkcjonariusze rozstawili plandekę zaporową i kilka dużych reflektorów skierowanych w stronę lasu. Wewnątrz bramy pracownicy rozpoczęli układanie żwiru i usuwanie drzew w celu wzniesienia ogrodzenia do kontroli erozji. Policjanci i nieoznakowane pojazdy stacjonują 24h na dobę na stanowiskach co kilkadziesiąt stóp wzdłuż obwodu farmy więziennej. W ostatnim oświadczeniu dla sądu hrabstwa Dekalb, APF twierdzi, że wydaje 41,500 dolarów dziennie na zabezpieczenie terenu.

Opór się rozprzestrzenia. W ostatnim tygodniu stycznia protesty i czuwania miały miejsce w ponad dwudziestu miastach. 9 lutego ponad sto studentów Georgia Tech przemaszerowało wokół kampusu, potępiając Cop City i próbując szturmować budynki administracji. Od początku lutego wiece, marsze i benefity miały miejsce w Ann Arbor, Waszyngtonie, Binghamton, Nowym Orleanie, Flagstaff, Tucson, Vancouver, Humboldt i innych miejscach.

Podczas gdy Brasfield & Gorrie i ich podwykonawcy kontynuują działania na zlecenie APF, obrońcy lasu organizują się wszędzie w lokalne komitety i grupy organizacyjne, aby wywierać presję na wykonawców, szerzyć świadomość, zbierać fundusze i wysyłać delegacje do Atlanty na tydzień akcyjny zaplanowany na 4 marca.

Możliwe, że ruch jest bliżej zwycięstwa niż się wydaje. Z pewnością znajduje się u progu krytycznego momentu – z pewnością najbardziej determinującym całą walkę. Wszystko zależy teraz od odważnych ludzi, który będą nadal naciskać na odważniejsze i jeszcze kreatywniejsze strategie.

Pierwotna publikacja: CrimethInc.

Data publikacji: 22.02.2023


Dodatek: Chronologia wydarzeń

Zebrane z publicznie dostępnych relacji.

Kwiecień 2, 2022: Wniosek o ujawnienie dokumentów w stanie Georgia ujawnia, że Brasfield & Gorrie została zakontraktowana do przejęcia pracy nad Cop City. Brasfield & Gorrie potwierdza to później w komunikacie prasowym.

9 kwietnia: Startuje strona internetowa SRY Campaign (w tym czasie jako Stopreevesyoung.com). Strona zawiera nazwiska i adresy domowe osób dążących do zniszczenia lasu, w tym prezesa i dyrektora generalnego Reeves+Young.

18 kwietnia: Reeves+Young rezygnuje z kontraktu z Fundacją Policyjną.

23 kwietnia: Zjazd Muscogee przyciąga setki osób do lasu na sesje informacyjne i prezentację historyczną.

26 kwietnia: Okna Bank of America zostają wybite w Portland z powodu powiązania banku z Fundacją Policyjną Atlanty (APF).

27 kwietnia: W całym Bay Area dochodzi do sabotażu bankomatów w celu wsparcia ruchu, wymierzonego w instytucje popierające APF.

1 maja: Zostają wybite szyby i pomalowane ściany w biurze firmy Atlas Technical Consultants w Minneapolis, podwykonawcy zaangażowanego w budowę Cop City w imieniu Brasfield i Gorrie. Tego samego dnia biuro Atlas Technical Consultants w Highland w stanie Indiana zostaje pomalowane na znak solidarności z ruchem, a w Bank of America w Pittsburgu w Pensylwanii wybito szyby.

4 maja: Policja próbuje wejść na teren farmy więziennej przez bramę północną. Zostaje odparta za pomocą płonących barykad, kamieni i dymu.

8-14 maja: trzeci tydzień akcyjny w obronie lasu przyciąga setki uczestników do autonomicznego obozowiska w lesie South River/Weelaunee. Przez cały tydzień odbywają się dziesiątki wydarzeń, spacerów, rozmów, imprez i akcji, skutecznie wyzwalając strefę spod kontroli policji.

9 maja: Buldożer z napisem “Dodd Drilling LLC” i dwóch szeryfów z hrabstwa Dekalb wjeżdża do lasu przez wejście do Klubu Kontroli Radiowej na Constitution Drive. Pomimo wczesnej porannej godziny ich przybycia, kilkudziesięciu aktywistów z powodzeniem odparło buldożer i policję, choć zanim im się to udało, kilka drzew zostało już ściętych. Tego samego dnia odbyła się demonstracja pod domem Shepherda Longa, prezesa Long Engineering, podwykonawcy Brasfield & Gorrie.

10 maja: “Jakiś anarchista” wybija siedem szyb w biurze Atlas Technical Consultants w Albany w stanie Nowy Jork z powodu ich kontraktu z Brasfield & Gorrie.

11 maja: Dwa policyjne radiowozy hrabstwa Dekalb wjeżdżają na parking Intrenchment Creek Park, ale zostają odparte przez grupy ludzi rzucających kamieniami. Godzinę później na parkingu parkuje furgonetka należąca do Juvenile Detention Center. Kilkudziesięciu ubranych na czarno aktywistów zasadza się na pojazd z wielu stron, przecinając jego opony i wybijając szyby. Trzydziestu protestujących zbiera się pod domem Keitha Johnsona, prezesa wschodniego regionu firmy Brasfield & Gorrie, generalnego wykonawcy Cop City.

12 maja: Około osiemdziesiąt protestujących zbiera się pod siedzibie Brasfield & Gorrie w północno-zachodniej Atlancie. Malują slogany, rzucają balony z farbą w okleinę budynku, wybijają okna i strzelają fajerwerkami do obiektu przed rozejściem się. W pobliżu kilka osób zostaje aresztowanych w rzekomym związku z tym wydarzeniem.

Maj 13: Wczesnym rankiem, ktoś spray’uje “Drop Cop City lub Else” na siedzibie Brasfield & Gorrie w na Birmingham, stanie Alabama. Uszkodzonych zostaje również wiele okien w obiekcie. W Atlancie ktoś podsłuchuję policjantów narzekających na “Black Flag Atlanta”, fikcyjną organizację anarchistyczną, która według nich bacznie ich monitoruje, utrudniając im poruszanie się w okolicach lasu Weelaunee.

14 maja: Ponad sto osób dołącza do marszu w East Atlanta Village, aby potępić Cop City, prowadzonego przez przedszkolaków, rodziców i nauczycieli. Później tego samego dnia ponad dwieście osób maszeruje w Little 5 Points, aby sprzeciwić się Cop City. Sąsiedzi i przechodnie okazują ogromne wsparcie dla wszystkich zebranych. Po zakończeniu marszu, dziesiątki pojazdów policyjnych i helikopterów oblega okolicę. Policja aresztuje wielu przypadkowych ludzi, podczas gdy przechodnie wyrażają dezaprobatę.

16 maja: Dom “związany” z Dodd Drilling LLC zostaje zdewastowany. Tego samego dnia następuje kampania telefoniczna wymierzona w Brasfield & Gorrie.

17 maja: Setki funkcjonariuszy z Departamentu Policji Atlanty, hrabstwa Dekalb, oddziałów antyterrorystycznych, Biura Śledczego Georgii, Departamentu Zasobów Naturalnych i Parks and Recreation hrabstwa Dekalb uczestniczą w międzyagencyjnym nalocie na starą farmę więziennej. Obrońcy lasu wymykają się funkcjonariuszom i odpychają ich kamieniami, fajerwerkami i koktajlami mołotowa. Kilku gości parku zostaje aresztowanych w sąsiednim Intrenchment Creek Park, ale ich zarzuty zostają wkrótce wycofane. Wszystkie główne media uczestniczą w konferencji prasowej w Intrenchment Creek Park, na której aktywiści potępiają akcję policji. Wycieki audio z komunikacji policyjnej ujawniają policję omawiającą dzień nalotu jako “spotkanie ze potencjalnie śmiercionośnymi środkami”, usprawiedliwiając użycie potencjalnie śmiercionośnych metod przeciwko aktywistom.

Maj: W ciągu miesiąca sprzęt budowlany dla różnych projektów w hrabstwie Lane w Oregonie zostaje zdewastowany in support of the movement. na znak poparcia dla ruchu.

20 maja: W Minneapolis, okna Bank of America zostają wybite, a na budynku wymalowany jest napis “Defund Cop City”.

26 maja: Wybite zostają okna w Consolidated Engineering Laboratories, filii Atlas Technical Consultants.

Połowa maja: Protestujący odwiedzają Keitha Johnsona, prezesa regionalnego Brasfield & Gorrie, w jego domu. Brama na zewnątrz jego posesji zostaje ozdobiona sprayem.

Późny maj: Obrońcy lasu budują domki na drzewach w lesie Weelaunee.

1 czerwca: Wybite zostają szyby w biurze firmy Atlas Technical Consultants w Erie, w Pensylwanii.

2 czerwca: Zaledwie dziesięciu obrońców lasu odpiera ekipę budowlaną w starej farmie więziennej za pomocą kamieni i fajerwerków. Biuro Atlas Technical Consultants zostaje zdewastowane w Columbus, Ohio.

5 czerwca: Aktywiści odwiedzają kościół Michaela Kellera, dyrektora ds. przedbudowy w Brasfield & Gorrie, i umieszczają ulotki na zaparkowanych przy nim samochodach.

6 czerwca: Duży kontyngent policji eskortuje robotników na teren starej farmy więziennej. Kiedy aktywiści próbują odstraszyć robotników, funkcjonariusze kierują w ich stronę broń palną. Kilkadziesiąt drzew zostaje wyciętych. Później kilka maszyn należących do Boyette Brothers Rental Service, które zostały użyte do powalenia drzew, zapala się. Internetowe oświadczenie zwraca się do “każdego, kto próbuje pomóc w budowie Cop City, nasze przesłanie jest proste: ‘Jeśli je zbudujesz, my je spalimy’”.

7 czerwca: W odpowiedzi na próbę eksmisji osoby wycinającej drzewa, kilkadziesiąt osób przeprowadza protest samochodowy, blokując dostęp do drogi Constitution i trąbiąc klaksonami. Eksmisja zostaje wstrzymana. W innym miejscu, przed nowojorskim biurem Atlas Technical Consultants odbywa się noise demo.

10 czerwca: W biurze Atlas Technical Consultants w Tallahassee zostają wybite szyby. Nakaz “Stop Work” zostaje dostarczony przez rząd hrabstwa Dekalb z powodu nielegalnego usuwania drzew i prac wyburzeniowych na terenie farmy więziennej.

12 czerwca: “Każde okno i drzwi” w biurze Atlas Technical Consultants w Kansas City zostaje wybite.

15 czerwca: Biuro Atlas Technical Consultants w Springfield w stanie Massachusetts zostaje zdewastowane.

19 czerwca: Aktywiści budują dodatkowe okupacje drzew, aby upamiętnić dziesiąty dzień czerwca.

20 czerwca: Rozpoczyna się info tour po Zachodnim Wybrzeżu, który potrwa do 7 lipca.

28 czerwca: W kolejne drzewa w lesie Weelaunee zostają według doniesień wbite gwoździe.

30 czerwca: Protestujący blokują drogi i zakłócają pracę biura Brasfield & Gorrie w Charlotte w Północnej Karolinie. Rozpoczyna się info-tour z przemówieniami po Wschodnim Wybrzeżu, które potrwa do 3 lipca.

29 czerwca – 1 lipca: Obrońcy lasu wielokrotnie wymykają się lub opierają się wtargnięciom policji na teren starej farmy więziennej. Północna brama zostaje zabarykadowana, aby ją spowolnić.

1 lipca: Startuje nowa strona internetowa o nazwie “Stop the Atlanta Police Foundation”. Strona wyszczególnia linki, które łączą firmy takie jak Norfolk Southern z APF.

7 lipca: Atlanta Police wznosi kamerę nadzoru na słupie w pobliżu lasu, a “bobry” ten 12-metrowy słup ścinają.

19 lipca: Ryan Millsap nakazuje podwykonawcom umieszczenie betonowych barier w wejściu do Intrenchment Creek Park, skutecznie zamykając publiczny obiekt.

20 lipca: W odpowiedzi na działania policji w poprzednich tygodniach, w tym skierowanie broni palnej na nieuzbrojonych protestujących, uruchomiona zostaje nowa strona internetowa o nazwie “Cops of Cop City”. Zawiera ona zdjęcia i adresy domowe przedstawicieli organów ścigania z Atlanty.

21 lipca: “Sto uroczych małych mrówek” przenosi betonowe bariery z wejścia do Intrenchment Creek Park, przywracając otwarty dostęp do lasu tuż przed czwartym tygodniem akcyjnym.

22 lipca: South River Watershed Alliance i Atlanta Community Press Collective wydają harmonogram budowy i plany terenu, ujawniając, że “oczyszczanie i równanie” ma się rozpocząć jesienią 2022 roku. Tymczasem klub Remote Control zostaje zdewastowany, a dostęp do lotniska, z którego korzystali półlegalnie, zostaje zamknięty przez barykady. W poprzednich tygodniach, niektórzy aktywiści doszli do przekonania, że RC Club współpracuje z policją w operacjach przeciwko obrońcom lasu.

23 lipca: Aktywiści klimatyczni przykuwają się do drzwi wejściowych biura Brasfield & Gorrie w Charlotte, Karolinie Północnej. W Atlancie rozpoczyna się czwarty tydzień akcyjny. Aktywiści zbierają się w miejscu betonowych barykad i wznoszą znak z napisem “Weelaunee People’s Park”.

25 lipca: Protesty odbywają się przed domem Keitha Johnsona, prezesa regionalnego Brasfield & Gorrie, oraz Jodye Ellen DiSario, asystentki wykonawczej w Brasfield & Gorrie. Aktywiści zrzucają banery w Minneapolis, aby wesprzeć tydzień akcyjny. W samym lesie zdewastowano kilka kamer i ciężarówkę należące do Flock Safety, podmiotu, któremu zlecono stworzenie infrastruktury monitoringu wokół lasu. Policja i entuzjaści policji fałszywie twierdzą, że obrońcy lasu użyli broni palnej wobec podwykonawców. W kolejnych tygodniach każda zainstalowana w okolicy kamera jest wielokrotnie dewastowana, aż Flock zaprzestaje instalowania nowych.

28 lipca: W Parku Ludowym Weelaunee rozpoczyna się trzydniowy festiwal muzyki autonomicznej, na którym spotykają się zespoły indie, techno, hip hop i hardcore punk. Około tysiąca osób uczestniczy w wydarzeniach, słuchając przemówień, czytając literaturę i biwakując na tym terenie. Gdzie indziej, w okolicach Minneapolis i St. Paul pojawiają się plakaty Defend the Forest.

29 lipca: Zrzuty banerów w Orlando na Florydzie i w Brooklynie w Nowym Jorku. Miejsce pracy Brasfield & Gorrie na skrzyżowaniu Hank Aaron Drive i Fulton Street zostaje zakłócone przez 30-40 protestujących, którzy maszerują i skandują. Później policja aresztuje osiem osób w okolicy, twierdząc, że miały one związek z tym wydarzeniem.

30 lipca: Ryan Millsap i jego wspólnik Anthony Wayne James atakują początek szlaku Parku Ludowego Weelaunee/Intrenchment Creek Park. Tłum szybko gromadzi się i odpiera Millsapa, Jamesa i szeryfów hrabstwa Dekalb, którzy przybyli, aby ich bronić. Ciężarówka i przyczepa należąca do Millsapa zostają unieruchomione, a później spalone. Tymczasem w Filadelfii, aktywiści malują graffiti na poparcie ruchu.

3 sierpnia: Podczas wieloagencyjnej operacji w lesie i wokół niego, ciężarówka Georgia Power ma wybite szyby. Georgia Power zapewniała wsparcie infrastrukturalne dla Eberly & Associates i innych firm mających nadzieję na rozpoczęcie wstępnej budowy Cop City.

4 sierpnia: W biurze firmy Atlas Technical Consultants w Omaha (Nebraska) wybito szyby i pomalowano elewację.

5 sierpnia: W biurze Alta Vista, spółki zależnej od Atlas Technical Consultants, znajdujących się na Manhattanie w Nowym Jorku, wybite zostają okna.

24 sierpnia: Aktywiści odwiedzają dom Justina Rannicka, konfrontując się z nim na jego podjeździe. Rannick jest kierownikiem oddziału w firmie Brasfield & Gorrie i zasiada w zarządzie Atlanta Police Foundation. Protestujący ponownie odwiedzają też dom Keitha Johnsona. Później policja zatrzymuje samochód i aresztuje trzy osoby, oskarżając je o udział w proteście.

26 sierpnia: Cztery ciężkie maszyny zostają unieruchomione na placu budowy Brasfield & Gorrie przy Ralph McGill Boulevard. “Stop Cop City” jest napisane czerwoną farbą.

Wrzesień 8: “Różne maszyny budowlane” przechowywane w miejscu przylegającym do Intrenchment Creek Park przy Key Road i Bouldercrest zapalają się.

Początek września 2022: Koparka zapala się na działce należącej obecnie do Blackhall/Shadowbox znajdującej się na Bouldercrest Road. Działka ta, która ma nosić nazwę “Michelle Obama Park”, ma zostać przekształcona w park, aby ułatwić transakcję wymiany gruntów między Dekalb County i Ryan Millsap.

25 września: Ktoś odwiedza dom Magnusa Millera Gorrie, prezesa firmy Brasfield & Gorrie. Jego luksusowe samochody zostają zdewastowane rozcieńczalnikiem do farb, a podjazd i posąg na podwórku różową farbą.

6 października: Pracownicy Stake Center wchodzą na teren starej farmy więziennej, aby zbadać teren i ustawić paliki. Szyby w ich samochodach zostają wybite, a opony rozcięte. To pierwszy raz od kilku miesięcy, kiedy pracownicy przybyli do lasu bez eskorty policji. Nie wracają.

18 października: Na wielu radiowozach w Ypsilanti w Michigan zostaje pomalowany napis “No Cop Cities”. W Atlancie zapala się budynek pomocniczy Blackhall/Shadowbox Studios.

24 października: Prawnik Ryana Millsapa żąda dokumentów od stron internetowych, organizacji i kont związanych z ruchem.

31 października: Aktywiści zrzucają transparent na Florida State University w Tallahassee. Protestujący odwiedzają dom prezesa Atlas Technical Consultants Lonnie Joe Boyera w Austin w Teksasie.

5 listopada: Ktoś ścina kamerę monitoringu skierowaną na las z należącego do rządu wysypiska śmieci.

8 listopada: Ciężarówka holownicza wjeżdża do lasu próbując usunąć spalone szczątki ciężarówki Millsapa, która stała się swego rodzaju pomnikiem ruchu. Policja nie chce eskortować kierowcy do lasu, a holownik również zostaje spalony. Kierowca mówi reporterom, że był “prawie spalony żywcem”, co nie jest prawdą.

11 listopada: Norfolk Southern, wspierający Fundację Policyjną w Atlancie, pozostawia koparkę obok lasu Weelaunee. Ta się później zapala.

19 listopada: “Bojownicy z piłami łańcuchowymi” powalają kilka drzew w lesie, blokując dostęp do policyjnej strzelnicy. Jedno z drzew niszczy transformator elektryczny, wyłączając obiekt na wiele dni.

12 grudnia: Bez żadnych dowodów, wiceszef policji Atlanty Carven Tyus twierdzi, że obrońcy lasu byli zaangażowani w spalenie dwóch budowanych domów w pobliżu lasu. Zarzut ten powtarza się w lokalnych wiadomościach.

13 grudnia: Policja i inne agencje dokonują nalotu na las, oskarżając pięciu aresztowanych o terroryzm domowy, w tym o okupowanie drzew.

14 grudnia: Policja okrąża kolejną konferencję prasową. Aresztują kolejną osobę pod zarzutem terroryzmu domowego.

15 grudnia: Bank Wells Fargo w San Francisco zostaje zdewastowany z powodu powiązań z fundacją policyjną w Atlancie i w ramach solidarności z osobami oskarżonymi o terroryzm.

16 grudnia: W Oakland w Kalifornii ktoś wybija szyby w CEL, filii Atlas Technical Consultants. W Atlancie władze Dekalb County po raz czwarty odmawiają Cop City pozwolenia na zaburzenie terenu.

17 grudnia: Prawie dwieście osób maszeruje w East Atlanta Village w solidarności z oskarżonymi, deklarując determinację do dalszej walki z niszczeniem lasu.

21 grudnia: Pracownicy budowlani obsługujący Ryana Millsapa przewracają altanę w Parku Ludowym Weelaunee i niszczą część wybrukowanej ścieżki rowerowej.

22 grudnia: Robotnicy powalili więcej drzew w ICP, zanim mała grupa sąsiadów odstrasza ich wraz z ich ochroną.

Późny grudzień: Śniadanie i czuwanie przy kawie odbywa się w Parku Ludowym Weelaunee każdego ranka, zaczynając od 7:30. Grupy zbierają się, aby obserwować teren na wypadek, gdyby robotnicy budowlani lub policja przybyli masowo.

31 grudnia: Setki ludzi zbierają się w Parku Ludowym Weelaunee, aby wziąć udział w zabawie w lesie w noc sylwestrową.

1 stycznia 2023: Ktoś podpala oddział Bank of America w Portland i wydaje anonimowy komunikat wyrażający solidarność z aresztowanymi w Atlancie, powołując się na finansowanie APF przez Bank of America. Oddział banku jest teraz na stałe zamknięty.

3 stycznia 2023: Sędzia orzeka przeciwko apelacji o wydanie nakazu przeciwko Millsapowi, bezpodstawnie oświadczając, że protestujący są “bardziej destrukcyjni” dla lasu niż faktyczne wyburzanie drzew i infrastruktury parkowej.

14 stycznia: Późna nocna demonstracja ma miejsce w Palmetto Bay na Florydzie, przed domem Michaela Petersa, wiceprezesa i dyrektora oddziału Brasfield and Gorrie.

15 stycznia: Miejscowi sabotują ciężarówki do wyrębu drzew w Ozarkach, solidaryzując się z ruchem.

18 stycznia: Policja z Atlanty i Dekalb, Biuro Śledcze Georgii, Departament Bezpieczeństwa Krajowego i policja stanowa Georgii wkraczają do lasu w zakrojonej na szeroką skalę operacji militarnej. O 9:04 funkcjonariusze Georgia State Patrol oddają około czterdzieści strzałów, zabijając Manuel Terán, queerową i rdzenną wenezuelską osobę anarchistyczną, znaną w lesie jako Tortuguita. Policja niszczy infrastrukturę obozu i aresztuje kilka innych osób, oskarżając je wszystkie o terroryzm. Setki osób biorą udział w późniejszym czuwaniu w Little 5 Points; niektórzy wciągają barykady na ulicę i rzucają gruzem w policyjny samochód. Nicole Morado rezygnuje z członkostwa w Community Stakeholders Advisory Committee na wieść o śmierci Tortuguity.

19 stycznia: W ciągu kolejnych dni w dziesiątkach miejsc w USA ogłaszane są czuwania ku pamięci Manuel Terán. Jedna z grup szturmuje biura Atlas Technical Consultants w Minneapolis, żądając, by zrezygnowano z usług firmy Brasfield & Gorrie.

20 stycznia: Setki ludzi gromadzą się w Parku Ludowym Weelaunee na kolejnym czuwaniu. Pół tuzina policjantów pod przykrywką próbuje przeniknąć do tłumu, a prewencja stacjonuje w pobliżu. Prawicowi demagodzy straszą postem anonimowego komentatora, który nawołuje do “nocy gniewu”.

21 stycznia: 300 osób zbiera się w Underground Atlanta w centrum miasta. Około połowa tłumu tworzy czarny blok i zaczyna maszerować na północ ulicą Peachtree. Okna są wybite w Wells Fargo, Truist Bank i siedzibie Fundacji Policyjnej Atlanty. Dwa wozy policyjne w Atlancie zostają zdewastowane, a jeden z nich podpalony. Akcje wymierzone w banki i kontrahentów współpracujących z Fundacją Policyjną w Chicago, Oakland i innych miejscach.

22 stycznia: Rozbite okna w firmie Atlas Technical Consultants w Nowym Jorku.

Styczeń 23: Protestujący w Filadelfii wybijają okna i barykadują ulice. Sabotażyści w Portland unieszkodliwiają koparkę. W Vancouver, Kanada, protestujący blokują ruch uliczny.

24 stycznia: Biuro należące do KPMG, darczyńcy APF, zostaje zdewastowane w Boulder. Biuro firmy Atlas Technical w Detroit również jest celem ataku. “Stop Cop City” jest namalowane na Wells Fargo w Durham. W Milwaukie w Oregonie protestujący pikietują biura Cushman & Wakefield, żądając, by John O’Neill III, jeden z ich dyrektorów i członek APF, odwołał Cop City.

25 stycznia: Biuro Alta Vista, spółki zależnej od Atlas Technical znajdujące się w Nowym Jorku, zostaje zdewastowana.

28 stycznia: Około sto osób maszeruje przed biurem Merril Lynch w Ann Arbor. Około czterdzieści fabrycznie nowych luksusowych samochodów Porsche zostaje zdewastowanych przez protestujących za ich związek z fundacją policyjną w Atlancie.

29 stycznia: Lokalizacje US Bank i Wells Fargo w Minneapolis stają się celem ataku ku pamięci Tortuguity i Tyre Nichols.

30 stycznia: Okna zostają wybite w biurze Atlas Technical w Fridley w Minnesocie. Rząd miasta Atlanta i dyrektor generalny hrabstwa Dekalb Michael Thurmond zatwierdzają pozwolenie na zaburzenie terenu dla Cop City. Policyjne radiowozy okrążają protestujących i media, którzy nie zostają wpuszczeni na ogłoszenie.

31 stycznia: W Highland w stanie Indiana “wszystkie okna i szklane drzwi” firmy Atlas Technical Consultants zostają wybite, a do środka zostaje wrzucona bomba cuchnąca. Zdewastowanych zostaje również sześć pojazdów należących do firmy. Ponad tysiąc trzysta grup ekologicznych podpisuje oświadczenie, w którym domaga się rezygnacji burmistrza Dickensa.

2 lutego: Prywatna autopsja zlecona przez rodzinę Tortuguity ujawnia, że kilku różnych oficerów postrzeliło Tortuguitę co najmniej trzynaście razy. Stacja ładowania Rivian i samochody dostawcze Amazon zostają zdewastowane w Brooklynie w Nowym Jorku w solidarności z obrońcami lasu Atlanta. Około sto pięćdziesiąt funkcjonariuszy policji obserwuje i otacza dwunastu protestujących przed biurem Brasfield & Gorrie w Columbus, którzy protestują pokojowo i bez incydentów.

4 lutego: Wybito okna i namalowano hasła w oddziale Wells Fargo w Denver, Colorado.

5 lutego: Ponad sto studentów i członków wydziału na Emory University domaga się, aby dr. Claire Sterk zrezygnowała z pracy w Fundacji Policyjnej Atlanty.

6 lutego: Quality Glass Co. ogłasza, że zerwała wszystkie powiązania z Brasfield & Gorrie. W szokującym zrządzeniu losu, Amy Taylor z Community Stakeholders Advisory Committee składa odwołanie od pozwolenia na zakłócanie terenu pod Cop City.

9 lutego: Szyby w biurze Atlas Technical w Augusta w Georgii zostają wybite. Targi rekrutacji wojskowej i karier korporacyjnych zostają zakłócone przez protestujących na Uniwersytecie Michigan. Dr Claire Sterk rezygnuje z pracy w Atlanta Police Foundation. Trzech członków Kongresu, reprezentanci Rashida Tlaib, Cori Bush oraz senator Ed Markey, powtarzają apele o przeprowadzenie niezależnego śledztwa w sprawie śmierci Tortuguity.

10 lutego: Cztery ciężarówki Atlas zostają unieruchomione w biurze Atlas w Kolumbii w Karolinie Południowej. Pięć bankomatów zostaje zniszczonych w dwóch lokalizacjach Bank of America w Berkeley. Około sto pięćdziesiąt studentów maszeruje po kampusie Georgia Tech, wielokrotnie próbując szturmować budynki administracyjne i centrum studenckie.

13 lutego: Redakcja Emory Wheel, oficjalnego biuletynu informacyjnego Emory University, potępia Cop City.

14 lutego: Studenci AUC zakłócają wydarzenie na kampusie, aby potępić Cop City. 20% wykładowców Morehouse College przygotowuje list otwarty potępiający projekt. Alex Joseph z Rady Etyki hrabstwa Dekalb rezygnuje, powołując się na sprzeciw wobec “spotkań za zamkniętymi drzwiami”. Dwóch innych idzie w jej ślady.

17 lutego: Bank of America zostaje pomalowany sprayem w Sonoma County, w Kalifornii. Odwołanie Stop Work złożone w związku ze starą farmą więzienną zostaje odrzucone przez sąd hrabstwa Dekalb.

18 lutego: Protesty odbywają się przed domami obu senatorów z Georgii w Waszyngtonie.

19 lutego: Trzy ciężkie maszyny zapalają się w lesie Weelaunee, pomimo ogromnej ochrony policyjnej.

19-26 lutego: Odbywa się “Tydzień Solidarności” z ruchem Stop Cop City/Defend the Forest. Akcje, wiece, czuwania, zbiórki pieniędzy, imprezy i koncerty odbywają się w co najmniej trzydziestu ośmiu miastach.

Późny luty: Dziesiątki pojazdów policyjnych parkują 24/h na dobę na obrzeżach starej farmy więziennej. Reflektory skierowane są bezpośrednio na drzewa. Firma Brent Scarborough ścina zarośla, układa żwir wewnątrz bramy północnej na drodze Key i układa ogrodzenie z mułu do kontroli erozji.


[1] przyp. red.: South River Forest (SRF) – proponowany obszar ochrony środowiska, który łączyłby i chroniłby sieć terenów naturalnych w obszarze metropolitalnym Atlanty, a dokładniej w południowo-wschodniej Atlancie i południowo-zachodnim hrabstwie Dekalb. (za: South River Forest Coalition)

[2] przyp. red.: Trail of tears – trasa przymusowej deportacji rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej mieszkających w południowo-wschodnich stanach, na “Indian Territory”, znajdujące się wtedy w granicach obecnej Oklahomy. Miała miejsce w latach 1831–1838.

[3] przyp. red.: Old Altanta Prison Farm – stara farma więzienna w Atlancie, inaczej nazywana “farmą honorową”, była kiedyś eksperymentalnym więzieniem o powierzchni 300 akrów. Początkowa koncepcja farmy honorowej polegała na umożliwieniu najbardziej “godnym zaufania” więźniom odpracowania wyroku jako robotnicy na rzecz państwa. To, co na papierze wydaje się to zaskakująco postępowym pomysłem, a faktycznie ludzie pracujący na niej byli traktowani jak niewolnicy, wieszani i linczowani.

[4] przyp.red.: “Taniec tupnięć” – ceremonialny taniec wykonywany przez wiele różnych grup rdzennych mieszkańców Ameryki Płn. W języku Muscogee, nazwa może określać taniec jako “pijany”, “szalony” lub “natchniony”. Zazwyczaj odnosi się to do ekscytującego, a zarazem medytacyjnego efektu, jaki taniec wywiera na uczestników.

[5] przyp. red.: Chodzi prawdopodobnie o wydanie rozporządzenia, które pozwoliło Fundacji Policyjnej rozpoczęcie prac na terenie starej farmu więziennej.

[6] przyp. red.: Park miejski, który znajduje się w pobliżu okupowanego lasu.

[7] przyp. red.: Little 5 Points – dzielnica we wschodniej części Atlanty, 4 kilometry od centrum miasta. Znana jest z alternatywnej kultury, jest tyglem różnych subkultur i centrum bohemy południowych Stanów Zjednoczonych.

[8] przyp. red.: The sound of music – klasyczny musical z 1959 roku, zainspirowany historią Marii von Trapp, osoby kierującej chórem sformowanym z członków jej własnej rodziny. Uciekła z Austrii chwilę po tym, jak anektowali ją naziści.

[9] przyp. red.: The kids will have their say (dzieci będą miały głos) – tytuł albumu bostońskiej grupy punkowej, SSD (Society System Decontrol)

[10] przyp. red.: Green scare – podobny do “red scare” (czas strachu przed infilitracją amerykańskiego społeczeństwa przez komunistów) okres zaostrzonych represji na ruchach i członkach ruchów ekologicznych. Miał miejsce na początku roku 2000.

Strategia dopasowania

Hugh Farrell:

Strategia dopasowania


Od Standing Rock po Lützerath, walka w obronie Ziemi nieustannie skręca w stronę konstrukcji komuny. Umiejscawiając walkę w obronie lasów Atlanty w kontekście upadku historycznej lewicy i wzrostu znaczenia miejscowych lub „terytorialnych” form walki, Hugh Farrell bada możliwości rewolucyjnej organizacji w głęboko nieuporządkowanych czasach.

Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.


Refluks

Żyjemy w czasie przerażającego społecznego refluksu[1]. Minimalne zabezpieczenia państwowe wprowadzone na początku pandemii COVID ustąpiły miejsca wznowionym eksmisjom i szerokiemu konsensusowi politycznemu na rzecz podwyżek stóp procentowych, które miały poskromić inflację i odbudować stabilność rynku. Ponieważ jednak znaczna część tej inflacyjnej niestabilności jest napędzana przez nową siłę nabywczą klasy robotniczej, oznacza to, że odnowiona stabilność rynku jest nieubłaganie związana z przywróceniem prekarności ubogich, zmniejszeniem ich udziału w konsumpcji i złamaniem pewności w poszukiwaniu pracy, która stanowiła pożywkę dla Wielkiej Rezygnacji[2] – produktu wyjątkowo napiętego rynku pracy z początku pandemii.

Tak, jak trzeba okiełznać wykształconą przez kryzys pewność siebie ubogich, tak samo świeżą pamięć o rozległych antypolicyjnych walkach prowadzonych przez czarną młodzież trzeba zakryć szalonymi panikami związanymi z teorią krytyczną rasy[3] i Defund The Police[4]; równie fantazmatycznymi, jak mityczna fala przestępczości. Przez zmowę dziesięciu tysięcy gadających głów paplających przez cały 2022, Defund The Police – które podczas powstania George’a Floyda wydawało się tak politycznie umiarkowane, że aż nieistotne – wydaje się teraz czymś niedopuszczalnie ekstremistycznym, choć amerykańska policja nadal zabija ludzi, i to w coraz większym tempie[5]. A ponieważ jedna dobra panika rodzi kolejną, te z kolei podsyciły ponowną histerię na temat groomingu[6], która jest ledwie listkiem figowym dla wznowionych eksterminacyjnych zapędów wymierzonych w osoby LGBT – a zwłaszcza osoby trans. Ośmieleni przez takie figury jak Elon Musk (który sam pracuje właśnie nad przywróceniem warunków opłacalnej spekulacji), ludzie z tymi zapędami są tak bezwstydni, że nikt się nawet nie zająknął, gdy jeden z nich zamordował pięć osób w Club Q, queerowym barze w Kolorado[7].

W tym okresie strachu i refluksu, ruch broniący lasu w Atlancie – i niedawne wysiłki na rzecz obrony wioski Lützerath przed zniszczeniem jej przez górniczego giganta RWE (z której pochodzą załączone tutaj zdjęcia) – wyróżniają się jako jaskrawe wyjątki. Podczas gdy celem obu walk na pierwszy rzut oka jest ochrona konkretnych terytoriów, udało im się również zakwestionować ogólniejsze warunki naszego obecnego okresu reakcji. Chociaż skupię się tutaj na walce w Atlancie, logika dopasowania przedstawiona poniżej może również pomóc rzucić światło na inne ekologicznie-zorientowane powstania na całym świecie.

Z 600 akrów, o które walczy ruch w Atlancie [nieco ponad 240 hektarów – przyp. tłum.], 380 jest przeznaczone na miejskie, kontrinsurekcyjne centrum szkoleniowe policji, w tym atrapę czarnego sąsiedztwa, podczas gdy pozostałe 40 akrów – obecnie park miejski – zostały sprzedane pod stołem deweloperowi związanemu z przemysłem filmowym. Głównym sloganem ruchu stało się więc „No cop city / No Hollywood dystopia” [„Nie dla miasta glin / nie dla hollywoodzkiej dystopii” – przyp. tłum.].

W czasach, w których projekt Defund The Police jest wyklęty przez całe spektrum polityczne USA, blokowanie budowy obiektu szkoleniowego potrzebnego do podniesienia morale i aktualizacji taktyki departamentu rozbitego w 2020 roku jest dla ruchu broniącego lasu sposobem na obronę i podtrzymanie pamięci o Powstaniu George’a Floyda.

Ruch w mniejszym stopniu opiera się na protestach – które nadal często mają miejsce pod biurami firm budowlanych i w centrum Atlanty, gdzie grupa dzieci ze podstawówki regularnie organizuje solidarnościówki – a bardziej na leśnych rave’ach i mozaice rozmaitych obozowisk. Te ostatnie pozwalają całemu szeregowi osób angażować się w zróżnicowany sposób, jednocześnie utrudniając władzom zmapowanie i eksmisję ruchu. Młodzi ludzie z Atlanty i całego kraju przewijają przez las; niektórzy zostają na kilka nocy, a inni mieszkają tam od ponad roku. Rolling Stone przeprowadził niedawno wywiad z młodą osobą, która rzuciła swoją pracę biurową na Środkowym Zachodzie pod koniec Wielkiej Rezygnacji, aby przenieść się do lasu, z powodów, które wydają się oczywiste dla wielu ludzi z ich pokolenia: „To zdaje się proste. Praca to piekło. Las jest piękny. Ochrona tego, co trzyma nas przy życiu i niszczenie tego, co nas niszczy, jest najważniejsze”[8].

Tej okupacji lasu nie można nazwać utopijną – często dochodzi do konfliktów w obozach i pomiędzy nimi. Na przykład niektórzy sąsiedzi przeciwni Cop City, których dzieci również korzystają z lasu, są zrozumiale zdenerwowani wulgarnymi antypolicyjnymi hasłami wymalowanymi na parkingu zajętym przez ruch. A jednak niemożność uciekania się do instytucyjnej mediacji zmusiła uczestników do wypracowania zwyczajów i praktyk kompromisu i rozwiązywania konfliktów. Las stał się też azylem przed przetaczającą się przez kraj falą reakcji. W niedawnym tekście Davida Peisnera jedna z transpłciowych osób uczestniczących tak tłumaczyła „nadreprezentację” osób queer i trans w lesie: „One już są zmarginalizowane i mają problemy z działaniem w innych przestrzeniach, więc chętniej przychodzą do takiej przestrzeni jak ta. Poza tym osoby trans pomogły zbudować tę społeczność, więc to jasne, że zrobią ją bardziej zachęcającą dla innych osób trans”[9].


„(…) Ochrona tego, co trzyma nas przy życiu i niszczenie tego, co nas niszczy, jest najważniejsze”


Pozostając rozdartym przez sprzeczności i trudności, las w Atlancie stał się odwrotnością krajowej sytuacji politycznej, wyjątkiem w tym okresie refluksu. Jednym z truizmów ruchu, często przywoływanym jako wyjaśnienie dla jego sukcesu, jest to, że jest on „zdecentralizowany i autonomiczny”, co ma sprawiać, że trudniej przeprowadzać przeciwko niemu działania policyjne czy skooptować i stwarza przestrzeń dla wielorakich sposobów zaangażowania. Jednak Peisner słusznie zauważa, że ten brak struktur wytwarza własny rodzaj sztywności i inercji. Cytuje obrońcę lasu o imieniu Wiggly, który przyznaje, że w ruchu takim jak ten „nie jesteś w stanie zmienić swojego początkowego kursu”[10]. Decentralizacja i autonomia nie są zasadami, które same w sobie są w stanie wyjaśnić odporność ruchu, jak i jego jednoczesną kreatywność i chaotyczną, kolektywną inteligencję. W rzeczywistości słowa Wiggly’ego równie dobrze mogłyby opisać to, z jakim zaangażowaniem Ameryka zatoczyła się ku upadkowi i kryzysowi. W epoce, która już jest anarchiczna, decentralizacja i autonomia charakteryzują większość sił politycznych – nie wystarczają więc, by służyć za emancypacyjny horyzont. Pod zobowiązaniem ruchu do pozostania „zdecentralizowanym i autonomicznym” kryje się inna aktywna zasada, która wyłoniła się z walk terytorialnych i umiejscowionych konfliktów na całym świecie: dopasowanie. Poniżej, opierając się na Endnotes i ich rozmówcach, wyznaczę szersze współrzędne naszego obecnego, niepewnego momentu i zastanowię się, dlaczego stawia on „problem kompozycji” na skali całej epoki. Następnie powrócę do walk terytorialnych, aby zrozumieć kompozycję z drugiej strony: jako usytuowaną strategię organizacyjną, charakterystyczną dla naszej współczesnej sytuacji – dopasowanie.

Sieroty

W „Onward, Barbarians”, swoim autorytatywnym bilansie ery COVIDa i antypolicyjnych rebelii, Endnotes oferuje ramy dla zrozumienia rozległych przepływów powszechnych powstań i nerwowej, krwawej reakcji w naszej anarchicznej teraźniejszości. Prekarność, upadek politycznej legitymacji oraz rosnący gąszcz pogmatwanych tożsamości i walk mają dla Endnotes miejsce „na gruncie popadającego w stagnację kapitalizmu”[11]. Tort, który przestał rosnąć, nie tylko prowokuje przerażającą rywalizację o stale kurczące się kawałki, ale także podważa wszelkie progresywne zapewnienia – czy to wysuwane przez potencjalny rynkowy postęp, przez ruch pracowniczy z jego historyczną misją zapewnienia bezpieczeństwa pracownikom, czy też przez narodowe wspólnoty (jeśli przyjąć, że kiedykolwiek oferowały one wspólną, lepszą przyszłość). Panoszą się potwory, rywalizujące o zrzucanie winy na imigrantów i osoby trans – czy to w ramach bezpośredniej rywalizacji o kawałki tortu, czy też w celu wyparcia ogólnego zamieszania i strachu, i zamienienia ich w nowe paniki.

Ruchy insurekcyjne są w tym kontekście zagubionymi dziećmi, sierotami organizacyjnych tradycji historycznej lewicy, pozbawionymi niegdysiejszej legitymacji ruchu pracowniczego, utraconej przez dekady ustępstw wobec szefów i akceptacji rosnącej prekarności. Co więcej, ruchy są usidlane przez „pomieszanie tożsamości”, wywołane przez konkurencję różnych sektorów społeczeństwa o zasoby, i same powoli tracą spójność – czego dowodem jest luka w przywództwie czarnych, od wypełnienia której oficjalne organizacje Black Lives Matter były bardzo dalekie. Endnotes twierdzi jednak, że to pomieszanie – a szerzej osierocenie – jest również produktywne, tworząc pole do eksperymentów, którym właśnie z tych powodów trudno jest zarządzać i robić mu za przedstawiciela. Bez istniejących pozostałości jakiejś tradycji czy przywództwa, z których można by czerpać, ruchy istnieją w trybie permanentnej improwizacji. Są kreatywne, nierządne, a jednak wewnętrznie niestabilne. Stwarza to coś, co Endnotes nazywa „problemem kompozycji” – współczesne ruchy nie mogą już zakładać istnienia automatycznej, wspólnej podstawy, przez co stają przed nowymi wyzwaniami. Muszą stworzyć własne podstawy organizacyjne i wykuć nowe narzędzia do spajania coraz bardziej heterogenicznych sektorów [społeczeństwa] wytworzonych przez prekaryjną teraźniejszość. W miarę jak ten proces staje się samoświadomy, staje się dopasowaniem – kompozycją jako strategią.

W Hinterland, swoim przeglądzie współczesnego „terenu klasy i konfliktu”, Phil Neel proponuje osobliwe rozwiązanie problemu kompozycji, dostosowane w szczególności do masowych przepływów ruchu, które są obecnie regularnie wytwarzane przez destabilizujący się globalny porządek. Twierdzi on, że siły reakcyjne napędzane są przez „przysięgi krwi”, w ramach których rasowe i tradycjonalistyczne mity odżywiają nowe wspólnoty wykluczenia, mające zapewnić bezpieczeństwo w czasach generalizujących się stagnacji i destabilizacji. W przeciwieństwie do nich, uczestnicy ruchów powstańczych nie wysuwają żadnych roszczeń wyłącznościowych i zamiast tego składają inkluzywną obietnicę samemu powstaniu – „przysięgę wody” wobec marksowskiej „»Partii Anarchii«, która wydaje się nie dążyć do niczego poza dalszą erozją, dalszym napływem powodzi”[12].

Takie ujęcie ma moc zarówno doświadczalną, jak i etyczną; odpowiada na problem kompozycji w kontekście całej epoki. Każdy, kto uczestniczył w XXI-wiecznej rewolucji, zna euforyczną solidarność, którą przywołuje Neel, a także brak szerszego horyzontu, który by tę solidarność ukierunkowywał. Pisząc w momencie tego braku – lub bardziej optymistycznie, gdy dopiero zaczyna się zarysowywać – Neel, co zrozumiałe, podkreśla „wierność samemu buntowi” w sposób, który etycznie ukierunkowuje nas na inkluzywne wspólnoty i negatywny projekt oparty na zniszczeniu i tak już podupadającego świata kapitalistycznego[13].


Ruchy insurekcyjne są w tym kontekście zagubionymi dziećmi, sierotami organizacyjnych tradycji historycznej lewicy, pozbawionymi niegdysiejszej legitymacji ruchu pracowniczego, utraconej przez dekady ustępstw wobec szefów i akceptacji rosnącej prekarności.


Przysięgi wody mówią nam jednak bardzo niewiele o tym jak się organizować i są jedynie etyczną istotą tych sekwencji gwałtownej erozji, które występują podczas wielkich ruchów i powstań. Te powstańcze sekwencje niewiele mają wspólnego z większością naszych żyć, nawet w kontekście kapitalistycznej stagnacji i rosnącej niestabilności. Myślenie tylko z perspektywy tych momentów zastawia na nas zniekształcającą pułapkę, narażając nas na politykę pilności i poświęcenia. Neel ze swej strony obawia się czegoś przeciwnego – że gdy poza rewolucyjnymi sekwencjami przysięga wody może się stale rozszerzać, praktyka rewolucjonistów zostanie wypaczona. Neel dyskredytuje wysiłki mające na celu podtrzymanie długoterminowych przestrzeni antykapitalistycznych: „Nie ma prawdziwej »autonomii« od świata kapitału, jest tylko wierność jego zniszczeniu”[14]. Jego obawy idą dalej, gdy ambiwalentnie łączy te przestrzenie, przetrwałe poza zaakcentowanymi społecznymi eksplozjami, z „nacjonalistycznymi lub protonacjonalistycznymi enklawami ruchów populistycznych na globalnej wsi”[15], sugerując dalsze osuwanie się w kierunku wspólnot wykluczenia, przynajmniej podobnych do tych, które zostały założone na przysięgach krwi.

Neel celuje w anarchistyczne przywiązanie do „małoskalowych momentów samoreprodukcji w skłotach i okupacjach”[16]. Są to często konserwatywnie wysiłki nastawione na utrzymanie ograniczonej wolnej przestrzeni, podejmowane przez grupy, które zostały już ukonstytuowane, czy to przez wspólną subkulturę, ideologię, czy doświadczenie uczestnictwa w ruchu. W tych przypadkach, celem jest się utrzymać, przetrwać w trybie lokalnym lub ideologicznym. Niestety, Neel myli te ograniczone, małogrupowe eksperymenty z formą walki – obroną terytorialną – która wyrasta ze współczesnej epoki równie pewnie, jak gwałtowne, erozyjne insurekcje, którymi się przede wszystkim zajmuje.

Terytorium

Nawet w miarę jak kapitalistyczny wzrost spowalnia, coraz wyraźniej widać, że napędza on kryzys klimatyczny. Świat nie tylko ulega stagnacji, ale także się ociepla, a niestabilność ekonomiczna napędzana przez spowalniającą maszynę wzrostu jest zgrabnie odzwierciedlona przez niestabilność klimatyczną, często przywoływaną pod epokowym hasłem „Antropocenu”. Ta dynamika prowadzi do upolitycznienia kwestii ekologicznych obok kwestii ekonomicznych – do tego stopnia, że jak stwierdziła Kristin Ross, „obrona warunków życia na planecie stała się nowym i niepodważalnym horyzontem dla znaczenia wszelkiej walki politycznej”[17]. Pod miarowo rozbrzmiewającą grozą tego okresu refluksu, kryje się wszechobecna świadomość pogłębiającego się kryzysu klimatycznego – wysoce odpornego na wszelkie reformistyczne ulepszenia – do którego równolegle dołączył teraz beznadziejnie nieustępliwy kryzys COVID.

Z jednej strony kryzys klimatyczny wyostrza poczucie straty ekologicznej przy okazji każdej lokalnej kontrowersji dotyczącej zagospodarowania przestrzennego i jednocześnie podnosi ich stawki. Z drugiej, całe pokolenie stojące w obliczu wysokiego bezrobocia i upadku instytucjonalnej legitymizacji uwrażliwiło się na te straty i – zwłaszcza od czasu kryzysu mieszkaniowego w 2008 roku – coraz ostrzej reaguje na kontrowersje, które dawniej były tylko lokalne. Wreszcie to, jak doświadczenia ruchów antyrasistowskich i antypolicyjnych się przeplatają, pomaga tym ostatnim wyjść poza ich historyczne ograniczenia, jakie narzucały ramy „ochrony środowiska”. W wyniku tego, w miarę jak ujawniane są historie kolonizacji i przemocy państwowej, walki te stają się teraz terytorialne, wysuwając na pierwszy plan kwestie ziemi i władzy.

Największą współczesną walką terytorialną w USA była jak dotąd blokada rurociągu Dakota Access Pipeline (DAPL). W szczytowym momencie zgromadziła ona 10 tys. osób w zdecentralizowanej konstelacji obozowisk w rezerwacie Siuksów ze Standing Rock. Rdzenna pamięć o kolonialnej przemocy łączyła się z pretensjami wobec współczesnego kolonialnego wydobywania ropy i ryzyka lokalnych wycieków – a wszystko to w ramach powszechnej pewności, że gospodarka węglowa podkopuje warunki życia na ziemi. Walka No-DAPL była największą od pokoleń mobilizacją polityczną rdzennych osób, z których wiele nadal nie jest częścią społeczeństwa kolonizatorskiego. Oprócz tego, że ruch ten wymagał poważnych eksperymentów z reprodukcją społeczną poza obwodami kapitalizmu, siłowo wyparł on policję i wojsko z obozów, wskrzeszając tym samym widmo autonomii.

Jednak autonomia zbudowana w Standing Rock w ogóle nie przypominała statycznych, zamkniętych przytułków krytykowanych przez Neela. Przez obozowiska odbywał się ogromny i stały przepływ ciał, dóbr, idei i strategii, zasilany przez wiele warstw społecznych, z których każda przybyła z własnym doświadczeniami bycia wyplutą przez gospodarkę. Osoby rdzenne, zasadniczo wykluczone z gospodarki najemnej lub relegowane do najniższych, wiejskich szczebli w porozrzucanych rezerwatach, wykorzystały obozy Standing Rock, żeby się przegrupować. Potomkowie kolonizatorów, dysproporcjonalnie młodzi i wywodzący się z pokolenia zdefiniowanego przez niepewne zatrudnienie, przybyli do obozów po to, by wspierać roszczenia osób rdzennych, by walczyć z gospodarką węglową, która też trzyma ich jako zakładników, lub po prostu (w wielu przypadkach) dlatego, że nie mieli nic lepszego do roboty. Chociaż ich prekarność – jako pracowników usług lub zadłużonych absolwentów college’ów – jest strukturalnie odmienna od tego, na co wystawieni są rdzenne osoby zamknięte w zubożałych rezerwatach, koniec fordystycznej stabilności karier umożliwił tysiącom młodych potomków kolonizatorów spędzać na równinach Północnej Dakoty całe miesiące na budowaniu struktur obronnych, uczestniczeniu w ceremoniach czy walce z policją. Dlaczego by nie rzucić pracy w Starbucksie, w której nie ma bezpieczeństwa ani możliwości awansu, i nie żyć niemal bez pieniędzy? Jak inaczej odnowić tego etycznego ducha, który już dawno temu zniknął z normalnie funkcjonującej metropolii?

Demograficzne paralele – spotkanie osób wykluczonych rasowo i świeżo upieczonych prekariuszy – pomiędzy zamieszkami a obozami przy blokadach doprowadziły Joshuę Clovera do połączenia tych dwóch zjawisk w jego „Riot, Strike, Riot”[18]. Dla Clovera oba te zjawiska należą do kategorii antagonizmów, które nazywa „walkami cyrkulacyjnymi”, a które rodzą się w wyniku kapitalistycznej stagnacji, zastojów na rynkach pracy i rosnącego znaczenia cyrkulacji względem produkcji. Jednak, jak przypomina nam Ross, choć oba te zjawiska niewątpliwie zrodzone są ze wspólnej sytuacji, mają odrębne logiki i temporalności, które dobrze byłoby rozróżnić.

Przewartościowanie

Jak słusznie podkreśla Ross, kluczowym elementem walk terytorialnych jest „przewartościowanie wartości”[19]. Podczas gdy Neel ma rację twierdząc, że w insurekcyjnej powodzi uczestników łączy sam bunt, walki terytorialne różnią się tym, że oferują z kolei coś, czego warto bronić. Paradoksalnie jednak często dopiero dzięki walce uczestnicy mogą poczuć się na tyle pewnie, by być w stanie stwierdzić, że temu czy tamtemu miejscu można „nadać wartość według innej miary; innej niż rynek, państwowa lista imperatywów czy istniejące hierarchie społeczne”[20].


Jak inaczej odnowić tego etycznego ducha, który już dawno temu zniknął z normalnie funkcjonującej metropolii?


Obrona terytorium jest procesem konstruktywnym, który w miarę swojego trwania z konieczności obejmuje coraz więcej osób, ale przebiega w zupełnie innej temporalności niż zamieszki czy masowe powstania. Obok Standing Rock, archetypicznym przykładem jest Zone à Defendre (ZAD) w Notre-Dame-des-Landes – masowa okupacja, która skutecznie zablokowała budowę drugiego lotniska pod francuskim Nantes. Terytorialna faza walki stopniowo nabierała kształtów przez dziesięć lat od 2008 roku, aż do ostatecznego zwycięstwa w 2018 roku i do dziś odżywia zbiorowe eksperymenty w Strefie[21]. Uczestnicący kolektyw badawczy Mauvaise Troupe, który obszernie pisał o walkach terytorialnych w całej Europie, podkreśla ich sekwencyjną logikę:

Szybko okazało się, że obrona tych mokradeł była nierozerwalnie związana z ich zasiedleniem, pielęgnowaniem i budowaniem w ich obrębie i na nich form infrastruktur – a wszystkie te wysiłki były sprzeczne z istniejącymi strukturami gospodarczymi i rządowymi[22].

Widać tutaj skomplikowanie temporalności dopasowania, która rozciąga się zarówno do tyłu, jak i do przodu, łącząc szybkość z powolnością. Z jednej strony, przewartościowanie wartości i obrona mają tendencję do karmienia siebie nawzajem – jako że walka obronna wymaga wytworzenia nowych prawd i zbiorowej inteligencji. W ten sposób wymogi obrony dają impuls do stałego wzrostu ruchu i czynią go pilnym. Walki terytorialne są jednak jednocześnie temporalnościami hybrydowymi, których rodowód sięga dawnych antagonizmów i które je wskrzeszają, przez co rozwijają się czasem przez dziesiątki, a nawet setki lat. Sprzeciw wobec lotniska w Notre-Dame-des-Landes rozwijał się na przestrzeni 40 lat, zanim w 2008 roku doszło do jego terytorialnej okupacji, podczas gdy Standing Rock czerpało z wielowiekowej walki antykolonialnej. Chociaż napędzana twórczym impulsem, obrona terytorialna jest również powolniejsza niż może się wydawać na początku.

Niezależnie od tego, czy rozpatrzymy Notre-Dame-des-Landes czy Dakotę Północną, w każdym przypadku na zwiększenie skali długotrwałych walk pozwoliły współczesna sytuacja kryzysu ekonomicznego połączonego z klimatycznym, wraz z nowymi warunkami politycznymi zdefiniowanymi przez delegitymizację systemu. Ta delegitymizacja jest kluczowa dla zrozumienia pojawienia się dopasowaniowego stylu walki. W ciągu ostatniego półwiecza dominacja proletariatu uległa erozji zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz. Zewnętrznie, proletariat został uszczuplony i rozproszony przez kapitalistyczną reorganizację i prekaryzację – i to w tym samym okresie, w którym został zakwestionowany wewnętrznie przez feministyczne, antyrasistowskie i antykolonialnie krytyki, odsłaniające nierozwiązane sprzeczności kryjące się w tożsamości klasy robotniczej, która obecnie znajduje się w znacznie bardziej elastycznym kapitalizmie w porównaniu do tego z okresu fordystycznej fabryki. Jeśli lewica nie daje już rady wyekstrapolować stabilnego programu, to nie przez jakieś rozwodnienie jej rzekomo „podstawowych” wartości marksistowskich przez postmodernistyczne krytyki neoliberalizmu, a raczej dlatego, że na poziomie materialnym nie da się już rozsądnie zadeklarować żadnego jednorodnego, wspólnego doświadczenia, które mogłoby posłużyć jej za fundament.

Dzicz

Warunki w jakich się obecnie organizujemy, to warunki „dzikiego miasta”, „miasta zderegulowanego, miasta zredukowanego”, jak określił je Andy Merrifeld[23]. To kapitalistyczny układ reprodukcyjny, który pozbył się stabilnego charakteru wymaganego przez stabilne podmioty, aby mogły w uporządkowany sposób opowiadać się za konkretną porcją dóbr społecznych Sama Atlanta jest archetypicznym przykładem Nowego Południa. Rolą lewicy w takich warunkach nie może być już nauczanie ludzi stałych prawd i wprowadzanie ich do stabilnej koalicji opartej na istniejącym wcześniej programie. Polityczne formulacje oparte na masowej tożsamości nie są już możliwe. Każdy możliwy program czy platforma strategiczna, nie może być już jednokierunkowa, a raczej przepuszczalna: konstytutywnie otwarta na to, co na zewnątrz niej, a może nawet przez to definiowana. W praktyce oznacza to, że niezależnie od naszej stawki w danej walce, doświadczenia innych ludzi – tak jak powody ich udziału – muszą być dla nas czymś ważnym. Jeśli istnieje prawda, na której polega nasza polityka, to nie może być „naukową” prawdą starych ortodoksji – musi być raczej usytuowana w nieredukowalnie intersubiektywnej przestrzeni. Od tej pory wszystkie prawdy są sytuacyjne.

Oddolna lewica – ta, która przyszła po upadku muru berlińskiego – dostrzegła tę implozję, ale nie zdołała jej przezwyciężyć. Z jednej strony, w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych aktywistyczna strategia rozwiązywania różnic i utrzymywania koalicji w ramach ruchów społecznych była świadomie postprogramowa i elastyczna. By rozwiązać sprzeczności między sekcjami ruchu, nie odwoływała się ani do „naukowej” dialektyki, ani do istnienia naturalnej czy historycznej awangardy. Zamiast pozwolić, by różnice rozerwały go na strzępy, działacze ruchu antyglobalizacyjnego zaproponowali, by antyszczyty były organizowane zgodnie z zasadą, którą nazwali „różnorodnością taktyk”: wszystkie sekcje ruchu mogą działać tak, jak uważają za stosowne, oddzielnie. Problem z tym podejściem polega na tym, że w praktyce porzuca ono możliwość rozwinięcia kolektywnej strategii lub sposobu organizacji. Aby każda sekcja ruchu mogła wprowadzić w życie swój program taktyczny podczas danej mobilizacji, musi mieć umożliwioną (zgodnie z kanonicznymi „Zasadami z St Paul”[24]) „separację czasu i przestrzeni”. W rezultacie, kiedy odbywała się jakakolwiek ogólno-ruchowa dyskusja, nacisk był położony na umożliwienie realizacji każdego programu taktycznego bez wchodzenia sobie nawzajem w drogę, a nie na zwycięstwo w szerszym sensie. Ta liberalna koncepcja „autonomii” jako tolerancji-w-separacji odzwierciedla zatomizowaną strukturę neoliberalnego obywatelstwa. Koniec końców pozwoliła najbardziej konserwatywnym sekcjom ruchu na sprytne przywrócenie swojej dominacji tylnymi drzwiami. W 2003 roku działacze AFL-CIO[25] dostarczyli bolesnego na to przykładu, gdy użyli „różnorodności taktyk” jako uzasadnienia dla odizolowania dużego czarnego bloku w odległym zakątku Miami, kilometry od i godziny przed masowymi protestami przeciwko Strefie Wolnego Handlu Ameryk, tym samym pozwalając policji na zmiażdżenie i aresztowanie setek anarchistów.

XX wieczna lewica pozostawia nam dziś w spadku smutną zero-jedynkowość: po jednej stronie mamy klasyczny program ruchu robotniczego, z jego dialektycznym rozwiązywaniem różnic i zależnością od przywództwa wymarłego już masowego podmiotu; po drugiej – współczesne podejście aktywistyczne, opierające się na priorytetyzacji taktyk, nierozwiązywaniu różnic i porzuceniu jakiegokolwiek strategicznego horyzontu zwycięstwa.


Jeśli istnieje prawda, na której polega nasza polityka, to nie może być „naukową” prawdą starych ortodoksji – musi być raczej usytuowana w nieredukowalnie intersubiektywnej przestrzeni. Od tej pory wszystkie prawdy są sytuacyjne.


Dopasowanie – kompozycja jako strategia – lokuje się pomiędzy tymi dwoma skrajnościami. Negatywne uzasadnienie jego rozwoju leży w zaniku jakiejkolwiek wiodącej tożsamości, wpędzającego ruchy – które napędzane są sprzecznościami społeczeństwa kapitalistycznego – w produktywny kryzys.

Ma ono jednak również pozytywne uzasadnienie. Podczas gdy programowe podejście do walki opierało się na dialektycznym rozwiązywaniu konfliktów – tj. na założeniu, że w toku walki wyłoni się synteza, która wytworzy jedność nowego sortu – metoda dopasowania proponuje, by wielorakie segmenty ruchu pozostały wielorakimi, a jednocześnie by tkano między nimi niezbędne praktyczne sojusze. Zważywszy na to, że żadna z tożsamości nie jest w stanie w przekonujący sposób przejąć społecznego przywództwa w ramach ruchów, różne figury społeczne, które składają się na współczesne walki stają przed wyborem: albo mogą pozostać w autarkicznych nie-stosunkach (tolerancyjnej separacji), albo – jeśli chcą przywrócić horyzont zwycięstwa – muszą wypracować podejście relacyjne, pozwalające im współpracować ponad różnicami, a to nieuchronnie oznacza akceptację kompromisów. „Dopasowywanie” jako praktyka oznacza spajanie i rozszerzanie relacji pomiędzy społecznymi sektorami walki, a „dopasowanie” jako strategia odnosi się do założenia, że kolektywne zwycięstwo w obecnych warunkach jest możliwe tylko wtedy, gdy nasze ruchy znajdą sposoby na utkanie takich kolaboracyjnych sieci z różnych tożsamości społecznych i pomiędzy nimi. Nie chodzi tu jednak o zwykłą koalicję różnych podmiotów, z których każdy pozostaje przez cały czas taki sam. Aby ta strategia mogła funkcjonować w praktyce – byśmy były w stanie utrzymać kompozycję ruchu – każda z jego części składowych musi być skłonna do pewnego stopnia odejść od swojej tożsamości. Celem nie jest tu wejście w jakiś rodzaj nowej syntezy, wymazującej partykularność; założenie jest raczej takie, że aby wygrać, każdy segment musi wejść w kontekstualną formę, która zaprasza wszystkie inne części ruchu do destabilizacji swoich tożsamości i zobowiązań, które w przeciwnym razie mogłyby mieć w normalnej kapitalistycznej polityce. W ten sposób dopasowanie nie wytwarza „społecznej jedności”, ale praktyczną maszynę napędzaną przez częściową desubiektywizację jej konstytutywnych części.

Na przykład, w miarę jak walka przeciwko Dakota Access Pipeline narastała na przestrzeni 2016 roku, przeszła z wąskiego ruchu Siuksów ze Standing Rock o ich własne prawa terytorialne do ruchu, w który zaangażowane czuły się również inne grupy rdzenne i działacze nie-rdzenni, z własnych materialnych i politycznych powodów. Uznanie tego faktu nie wymaga podporządkowywania lub lekceważenia interesów i pozycji Siuksów ze Standing Rock; chodzi raczej o to, że to dopasowaniowa logika ruchu wciągnęła wszystkie te elementy w relację ze sobą, pokazując im większy horyzont zwycięstwa niż którykolwiek z nich mógłby sobie samodzielnie wyobrazić.

Wróćmy teraz do walki Defend the Forest w Atlancie. Jak zauważa Kristin Ross, walki dopasowaniowe mają tendencję do wytwarzania charakterystycznej bazy społecznej. Tworzą: „zasadniczo roboczy sojusz, wiążący się ze wzajemnym przemieszczeniem siebie i dezidentyfikacją, który jest również współdzieleniem fizycznego terytorium – przestrzeni do życia”[26]. Wydaje się, że taka formulacja walk dopasowaniowych dokładnie opisuje las w Atlancie. Ruch ten nie jest po prostu „zdecentralizowany i autonomiczny”, co przywodziłoby na myśl jedynie szereg rozłącznych i obojętnych elementów rozrzuconych jakkolwiek daleko od siebie. Zamiast tego jest konstelacja leśnych obozów, jak również różne segmenty społeczne, które zamieszkują ten ruch – uczniowie szkół podstawowych i ich rodzice, przyjezdni spoza Atlanty, raverzy, organizatorzy społeczni i działacze polityczni w okolicznych czarnych dzielnicach, aktywiści trans i przyrodnicy – są tak samo naznaczone przez swoje połączenia i relacje, jak przez swoją decentralizację. Doświadczyć ruch nie oznacza tylko doświadczenia własnego, odrębnego spojrzenia na niego, czy też własnej palety praktyk w jego ramach – to także czuć, że naprawdę jest się częścią wszystkich podjętych zakładów i ryzyka, jak i całego wkładu wszystkich innych jego komponentów, z którymi dzieli się wspólny los.


(…) dopasowaniowa logika ruchu wciągnęła wszystkie te elementy w relację ze sobą, pokazując im większy horyzont zwycięstwa niż którykolwiek z nich mógłby sobie samodzielnie wyobrazić.


Separacja jest normą w hiperwyalienowanym i brutalnym społeczeństwie, jakim jest Ameryka, a jeszcze bardziej w radykalnej polityce. To więc, że tak różne komponenty jak te wymienione powyżej – oraz metody, które każdy z nich wdraża – są połączone w walce, jest wyjątkiem od normy i wymaga ciągłej wewnętrznej perswazji. Mówiąc słowami zapożyczonymi od hiszpańskiego radykalnego kolektywu Precarias a la Deriva, utrzymanie powiązań łączących te komponenty i metody, wymaga „afektywnej wirtuozerii” charakterystycznej dla współczesnej pracy i polityki[27]. Ogromna część ruchu w obronie lasu Atlanty ma miejsce poza samym lasem, co oznacza, że działania o radykalnie różnych charakterach i rytmie – jak sąsiedzkie kampanie, protesty w centrum miasta i życie w obozach – muszą być nieustannie ze sobą spinane.

Wyzwanie, jakim jest zbudowanie skutecznej koordynacji w hiperpodzielonym społeczeństwie, przy braku jakiegokolwiek większego pozytywnego horyzontu, jest ogromne. Dopasowanie jest sposobem organizacji w głęboko nieuporządkowanych czasach. Jak ujęła to poetycko-dopasowaniowa relacja z pierwszych dni Powstania George’a Floyda w Minneapolis: „Łączymy się, nie stając się tym samym, poruszamy się razem, nie rozumiejąc się nawzajem; a jednak to działa”[28].

W tych mglistych warunkach, pomocne może być wyartykułowanie częściowej listy metod dopasowania, z których korzysta się w lesie w Atlancie:

  • Rozsiało się po nim wiele obozów, które choć charakteryzują się wyraźnie rozbieżnymi kulturami i populacjami, nie zdecydowały się na pozostanie w stanie tolerancyjnej separacji, a zamiast tego nieustannie starały się być połączone – częściowo dzięki pracy osób odgrywających rolę nieformalnych łączniczek, próbujących na bieżąco rozwiązywać wszelkie różnice.
  • Ruch w swojej otwartości na polityczne metody kładzie nacisk nie tylko na różnorodność taktyk, ale także ich potencjalne powiązanie ze sobą. Dzięki temu składanie pozwów może współistnieć z regularnymi starciami z policją na skraju lasu, a uczestnicy z zawrotnej liczby amerykańskich subkultur (obserwatorzy ptaków, raverzy, naukowcy, aktywiści, pasjonaci historii, punkowcy, tenderqueery[29], stolarze, i tak dalej) mogą wejść do ruchu i zdefiniować swój udział w nim w oparciu o własne możliwości i pragnienia.
  • Przez utrzymanie otwartego podejścia do budowy obozów, ruch nadaje priorytet działaniom pragmatycznym i praktycznym. W ten sposób dezaktywuje ideologiczne kwestie i podziały, pozwalając na typ dezidentyfikacji opisany przez Rossa. Ułatwia to twórcze zaangażowanie i zmniejsza izolacyjność praktyk aktywistycznych. Nowy budynek kuchenny zbudowany na parkingu zamienionym w obóz, nazwany „Weelaunee People’s Park” (13 grudnia 2022 roku zniszczony przez policję i korporacyjne buldożery, i już odbudowywany) odegrał właśnie taką rolę – w każdą środę przez całą jesień ubiegłego roku organizowano w nim wspólne obiady[30].
  • Położenie nacisku na odzyskanie ziemi i budowanie miejsc życia przyczynia się do szerokiego przewartościowania wartości, doprowadzając do artykulacji nowej podstawy do organizowania się i koordynacji w celu obrony tego szczególnego miejsca, w jego wyjątkowości. Wysiłki obrońców lasu i wielu innych osób mające na celu odkrycie morderczo rasistowskiej historii Old Prison Farm w Atlancie budują nowe połączenia pomiędzy przeszłymi a obecnymi walkami. Sadzenie drzew owocowych i jadalnych ziół wieloletnich ujawnia odżywczą siłę terytorium. Pojawiają się nowe tradycje szczególne dla lasu i służą za podstawę dla nowych form więzi i pokrewieństwa.
  • Liczne komponenty ruchu wykazują się dopasowaniową inteligencją, wkładając poważny wysiłek polityczny i wirtuozerię afektywną w rozwiązywanie konfliktów i wciąganie nowych komponentów. Na przykład kontrowersje wokół niecenzuralnych haseł graffiti zostały powoli zaadresowane dzięki rozmowom i debatom, a także, co ważne, dzięki ciągłemu dodawaniu nowych haseł, tagów i sztuki, a nie dzięki bezowocnym wysiłkom zmierzającym do prostego ocenzurowania tagów (w czyim imieniu można by dokonać cenzury?). Dopasowanie z konieczności funkcjonuje mniej poprzez wewnętrzne korekty w ramach koalicji, niż poprzez pozytywny proces łączenia nowych elementów – działa to na zasadzie „tak, i…”[31]. Inną ważniejszą kwestią, poza sprawą tagów, była praca innych nad wspieraniem ludu Muscogee, rdzennych mieszkańców regionu, ponownie wchodzących do lasu dwieście lat po ich wypędzeniu. Doprowadziła ona do ważnych rytuałów, spotkań i przekazywania wiedzy o terytorium.
  • Bycie cierpliwym i danie ruchowi własnego czasu oznaczało nie tylko to, że każda próba eksmisji spotykała się ze spokojem i determinacją, ale także to, że polityczne wiatry targające resztą kraju były doświadczane w lesie z mniejszą intensywnością. Podczas gdy krajowa lewica żenująco kręci się w tę i z powrotem, próbując wycofać się z antyrasistowskich zobowiązań, które podjęła w szczytowym momencie ruchu 2020 (i które szybko stały się wyborczym ciężarem), terytorialna natura tej walki pozwala poruszać się jej po zupełnie innej osi czasu, zdecydowanie przeciwstawiając się policji i jej światu.

Widać więc, jak szersze warunki kryzysu – jak i masowe doświadczenie gwałtownych wybuchów erozyjnych konfliktów społecznych, takich jak te, na które zwraca uwagę Neel – kształtują ruch leśny w Atlancie i jego komponenty. Widać też, jak mimo tego, że działa on na gruncie kapitalistycznej stagnacji i kryzysu, nadal porusza się w ramach swojej własnej, odrębnej temporalności i logiki. Jest to logika wolniejsza, ale taka, która rośnie i ma swój wkład w horyzont polityczny wyłaniający się z globalnej sekwencji walk – wszystkich jak na razie zakończonych fiaskiem – które nękają naszą planetę w tym czasie fluktuacji i refluksu. Tak jak Standing Rock zredefiniowało horyzont ruchów klimatycznych, jednocześnie podejmując dziedzictwo kolonizacji i upolityczniając budowę infrastruktury, tak las w Atlancie stał się nie tylko schronieniem przed momentem reakcji, ale także poligonem doświadczalnym dla oddolnej odporności ekologicznej i polityki abolicjonistycznej. Dopasowaniowa inteligencja ruchu musi zmierzyć się nie tylko z Cop City i hollywoodzką dystopią, ale także z tym, co za nimi stoi: centralnymi filarami kapitalistycznego planowania, brutalnie wymuszającymi prekarność i szukającymi odnowionej podstawy do akumulacji.

Pierwotna publikacja: Ill Will

Data publikacji: 15.01.2023

Zdjęcia: Marius Michusch, CrimethInc.


[1] przyp. red.: W medycznym kontekście, chodzi o refluks żołądkowo-przełykowy, schorzenie polegające na nieprawidłowym cofaniu się kwaśnej treści żołądkowej do przełyku, którego symptomem są m.in. częste zgagi. W kontekście tego tekstu, chodzi o okres reakcji, gdzie najgorsze elementy amerykańskiego społeczeństwa – wstrzymane przez pandemię i rebelie i wydawałoby się, że w pewnym stopniu już „przetrawione” – zostają teraz na nowo wprowadzane w społeczeństwo.

[2] przyp. red.: Wielka Rezygnacja (ang. the Great Resignation, the Big Quit) – sięgający początku 2021 r. trwający trend ekonomiczny, w ramach którego pracownicy masowo rzucali pracę; do najczęściej wymienianych powodów rezygnacji należą m.in. stagnacja płacowa wśród rosnących kosztów życia, brak świadczeń, nieelastyczna polityka pracy zdalnej i długotrwałe niezadowolenie z pracy.

[3] przyp. red.: teoria krytyczna rasy (ang. critical race theory) – interdyscyplinarne podejście do wzajemnego kształtowania się społecznych koncepcji rasy oraz prawa, ruchów społecznych i politycznych oraz mediów; jednym z założeń CRT jest, że rasizm i nierówne warunki rasowe są wynikiem złożonej dynamiki społecznej i instytucjonalnej, a nie uprzedzeń jednostek. W ostatnim czasie nazwa ta zaczęła być używana przez republikanów jako „straszak” i być podstawą różnych stanowych zakazów omawiania dyskryminacji rasowej w szkołach – w podobny sposób, jak polska prawica używa pojęcia gender.

[4] przyp. red.: Defund the Police (dosł. Wstrzymać finansowanie policji) – slogan spopularyzowany podczas powstania George’a Floyda, używany przez osoby aktywistyczne wspierające wycofywanie funduszy z departamentów policji i przekierowanie ich w stronę niepolicyjnych form bezpieczeństwa publicznego i wsparcia społeczności; hasło było wyolbrzymiane, demonizowane i wykorzystywane przez republikanów w kampaniach politycznych przeciwko demokratom.

[5] Police Shootings Database, Washington Post. Online tutaj

[6] przyp. red.: grooming, child grooming – działania podejmowane przez dorosłych, które sprawiają, że dziecko staje się podatne na wykorzystanie seksualne, np. zaprzyjaźnienie się z ofiarą lub też jej rodziną, sprawianie prezentów, budowanie zaufania. Ostatnio w USA nastąpiła fala stanowych homo- i transfobicznych uchwał, mających „chronić dzieci”, opartych na teorii spiskowej (tzw. LGBT grooming conspiracy theory)oskarżającej osoby LGBT o pedofilię, podsycającej panikę moralną i społeczną niechęć do osób queerowych. Jest to taki sam, lub chociaż bardzo podobny trend, jak ten, który od kilku lat obserwujemy w p*lsce.

[7] przyp. red.: Strzelanina w klubie nocnym w Colorado Spings – w nocy z 19 na 20 listopada 2022 miała miejsce masakra w queerowym klubie nocnym, w której zginęło 5 osób, a rannych zostało kolejne 25. Sprawca jest podobno twórcą strony internetowej o „wolności słowa”, na której znajdowały się m. in. rasistowskie treści oraz filmik nawołujący do mordowania w ramach „oczyszczania społeczeństwa”.

[8] Jack Crosbie, “The Battle for Cop City,” Rolling Stone, 3 września 2022. Online tutaj.

[9] David Peisner, “The Forest for the Trees,” The Bitter Southerner, 13 grudnia 2022. Online tutaj.

[10] Peisner, “The Forest for the Trees.”

[11] Endnotes Collective, “Onward, Barbarians.” Online tutaj.

[12] Phil Neel, Hinterland, Reaktion Books, 2018, 155.

[13] Neel, Hinterland, 169.

[14] Tamże, 156.

[15] Tamże, 175.

[16] Tamże.

[17] Kristin Ross, “The Long 1960s and the ‘Wind from the West,’” Crisis and Critique, tom 5, wyd. 2. Online tutaj.

[18] Joshua Clover, Riot, Strike, Riot, wydane przez Verso, 2016.

[19] przyp. red.: przewartościowanie wartości (niem. Umwertung aller Werte) – koncept pochodzący z filozofii Friedricha Nietzschego; opisuje proces budowania nowych wartości poprzez reinterpretację, podważanie i krytykę tych ogólnie przyjętych.

[20] Ross, “The Long 1960s,” 325.

[21] Mauvaise Troupe. “Remaining Ungovernable.” Wykład na konferencji IU “Undercommons and Destituent Power”. Online tutaj.

[22] Mauvaise Troupe, “Remaining Ungovernable.” Dla szerszego spojrzenia, zobacz Mauvaise Troupe, Constellations: Trajectoires révolutionnaires du jeune 21e siècle, Éclats, 2017.

[23] Ross, “The Long 1960s,” 331.

[24] przyp. red.: Zasady z St Paul (ang. St. Paul Principles) – zasady, które wykształciły się około 2008 roku w St. Paul (Minnesota) i zostały ówczas formalnie przyjęte przez grupy blokujace Narodową Konwencję Republikanów; zasada, do której odwołują się osoby autorskie w oryginale brzmi: The actions and tactics used will be organized to maintain a separation of time or space. Więcej tutaj

[25] przyp. red.: The American Federation of Labor and Congress of Industrial Organizations – największa amerykańska centrala związkowa, zrzeszająca 54 związki zawodowe i 10 mln pracowników.

[26] Andy Merrifield. The New Urban Question, Pluto, 2014, 17.

[27] Precarias a la Deriva. “A Very Careful Strike.” Online tutaj.

[28] Anonymous, “The Siege of the Third Precinct in Minneapolis,” Crimethinc, 10 czerwca 2020. Online tutaj.

[29] przyp. red.: tenderqueer (od ang. tender – wrażliwy, delikatny) – prawdopodobnie osoba queerowa, która jako stylu używa estetyki delikatności i wrażliwości.

[30] przyp. red.: org. potluck – wydarzenie, na które każda osoba przynosi jakieś dania, napoje czy inny wkład od siebie; impreza składkowa.

[31] przyp. red.: „tak, i…” (ang. „yes, and…”) – zasada komedii improwizowanej, która sugeruje, że aktor powinien zaakceptować to, co powiedziała osoba poprzedzająca go i rozwinąć, pociągnąć dalej jej pomysł; używana również np. w burzach mózgów, ma zachęcać do dzielenia się swoimi przemyśleniami i ułatwiać komunikację.

Krew, kwiaty i imprezy na basenach

S. Prasad:

krew, kwiaty i imprezy na basenach


Jakie są główne cechy obecnej fali globalnych powstań? W jaki sposób komunistyczne eksperymenty, innowacje taktyczne i polityczna inteligencja krążą pomiędzy tymi rewoltami i jakie wspólne ograniczenia napotykają? Jakie prognozy są możliwe, biorąc pod uwagę to, co widziałyśmy w zeszłym roku? Biorąc za punkt wyjścia ruchy z 2022 roku, S. Prasad szkicuje bilans walki rewolucyjnej w naszym historycznym momencie.

Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.


Wam, odważni poszukiwacze, zmagający się, wam wszystkim, którzy, podstępnym powierzając się żaglom, na groźne wypływacie morza — wam upojeni zagadką, radośni zmrokiem, wam, których duszę w każdą błędną czeluść fletnie wabią — bo tchórzliwą dłonią trzymać się nici przewodnich wy wszak nie pragniecie; a gdzie odgadnąć zdołacie, tam nienawidzicie dochodzenia — wam to wyłącznie opowiem zagadkę, którą ujrzałem (…).

Friedrich Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra

Przez cały 2022 rok na niemal każdym kontynencie dochodziło do powstań, zamieszek i masowych protestów, wywołanych rosnącymi kosztami życia i głupotą rządzących. Mimo panującego zamieszania pozostajemy w epoce rewolucji.

W Nowy Rok rosnące koszty utrzymania i koniec dopłat do paliw wywołały protesty w Kazachstanie. W ciągu tygodnia wybuchła insurekcja w Ałmatach – największym mieście kraju – podczas której ludziom udało się wedrzeć się do wielu budynków rządowych lub je spalić, chwilowo pokonując policję i siły bezpieczeństwa. Aby stłumić powstanie, potrzeba było koordynacji armii sześciu narodów.

W Sri Lance protestujący szturmem zajęli salony władzy i tymczasowo wypędzili prezydenta z kraju. Domy ponad czterdziestu polityków zostały doszczętnie spalone. Obrazy starć rozeszły się po całym świecie, wraz z następującymi po nich nagraniami proletariackich imprez na basenie pałacu prezydenckiego. Podobna scena rozegrała się w Iraku, kiedy protestujący w Bagdadzie szturmowali i zajęli parlament.

Chmury gazu łzawiącego i dymu z płonących barykad wypełniły powietrze w Dżakarcie. Protesty w Haiti po zakończeniu dopłat do paliw pozostawiły Port-Au-Prince w stanie, który niektórzy opisali jako „wojnę domową o niskiej intensywności”. Rząd Czadu nazwał demonstracje przeciwko rządom wojskowym „powstaniem zbrojnym”. W wyniku brutalnych represji zginęło prawie sto osób. Zamieszki od tygodni wstrząsają też zachodnim brzegiem Palestyny.

New York Times ostrzega, że może to być początek długiej zimy niezadowolenia w Europie. W październiku prawie wszystkie rafinerie we Francji rozpoczęły strajk. Dziesiątki tysięcy ludzi wyszło na ulice, aby zaprotestować przeciwko rosnącym kosztom utrzymania, podczas gdy groźba strajku generalnego stawała się coraz większa. Strajki zaczęły rozprzestrzeniać się również w Anglii.

Chiny doświadczyły prawdopodobnie najbardziej powszechnego ruchu protestacyjnego od 1989 roku, kiedy to czołgi zostały wysłane w celu stłumienia demonstracji na placu Tiananmen. W fabryce iPhone’ów Foxconn w środkowych Chinach tysiące pracowników starło się z policją i zburzyło barykady. W południowym mieście Guangzhou protestujący wyrwali się z budynków objętych lockdownem, by skonfrontować się z pracownikami opieki zdrowotnej i splądrować zapasy żywności. Działania te rozprzestrzeniły się na prowincję Xinjiang, Szanghaj i Pekin. Niektórzy demonstranci śpiewali Międzynarodówkę — „by zapewnić ludzkości szczęście, musimy polegać na sobie” — podczas gdy inni nieśli kwiaty i puste kartki papieru.


Mimo panującego zamieszania pozostajemy w epoce rewolucji.


W chwili, gdy to piszemy, powstanie w Iranie trwa już dobry czwarty miesiąc. Jest to najbardziej powszechny, intensywny i długotrwały ruch protestacyjny, jaki uderzył w kraj od czasu rewolucji z 1979 roku, i pierwszy, który skupia się nie tylko na przeprowadzeniu reform, ale i na położeniu kresu reżimowi. Podpalono posterunki policji, budynki rządowe, banki, a nawet bazy wojskowe. Zamieszki rozlały się na więzienia i zainspirowały strajki w przemyśle naftowym. Po tym jak dotarły do niesławnego więzienia Elvin, w niewyjaśnionych okolicznościach wybuchł pożar. Niektóre miasta na krótko wyzwolono, podczas gdy inne doświadczyły przerażających masakr. Po tym jak nagranie linczu na policjancie stało się viralem, miał miejsce militarny nalot na kompleks apartamentów w Teheranie rodem z niedawnego filmu Athena. A jednak nadal, co noc, tłumy młodych osób wychodzą na ulice, skandując „kobiety, życie, wolność”, „śmierć dyktatorowi” i „rok krwi”.

Nie sposób odgadnąć, czy ten przypływ osiągnął już swój szczyt i zaczął się cofać. Skala i intensywność tych ruchów może wskazywać, że stoimy u progu fali walk, która wkrótce spłynie po całym globie. Jeszcze bardziej niepewne jest to, czy te nowe ruchy będą w stanie nawigować pomiędzy mieliznami, na których tak konsekwentnie osiadały rewolucje naszego stulecia.

Ameryka ma tendencję do synchronizacji z tymi globalnymi rytmami, choć często z pewnym opóźnieniem. Można zatem zasadnie założyć, że w nadchodzących latach będziemy świadkami kolejnych masowych walk w Stanach Zjednoczonych. Co to oznacza dla tych z nas, które wciąż obserwują nadchodzący przypływ? Jak możemy się na tę falę zorientować i jak możemy przygotować się na moment jej dobicia do naszych brzegów? Czy będziemy gotowe do szturmowania niebios, kiedy znów nadejdzie nasz czas?

W dalszej części spróbuję opisać to, co nadaje spójność tym wybuchającym na całym świecie walkom, a później wykorzystać to jako podstawę do poczynienia wstępnych prognoz. Jakie są więc główne cechy tej fali walk?

Turbulencje

Rok 2022 był rokiem globalnych turbulencji. Pandemia połączona z rosnącą inflacją, załamaniami łańcuchów dostaw i wojną w Europie Wschodniej stworzyły łatwopalną sytuację. Warunki są zarówno coraz bardziej niestabilne, ale i coraz bardziej podobne w różnych krajach. Tworzy to kontekst sprzyjający pojawianiu się walk, a kiedy już się pojawią – szybkiemu rozprzestrzenianiu się. To środowisko, w którym mała iskra może wywołać pożar.

Powstania z tamtego roku występowały w miejscach, w których rosnące koszty życia uczyniły warunki wybuchowymi. Ale każda eksplozja potrzebuje wyzwalacza, a ten nie musi być bezpośrednio związany z samą sytuacją gospodarczą. Tak się składa, że katalizatorem okazują się często działania państwa: przymuszanie do zaciskania pasa, odmowa przeprowadzenia wyborów, morderstwo w policyjnym areszcie i tak dalej. Rząd coś robi, a ludzie czują się zmuszeni, by zareagować, skupiając tym samym swoją powszechnie odczuwaną frustrację.

Gdy już nabiorą rozpędu, protesty te wykraczają poza początkowe żądania – poza to, co pierwotnie wprawiło je w ruch – i stają się walką o upadek samego reżimu. Gospodarcze turbulencje stają się wtedy tłem do walki z państwem. To wyjaśnia zarówno rewolucyjny ładunek tych ruchów protestacyjnych, jak i ich niepewność oraz stosowanie półśrodków

Ale to, co wznieca te protesty – to, czemu w reżimowi się sprzeciwiają – to jego ekscesy. To, co czyni go skorumpowanym, irracjonalnym, arbitralnym, niekompetentnym czy głupim. Z tego powodu ruchy nadal przemawiają językiem liberalizmu, często wyrażając się w kategoriach praw człowieka, tożsamości i demokracji. Nie jest więc jasne, czy od takich ruchów można oczekiwać, że wywrócą świat do góry nogami, czy też może tak naprawdę mają one na celu wyłącznie jego utrzymanie.


Warunki są zarówno coraz bardziej niestabilne, ale i coraz bardziej podobne w różnych krajach. (…) W takim środowisku mała iskra może wywołać pożar.


Generalizacja

Walki stają się zarówno bardziej rozległe, jak i bardziej intensywne. Jak powiedział pewien dziennikarz, „[na początku lat 20. XXI wieku] masowe protesty stały się bardziej powszechne, szybciej narastały i przybierały większy rozmiar w skali całego świata”. Najbardziej widać to w przypadku krajów takich jak Iran, które w ostatnich latach doświadczyły jednej fali walki po drugiej. W 2009 r. irański Zielony Ruch przeciwko temu, co powszechnie uważano za sfałszowane wybory, prowadzony był w dużej mierze przez miejską klasę średnią i studentów. W ciągu ostatniej dekady protesty w kraju przybrały na sile, przyciągając coraz większą liczbę proletariuszy. Inflacja i osłabiona gospodarka wywołały protesty w dziesiątkach miast w 2017 i 2018 roku, po czym w 2019 roku nastąpił tydzień intensywnych zamieszek w odpowiedzi na skokową podwyżkę cen paliw. Ludzie, którzy wyszli wówczas na ulice, mieli zazwyczaj niższe dochody, a zatem byli bezpośrednio bardziej dotknięci turbulencjami gospodarczymi:

To powstanie było pierwszym takim powstaniem w Republice Iranu, któremu udało się zjednoczyć ze sobą bogatych Irańczyków wywodzących się z wieżowców w północnym Teheranie i walczących o przetrwanie handlarzy bazarów z jego robotniczego południa, jak i połączyć ze sobą Kurdów, Turków i innych członków mniejszości etnicznych z etniczną większością Farsi. Zakres krzywd wyrządzonych Irańczykom odzwierciedla sama różnorodność protestujących[1].

Podobny schemat można dostrzec niemal wszędzie. W latach, które nastąpiły po kryzysie gospodarczym z 2008 r., „walka klasowa należała do tych najbardziej jej spragnionych i tych najgorzej sytuowanych”[2]. W przeszłości walki pozostawały zamrożone, ponieważ sam kryzys był zamrożony. Państwa mogły przez pewien czas radzić sobie z turbulencjami gospodarczymi, do pewnego stopnia ograniczać kryzysy poprzez obciążanie nimi konkretnych części populacji. Z kolei współczesne ruchy odwrotnie – wydają się rozciągać na zewnątrz, wciągając w siebie znacznie szersze warstwy społeczeństwa. Być może nasza turbulentna teraźniejszość w końcu wyrwie nas z obowiązującej reguły[3], charakteryzującej obecny stan kryzysu i generowanie przez niego walki. W miarę jak kryzysy stają się niezarządzalne i zaczynają się generalizować, a rosnące koszty życia zaczynają dotykać wszystkich, generalizować się będą również walki – i stawać się podobnie niezarządzalne.

Dystans

Kluczowym ograniczeniem współczesnych walk jest ich niezdolność do przezwyciężenia dominującego pomiędzy ludźmi dystansu w społeczeństwach, z których się wyłaniają. W 2011 roku uczestnicy wielu ruchów wyobrażali sobie, że już go przezwyciężyli – często poprzez projekcję jedności, takiej jak „99%”[4], która nie miała podstaw w żadnej partykularnej lub dotychczasowej tożsamości.

Jednak, jak ujęło to Endnotes, „to, że ruchy z 2011 roku przedstawiały się jako już-zjednoczone, jako już-poza determinacjami strasznego społeczeństwa, oznaczało, że ich wewnętrzne podziały były zazwyczaj wypierane. A ponieważ je wypierano, podziały te mogły jawić się jedynie jako zagrożenia dla ruchu”[5].

Natomiast zeszłoroczne walki, w miarę jak się generalizowały, zdawały się kłaść większy nacisk na partykularne tożsamości. Dzisiejsze ruchy, zamiast myśleć o sobie jako o czymś, co stoi poza uwarunkowaniami tego społeczeństwa, mają tendencję do przyjmowania dotychczasowych tożsamości jako punktów wyjścia. Międzyludzki dystans naszych społeczeństw jest traktowany jak wyzwanie, problem do rozwiązania, a jedność jest przedstawiana jako coś, co będzie musiało zostać skonstruowane na drodze samej walki.

Na przykład powstanie w Iranie zostało wywołane przez śmierć kurdyjskiej kobiety w areszcie policyjnym. Chociaż istnieje wiele powodów, by walczyć z reżimem, a do powstania przyłączyli się ludzie ze wszystkich środowisk, to walka kobiet i mniejszości etnicznych po raz pierwszy wysunęła się na pierwszy plan w tym, jak powstanie siebie prezentuje i jak o sobie myśli. Fakt ten znalazł również odzwierciedlenie w działaniach – kobiety stoją na czele wielu akcji, a niektóre z najbardziej intensywnych protestów odbywają się w regionach, gdzie Kurdowie lub inne mniejszości etniczne stanowią większość.

Ze wszystkich ruchów i powstań 2022 roku, Sri Lanka jest tym, które najbardziej przypomina ruch placów z 2011 roku. W kraju tak niedawno rozdzieranym przez wojnę domową nikt nie mógł brać jedności wśród uczestników za pewnik. Przezwyciężenie międzyludzkiego dystansu lankijskiego społeczeństwa – zwłaszcza między buddystami syngaleskimi, hinduistami tamilskimi i muzułmanami – było więc rozumiane jako zadanie konieczne. Protestujący słusznie uważali zawieszenie tych podziałów za wielkie osiągnięcie i byli świadomi, że ryzyko ich ponownego wyłonienia się jest jednym z największych zagrożeń, jakie przed nimi stoją. Ta świadomość była kluczowa dla tego, jak rewolucja myślała o sobie samej i dla toczących się w jej obrębie debat.

Nigdy nie wiadomo, jak długo wytrzymają te kruche jedności zbudowane w trakcie powstań. Żadnej z tych walk nie udało się przekroczyć granic, w które uderzyły powstania z 2011 roku. Choć często udaje im się zawiesić normalne funkcjonowanie tego świata, to na ogół nie na długo. Ale żeby móc w ogóle przebić się mur, musimy najpierw do niego dotrzeć. Tylko poprzez siłowanie się z tymi ograniczeniami można je sformalizować, a tym samym zamienić w pytania, na które ruchy mogą następnie próbować odpowiedzieć.

Taktyki

Fale walk często następują po tym, jak rozprzestrzeni się określony zestaw taktyk. Klasycznym tego przykładem była rewolucyjna faza starego ruchu robotniczego, kiedy to fale masowych strajków rozlały się po Europie i reszcie świata w latach 1905, 1912 i 1917.


Dzisiejsze ruchy (…) mają tendencję do przyjmowania istniejących wcześniej tożsamości jako punktów wyjścia. Międzyludzki dystans naszych społeczeństw jest traktowany jak wyzwanie, problem do rozwiąnia, a jedność jest przedstawiana jako coś, co będzie musiało być skonstruowane na drodze samej walki.


Proces ten często wiąże się z innowacjami, w miarę jak pojawiają się nowe taktyki, które zdają się oferować sposoby obejścia starych problemów. Taktyki te są następnie powielane i adaptowane w różnych kontekstach. Dwie fale ostatniej dekady wydają wpasowywać się w ten schemat. W 2011 roku, po rewolucji w Egipcie, rozpoczął się ruch placów. Następnie w 2019 roku rozprzestrzeniły się „taktyki pierwszoliniowe”, chociaż z perspektywy czasu to, jak bardzo spoiły one ze sobą tamte mnogie wydarzenia, mogło zostać wyolbrzymione przez obserwatorów.

To, że burzliwe wydarzenia z 2022 roku mają pewien wspólny mianownik taktyczny, jest oczywiste. Jeśli krążące w sieci zdjęcia z tych powstań można łatwo ze sobą pomylić, to dlatego, że sceny były wszędzie niemal identyczne: tłumy, gaz łzawiący, żołnierze i policja, starcia przy płonących barykadach, podpalenia, broń palna, prowizoryczny sprzęt zamieszkowy i inny improwizowany oręż, a nawet okupacje budynków. Nie wystarczy jednak powiedzieć, że zeszłoroczne walki mają skłonność, by wyglądać jak zamieszki. To nie pozwala na uchwycenie ich specyfiki, tzn. tego, co w nich innowacyjne i co ma szansę się rozprzestrzenić – a więc tym samym tego, co daje szansę na pokonanie starych ograniczeń.

Warto odnotować, że na czoło wydarzeń w 2022 roku nie wysunęła się żadna konkretna innowacja. Zdaje się, że tej wielości ruchów protestacyjnych i powstań nie spajała żadna wiodąca taktyka. Choć oczywiście pojawiły się innowacje, żadna z nich nie została szeroko powielona w odmiennych kontekstach.

To nie powinno zaskakiwać. Rozsądnym wydaje się oczekiwanie, że w ramach trwającej dziesiątki lat serii zmagań każda nowa fala będzie miała większą wewnętrzną zmienność niż poprzednia. Każda walka napotyka na swoje granice i impasy; za każdym razem eksperymentuje się z tym, jak je przezwyciężyć. W miarę jak te eksperymenty się rozwijają – a każdy z nich przynosi inne rezultaty, w miarę jak rozprzestrzeniają się i rozbrzmiewają na różne sposoby, liczba wewnętrznych różnic będzie się zwiększać.

Może to również wskazywać na to, jak bardzo walki się zgeneralizowały. W miarę jak stają się bardziej powszechne i proletariackie, często zaczynają zrzucać z siebie wiele aktywistycznych atrybutów, które sprawiały, że ruchy z 2011 i 2019 roku wydawały się jednocześnie dynamiczne i ograniczone. W końcu potrzeba jest matką wynalazków. To, co sprawiało, że ruchy z tamtych lat wydawały się innowacyjne, z perspektywy czasu okazuje się w dużej mierze odzwierciedleniem ich ograniczonej kompozycji.

W przypadku Sri Lanki, z pewnością jednej z najintensywniejszych rewolt 2022 roku, powstanie przebiegało według znajomego schematu. Model i taktyki w dużej mierze odziedziczyło ono (z pewnymi wariacjami) po Arabskiej Wiośnie, zwłaszcza rewolucji w Egipcie. Podobnie było z rewolucją w Sudanie w 2019 roku, podczas poprzedniej fali, ale inaczej już było w Algierii (również w 2019 roku), gdzie taktyka i rytm bardziej przypominały niedawny ruch Żółtych Kamizelek we Francji. Nie jest więc jasne, na ile Egipt będzie nadal dostarczał szablonu dla rewolucji w naszym stuleciu, czy też doświadczenie to zostanie wkrótce przez coś wyparte.

Strajki

Zmniejsza się geograficzny i czasowy dystans pomiędzy zamieszkami a strajkami. Powstaniom, które wybuchły w następstwie kryzysu finansowego z 2008 roku, nie towarzyszyła ani nie następowała po nich żadna znaczna fala strajków. Choć taktyka zakłócania normalności rozprzestrzeniała się niemal po całym świecie, pozostawały one na placach i rynkach, na których się pojawiły. Żadne z nich było w stanie ani na chwilę opuścić tej hałaśliwej sfery, gdzie wszystko jest na wierzchu i na widok dla wszystkich, aby przeniknąć do ukrytej siedziby produkcji, gdzie kapitał produkuje i jest produkowany, na której progu widnieje napis „Wstęp wzbroniony, chyba że w interesach”. Według Theorie Communiste ta niemożność przeniknięcia przez „szklaną podłogę” do samego procesu produkcji jest „nawracającą granicą wszystkich zamieszek i 'insurekcji'”. Ich zdaniem, rewolucja musi zaprowadzić siebie „w sferę produkcji”, nie po to, by ją podbić i zgłosić do niej roszczenia, a po to, by ją znieść.

Czy ostatnie wydarzenia mówią nam coś o tym, czego pokonanie tej granicy może wymagać? Czy w szklanej podłodze pod nami pojawiają się pęknięcia?

Strajkowanie coraz częściej pojawia się w arsenale taktyk stosowanych przez powstania. Po rozległych zamieszkach często następują fale strajków, które mają przynajmniej jakieś znaczenie. W miarę jak te dwa momenty są rytmicznie coraz bliżej siebie, nasuwa się myśl o pewnej spójności między tymi biegunami, a może nawet o rozpadzie dzielących je barier.

Po fali zamieszek w amerykańskich miastach w 2020 roku nastąpiła rosnąca fala strajków, która osiągnęła swój szczyt jesienią następnego roku. Wiele z tych strajków miało miejsce w miastach, które doświadczyły najbardziej długotrwałych rozruchów rok wcześniej, takich jak Louisville, Lancaster i Nowy Jork. Dotknięte zostały nawet wielkie dyscypliny sportowe: wkrótce po brutalnej reakcji w Kenoshy, masowy strajk rozlał się na prawie każdą drużynę sportową w prawie każdej głównej lidze.

Chociaż niektóre kampanie związkowe (np. Amazonu) wykorzystywały język Black Lives Matter, strajki z 2021 roku rzadko wyraźnie nawiązywały do zamieszek z 2020. Wyraźnie jednak wyłoniły się z podobnego zestawu wybuchowych warunków i świeżo-bojowych nastrojów amerykańskiego proletariatu – i na nie odpowiadały. W Kazachstanie podobnie: po zamieszkach i sytuacji niemalże-insurekcyjnej, na początku 2022 roku nastąpiła fala rozruchów pracowniczych. W tym przypadku strajki i zamieszki miały miejsce w tym samym miesiącu, a nie niemal roku, i istniał między nimi znacznie wyraźniejszy związek. Jednak ani w Kazachstanie, ani w Ameryce fala strajków nie nabrała takiego rozmachu, a powodowane przez nią zakłócenia w funkcjonowaniu gospodarki czy społeczeństwa były nieporównywalnie małe w zestawieniu z tymi wywołanymi przez zamieszki.

W Sudanie i w Birmie strajki generalne stały się kluczową taktyką w walce z niedawnymi wojskowymi zamachami stanu. Tamtejsze strajki skutecznie ilustrują powszechne wsparcie, jakie ruchy te mogą zmobilizować, ale nie prezentują możliwości wywierania realnego wpływu. Strajki, w tym sensie, mogą podtrzymywać impet powstań, podtrzymując otwartą przestrzeń zakłóceń, z której może wyłonić się coś nowego, ale nie zmieniają ich dynamik fundamentalnie. Można więc powiedzieć, że strajk generalny jest raczej częścią tylnej straży ruchu niż skokiem do przodu.

Z kolei powstanie w Iranie od niedawna obejmuje też pracowników przemysłu naftowego – w tym przypadku pracownicy mają akurat realny wpływ na państwo i gospodarkę. Strajki w tym kraju solidaryzują się z ruchem protestacyjnym, ale wysuwają także własne żądania. Nie jest jeszcze jasne, jak zdeterminowane się staną, jak bardzo się rozprzestrzenią, ani czy zainspirują podobne działania w innych gałęziach przemysłu.

Strajki pracowników rafinerii ropy naftowej we Francji i nadchodząca zima pełna niezadowolenia, która może rozprzestrzenić się na całą Europę, mogą nasuwać to samo pytanie, tylko od drugiej strony: czy nie łatwiej byłoby rozbić szklaną podłogę od dołu, wyważyć drzwi do siedziby produkcji od wewnątrz? Czy walka, która zaczyna się jako fala strajków, może ostatecznie rozprzestrzenić się na resztę społeczeństwa, stając się ogólnym ruchem odmowy wobec rosnących kosztów życia? Doświadczenie Włoch z lat następujących po Gorącej Jesieni 1969 roku może dać nam jakieś wyobrażenie o możliwym przebiegu takiej serii wydarzeń, choć w nieco innych warunkach.

Kartografia

Niezależnie jaki kraj byśmy brały pod uwagę, kartografia walki wydaje się trzymać stałego schematu. Ogólnokrajowe powstania zaczynają się na peryferiach, następnie krążą po całym kraju i docierają w końcu do największego miasta lub stolicy. Ten ostatni przystanek staje się środkiem ciężkości powstania, nadaje ton i wyznacza rytm reszcie kraju, i to tam często dochodzi do najbardziej intensywnych doświadczeń i eksperymentów.


Ani w Kazachstanie, ani w Ameryce fala strajków nie nabrała takiego rozmachu, ani nie spowodowała takich zakłóceń w funkcjonowaniu gospodarki czy społeczeństwa, jak zamieszki. (…) Można więc powiedzieć, że strajk generalny jest raczej częścią tylnej straży ruchu niż skokiem do przodu.


W Kazachstanie protesty pojawiły się najpierw w produkującym paliwa zachodnim regionie, a następnie w ciągu kolejnego tygodnia rozprzestrzeniły się na cały kraj, osiągając kulminację w postaci zamieszek w Ałmatach, jego dawnej stolicy i największym mieście. W Sri Lance, po protestach rolników i rybaków z wiejskich obszarów nastąpiły demonstracje i zamieszki na przedmieściach otaczających stolicę, a w końcu okupacje i masowe demonstracje w samym Kolombo. W Iranie powstanie rozpoczęło się na zachodnich obszarach kurdyjskich, a następnie rozprzestrzeniło się na główne miasta, takie jak Teheran, a także na obszary azerskie, arabskie i zamieszkane przez Beludżów. I jak zauważył niedawny artykuł New York Timesa, w Chinach „masowa mobilizacja wydawała się możliwa również w Pekinie dopiero po tym, jak protesty wybuchły w innych miastach – w Urumqi w piątek wieczorem, w Szanghaju w sobotę”.

Ta przemieszczająca się geografia odzwierciedla zmieniającą się kompozycję. Walki często zaczynają się w konkretnym regionie od żądań konkretnej grupy społecznej, jednak w miarę jak rozprzestrzeniają się na zewnątrz, wciągają kolejne warstwy społeczeństwa. W ten sposób walki albo akumulują coraz więcej żądań, całkowicie z nich rezygnują, albo też decydują się na uniwersalne żądanie naszych czasów: upadek reżimu.

Walki rozprzestrzeniają się niekiedy w ślad za kryzysem: protesty zapoczątkowują grupy i regiony najbardziej bezpośrednio dotknięte kryzysem, a w miarę jak ten się generalizuje, generalizuje się również powstanie – tak było na przykład w Sri Lance. W tym procesie nie ma jednak nic automatycznego. Często powstania zaczynają się tam, gdzie istnieje dziedzictwo wcześniejszych walk i organizacji, jak na przykład wokół Zhanaozen w Kazachstanie, gdzie niewiele wcześniej doszło do zamieszek i strajków.

Gdy protesty skupiają się już w największych miastach, często napotykają na podobny horyzont i impas. W Bagdadzie, Kolombo i Ałmatach protestujący szturmowali i albo zajmowali, albo podpalali główne budynki rządowe. Okazuje się jednak, że ani zdobycie, ani spalenie salonów władzy nie wystarcza ani do jej przejęcia, ani zdestytuowania. To zamieszanie może mieć mniej wspólnego z geograficzną orientacją walk, a więcej z ich orientacją polityczną – z tym, że kryzys gospodarczy staje się tłem dla konfrontacji z państwem.

Przed podobnym dylematem stają nawet te walki, które praktycznie są bardziej zorientowane na infrastrukturę niż instytucje. Na przykład w Haiti protestujący od miesięcy blokują główny port przemysłowy, uniemożliwiając dystrybucję paliwa i innych kluczowych towarów. Pomimo wezwań do rewolucji, ta blokada infrastrukturalna wydaje się mieć na celu zmuszenie państwa do negocjacji ich żądań.

Komuna

Komunizm jest zniesieniem państwa i zdławieniem ekonomii. Jeśli możemy mówić o komunizmie w czasie teraźniejszym, to dlatego, że komunizm istnieje jako potencjał w społeczeństwie kapitalistycznym. To znaczy: komunizm istnieje jako zadanie, do którego należy się przygotować, i jako napięcie obecne w dzisiejszych walkach.

Potencjał komunistyczny w tej serii walk można najlepiej opisać jako napięcie w kierunku komuny. Istnieją dwa podstawowe sposoby wyczucia tego napięcia we współczesnych walkach; komuna pojawia się wtedy, gdy te momenty się na siebie nakładają.

Po pierwsze jest to, jak walki zajmują przestrzeń. Okupacje i obozowiska stają się festiwalami i przestrzeniami do eksperymentowania z formami nie-zapośredniczonego przez pieniądze – ani niepodzielonego przez panujący w naszym społeczeństwie dystans – życia. Ten wysiłek włożony w odżywianie się i dbanie o siebie nawzajem poza więziami pieniężnymi[6] i bez odniesienia do istniejących wcześniej tożsamości, został opisany jako „komunizm ruchu”[7]. W tamtym roku było to najbardziej widoczne w ruchu okupacyjnym w Sri Lance.

Po drugie jest to, jak zamieszki i insurekcje uwalniają przestrzeń, jakkolwiek na krótko. W nocy 6 stycznia 2022 roku, gdy fala zamieszek w Kazachstanie osiągnęła swoje apogeum, policja i siły bezpieczeństwa w Ałmaty, największym mieście kraju, zostały pokonane. Część z nich uciekła z miasta, część zdezerterowała, a inni po prostu ustąpili. Tej nocy władza znalazła się nagle w rękach proletariackich powstańców. Do odbicia miasta ostatecznie trzeba było armii sześciu narodów.

Osznawije, miasto w przeważająco kurdyjskim regionie północno-zachodniego Iranu, miało wpaść w ręce protestujących, gdy w regionie trwał strajk generalny. Siły bezpieczeństwa i urzędnicy państwowi albo uciekli, albo schronili się w bazie Gwardii Rewolucyjnych. Biura rządowe, banki i baza Gwardii zostały podpalone. Sponsorowana przez rząd agencja informacyjna obwiniła o zaistniałą sytuację pięciuset uzbrojonych demonstrantów, ale nagrania z wydarzeń pokazują tysiące na ulicach.

Przejście od zamieszek do insurekcji ma miejsce wtedy, gdy policja i siły zbrojne zostają pokonane. Łapiemy tego przebłyski, gdy terytoria o pewnej skali, na przykład miasto, są podczas powstania na krótko wyzwolone od sił partii porządku. Jednak w ostatnich cyklach żadne z takich wolnych miast istniało na tyle długo, by przeprowadzić trwałe eksperymenty. Te krótkie przykłady przypominają momenty syryjskiej rewolucji, gdy w niektórych miastach, takich jak Manbidż, w miarę wycofywania się państwa do władzy dochodziły rady rewolucyjne.

Możliwe, że gdzieś, podczas tej fali lub następnej, policja zostanie pokonana, a powstańcy zdołają utrzymać miasto – czy to przypadkowo, czy celowo – na dłużej niż noc lub kilka dni. Każde wyzwolone w ten sposób terytorium musiałoby się szybko rozprzestrzeniać, żeby nie zostać zaduszonym; komuna nie może istnieć w jednym mieście w nieskończoność. Ponieważ jednak walki często toczą się w sposób łączny i nierównomierny, zarówno na poziomie krajowym, jak i globalnym, to, co może się wydarzyć w takim mieście w czasie jego wyzwolenia, bez wątpienia wpłynie na bieg pozostałych wydarzeń.


Jeśli możemy mówić o komunizmie w czasie teraźniejszym, to dlatego, że komunizm istnieje jako potencjał w społeczeństwie kapitalistycznym. (…) Potencjał komunistyczny w tej serii walk można najlepiej opisać jako napięcie w kierunku komuny.


W związku z tym pojawia się szereg pytań, które warto sobie zadać, póki mamy jeszcze na to czas. Co może się stać z miastem, które, z powodu nierównego tempa walki zostanie tymczasowo wyzwolone i być może odizolowane? Jak można by bronić takiego miasta? Jak jego mieszkańcy mogą się wyżywić i zapewnić sobie dostęp do bieżącej wody, prądu i innych mediów? Jakie komunistyczne środki są możliwe na skali pojedynczego miasta? To, jak na te pytania odpowiemy, będzie miało wpływ na przebieg walki w innych miejscach.

Cyrkulacja

Gdy dana fala walki osiąga swój szczyt, taktyki i idee, które pojawiają się gdziekolwiek, szybko mogą rozprzestrzenić się niemal wszędzie. Jednak cyrkulacja taktyk, idei i wpływów odbywa się częściej i z większą intensywnością w regionalnych wirach.

Powstanie w Kazachstanie znajduje swoje najbardziej bezpośrednie odniesienia w innych niedawnych powstaniach w byłych republikach radzieckich. Z kolei rewolucje i walki na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej mają tendencję do szybkiego następowania po sobie, napędzając się nawzajem. Podobną kartografię zmagań można nakreślić też na Bałkanach. W każdym tym przypadku ruchy protestacyjne zwracały baczną uwagę na resztę swojego regionu, ucząc się z doświadczeń innych i zapożyczając ich repertuar taktyczny.

Ale ten rezonans nie wynika wyłącznie, czy nawet głównie, z geograficznej lub kulturowej bliskości, ale raczej ze wspólnych warunków politycznych i ekonomicznych. Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) ostrzegał, że po rewolucji w Sri Lance nastąpią niepokoje w całej Azji Południowej, gdzie wiele krajów boryka się z podobnymi kryzysami zadłużeniowymi. Wiele byłych republik radzieckich ma wspólne pakty bezpieczeństwa i jest do pewnego stopnia zintegrowanych gospodarczo; ale mają też podobne systemy gospodarcze i polityczne. Niepokoje w każdym kraju tych regionów mają potencjał, by wpłynąć na każdy inny, a taktyki, które wydają się skuteczne w jednym kraju, prawdopodobnie rozprzestrzenią się na inne.

Walki te stają się one zagrożeniem dla panującego porządku właśnie przez to, jak się rozprzestrzeniają. Rewolucja w Sri Lance miała po części na celu odsunięcie skorumpowanego i niekompetentnego reżimu na rzecz takiego, który lepiej radzi sobie z kryzysem. Choć ten cel niekoniecznie jest sam w sobie sprzeczny z interesami i ambicjami MFW, to gdy niepokoje rozlewają się na przyległy region – Pakistan, Bangladesz, Nepal, a być może Indie – grozi to destabilizacją porządku, który MFW chce zachować. Podobnie, stawką w każdym konkretnym powstaniu w którymś z byłych krajów sowieckich jest możliwość rozprzestrzenienia się niepokojów na samą Rosję. To, po części, leży u podstaw inwazji na Ukrainę.

W centrum tych regionalnych wirów często znajduje się kraj, któremu jego rozmiar, siła ekonomiczna, stabilność polityczna i potęga militarna zapewniają pewien stopień stabilności. To pozwala mu wywierać kontrrewolucyjny nacisk na otaczający go region i inne miejsca. Do takich krajów należą Arabia Saudyjska, Rosja, Chiny i Indie. Nie chodzi o to, że poprzednie fale walki nie dobiły do ich brzegów, a o to, że jeszcze nie zostały przez nie naprawdę pochłonięte. Im bardziej walki zaczną przetaczać się przez te i inne regionalne potęgi, tym bardziej rewolucje w innych miejscach będą mogły odetchnąć. Takie jest znaczenie powstającego ruchu antywojennego w Rosji.

Stawki są oczywiście różne w zależności od regionu. Powoli narastająca fala walk poprzedziła fale z 2011 i 2019 roku. W obu przypadkach to po wybuchu rewolucji na Bliskim Wschodzie przypływ stał się falą pływową, a walki rozprzestrzeniły się niemal na całym świecie. W 2011 roku była Tunezja i Egipt, a po nich w 2019 roku Algieria i Sudan. To oczywiście może być po prostu korelacja, a nie związek przyczynowo-skutkowy. Łatwiej jest nakreślić wpływ Egiptu na późniejsze wydarzenia, niż zrobić to samo dla Sudanu. Może być też tak, że warunki w regionie Bliskiego Wschodu są po prostu bardziej dojrzały do rewolucji niż gdzie indziej. Niemniej jednak wydaje się pewne, że ewentualny upadek irańskiego państwa islamskiego odbije się w świecie bardziej bezpośrednio niż rewolucja w Sri Lance.

Geopolityka

Rewolucja w Syrii w 2011 r. doprowadziła do wojny domowej, która stała się konfliktem zastępczym między różnymi regionalnymi i globalnymi potęgami. Różne konstelacje regionalnych potęg finansują i zbroją różne frakcje kontrrewolucji w Sudanie. Chiny i Indie rywalizują o wpływy w Sri Lance, a w przeciągu ostatniej dekady, rosyjskie wojska miały udział w tłumieniu trzech różnych powstań w okolicznym regionie.

Jednak w miarę nasilania się tej sekwencji walk, możemy zacząć obserwować rozpad tej geopolitycznej logiki. Kraje uwikłane w lokalne rozruchy – lub te, które już zostały wciągnięte w zagraniczne konflikty geopolityczne – mogą być mniej skłonne do interweniowania w sytuacjach gdzie indziej. Na przykład inwazja na Ukrainę była po części odpowiedzią na insurekcje, które wciąż niemal-wybuchają w krajach otaczających Rosję. Jednak w miarę jak wojna się przeciąga, Rosja jest mniej zdolna do wywierania wpływu na resztę otaczającego ją regionu.

Jako inny przykład weźmy to, jak podczas syryjskiej wojny domowej Iran i Rosja w pełni wsparły kontrrewolucję. Dziś oba kraje są zmuszone do skupienia swojej uwagi bliżej domu. Rosja, na przykład, zaczęła wycofywać żołnierzy i sprzęt wojskowy z Syrii. W związku z tym powstanie w Syrii czy Azji Środkowej może mieć dziś zupełnie inne szanse niż w niedawnej przeszłości.

Możliwy jest też inny kierunek: intensyfikacja walk może doprowadzić do nasilenia się konfliktu między imperialistami. Wojna jest oczywiście częstą reakcją państw na narastające niepokoje wewnętrzne. Są pewne sygnały, że Iran może reagować na powstanie w kraju przez zwrócenie się na zewnątrz. „Podczas gdy protesty szaleją w kraju, teokratyczny rząd Iranu pręży swoje militarne muskuły za granicą: Teheran dostarczył Rosji drony, które zabiły ukraińskich cywilów, przeprowadził ćwiczenia w regionie przygranicznym z Azerbejdżanem i zbombardował pozycje kurdyjskie w Iraku”[8].

W jednych miejscach możemy być świadkami nasilenia się międzypaństwowego konfliktu, by potem w innych widzieć, że proletariacka walka ma więcej swobody. Pod tym względem istotne jest to, jak bardzo walkom w takich miejscach jak Iran uda się zapobiec – przypadkowo lub celowo – interwencji ich państwa w innych. Jeśli tamtejsze powstanie zamiast tego doprowadzi do głębszych geopolitycznych uwikłań w innych miejscach, może to być znacząca porażka dla tego cyklu walk. Taka porażka może z drugiej strony doprowadzić do lepszego utorowania drogi w przyszłości. W każdym razie, stojącym przed nami zadaniem jest, jak zawsze, przekształcenie wojny między imperialistami w globalną wojnę domową.

Wojna domowa

Masowe powstania stawiają na to, że możliwe jest polityczne, a nie militarne pokonanie sił zbrojnych. Sytuacja insurekcyjna staje się możliwa, gdy siły zbrojne w obliczu tłumu ustępują lub zostają podzielone. Co jednak, gdy tak się nie dzieje?

Gwardie Rewolucyjne w Iranie mają tak dużą siłę ekonomiczną, autonomię polityczną i wpływ ideologiczny, że w przypadku upadku systemu do stracenia mają wszystko. W związku z tym mało prawdopodobne jest, że tamtejsze siły zbrojne zmienią stronę lub ustąpią. Przypadek Iranu może więc pokazać, w jakim stopniu raptownie tracący legitymację reżim może wytrzymać powstanie polegając wyłącznie na swojej zdolności do represji. (Oczywiście nie jest to takie proste. Dla części społeczeństwa reżim nie stracił swojej legitymacji całkowicie).


(…) stojącym przed nami zadaniem jest, jak zawsze, przekształcenie wojny między imperialistami w globalną wojnę domową.


Odpowiednia kombinacja represji i wyczerpania może zakończyć protesty w Iranie, tak jak to miało miejsce w przypadku poprzednich fal. Być może sprawy już tam przycichają. Z drugiej strony możliwe jest, że demonstracje będą trwały, a represje się nasilą, ponieważ reżim wie, że nie może dać za wygraną. To wzmocni militarystyczne tendencje w rządzie, utrudniając otwarcie jakiejkolwiek przestrzeni dla kompromisu. W tej sytuacji protestujący nie będą mieli innego wyboru, jak rozejść się do domów lub eskalować konflikt do poziomu, z którym mogą sobie nie poradzić.

To właśnie tutaj pojawia się widmo wojny domowej. Niemalże apokaliptyczna przemoc kontrrewolucji w Syrii służy jako ostrzeżenie dla każdej możliwej przyszłej rewolucji. Od tej pory reżim, zwłaszcza ten z pewnym wsparciem międzynarodowym, może zawsze uciekać się do tej opcji w obliczu powszechnych rozruchów.

Podobnie jak Iran, Sudan i Birma znajdują się w sytuacji, w której polityczne pokonanie wojska może być na razie niemożliwe. Po części wynika to z politycznej i gospodarczej autonomii armii oraz jej dystansu od ludności cywilnej. Walkom w obu krajach jak na razie udało się uniknąć przekroczenia progu wejścia w wojnę totalną. Rewolucjoniści w Birmie uciekli z miast do wsi, wchodząc na drogę przeciągającej się wojny partyzanckiej. Sudan, jak na razie, uniknął ryzyka konfliktu zbrojnego tylko dzięki trwałej kampanii masowych działań bezpośrednich bez użycia przemocy. Choć obie opcje mają w sobie pewną godność w obliczu rozpaczy, na razie żadna z nich nie wydaje się wskazywać na horyzont, w którym możliwe jest jakiekolwiek zwycięstwo.

Upadek

Rewolucje społeczne poprzednich wieków zachodziły w sytuacjach, gdy państwo i wojsko faktycznie upadały, często w wyniku przegranej wojny. W miarę jak wojna powraca na kontynent europejski i mnożą się konflikty między państwami, taki upadek państwa znów można poddać pod rozwagę. Dzisiejsze stawki są jednak zupełnie inne. Jeśli Clausewitz ma rację co do tego, że wszystkie wojny zmierzają do wojny totalnej, to od tej pory każda wojna zawiera w sobie możliwość wybicia gatunku ludzkiego.

Jeśli jednak natura wojny zmieniła się w jakiś istotny sposób w ciągu ostatniego stulecia, to zmieniło się również samo państwo. Rządzenie jest dziś znacznie bardziej osadzone w codziennym życiu i reprodukcji społecznej niż w 1917 czy 1871 roku. Upadek państwa jest zarówno trudniejszy do wyobrażenia, jak i potencjalnie bardziej katastrofalny.

Dzisiejsza sytuacja w Haiti może dać nam wgląd w to, jak może wyglądać upadek państwa w kontekście rosnących fal walk. Od czasu zabójstwa prezydenta Jovenela Moïse rok temu i przejęcia władzy przez rząd tymczasowy – powszechnie uznawany za nielegalny – kraj znajduje się w coraz bardziej niestabilnej i burzliwej sytuacji. W dużej części stolicy, Port-Au-Prince, i jej okolic, faktyczna władza jest raczej w rękach gangów niż policji. Zaostrzająca się między gangami wojna o kontrolę nad terytorium w krótkim czasie doprowadziła do śmierci setek osób. Zburzone zostały całe dzielnice, a krajowi grozi teraz wybuch epidemii cholery. Zakończenie rządowych dopłat do paliwa rozpętało kolejną falę protestów, na którą składały się zbrojne demonstracje, plądrowanie i płonące barykady. Stolica chwilami przypominała strefę wojny: „Protesty szybko przerodziły się w generalne, silne odrzucenie fatalnych warunków życia w Haiti, charakteryzujących się powszechnym głodem, brakiem podstawowych usług, wszechobecną przemocą ze strony gangów, szalejącą inflacją i słabymi rządami premiera-regenta, Ariela Henry’ego”[9]. Sojusz gangów zablokował główny port kraju i centrum dystrybucji paliwa na prawie miesiąc, żądając rezygnacji Henry’ego. Ale zablokowanie wszystkiego, zamknięcie dużej części gospodarki kraju i odcięcie przepływu paliwa i żywności doprowadziły między innymi do zamknięcia szpitali. Szerzy się głód, a paliwo, woda i inne podstawowe zapasy stają się coraz trudniej dostępne pośród epidemii cholery. Premier Bahamów nazwał Haiti „państwem upadłym”, a prezydent Republiki Dominikany nazwał tę sytuację „wojną domową o niskiej intensywności”. Należy jednak pamiętać, że sąsiedzi Haiti są chyba najbardziej zaniepokojeni koniecznością poradzenia sobie z ewentualnym kryzysem uchodźczym. Sam rząd Haiti wezwał do zbrojnej interwencji zagranicznej w celu przywrócenia porządku. Jednak Ameryka, liżąca rany po nieudanych przygodach w Iraku i Afganistanie – jak i skupiająca swoją uwagę na wojnie w Ukrainie i protestach w Iranie – jest mniej skłonna do interwencji niż kiedyś. Bez znacznego zewnętrznego wsparcia, upadnie najpewniej nie tylko rząd tymczasowy, ale załamać się może architektura samego państwa.

Niewykluczone, że obecna sytuacja może zapoczątkować sytuację rewolucyjną. Jednak jak na razie nie ma żadnej komuny haitańskiej ani sowietów z Port-Au-Prince, czekających na przejęcie władzy. Zamiast tego istnieje federacja gangów, zorganizowana wokół charyzmatycznego przywódcy znanego jako Barbeque, wzywającego do „zbrojnej rewolucji”. Gangi te zorganizowały blokadę paliwa i skoordynowały zbrojne plądrowania. Oskarża się je również o popełnianie masakr i współpracę z elitami biznesowymi i policyjnymi w celu stłumienia sprzeciwu. Z kolei ich program na rzecz pokoju po upadku reżimu częściowo zakłada wypełnienie stanowisk rządowych swoimi własnymi szeregami.

Jacques Camatte opisał kiedyś naszą epokę jako zdefiniowaną przez „ruch rekieteryzacji”, w którym wszystkie formy organizacji społecznych, od państwa po organizacje rewolucyjne, stały się jedynie gangami lub „organizacjami rekieterskimi”. Historia zdaje się aż nazbyt wiernie potwierdzać hipotezę Camatte’a. W tym kontekście upadek państwa może po prostu pociągnąć za sobą upadek społeczeństwa, przez co jakaś kombinacja obcej interwencji i niekończącej się wielobiegunowej wojny domowej wydaje się o wiele bardziej prawdopodobna niż cokolwiek, co można by określić mianem rewolucji społecznej.

Partia[10]

Rewolucjoniści nie robią rewolucji. Jak zauważa Asef Bayat,

Ludzie mogą, ale nie muszą mieć pomysłów na rewolucję, aby ta się wydarzyła. Wybuch rewolucji ma bowiem niewiele wspólnego z jakąkolwiek ideą, a tym bardziej z „teorią” rewolucji. Rewolucje „po prostu” się zdarzają. Ale posiadanie lub nieposiadanie pomysłu na rewolucję ma decydujące konsekwencje dla jej wyniku, kiedy rzeczywiście ma miejsce[11].

To prawdopodobne, że irańska rewolucja z 1979 roku była jak na razie ostatnią rewolucją społeczną w historii. Powszechne rozruchy doprowadziły wtedy do upadku państwa, władzę przejęła rewolucyjna dyktatura, a w fabrykach po raz ostatni pojawiły się rady robotnicze.

Kiedy rozpoczęła się tamta rewolucja, idee rewolucyjne już były szeroko rozpowszechnione i popularne. Istniała gęsta konstelacja rewolucjonistów i organizacji rewolucyjnych, od komunistycznych po islamskie, z których każda miała stosunkowo wyraźne poglądy na to, jak według niej powinna przebiegać rewolucja, co powinna osiągnąć i jaka jest jej rola. Ale te organizacje nie były uzbrojone tylko w idee. Stanowiły materialną siłę zdolną do skoordynowania i zintensyfikowania walk oraz przygotowania się do przejścia od zamieszek do insurekcji.

W tym sensie rewolucja irańska uwypukla niejednoznaczność organizacji rewolucyjnych, które mogą zarówno wzmagać, jak i hamować walkę. Organizacje rewolucyjne przyczyniają się do doprowadzania walk do ich granic i teoretyzowania tych granic. Mogą też zapewnić pewną koordynację, działać jako wektory intensyfikacji i oferować jasność wspólnej perspektywy. Ale biorąc pod uwagę to, że mają tendencję do ucieleśniania całego martwego ciężaru starego świata i jego bezwładności, mogą też po prostu przeszkadzać. Często po prostu czekają w kolejce, by przejąć władzę. W 1979 roku, jak i często w historii, organizacje rewolucyjne szybko przekształciły się w zorganizowane siły kontrrewolucyjne.

Na szczęście lub nie, w dzisiejszych powstaniach niewiele jest zorganizowanych sił rewolucyjnych. Nie ma też żadnych pomysłów na sens rewolucji ani na to, jaki świat mogłaby ona stworzyć. Z tego powodu Bayat scharakteryzował burzliwe wydarzenia naszego stulecia jako „rewolucje bez rewolucjonistów”. Walki w tym kontekście pojawiają się spontanicznie i szybko nabierają ogromnego pędu, zanim osiągną granicę tej spontaniczności. „Protesty przekraczają granice społecznego sekciarstwa, łącząc znacznie szersze warstwy irańskiego społeczeństwa w stopniu niewidzianym od lat” – powiedział Ali Vaez, dyrektor Projektu Iran International Crisis Group[12]. Jednocześnie, kontynuuje, „cierpią one na te same niedociągnięcia, na które cierpiały również poprzednie ruchy w Iranie. Przede wszystkim brak przywództwa. […] Bez koordynacji i przywództwa bardzo trudno jest utrzymać i podtrzymać ruch, który w dłuższej perspektywie ma rzucić reżim na kolana”.

Gdy wybuchają dziś rewolucje, zaskakują zarówno swoich protagonistów, jak i antagonistów. Nie ma żadnego wspólnego poczucia, co należy zrobić, i jak wypełnić uwolnioną przez sytuację rewolucyjną przestrzeń. Wobec ogromu swojego zadania rewolucje wahają się wystarczająco długo, by stary świat mógł odzyskać inicjatywę – czy raczej narzucić wszystkim swój bezwład. Raz po raz państwo zostaje rzucone na kolana, by po chwili odzyskać siły i znów z impetem się podnieść. W tych niepewnych czasach rewolucje mogą być dokonywane tylko połowicznie.


Na szczęście lub nie, w dzisiejszych powstaniach niewiele jest zorganizowanych sił rewolucyjnych. Nie ma też żadnych pomysłów na sens rewolucji ani na to, jaki świat mogłaby ona stworzyć.


Rewolucjoniści są produktami swoich czasów, wyłaniając się często z danej sekwencji zmagań. Gdy każda fala się rozbija, pozostawia po sobie nowych rewolucjonistów. Te osierocone dzieci, rewolucjoniści bez rewolucji, próbują wyciągnąć wnioski ze swoich doświadczeń, doprecyzowywać swoje idee, zorganizować się i przygotować na przyszłe walki. To więc zrozumiałe, że w kraju takim jak Sri Lanka, który w ostatnich dekadach nie doświadczył żadnego masowego powstania, nagły wybuch rewolucji nie zastał rewolucjonistów. Niejasne jest jednak, jaką rolę w obecnych walkach odegrali rewolucjoniści w tych krajach, które w ostatnich latach doświadczyły wielu fal walk.

Na przykład w Iranie z pewnością są rewolucjoniści ukształtowani przez doświadczenie powstań z 2009 lub 2019 roku, ale nie jest pewne, jak się zorganizowali lub interweniowali we współczesne wydarzenia. Dystans zaciemnia obraz, a możliwe, że aktywność rewolucjonistów w Iranie jest dodatkowo maskowana przez skalę represji państwowych. Nigdzie jednak, nawet w krajach o całkiem odmiennych warunkach, produkcja rewolucjonistów nie wydaje się rodzić zdolności, ambicji i wizji adekwatnych do ich zadania.

Nasze stulecie jest jeszcze młode. Jego walki są napędzane przez warunki uniemożliwiające ludziom dalsze życie w sposób, do którego przywykli. Ich powstania były w dużej mierze próbami zachowania świata, który kiedyś znali, a nie jego obalenia. Toczą te wszystkie walki o podtrzymanie tego, czym są w społeczeństwie kapitalistycznym, i nigdzie nie ma pozytywnej wizji ani alternatywy. Jednak walki te same w sobie są wynikiem i odzwierciedleniem coraz szybszego rozpadu świata kapitalistycznego. Wkrótce dojdziemy do punktu bez możliwości odwrotu i ruchy te będą musiały uświadomić sobie swoje rzeczywiste warunki, czy będą tego chciały, czy też nie.

Pierwotna publikacja: Ill Will

Data publikacji: 02.01.2023


[1] Vivian Yee i Farnaz Fassihi, ‘They Have Nothing to Lose’: Why Young Iranians Are Rising Up Once Again, „New York Times”, 24.09.2022, https://www.nytimes.com/2022/09/24/world/middleeast/iran-protests-raisi-khamenei-hijab.html.

[2] Endnotes Collective, “The Holding Pattern,” Endnotes Vol. 3, 2013. Online tutaj.

[3] przyp. red.: ang. a holding pattern – pojęcie ukute w artykule o tym samym tytule z journala Endnotes, odnoszące się do kształu, jakie zwykła przyjmować walka klasowa w latach 2011-2013 (podczas szczytu „ruchów placów”) i metody, po jakie sięgały osoby na ulicach.

[4] przyp. red.: We are the 99% (pl. My to 99% [społeczeństwa]) – slogan ukuty i szeroko używany podczas działanie ruchu Occupy, odnoszący się bezpośrednio do nierówności ekonomicznych w Stanach Zjednoczonych, gdzie 1% najbogatszych ludzi ma w posiadaniu około 40% łącznego majątku tego kraju.

[5] Endnotes, “The Holding Pattern.”

[6] przyp. red.: ang. cash nexus – pojęcie spopularyzowane przez Marksa, odnoszące się do zubożenia i zdepersonalizowania wszelkich ludzkich relacji przez kapitalizm, i połączenia ich tylko pieniędzmi.

[7] Alain Badiou, The Rebirth of History, przetłumaczone przez Gregory’ego Elliotta, Verso, 2012, 111.

[8] Jon Gambrell, “Iran pushes militarily abroad amid unrest at home,” Associated Press, 22 października 2022. Online tutaj.

[9] Milo Milfort, Anatoly Kurmanaev and Andre Paultre, “Fuel Hike Plunges Haiti Into Near Anarchy,” New York Times, 16 września, 2022. Online tutaj.

[10] przyp. red.: Pojęcie partii nie odnosi się tu do liberalnych partii politycznych, czy do leninistycznych partii komunistycznych, a raczej do partii jako stronnictw politycznych, niekoniecznie jakkolwiek sformalizowanych, łączących osoby podzielające dany projekt (anty)polityczny, czy strony w walce. Często mówi się ogólnie o partii rewolucjonistów, którzy chcą znieść obecny porządek, i „partii porządku” – wszystkich osób i sił, które możnaby ująć jako kontrrewolucyjne czy reakcyjne.

[11] Asef Bayat, Revolution without Revolutionaries: Making Sense of the Arab Spring, Stanford University Press, 2017.

[12] Jomana Karadsheh i Tamara Qiblawi, “A barrier of fear has been broken in Iran. The regime may be at a point of no return,” CNN, 5 październik 2022. Online tutaj.

Zaszyć się w Norze

Anonim:

zaszyć się w norze


[Od Nieczytelnych]
Ten tekst jest jednym z wielu, które trafiły do wsparciowego i wspominkowego wilczycowego zina, który niestety udało nam się wydać dopiero po eksmisji obozu. Sposród wielu innych powodów, jak na przykład queerowość okupacji czy unikalność samego lasu, Wilczyce wydają nam się wyjątkowe też dlatego, że zdecydowanie wpisują się w globalne zjawisko Stref Bronionych (ZAD, od zone à défendre). Poza blokowaniem danych działań przemysłu i kapitału (jak budowy lotnika na terenie ZAD de Notre-Dame-des-landes czy wycinki lasu pod odkrywkę, jak w przypadku Hambi), przekształcane są w strefy autonomiczne, zamieszkane w pełnym sensie tego słowa, lub do takiej autonomii dążą, tworząc przy tym zupełnie inne światy. Sądzimy, że Wilczyce stworzyły w Norze właśnie jeden z takich innych światów i że warto to celebrować. Przeciwko kapitalistycznemu zniszczeniu świata możemy się przeciwstawić tworzeniem takich miejsc, w których przede wszystkim da się żyć.

Tekst ten jest też częścią naszej serii Inne życie, o życiu pełnią życia pomimo narzucanej nam kapitalistycznej rzeczywistości.


Potrzebowałam przerwy od miasta i w sumie też jakiejś spontaniczności. Siedzenie w betonowym budynku, z plastikowym oknem wychodzącym na asfaltową drogę w czterdziestostopniowym upale? Nie, dzięki.

Osiem godzin w pociągu też nie brzmi dobrze, ale mamy szczęście i trafiamy na pusty przedział. Rozwaleni na trzy miejsca każde przesypiamy całą noc, a do Przemyśla dojeżdżamy skoro świt, czyli zanim zdążył się otworzyć jakikolwiek kebab. Teraz kolej na busa. I co? I chuj. Przygotowaliśmy się na wszystkie okoliczności, sprawdziliśmy połączenia, przesiadki, godziny i przystanki – ale na to, żeby sprawdzić, czy akurat po naszej trasie nie przejeżdża Tour de Pologne, to nie wpadliśmy. Trochę komedia absurdu, a że żadnej tragedii nie stwierdzono, to czekamy sobie spokojnie, bo co mamy robić. Palę peta za przystankiem, a jakaś miejscowa staruszka streszcza mi swoją historię schorzeń.

W końcu wsiadamy do autobusu przekonani przez sympatycznego kierowcę, że zawiezie nas tak daleko, jak tylko da radę. Facet mistrzowsko kluczy po wioskach i wioseczkach, omija zamknięte drogi, improwizuje, ale w końcu nadchodzi ten moment, kiedy dalej przejechać już się nie da. Za to można iść poboczem; pały obstawiające trasę nie oponują. Żeby nie iść po asfalcie i żeby nie mijać się z peletonem, schodzimy w bok, w krzaki. Trafiamy na rzeczkę z krystalicznie czystą wodą i dla samego smaku przygody przechodzimy przez nią boso, niosąc buty w rękach. Po kilku kilometrach w pełnym słońcu odechciało nam się jakichkolwiek przygód. Po dziesięciu odechciało mi się czegokolwiek, a nieleczona kontuzja mściła się na mnie z każdym krokiem. Koniec końców zrobiliśmy ich chyba dwanaście.

Tak w sumie, to do Nory trafiliśmy przypadkiem. Naszym celem był Turnicki, ale zawiedliśmy się trochę atmosferą i ekipą w obozie. Podobno trafiliśmy na nienajlepszy moment, bo okoliczności przyciągnęły do obozu rodziny z dziećmi, a główną aktywnością było machanie do uczestników wyścigu w stroju misia. Zbiegiem okoliczności zabraliśmy się w Bieszczady z wilczym załogantem. Planowaliśmy łapać stopa, ale jedna z idekowych osób zaproponowała nam podwózkę. Przejeżdżając przez Stuposiany, mija się nową siedzibę nadleśnictwa. Nowoczesne monstrum ma dwie kondygnacje, design mający prawdopodobnie nawiązywać do tradycji i chyba z tysiąc metrów kwadratowych. Przyznam, że zbierałam szczękę z podłogi.
– Wyjebali na to z osiem milionów – rzuca nasz towarzysz.

Jakiś czas później zrobiłam sobie research. Najważniejsze w moich odkryciach jest to, że Lasy Państwowe finansują się same. A że to dochodowy biznes, to co jakiś czas któryś minister finansów próbuje włączyć je pod skrzydła swojego resortu, leśnicy protestują, zbierają podpisy, a rząd się wycofuje. Ktoś mądry podrapał się po głowie i stwierdził – a co jeśli by tak zmniejszyć zyski i mieć spokój? No to zwiększmy koszty – i stąd te wszystkie remonty, wille, nowy sprzęt i wysokie pensje.

Istnieje w ogóle coś takiego jak Fundusz Leśny – „przeznaczony na wyrównywanie niedoborów środków finansowych w nadleśnictwach, posiadających niekorzystne warunki przyrodniczo-ekonomiczne do prowadzenia gospodarki leśnej”. W praktyce działa to tak, że hajs z najbardziej dochodowych nadleśnictw transferowany jest też do tych, które stale, rok w rok przynoszą straty – jak na przykład regiony górskie. Najwięcej z zasady dostaje, co za niespodzianka, Krosno. Ta wycinka w Bieszczadach im się w ogóle nie opłaca, co roku do niej dopłacają, a i tak rżną dalej.

Kierowca wysadził nas na parkingu koło „Zagrody Pokazowej Żubrów”. Albo raczej, jak to miejsce nazywają Wilczyce, więzienia. Podobno od czasu do czasu za gruby hajs organizuje się polowania i wypuszcza się jakiegoś „na wolność”, żeby potem go zastrzelić – wprawdzie nie znalazłam nigdzie potwierdzenia dla tej historii (w sumie zdziwiłabym się, gdyby było inaczej), ale komercyjne polowania na żubry były możliwe jeszcze nie tak dawno, a na amerykańskich forach dla myśliwych wiszą dosyć świeże narzekania na to, jak ostatnio skoczyły ceny takich atrakcji. W każdym razie, stamtąd czekała nas godzinka podejścia i naszym oczom ukazała się okupacja i wydzielenie 219a.

Wyjątkowy obszar, piękny las, stare drzewa. I nie pierwsza próba jego ochrony. Wydzielenie, przy którym założono blokadę, graniczy bezpośrednio z Bieszczadzkim Parkiem Narodowym i leży na obszarze Natura 2000. Wchodziło też w skład jednej z wersji proponowanego rezerwatu przyrody „Przełom Wołosatego”. Pod koniec 2019 nadleśnictwo Stuposiany ogłosiło przetarg na nadchodzący rok, który uwzględniał wyręb drewna w wydzieleniu. Były apele, były petycje, nawet Olga Tokarczuk wypowiadała się w temacie. Oczywiście „cięcia w 219a mają na celu inicjowanie odnowienia naturalnego” – bo podobno bez ludzkiej interwencji przestaną rosnąć młode drzewa i las wymrze. Wiecie, za dużo starych drzew z rozłożystymi koronami, za dużo cienia. Pominę to milczeniem. Za to okoliczne wydzielenia dają niezły pogląd na to, jak mogłoby wyglądać 219a, gdyby nie okupacja. Można wleźć w płynące błotem drogi zrywkowe. Można obejrzeć zdjęcia 216a, dla którego plan pozyskania drewna zakładał bardzo podobne cięcia. Można (było?) zobaczyć ścięte pnie leżące w 213, tuż obok tabliczki wyznaczającej granicę Bieszczadzkiego Parku Narodowego.

Obóz zrobił na mnie dobre wrażenie i poczułam się w nim bardzo domowo. Wspólna, dostępna kuchnia z opisanymi pojemnikami, no-shop pełen przeróżnych ciuchów, strumyczek do picia i mycia, no i niesamowicie ciepłe osoby. Wtedy, jeszcze jako gościni, nie odczułam żadnej hierarchii, nawet tej nieformalnej, o którą tak łatwo w niehierarchicznych grupach. Brałam udział w obozowych pracach, gotowałam, zmywałam, myłam się wodą grzaną na słońcu w czarnym wiadrze i uczyłam się przydatnych rzeczy – udało mi się spełnić moje małe wyjazdowe marzenie i spróbować wspinaczki. Miałam też okazję zobaczyć popielice, przecudne małe gryzonie wyglądające jak połączenie najbardziej uroczych cech myszy, szczurów i wiewiórek. Do tego strasznie sprytne – porządne zabezpieczenia żarcia to podstawa. Zresztą, lisy też lubią świsnąć niepilnowany prowiant. Poza oczywistą potrzebą uniknięcia spustoszenia, jakie mogą siać w spiżarni takie sąsiadki, chodzi też o to, żeby ich nie dokarmiać. Nie chcemy, żeby przyzwyczaiły się do naszej obecności.

Ale na okupacji nie zawsze jest taka sielanka. Śledziłam poczynania Wilczyc, od kiedy tylko pojawiły się w mediach społecznościowych i doskonale pamiętam incydent z przeciętą liną, który mógł skończyć się czyjąś śmiercią, gdyby osoby miały trochę mniej szczęścia. Pamiętam też detergent wrzucony do strumyka, powyżej kuchni. No i rzecz wtedy całkiem świeża – podrzucona mieszkankom Nory wydrążona kłoda, w której ukryta została petarda. Do ogniska trafiła niedługo przed moimi odwiedzinami, na szczęście nikomu nic się nie stało – ale kiedy trafiła do obozu? Tego nie wiadomo. Za to widać, że ktoś absolutnie nie ma skrupułów.

Mój pobyt obył się bez takich atrakcji. Nie było żadnych nieprzyjemnych odwiedzin, a ja całą swoją energię mogłam włożyć w szeroko pojęte chillowanie, internetowy detoks, bo w większości obozu nie ma zasięgu i rozwiązywanie krzyżówek. Za to na pewno nie powiedziałobym, że było nudno. W takich okolicznościach przyrody nawet wieczorne sranie staje się przygodą. Wyobraź sobie ciemność, ale nie taką miejską, poprzecinaną latarniami, oknami sąsiadów czy nawet po prostu reflektorami samochodów; taką zupełną, której nie rozświetla nawet księżyc, bo chowa się za drzewami. Ze zdychającą już trochę czołówką schodzisz ze ścieżki i wchodzisz kilkadziesiąt metrów w las. Ten spacerek, któremu w dzień nie poświęcasz szczególnej uwagi, w nocy wydaje się być podejrzanie długi – może się zgubiłaś? Ale nie, w końcu widzisz przed sobą Kidawę; konkretniej baner wyborczy z jej twarzą, który robi za dach i ścianki wychodka. Siadasz na beczce, a każdy szelest staje się dzikiem albo niedźwiedziem. Zza Kidawy jeszcze bardziej nic nie widzisz, więc wyobraźnia ma pole do popisu. Może to brzmi głupio, pewnie sama bym wyśmiała taką opowieść, ale przysięgam, że wtedy absolutnie nie było mi do śmiechu. Jak nie wierzycie, to przyjedźcie i sami sprawdźcie, Wilczyce na pewno się ucieszą na wasz widok.

Przeokropnie ściskało mnie serce, jak trzeba było już wracać. Spakowana, z wysuszonym na słońcu i złożonym namiotem, z plecakiem lżejszym o kilka rzeczy zostawionych w Candy no-shopie, schodziłam znaną już trasą w stronę więzienia dla żubrów. Po obu stronach szlaku bujnie rosły szałwia i mięta, których zapach mieszał się z charakterystyczną wonią lasu. Słońce grzało mi w plecy, a kontuzja próbowała zabić, ale kiedy piszę ten tekst, to czuję, jak bardzo tęsknię za tym miejscem. Myślę, że Nora jest na skalę P*lski zupełnie wyjątkowa.

Insurekcja, która nadchodzi: Przeciwko metropolii

Niewidzialny komitet:

insurekcja, która nadchodzi

przeciwko metropolii


[Od osób tłumaczących]
Jeden z rozdziałów Insurekcji, która nadchodzi (Krąg czwarty: „Prościej, fajniej, mobilniej, bezpieczniej!”). Jest w nim mowa o metropolii – teatrze konfliktu wielu współczesnych starć z siłami porządku. Osoby autorskie chcą pokazać z jak wrogim otoczeniem muszą mierzyć się współcześni powstańcy i je objaśnić, by umożliwić skuteczniejszą walkę.

Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.


Dość już mówienia o „mieście” i „wsi”, a już w ogóle o ich odwiecznej opozycji. Widok, który się przed nami roztacza, w ogóle ich nie przypomina – ani z daleka ani z bliska. To raczej jednolita urbanistyczna powłoka, bez formy i porządku; obszar opustoszały, nieokreślony i nieograniczony; globalne kontinuum umuzealnionych ścisłych centrów i parków krajobrazowych, blokowisk i gospodarstw rolnych, stref przemysłowych i osiedli deweloperskich, wiejskich gîte[1] i sieciowych barów: metropolia. Oczywiście, istniały miasta starożytne, tak samo jak średniowieczne czy nowożytne. Ale nie ma czegoś takiego, jak miasta metropolitalne. Metropolia żąda aneksji wszystkich terytoriów. Wszystko tu współżyje, nie tyle geograficznie, co poprzez splątanie swoich sieci.

Właśnie dlatego, że miasto prawie zaniknęło, jest teraz fetyszyzowane – tak samo jak Historia. Byłe manufaktury w Lille stają się salami widowiskowymi, a zabetonowane centrum Le Havre jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Pekińskie hutongi, które kiedyś otaczały Zakazane Miasto, zostały rozebrane i zastąpione podróbkami umieszczonymi kawałek dalej w ramach ciekawostki. W Troyes stoją budynki z pustaków obudowane murem pruskim – pastisz przywodzący na myśl butiki w stylu wiktoriańskim w paryskim Disneylandzie. Dla historycznych centrów, które przez długi czas były zarzewiami buntu, w organizmie metropolii znalazło się miejsce – teraz są oddane turystyce i ostentacyjnej konsumpcji. Są wysepkami komercyjnej bajki, utrzymywanej jarmarkami i estetyką, ale także siłą. Duszący sentymentalizm jarmarków świątecznych jest okupiony stale rosnącą liczbą ochroniarzy i patroli. Kontrola wspaniale wtapia się w komercyjny krajobraz, pokazując swoje autorytarne oblicze każdemu, kto zechce je zobaczyć. To pomieszane czasy, czasy mieszania się muzyki, pałek teleskopowych i waty cukrowej; nadzór policyjny dodaje tu tylko uroku!

Ten posmak autentyczności-w-cudzysłowie i idąca z nią w parze kontrola towarzyszy drobnomieszczaństwu w ich kolonizacji ubogich dzielnic. Wyparci ze ścisłych centrów, udają się tam, aby odnaleźć „życie sąsiedzkie” którego nigdy nie znajdą w prefabrykowanych domach firmy Maisons Phénix[2]. Przeganiając z tych dzielnic biednych, samochody i imigrantów, sprawiając, by były schludne i usuwając wszystkie zarazki, rozwalają w drobny mak wszystko to, czego w nich szukali. Na miejskich billboardach śmieciarz i ochroniarz podają sobie ręce, a slogan głosi: „Montauban, czyste miasto”.


Kontrola wspaniale wtapia się w komercyjny krajobraz, pokazując swoje autorytarne oblicze każdemu, kto zechce je zobaczyć.


Ta sama przyzwoitość, która zmusza urbanistów do tego, by nie mówili już o „mieście”, które zniszczyli, ale o „obszarze miejskim”, powinna skłonić ich również do niemówienia już o „wsi”, której też już nie ma. To, co zajmuje jej miejsce, to krajobraz dla zestresowanych, wykorzenionych mas; przeszłość, którą łatwo teraz zainscenizować, gdy liczba chłopów tak zmalała. To kampania marketingowa wdrożona na „terytorium”, gdzie wszystko musi być albo wycenione, albo zyskać status dziedzictwa narodowego. Wszędzie, aż po najbardziej odległe kościelne dzwonnice, panuje ta sama lodowata pustka.

Metropolia jest równoczesną śmiercią miasta i wsi na skrzyżowaniu wszystkich klas średnich – pośrodku klasy średniej, która od „ucieczki ze wsi”[3] po „peryurbanizację”[4] rozciąga się w nieskończoność. Zeszklenie[5] globalnego terytorium jest godne cynizmu właściwego współczesnej architekturze. Licea, szpitale i mediateki są różnymi wariantami tego samego motywu: przejrzystości, neutralności, jednolitości. Masywne, płynne budynki, przy projektowaniu których nie trzeba było wiedzieć, co będą mieściły, a które mogłyby znajdować się i tutaj, i gdziekolwiek indziej. Co można zrobić ze wszystkimi biurowcami przy La Défense, La Part Dieu czy Euralille? Określenie flambant neuf mówi wszystko na ten temat[6]. Szkocki podróżnik świadczy o wyjątkowym splendorze siły płomieni po tym jak w maju 1871 roku powstańcy spalili paryski ratusz:

„Nigdy nie wyobrażałem sobie nic piękniejszego: to znakomite. Ludzie Komuny są przerażającymi szubrawcami, temu nie zaprzeczę; ale cóż za artyści! I nie byli nawet świadomi swego własnego dzieła! (…) Widziałem ruiny Amalfi skąpane w lazurowych falach Morza Śródziemnego, ruiny świątyni Tung-hoor w Punjabie; widziałem Rzym i wiele innych rzeczy: nic jednak nie dorównuje temu, co własnymi oczyma ujrzałem dzisiejszej nocy.”

W metropolitalnej plątaninie pozostaje uwięzionych kilka fragmentów miasta i kilka pozostałości wsi, ale żywe są jedynie dzielnice relegacji[7]. Paradoks polega na tym, że miejsca, które sprawiają wrażenie najbardziej niezamieszkiwalnych, są jedynymi, w których nadal w jakiś sposób się mieszka. W starym zeskłotowanym baraku zawsze będzie więcej życia niż w tych luksusowych apartamentach, do których można tylko wstawić swoje meble, udoskonalić wystrój i czekać na kolejną przeprowadzkę. W wielu megalopolis slumsy są ostatnimi żyjącymi i nadającymi się do zamieszkania miejscami – i najbardziej zabójczymi, co nie jest szczególnie zaskakujące. Są przeciwieństwem elektronicznego wystroju światowej metropolii. Miasta-sypialnie na północnych przedmieściach [banlieue] Paryża, opuszczone przez polujące na domki z ogródkiem drobnomieszczaństwo, a przywrócone do życia przez masowe bezrobocie, płoną jaśniejszym światłem niż Dzielnica Łacińska[8] – bijącym zarówno ze słów, jak i ognia.

Pożoga listopada 2005 roku[9] nie była rezultatem ekstremalnego wywłaszczenia, jak się to często przedstawiało – przeciwnie, wynikała z pełnego zawłaszczenia terytorium. Jasne, można palić samochody, bo jest się wkurwionym, ale całomiesięczne rozniecanie zamieszek i ciągłe trzymanie policji w szachu wymaga wiedzy o tym, jak się organizować, porozumienia i współudziału, trzeba perfekcyjnie znać teren, mieć wspólny język i wroga. Ogień rozprzestrzeniał się pomimo kilometrów i tygodni. Pierwszym płomieniom odpowiadały kolejne – tam, gdzie najmniej się ich spodziewano. Gdy plotki roznoszą w zgiełku, nie da się ich podsłuchać[10].


W starym zeskłotowanym baraku zawsze będzie więcej życia niż w tych luksusowych apartamentach, do których można tylko wstawić swoje meble, udoskonalić wystrój i czekać na kolejną przeprowadzkę.


Metropolia jest terenem nieustannego konfliktu o niskiej intensywności[11], w którym zdobycie Basry, Mogadiszu czy Nablusu wyznacza jedynie jego punkty kulminacyjne. Miasta były przez długi czas miejscami omijanymi przez wojsko – co najwyżej się je oblegało – metropolia jest jednak w pełni kompatybilna z wojną. Konflikt zbrojny to jedynie moment w jej ciągłej rekonfiguracji. Bitwy prowadzone przez światowe potęgi przypominają policyjną robotę w czarnych dziurach metropolii, którą ciągle trzeba zaczynać od nowa – „czy to w Burkina Faso, Południowym Bronxie, w Kamagasaki, Chiapas czy La Courneuve.” Celem „interwencji” nie tyle jest zwycięstwo, czy nawet przywrócenie porządku i pokoju, co kontynuacja zawsze rozpoczętego projektu zabezpieczania. Wojny nie można już wyizolować w czasie – zamiast tego rozszczepia się ona w serię wojskowych i policyjnych mikro-operacji, mających zagwarantować bezpieczeństwo.

Policja i wojsko ewoluują równolegle i idą ze sobą ramię w ramię: kryminolog żąda, aby CRS[12] przeorganizowało się w małe, wyspecjalizowane i mobilne oddziały; wojsko, kolebka metod dyscyplinarnych, kwestionuje swoją hierarchiczną organizację. Oficer NATO wdraża do swojego batalionu grenadierów „metodę partycypacyjną, w ramach której wszyscy uczestniczą w analizie, przygotowaniu, wykonaniu i ewaluacji akcji. Plan jest całymi dniami rozważany i rewidowany w trakcie treningów i z uwzględnieniem najnowszych informacji (…). Nic tak nie spaja zespołu i nie podbudowuje jego morale jak grupowe planowanie.”

Siły zbrojnie nie tylko przystosowują się do metropolii – również ją kształtują. W ten sposób izraelscy żołnierze od czasu bitwy pod Nablusem stali się projektantami wnętrz. Zmuszeni przez palestyńskich partyzantów do opuszczenia ulic, które stały się dla nich zbyt niebezpieczne, nauczyli się przemieszczać w pionie i w poziomie przez miejskie konstrukcje, wybijając w sufitach i ścianach dziury. Oficer Sił Obronnych Izraela, absolwent filozofii, tłumaczy:

„Wróg postrzega przestrzeń w tradycyjny, klasyczny sposób, a ja nie zgadzam się na podążanie za taką interpretacją i wpadanie w jego pułapki. (…) Chcę go zaskoczyć! To jest istota wojny. Muszę wygrać. (…) Wybrałem więc metodologię, która przeprowadzi mnie przez ściany. (…) Pozwoli być jak robak, który idzie naprzód, zjadając wszystko, co znajdzie na swojej drodze.”

Przestrzeń miejska to więcej niż tylko teatr konfliktu, to również jego narzędzie. Wszystko to przywodzi na myśl radę, tym razem dla stronnictwa insurekcyjnego, której udzielił Blanqui[13]. Zalecił on przyszłym powstańcom Paryża, żeby w ramach obrony swoich pozycji przejęli domy stojące przy zabarykadowanych przez nich ulicach; żeby przebili się przez ich mury, by je ze sobą połączyć; żeby zniszczyli schody na pierwsze piętro i wybili dziury w podłodze, by móc obronić się przed potencjalnymi atakującymi; żeby drzwiami zabarykadowali okna i zamienili każde piętro w stanowisko strzeleckie.

Metropolia to nie tylko zurbanizowany klaster, ostateczne zderzenie miasta z wsią – to również przepływ istot i rzeczy. Prąd, który przenika przez wszystko, przechodzi przez sieć światłowodową, przez trakcje TGV[14], satelity i kamery monitoringu: aby ten świat nigdy nie przestał biec ku swojej zagładzie. Prąd, który chciałby wszystko porwać swoją beznadziejną mobilnością, który mobilizuje wszystkich. W metropolii atakują cię informacje i wiele wrogich sił; tu nie pozostało nic, jak tylko biec; tu trudem staje się czekanie, nawet na kolejny wagon metra.

Namnażenie się środków transportu i komunikacji bez przerwy odrywa nas od tu i teraz, przez ciągłą pokusę bycia gdzieś indziej: złap pociąg TGV, RER[15] czy telefon – żeby być już tam. Jedyne, co taka mobilność implikuje, to wykorzenienie, izolację i wygnanie. Nikt by tego nie zniósł, gdyby z tą mobilnością zawsze nie wiązało się zabieranie ze sobą prywatnej przestrzeni, podręcznego wnętrza. Prywatna bańka nie pęka, a raczej płynie z prądem. To nie koniec owijania się w kokon[16], tylko wprawienie go w ruch. Od dworców, przez galerie handlowe i banki inwestycyjne, po hotele – wszędzie panuje ta tak banalna obcość, tak bardzo nam znajoma, że koniec końców nie pozostaje nic bardziej swojskiego od niej. Bujność metropolii jest przypadkową mieszanką określonych vibe’ów, które można bez końca rekombinować. Centra miast nie reklamują się jako identyczne, ale przedstawiają się jako oferty oryginalnych klimatów, pośród których ewoluujemy, wybierając jeden, porzucając drugi – jak na swego rodzaju egzystencjalnych zakupach, gdzie decydujemy pomiędzy stylami barów, ludzi, dizajnów albo playlistami na iPodzie. („Z moją empetrójką jestem panem mojego świata.”) Aby przetrwać ten otaczający nas uniformizm, naszym jedynym wyjściem pozostaje bez przerwy rekonstruować nasz świat wewnętrzny, jak dziecko, które wszędzie lepi ten sam zamek z piasku; jak Robinson, który odtwarza swój kupiecki światek na bezludnej wyspie – z tą różnicą, że naszą bezludną wyspą jest sama cywilizacja i że nas, nieustannie na niej lądujących, są miliardy.

Właśnie dlatego, że metropolia budowana jest na przepływie, jest ona jedną z najbardziej wrażliwych formacji, jakie kiedykolwiek stworzył człowiek. Elastyczna, subtelna, lecz wrażliwa. Wystarczy nagłe zamknięcie granic z powodu szalejącej epidemii, braki w zaopatrzeniu czy zorganizowane blokady arterii komunikacyjnych, a cała scenografia się wali i nie da się już zamaskować ciągle nawiedzających ją scen rzezi. Świat by tak nie pędził, gdyby nie musiał ciągle uciekać przed swoim upadkiem.

Jej sieciowa struktura, cała technologiczna infrastruktura węzłów i połączeń, i zdecentralizowana architektura są próbami zabezpieczenia metropolii przed jej nieuchronnymi awariami. Internet musi przetrwać atak jądrowy. Permanentna kontrola przepływu informacji, ludzi i produktów musi gwarantować metropolitalną mobilność i identyfikowalność naszych śladów oraz zapewniać, że nigdy nie zabraknie palety towarów w magazynie, że nikt nigdy nie zapłaci skradzionym banknotem i że żaden terrorysta nigdy nie znajdzie się w samolocie. Wszystko dzięki chipowi RFID, biometrycznemu paszportowi i profilowaniu DNA.

Ale metropolia wytwarza również narzędzia swojego własnego zniszczenia. Amerykański ekspert do spraw bezpieczeństwa tłumaczy porażkę w Iraku zdolnością partyzantów do użycia nowych sposobów komunikacji na swoją korzyść. Amerykańska inwazja nie wyeksportowała tam demokracji tylko swoje cybernetyczne sieci; przywiozła ze sobą jedną z broni przyczyniających się do własnej klęski. Upowszechnienie się telefonów komórkowych i punktów dostępu do internetu dało partyzantom bezprecedensowe środki do organizowania się i możliwość stania się nieuchwytnymi celami.

Każda sieć ma swoje słabe punkty – węzły, które należy rozwikłać[17], aby zatrzymać krążenie, aby implodować sieć. Dowiodła tego niedawna, największa w Europie przerwa w dostawie prądu[18]: wystarczył pojedynczy wypadek z wysokonapięciowym przewodem i spora część kontynentu pogrążyła się w ciemnościach. Pierwszym gestem, który pozwala, by w środku metropolii coś się wydarzyło, żeby otworzyły się nowe możliwości, jest zatrzymanie jej perpetuum mobile. To właśnie zrozumieli tajscy rebelianci, gdy niszczyli stacje przekaźnikowe. To rozumieli przeciwnicy CPE, gdy blokowali uniwersytety, a później próbowali zablokować całą gospodarkę[19]. Rozumieli to również strajkujący w 2002 amerykańscy dokersi, gdy dziesięć dni blokowali główne porty na Zachodnim Wybrzeżu, żeby uratować trzysta miejsc pracy. Amerykańska gospodarka w takim stopniu opiera się na przepływie towarów z Azji, że koszt tej blokady wynosił ponad miliard dolarów dziennie. Dziesięć tysięcy osób może wstrząsnąć największą potęgą gospodarczą świata. Według pewnych „ekspertów”, jeśli ruch przetrwałby jeszcze miesiąc, bylibyśmy świadkami „powrotu recesji w Stanach Zjednoczonych i gospodarczego koszmaru w Azji Południowo-Wschodniej”.

Osoby autorskie: Niewidzialny Komitet

Rok wydania: 2007

Zdjęcia (kolejno): Santiago, Minneapolis, Almaty, Durban


[1] przyp. tłum.: fr. gîtes ruraux – wiejskie chatki pod wynajem, z własną kuchnią, łazienką itd., często są to zaadaptowane stare chaty robotników rolnych, budynki gospodarcze czy stodoły; typowy dla francuskojęzycznych regionów rodzaj zakwaterowania, często promowany przez lokalne władze.

[2] przyp. red.: Firma ta produkowała nisko budżetowe domy i funkcjonowała jako symbol średnio-klasowego życia na przedmieściach i wymarzonego domku jednorodzinnego. W 2022 r. postawiona w stan likwidacji.

[3] przyp. red.: ucieczka ze wsi – migracja ludności wiejskiej na obszary miejskie, proces urbanizacji z perspektywy wsi; obecnie ma głównie miejsce jako następstwo industrializacji rolnictwa.

[4] przyp. red.: peryurbanizacja (od fr. périurbanisation; peri-urban oznacza „wokół miejski”) – proces niekontrolowanego powiększania się miast, powstawania terenów, które są mieszanką miejskich i wiejskich charakterystyk; ma miejsce tam, gdzie miasta i wsie się ze sobą „zderzają”.

[5] przyp. red.: zeszklenie – przemiana stanu ciekłego w stan szklisty, wykorzystywana przy produkcji szkła. Tu osoby autorskie metaforycznie odnoszą się do upowszechnienia szkła we współczesnej architekturze, szczególnie w przypadku dużych budynków, jak wieżowce.

[6] przyp. tłum.: fr. flambant neuf – w dosłownym przekładzie oznacza „płonąco nowy”, odpowiednik polskiego „prosto spod igły”. To niemożliwa do przetłumaczenia gra słowna – autorzy próbują po prostu powiedzieć, że jedyne co da się z tymi budynkami zrobić, to je spalić.

[7] przyp. red.: relegacja – przypisanie jednostkom czy grupom niższego statusu i zepchnięcie ich przez to na margines społeczny i przestrzenny, co tworzy błędne koło: dane dzielnice uważane są za „gorsze”, bo mieszkają tam ludzie „biedni” (osoby imigranckie, uchodźcze, bezrobotne, pracujące, emerytowane itd.), a ludzie stają się „biedni”, bo tam mieszkają. Dla takich dzielnic charakterystyczne są silne więzi społeczne. W przypadku krajów wysoko rozwiniętych, takich jak francja, to często również ośrodki buntu przeciwko pol*cji i władzy ogólnie, z nawracającymi falami zamieszek i atakami na komisariaty. Pojawiały się już w tekście inne określenia na te obszary – blokowiska, dzielnice ubogie, slumsy czy banlieue. Nazywa się też je czasami „enklawami”, „rejonami niebezpiecznymi” czy „dzielnicami zakazanymi”.

[8] przyp. red.: Dzielnica Łacińska (fr. Quartier latin) – uniwersytecka dzielnica Paryża znana z bogatego życia towarzyskiego.

[9] przyp. red.: we francuskich banlieue 27 października rozpocząły się trzytygodniowe zamieszki wywołane bezrobociem wśród młodych i brutalnością pol*cji. Podczas nich spalono ponad 8000 pojazdów, a 2760 osób zostało aresztowanych.

[10] przyp. tłum.: org. La rumeur ne se met pas sur écoute – dosł. „Na plotkę nie da się założyć podsłuchu”, ale wyraz rumeur może oznaczać również rumor czy zgiełk; nie do końca możliwa do przetłumaczenia gra słowna.

[11] przyp. red.: Louis Auguste Blanqui (1805 – 1881) – od najmłodszych lat niestrudzony konspirator, rewolucjonista, autor podręcznika dla aspirujących powstańców (Instructions pour une prise d’armes). Był wielokrotnie aresztowany i równie wielokrotnie uciekał.

[12] przyp. red.: ang. low-intensity conflict – konflikt polityczno-militarny między rywalizującymi państwami lub grupami, którego nasilenie nie jest tak duże jak w przypadku wojny konwencjonalnej, ale jest większe niż w podczas rutynowej, pokojowej rywalizacji; przykładem może być konflikt w Irlandi Północnej (The Troubles).

[13] przyp. red.: fr. Compagnies Républicaines de Sécurité (pol. Republikańskie Kompanie Bezpieczeństwa) – francuskie oddziały prewencji Police nationale (pol. Policja Narodowa), przeznaczone do ochrony porządku publicznego, zabezpieczenia imprez masowych i tłumienia zamieszek i manifestacji.

[14] przyp. red.: TGV (od fr. train à grande vitesse; pol. pociąg dużych prędkości) – rodzaj francuskich elektrycznych zespołów trakcyjnych, osiągających w regularnej eksploatacji prędkości do 320 km/h.

[15] przyp. red.: Réseau Express Régional, RER (z fr. Szybka Sieć Regionalna) – regionalna sieć kolejowa wokół aglomeracji paryskiej.

[16] przyp. tłum.: ang. cocooning (od to cocoon – owijać się w kokon) – zachowanie czy też styl życia polegający na celebrowania zostawania w domu, łączący się z budowaniem własnej bezpiecznej przestrzeni; termin został stworzony w latach 80′ przez Faith Popcorn, prognostkę trendów i konsultantkę marketingową w celu opisania zachowania konsumentów wyznaczającego kierunek w rozwoju technologii – jak zdalne zakupy, homeoffice, kina domowe i wszystko inne, co sprawia, że nie musimy ruszać się z domu.

[17] przyp. tłum.: org. défaire – gra słowna łącząca jego znaczenie „zniszczyć, pozbyć się” ze znaczeniem „zrozumieć, rozsupłać”.

[18] przyp. red.: mowa o awarii zasilania z września 2003 roku, która odcięła od prądu cały półwysep Iberyjski na 12 godzin oraz okolice Genewy w Szwajcarii na około 3, a dotknęła nawet 57 milionów osób. Linia przegrzała się, co skutkowało wydłużeniem zwisu przewodów i w efekcie kontakt linii wysokiego napięcia z drzewami, co skutkowało zwarciem i automatycznym wyłączeniem – transfer został przekierowny na inną linię, tym samym dodatkowo ją przeciążając i ostatecznie wywołało to efekt domina.

[19] przyp. red.: Chodzi o trzymiesięczne protesty młodych we Francji w 2006 roku, które wybuchły w odpowiedzi na kontrowersyjny projekt ustawy dotyczącej nowej formy zatrudnienia osób poniżej 26. roku życia (CPE od fr. contrat première embauche – kontrakt na pierwsze zatrudnienie) ułatwiającej zwalnianie pracowników. Część francuskich uniwersytetów stała się wtedy ośrodkami sprzeciwu.

Destytucja a kwestia rewolucji

Niewidzialny komitet:

destytucja a kwestia rewolucji


[Od osoby tłumaczącej]
Jest to transkrypt prezentacji Niewidzialnego Komitetu w San Cristóbal w Chiapas o ich książce pt.: Do naszych przyjaciół, która jest drugą częścią trylogii książek otwieranej przez Insurekcję, która nadchodzi. Dobrze zarysowuje szerszą problematykę poruszaną we wszystkich trzech książkach i ukazuje też walkę Zapatystów i Zapatystek z innej, ciekawej perspektywy.

Część naszej serii Ruchy przeciwko bezRuchowi, o politycznym bezruchu i wszystkim, co mu się przeciwstawiają.


Spróbuję podsumować kilka aspektów Do naszych przyjaciół, by wyłuskać trochę treści na potrzeby nadchodzącej dyskusji. Warto zauważyć, że obecnych jest dziesięciu towarzyszy z Meksyku i drugie tyle z Francji, więc kiedy zacznie się dyskusja, nie powinniśmy być zaskoczeni, jeśli odezwie się ktoś z publiczności. W końcu celem tego wydarzenia jest się spotkać.

Książka odpowiada na pytanie: jakie lekcje płyną z insurekcji ostatnich lat? Dlaczego nie doprowadziły do rewolucji? Jakie są niewidoczne przeszkody – związane z tradycją rewolucyjną – z którymi te [insurekcyjne] ruchy się zderzyły? Jeśli nie chcemy zadowalać się ideologicznymi frazesami, to musimy przyznać, że takie porażki zmuszają nas do całkowitego przemyślenia naszej koncepcji rewolucji.

Książka składa się z siedmiu głównych rozdziałów, z których każdy skupia się na konceptualnych zawiłościach zastawiających pułapki i wywołujących zamieszanie – tym samym ograniczających możliwość wyłonienia się rewolucyjnego procesu w teraźniejszości. Z tymi zawiłościami trzeba się skonfrontować i je rozsupłać. Te siedem rozdziałów tyczy się kryzysu, demokracji i rządu, tego, gdzie obecnie leży władza, cybernetyki, wojny, społeczeństwa i w końcu komuny. Do naszych przyjaciół pokazuje trudności związane z przeszkodami napotkanymi na drodze procesów rewolucyjnych ostatnich lat i stara się zarysować ścieżki, dzięki którym moglibyśmy te przeszkody przekroczyć.

W wielu przypadkach, poruszane tematy przypominają te ścieżki, którymi przez ostatnie dwadzieścia lat kroczyły przed siebie Zapatystki. Tym samym absurdalne byłoby, gdybyśmy próbowały przekonać je co do tego, co powinno się zrobić lub co jest w ogóle możliwe – właśnie dlatego, że Zapatyści robili to już od dawna. Nie będziemy też przeprowadzać apologii insurekcji przed tymi, którzy naprawdę powstali z bronią w ręku. Zamiast tego, z pomocą języka i spostrzeżeń szczegółowo omówionych w Do naszych przyjaciół, postaramy się podzielić napotkanymi przez nas trudnościami, kładąc nacisk na te, które zdawały się nam odbijać echem w meksykańskiej sytuacji.

Zacznijmy od kwestii walki przeciwko infrastrukturze. Jak pokazały insurekcje ostatnich lat, miejsca instytycjonalnej władzy funkcjonują jako swego rodzaju magnes na ruchy rewolucyjne. Gdy tylko wybucha rewolta, osoby w tych ruchach spontanicznie zbierają się przed parlamentami, rozbijają tam obozowiska albo starają się atakować i podpalać budynki rządowe – widać to było chociażby w Bośni. Zazwyczaj kończy się to jednak tym, że jak już tam dotrą i sforsują drzwi, te miejsca władzy okazują się puste (tak było chociażby w Ukrainie). Innymi słowy: odkrywają, że nie ma tam absolutnie żadnej władzy.

Chodzi o to, że współczesną formą władzy nie jest instytucja: władza nie tkwi już w instytucjach, a rządzenie nie odbywa się już w rządzie. Faktycznym miejscem władzy jest raczej organizacja samego świata – a ona jest logistyczna, materialna i technologiczna. Bardzo trudno zbuntować się przeciwko władzy, która nie wydaje rozkazów, a zamiast tego tworzy sam porządek rzeczy. Warto zauważyć, że przynajmniej w ostatnich latach, europejskie tzw. „walki społeczne” zostały poważnie osłabione. W przypadku Niemiec, Francji czy Włoch, te walki, które skupiają i polaryzują inicjatywę rewolucyjną, to te, które toczą się przeciwko infrastrukturze. To również odbija się echem w obecnej zapatystowskiej inicjatywie połączenia ze sobą dwudziestu dziewięciu różnych walk przeciwko megaprojektom w Meksyku.

Te walki mają dwa aspekty: z jednej strony polegają na uniezależnieniu się od tego technologicznego porządku – to walki o zyskanie autonomii; z drugiej, mają one zapobiec konstrukcji samych tych infrastruktur. Problemem, przed którym stoimy, jest to, że walki te są wyłącznie defensywne: ogólnie rzecz biorąc, nie udaje im się zdestabilizować wroga, a dominację tak naprawdę pozostawiają nietkniętą. Rzadko udaje się zrealizować ideę powielenia w innych częściach świata tego, co w tych walkach zostaje zbudowane.


Chodzi o to, że współczesną formą władzy nie jest instytucja: władza nie tkwi już w instytucjach, a rządzenie nie jest już w rządzie. Faktycznym miejscem władzy jest raczej organizacja samego świata (…).


Drugi problem wpisuje się w to, co nazywamy „lokalnym”. Najstarsi z tutaj zebranych upolitycznili się podczas ruchu antyglobalistycznego, kiedy dużo mówiło się o Zapatystach. Żyłyśmy wtedy na skłotach i mniej więcej co trzy czy sześć miesięcy w jakimś europejskim mieście były zadymy. W pewnym momencie zaczęliśmy się orientować, że nie było dużego związku pomiędzy tym, co robiliśmy na antyszczytach, a życiem, które wiedliśmy w naszych domach. Jednocześnie, pod koniec walk antyglobalistycznych, na miejscu było więcej dziennikarzy nagrywających demonstracje niż samych demonstrujących.

Czułyśmy silną potrzebę wyrwania się z siły przyciągania „globalnego”. Wiele osób uczestniczących w tym ruchu przeprowadziło się do innych miejsc, założyło komuny, które w niektórych dzielnicach i miasteczkach przybrały bardziej realne kształty niż w innych. Jeśli chodzi o nas, to we Francji, Włoszech i Hiszpanii jesteśmy w dużym stopniu zorganizowani lokalnie. I tutaj dochodzimy do kwestii komuny, której powrót nie jest czymś, co dotyczy tylko garstki ludzi. To fakt historyczny, który wszędzie się znów pojawia. Powrócił na placu Taksim w Stambule, gdy rewolta nadała samej sobie imię „Komuny Taksimskiej”. Podobnie powrócił on podczas ruchu Occupy w Stanach, gdy okupowany skwer w Oakland przyjął nazwę „Komuny Oaklandzkiej”. Powrócił w Kurdystanie, gdzie pierwszym gestem w obliczu ataku było powołaniem 140 komun.

Istnieją silne lokalne rzeczywistości; lecz siła naszego wroga, kapitału, leży właśnie w jego globalnej mobilności. A więc pytanie, które musimy sobie dzisiaj zadać – myślę, że to pytanie zapowiedziane również w Szóstej Deklaracji z Dżungli Lakandońskiej – brzmi: skoro stawiamy czoła globalnie zorganizowanemu wrogowi, jak możemy zbudować globalną siłę z oddziałów, które są umiejscowione, lokalne? I mówię tutaj o sile, która nie jest organizacją, a raczej wielością światów, które tak czy inaczej byłyby w stanie skoordynować swoje strategie. Z drugiej strony jest też odwieczne pytanie – jak zapobiec albo skontrować spontaniczną skłonność komun do zamykania się?

Trzeci problem dotyczy wojny. Przez złe nawyki myślowe mylimy wojnę z wojskiem. A jednak wojsko spędziło ostatnie pięćdziesiąt lat na dopracowywaniu nie-wojskowej, cywilnej koncepcji wojny. Jednym z najbardziej wyraźnych na to przykładów w kontekście społeczności zapatystowskich jest program „Vivienda Digna”[1], białych domów z czerwonym paskiem, które mają przekazać wiadomość: „Jesteśmy tu”.

Kiedy wojsko zaczęło rozwijać nie-wojskową koncepcję wojny, w ruchach politycznych rozwinął się pacyfizm charakteryzowany przez odrzucenie wojny (rozumianej jako wojna wojskowa). Gdy wojna była wszędzie, zrobiło się więcej pacyfistów niż kiedykolwiek wcześniej. To, co tak naprawdę miało miejsce, to że teoria kontr-insurekcyjna – a to właśnie poruszana tutaj forma wojny – stała się samym programem rządzenia. Propaganda medialna, zarządzanie percepcją, lokalne sprawowanie terroru czy chaos wzniecany po to, by sparaliżować trzeźwą ocenę i działanie – wszystko to stało się dziś powszechną praktyką. Stąd ciągłe odnoszenie się do wojny w Algierii we współczesnych kampaniach marketingowych.

Biorąc pod uwagę wojnę, która jest przeciwko nam toczona, musimy postawić pytanie: jak możemy uniknąć usytuowania się w symetrycznej relacji z wrogiem? Specjaliści od kontr-insurekcyjności mają na celu zdobyć serca (i umysły) ludności – co może mieć dramatyczne skutki, jak w przypadku Davida Petraeusa, który chciał zdobyć o jedno serce za dużo[2]. Jak możemy uniknąć zajęcia tej samej pozycji, którą często zajmują bojownicy i aktywiści? Inaczej mówiąc – jak możemy być ludnością? To pytanie, na które Zapatyści mają godną podziwu odpowiedź. To znaczy: jak możemy sprawić, by strategiczne potrzeganie biegu wydarzeń, odczytywanie wrogich operacji i świadomość rządowych kontr-operacji były czymś powszechnym, a nie czymś widocznym tylko dla awangardy? I tu wracamy do tego jak wyartykułować strategiczną wertykalność zaraz obok horyzontalności życia? EZLN i społeczności zapatystowskie są wyraźnie jedną z form tej artykulacji.


Jak możemy uniknąć zajęcia tej samej pozycji, którą często zajmują bojownicy i aktywiści? Inaczej mówiąc – jak możemy być ludnością?


Czwarty problem dotyczy idei destytucji. Przynajmniej od czasów Rewolucji Francuskiej, pytanie o rewolucję zadawano w kategoriach dialektyki pomiędzy władzą ukonstytuowaną a władzą konstytuującą: o rewolucji myśli się jako o momencie, w którym władza konstytuująca bierze górę nad władzą ukonstytuowaną[3]. W rzeczywistości oczywiście nie ma żadnej władzy konstytuującej, jak bardzo nie próbowałby do tego przekonywać Toni Negri. Władza konstytuująca jest fikcją, którą władza ukonstytuowana przedstawia jako coś historycznego, jak tylko udaje jej się ustabilizować sytuację. To, co stało się w ostatnich latach w Egipcie, jest na to idealnym przykładem. Mija tylko chwila, a ludzi już masakruje się w imię Ludu.

Nie można zaprzeczyć temu, że współczesne insurekcje są inheretnie destytucyjne. „Odejdź”, które krzyczane było w stronę reżimu Bena Aliego w Tunezji, odbija się echem w argentyńskim “¡Que se vayan todos; Y que no quede ni uno!“ [W wolnym tłumaczeniu: Wszyscy muszą odejść! I niech nikt nie pozostanie! – przyp. tłum.]. Jedyne żądanie, wyłączna treść i unikalna siła współczesnych ruchów insurekcyjnych leży w żądaniu, by ta skorumpowana, obsceniczna i przestępcza władza odeszła. Z tego co mi wiadomo, rodziny 43 Normalistas z Ayotzinapa mają podobną energię. Współczesne insurekcje zawsze charakteryzuje to, że nie mają programu, przywódcy ani pragnienia przejęcia władzy – przeciwnie do tego, co miało miejsce w czasach bolszewików.

Jest oczywiście wiele przykładów lokalnej destytucji w Meksyku, o wiele więcej niż gdziekolwiek indziej. Możemy tu przywołać to, co się dzieje w Cherán albo w Istmo de Tehuantepec (w gminach San Dionisio del Mar i Álvaro Obregón). I, jak widać, również na zapatystowskim terytorium.

Jako taka, logika destytucji nie polega na rzucaniu się na aparat władzy, by go przejąć. Najszerzej rzecz ujmując, sprowadza się ona do ustanowienia się osobno, wypracowania formy-życia i przekazania jej dalej. Logikę przejęcia władzy zastępuje logika urośnięcia w siłę. Powstaje dla nas pytanie – jak możemy upewnić się co do tego, że destytucja nie jest momentem insurekcji, który równie momentalnie zostaje zmieciony ukonstytuowaniem nowej władzy? Pomyślcie na przykład co się stało w Argentynie po 2001 roku; albo co się stało z hiszpańskim państwem po Ruchu Placów i 15-M, gdzie pewni ludzie wystartowali w wyborach pod pozorem reprezentowania ruchu; lub co się stało w Grecji z Syrizą.

A więc: jak możemy się upewnić, że destytucja jest niekończącym się procesem i że konkretne decyzje nigdy nie zostaną zinstytucjonalizowne? Jak później zobaczymy, będziemy w stanie odpowiadać na te problemy, krocząc przed siebie – ścieżką, której nie będziemy starali się teraz wyznaczyć.


Jako taka, logika destytucji nie polega na rzucaniu się na aparat władzy, by go przejąć. (…) Logikę przejęcia władzy zastępuje logika urośnięcia w siłę.


Konieczna jest międzynarodowa debata nad kwestią rewolucji. Właśnie dlatego – tak jak my przybyliśmy tu tego wieczora, za zaproszenie na który chcemy wam podziękować – w następną wiosnę planujemy zorganizować w Europie światowe rewolucyjne forum, na które z kolei was zapraszamy.

Osoby autorskie: Niewidzialny Komitet

Rok prezentacji: 2015


[1] przyp. red.: Vivienda Digna – program meksykańskiego rządu, w ramach którego budowane są domy i infrastruktura na terytoriach ludności rdzennych, w tym terytoriach zapatystowskich; ich przykładowe zdjęcie jest na początku artykułu.

[2] przyp. red.: David Petraeus to były szef CIA, który miał romans ze swoją biografistką, Paulą Broadwell. W jego wyniku wybuchł skandal, przez który Petraues zrezygnował ze swojego stanowiska. Ten fragment to najpewniej żart z tego właśnie skandalu.

[3] przyp. red.: władza konstytuująca – władza pozostająca poza porządkiem prawnym i politycznym, która ma jednak brać udział w ustanawianiu tych porządków; w demokracjach liberalnych taką władzę mogą sprawować na przykład zgromadzenia obywatelskie, a z kolei typowym przykładem radykalnie lewicowego ujęcia takiej władzy jest „władza ludu”.

Błogosławiony jest płomień: Wstęp

Serafinski:

błogosławiony jest płomień

wstęp


[Od osób tłumaczących]
Poniższy fragment jest wstępem do książki Błogosławiony jest płomień: Wstęp do anarcho-nihilizmu i oporu obozowego, którą będziemy wydawać w całości. To pierwszy z najpewniej kilku fragmentów, które tu opublikujemy.


Błogosławiona jest zapałka trawiona
przez skrzesany płomień.
Błogosławiony jest płomień buchający
w serca pośpiechu skrytym.
Błogosławione jest serce zdolne wstrzymać
bicie swe w honoru imię.
Błogosławiona jest zapałka trawiona
przez skrzesany płomień.

– Hannah Szenes, Żydowska bojowniczka partyzancka.

I niech płomień, który
goreje wewnątrz nas
spopieli wszystko wokół nas.

– Panayiotis Argyrou, dumny członek Konspiracyjnych Komórek Ognia.

Wstęp

Jesteśmy prowadzone na rzeź. Teoretyzowano o tym na tysiąc sposobów, opisywano pod kątem środowiska, społeczeństwa i polityki, przepowiadano, podsumowywano, opowiadano o tym w czasie rzeczywistym – i nadal nie do końca wiemy, co z tym faktem zrobić. Chodzi przede wszystkim o to, że postęp społeczny nie ma nam niczego do zaoferowania, za to wszystko może odebrać. Często czujemy, że poddajemy się bez walki: kiedy sprzedajemy nasz czas za pieniądze, gdy pozwalamy, by z naszych pasji robiono towary, gdy poświęcamy się w imię poprawy społeczeństwa czy kiedy żyjemy z grabieży i niszczenia środowiska, to otwarcie (choć nie za naszą zgodą) niszczymy siebie samych.

W powietrzu zawisa pytanie, zadane eterycznym i upiornym głosem: dlaczego dajecie prowadzić się na rzeź jak owce? Hermann Langbein odnosi się do tej kwestii w swojej ksiące Against All Hope: Resistance in the Nazi Concentration Camps – pytanie to od lat prześladuje osoby, które przeżyły te najbardziej jawne ze wszystkich ludzkich rzeźni. Niektóre z nich miały na nie prostą odpowiedź: nie dałyśmy się (Langbein 2).

Czego o sytuacjach, w których same się znajdujemy, mogą nas nauczyć historie oporu w nazistowskich obozach koncentracyjnych? Jak możemy pojąć opór osób pogrążonych w „najstraszniejszej i najbardziej beznadziejnej walce, jaką kiedykolwiek ujrzał świat?”[1] (Garliński 158) i jak możemy się do niego odnieść?

Wszechobecna metafora „owiec prowadzonych na rzeź” przesłania głęboki historyczny potencjał: gdziekolwiek naziści nie staraliby się stosować przemocy i narzucać dominacji, ludzie stawiali opór. Za obrazami osób noszących opaski z gwiazdą Dawida, wsiadających do pociągów i spokojnie wchodzących do komór gazowych, kryje się bogata historia krnąbrności i insurekcji. Wewnątrz nazistowskich obozów koncentracyjnych, miejsc skrupulatnie zaprojektowanych do podporządkowywania i eksterminowania ludzkich istot, te same ludzkie istoty się organizowały, konspirowały, sabotowały i odruchowo walczyły ze swoimi opresorami. Choć oczywiście z II wojny światowej można wyciągnąć lekcje na temat możliwości zamienienia całych populacji w stada uległych owiec, są tu też lekcje o tym, jakie znaczenie ma przeciwstawianie się pacyfikacji w wyjątkowo ponurych okolicznościach. Kiedy zapominamy tego rodzaju historii, zapominamy o naszej własnej zdolności do oporu. Ten tekst jest o ich opowiadaniu i pozwalaniu im, by stały się częścią naszych własnych zmagań.


Jesteśmy prowadzone na rzeź. (…) i nadal nie do końca wiemy, co z tym faktem zrobić.


Spójrzmy na to inaczej: zostałyśmy już doprowadzone na rzeź – jest wszędzie dookoła nas. Świat, w którym istniejemy, jest przeciągającą się śmiercią, swego rodzaju podtrzymywaną przez ekonomię otchłanią, w której serca mogą bić tylko wtedy, kiedy umożliwiają akumulację kapitału. Plaga udomowienia dotknęła każdego rejonu dzikiej przestrzeni, a linie kolonizacji przekreśliły nas więcej razy, niż jesteśmy w stanie zliczyć (Dark Mountain 23). Każdy nieproduktywny aspekt biosfery spisuje się na straty, od „przełowionego dna oceanu”[2], przez „wysadzone rafy”[3], aż po „wydrążone góry”[4], a najwyższego kalibru technologia tkwi na drodze ciągłej masakry, porusza się w „monotonnym rytmie śmierci”[5] (Goldstein 68). My, którzy wciąż oddychamy, jesteśmy żywymi trupami i codziennie walczymy, by przypomnieć sobie, jak to jest żyć – kurczowo trzymamy się „pragnienia dzikości, którego udręka życia z pensji nie może osłabić” (Zlodey 213). Przemierzamy nasze opustoszałe rzeźnie („więzienia cywilizacji, w którym żyjemy”) jak duchy, które czują, ale nie mogą pojąć banalności swojej egzystencji (A Conversation Between Anarchists 15). Zapożyczając kilka trafnych wyrażeń Konspiracji Komórek Ognia (KKO): stałyśmy się całkowicie zintegrowane z „systemem, który codziennie nas zgniata”, który „przez ekrany kontroluje nasze myśli i potrzeby” i „uczy nas jak być szczęśliwymi niewolnikami”, jednocześnie pozwalając nam „uważać się za wolnych, bo przecież możemy głosować i konsumować”; i przez cały ten czas, „my, jak ten pogodny Syzyf, wciąż nosimy swój kamień niewolnictwa, myśląc, że to życie” (In Cold Blood 9). I jak dla New York Times w 2013 napisał amerykański weteran wojny w Iraku, który teraz jest konsultantem strategicznym: „Największy stojący przed nami problem jest natury filozoficznej: zrozumienie, że ta cywilizacja już jest martwa” (To Our Friends 29). Stopień, w jakim zinternalizowaliśmy jej rytmy, wartości i historie „wiąże naszą przyszłość z [tym] nieumarłym i wszechpożerającym systemem” (Bæden Vol. II 8).

Może w takim razie lepszym pytaniem byłoby: Dlaczego wciąż jesteśmy prowadzeni na rzeź jak owce?, na które wielu z nas odpowiada po prostu: Nie jesteśmy.

Anarcho-nihilizm

Nihilista to człowiek, który nie zgina karku przed żadnymi autorytetami, który nie przyjmuje żadnego pryncypu na wiarę, nawet gdyby ten pryncyp był otoczony największym szacunkiem.

– Arkadiusz Nikołajewicz Kirsanow[6]

„Mamy przejebane” – oto w gruncie rzeczy anarcho-nihilistyczne stanowisko[7]. Obecny kształt ludzkiego społeczeństwa (cywilizacja, lewiatan, społeczeństwo przemysłowe, globalny kapitalizm, czy jakkolwiek by tego nie nazwać) jest nie do odratowania, a naszą jedyną reakcją powinna być kompletna wrogość. Nie ma żądań, które można by było postawić, żadnych utopijnych wizji, w które można by było wierzyć, żadnych politycznych programów, za którymi można by było podążać – drogą oporu jest czysta negacja. W skrócie: „warunki organizacji społecznej są tak złe, że ich destrukcja sama w sobie jest pożądana, niezależnie od jakichkolwiek konstruktywnych programów i możliwości” (Nihilism, Anarchy, and the 21st Century 19). Aragorn! odnajduje początki nihilizmu w XIX wiecznej Rosji, gdzie „duszące” środowisko caratu stworzyło podatny grunt dla czysto negatywnej odmiany socjalizmu. Co zaczęło się jako filozoficzne odrzucenie konwencjonalnej moralności i estetyki, dało podwaliny pod młodzieżową kontrkulturę hedonizmu, komunalizmu i proto-hipsterskiej mody[8]. To wszystko ostatecznie zrodziło rewolucyjną siłę, która dążyła do całkowitego zniszczenia „tradycji państwowych, porządku społecznego i klas w Rosji” – nie w ramach programu zmian społecznych, ale na podstawie „głębokiego przekonania, że destrukcja jest warta zachodu dla samej destrukcji” (Nihilism, Anarchy, and the 21st Century 8, 12). Choć nihilizm rosyjski został w końcu zgnieciony przez państwo, jego idee się rozniosły, a ostatnio doczekały się odrodzenia w anarchistycznych nurtach.

Po dwustu latach nieudanych rewolucji, nihilizm być może jeszcze bardziej stracił zainteresowanie konwencjonalnymi programami socjalistycznymi czy radykalnymi środowiskami. Został również uzbrojony przez dekady anarchistycznej, jak i poststrukturalnej teorii, które pomogły w rozwinięciu jego krytyki dominacji, meta-narracji, struktur teleologicznych, płci czy ogółu cywilizacji. Lawinę komunikatów grup anarcho-nihilistycznych opisujących zapalne akcje wsparł napływ publikacji eksplorujących nihilistyczne podejście do problemu dominacji w dzisiejszym świecie. Oba doprowadziły do (okazjonalnie użytecznego) dialogu między nihilistami i innymi anarchistami. Choć nie da się ukryć, że niektóre odmiany nihilizmu są sparaliżowane niemocą, to te z nich, które ścierają się z anarchizmem, odznaczają się raczej wybuchową kreatywnością i bezwzględnym działaniem. Na drodze negacji anarcho-nihilizm odrzuca pozytywne programy zmiany społecznej, rzuca wyzwanie dominującym trybom czasu, oraz odkrywa taktyczną wolność poprzez odrzucenie dziedzictwa zasad moralnych, tradycji politycznych i nie tylko.

Zderzenie

Jesteśmy anarchistkami nie przez Bakunina czy CNT, a przez nasze babki.

– Julieta Paredes

Zacząłem myśleć o tym tekście w Toronto, gdzie na siódmym piętrze bloku obok autostrady 401[9] żyje moja 93-letnia prababcia. Stojąc przed sięgającymi od podłogi do sufitu oknami w jej kuchni widziałem, jak cały krajobraz jest pożerany przez dwanaście betonowych pasów ruchu i nieskończoną rzekę pojazdów, tak straszną jak hipnotyczną. Jak wiele makabrycznych historii wpisanych jest w ten krajobraz? Betonowa droga opowiada historię o kolonizacji Żółwiej Wyspy[10], korek samochodów o masowym udomowieniu człowieka przez rytmy kapitalizmu, a kłębiący się smog zapowiada przyszłość niemal zbyt straszną, by w nią uwierzyć. Cichutko pijąc herbatę, moja prababcia była wyraźnie niewzruszona tą złowieszczą defiladą – to świat, który zna i akceptuje. W poprzednim rozdziale swojego życia stawiła czoła zupełnie innej infrastrukturze śmierci i ją przetrwała: niemal rok jej wczesnego dorosłego życia zdefiniowały bunkry, fabryki i krematoria Auschwitz. Jej doświadczenia nazistowskiego Holocaustu wydają się mi bliskie, gdy spoglądam na tę błyszczącą wstęgę śmierci i siłuję się z ideami nihilizmu.


Obecny kształt ludzkiego społeczeństwa (…) jest nie do odratowania, a naszą jedyną reakcją powinna być kompletna wrogość.


W jakim stopniu pozostaję przywiązany do tego pogardzanego przeze mnie społeczeństwa?

Co oznaczałoby zerwanie tych więzów?

Jeśli patrzyłbym teraz na nazistowskie Niemcy, jakbym wtedy żył?

Co bym zrobił, gdybym był w butach mojej babci w 1943?

Co to znaczy opierać się tak katastrofalnie rozległemu i przytłaczającemu systemowi?

To zderzenie anarcho-nihilizmu i oporu w obozach koncentracyjnych, o którym tu piszę, wyszło głównie przez przypadkowy zbieg literackich przyjemności. W tym samym momencie w którym studiowałem Bæden, queerowo-nihilistyczny journal (nadal jeden z najlepszych nihilistycznych tekstów jakie napotkałem), natknąłem się również na pierwszy pamiętnik oporu z getta warszawskiego, jaki przeczytałem. Jak to się często zdarza, powiązania same zaczęły rzucać się w oczy i idealnym wydało mi się zgłębić te dwa tematy jednocześnie. Od tamtego momentu jeszcze bardziej upewniłem się co do tego, że prowadzą ze sobą wzruszający dialog i kiedy zestawi się je ze sobą, wydają się nabierać większej głębi, która pomogła mi zmierzyć się z ich ciężarem równocześnie.

Od razu przyznam, że nie mam szczególnie wysokich ambicji co do tego projektu. Nie mam zamiaru wyczerpująco wyjaśniać, na nowo wymyślać czy ogólniej krytykować nihilizm czy anarchizm. Zamiast tego, chcę wyczuć te idee i zobaczyć, jak daleko mogą mnie zaprowadzić. Tak jak osoby autorskie nihilistycznego journala Attentat, interesuje mnie odkrycie „narzędzi, nie odpowiedzi, z naciskiem na proces budowy” (Attentat 150). Podobnie jak one, nie aspiruję do rzucenia na nazistowski Holocaust nowego światła, ani nie oferuję zaskakującej nowej interpretacji. Pomimo całego mojego researchu, temat ten nadal wydaje mi się nieco nieuchwytny: jak koniec rozmowy, a nie jej początek. Chciałbym wydobyć chociaż kilka opowieści o oporze, których nie opowiada się często, i tym samym sensownie wprowadzić Holocaust w domenę myśli anarchistycznej, abyśmy mogły przynajmniej cokolwiek o nim powiedzieć. Mam nadzieję otworzyć drzwi innym anarchistom, których z tymi historiami łączy osobista więź lub podzielają zainteresowanie nimi, tak abyśmy produktywnie mogli włączyć je w swoje życia.

W głębi duszy, książka ta jest o sięgnięciu do instynktownej buntowniczości, która drzemie w każdej organizacji, grupie afinicji, projekcie czy akcji, w której bierzemy udział; sięgnięciu po ten odruchowy duch oporu zakorzeniony w naszym podstawowym życiowym zrozumieniu, że krnąbrność jest po prostu bardziej sensowną i radosną formą życia niż potulność. Nasze insurekcyjne pragnienia zbyt często grzęzną w ideologicznych kostiumach, przyjętej retoryce czy hobbystycznych paradygmatach. Kierujemy naszą energię w wątpliwe kanały prefabrykowanych dogmatów i nieuchronnie się wypalamy lub obojętniejemy na samo wspomnienie Rewolucji[11]. Formy oporu zakorzenione w społecznym obowiązku i decyzjach lifestyle’owych zbyt często zamieniają się w życia pełne przygnębienia, alienacji, znudzenia czy materialnego komfortu. To, że decydujemy się na opór tylko wtedy, kiedy czujemy, że jest to walka, którą możemy wygrać, wiele mówi o naturze naszego udomowienia.

Tu właśnie na scenę wkracza nihilizm. Interesuje mnie ten rodzaj oporu, który stawiamy nie przez wiarę w to, że przyniesie upragnioną zmianę lub zaprowadzi nas ku jaśniejszej przyszłości – a raczej dlatego, że jest to jedyna sensowna odpowiedź na ten świat, jaką możemy sobie wyobrazić. Bo po prostu nie możemy przełknąć myśli o pasywności wobec tak brutalnego systemu, niezależnie od tego, jak wiele dzieli nas od realizacji naszych marzeń. Nihilizm podjudza osoby anarchistyczne do tego, by z otwartymi ramionami przyjęły cynizm wobec radykalnych środowisk, znudzenie przepisowymi metodami oporu i uczucie beznadziejności wobec obecnego krajobrazu dominacji, i by podjęły formy buntu, które sprzyjają natychmiastowej radości i chwilom wyzwolenia.

I tu właśnie nazistowski Holocaust staje się szczególnie interesujący.

Zagadnienie oporu w obozach koncentracyjnych jest dla nihilizmu wyzwaniem – w jak głębokie odmęty rozpaczy rzeczywiście jest w stanie się zanurzyć? Opór tych, który znajdowali się w Lagrach[12], których pozbawiono resztek nadziei, wszelkiego skrawka inspiracji i ostatków komfortu, wzbudza złożone pytania o to, przez jak wiele beznadziei jesteśmy w stanie przebrnąć dla szansy na kontratak. Przypomina nam, że w oporze nie chodzi tylko o rezultaty, ale o odruchową reakcję na opresyjną sytuację. To, czy uda się nam obalić naszych opresorów i stworzyć jaśniejszą przyszłość, jest drugorzędne wobec instynktownej potrzeby zbuntowania się przeciwko gównianym warunkom naszego życia.


To, że decydujemy się na opór tylko wtedy, kiedy czujemy, że jest to walka, którą możemy wygrać, wiele mówi o naturze naszego udomowienia.


Oba te tematy – tak anarcho-nihilizm, jak i opór obozowy – rzucają anarchistkom wyzwanie do wydobycia z siebie ducha oporu zdolnego znieść straszliwe warunki, wytrwać w sztormie absolutnego bezsensu i nadal mogącego wykrzesać żywiołowe pragnienie buntu.

Wieczny Lager

Doświadczenie Holocaustu to bardzo skondensowana wersja tego, o co chodzi w życiu.

– Dori Laub

To nie jest książka o szczęśliwych zakończeniach. Prawie każda historia kończy się masowymi torturami, rzezią i zniewoleniem. Wyzwolenie obozów nie miało miejsca dzięki temu, że wewnętrzny opór powalił nazistów na kolana, a dzięki przybyciu innej drużyny armii państw imperialistycznych[13]. Typowo lewicowe podejście do tej problematyki może próbować podkreślić skuteczność oporu obozowego, odmalować portrety bohaterów, którzy przybliżyli koniec wojny, lub celebrować momenty jedynie udanych ucieczek. Podejściu nihilistycznemu wystarczy podkreślenie wszystkich tych momentów, gdy akcje niczego nie osiągnęły, wszystkich tych przypadków, w których strategie buntowników zawiodły czy wszystkich aktów oporu, które nie przetrwały nawet w pamięci i o których nikt nigdy nie usłyszał – by w obliczu wszystkich tych informacji zrobić krok w tył i nadal móc powiedzieć: to świetnie! Z nihilistycznego punktu widzenia, możemy celebrować „porażki” oporu, ponieważ odnajdujemy w nich pewnego rodzaju wytrzymałość i ducha, które wobec tego, z czym się mierzymy, mogą służyć nam lepiej niż zwykłe historie triumfu.

Choć nadmierne podkreślanie podobieństw pomiędzy naszą obecną sytuacją, a tą w obozach koncentracyjnych II wojny światowej, byłoby absurdalne, to tamtejsza zinstytucjonalizowana brutalność i systematyczne pozbawianie podmiotowości rezonują z wieloma z nas. Wielu z nas doświadcza potworności współczesnego społeczeństwa – lub przynajmniej je rozpoznaje – i może utożsamić się z tymi, którzy zostali „zamienieni w numery, pozbawieni ostatniej krztyny ludzkiej godności i przekształceni w całkowicie uległe przedmioty” (Langbein 2). Większość z nas nie przeżywa w dzisiejszych czasach niczego, co jest jakkolwiek porównywalne z brutalnością Treblinki; jednak dookoła nas nadal jest pod dostatkiem mechanizmów, za pomocą których zniewolono Häftlinge[14], więzień, w których byli przetrzymywani, jak i logiki nazistowskich Niemiec, która pozwoliła na powstanie obozów. Te osoby, które przeżyły (wciąż trwającą) pięciusetletnią kolonizację Żółwiej Wyspy, z pewnością rozpoznają w wielu z tych metod te same, które służyły wysiedlaniu i zagładzie ich ludzi, i które nadal służą kolonialnym państwom. Kolonizacja tej ziemi była w końcu ogromną osobistą inspiracją dla samego Hitlera (Churchill 308).


Z nihilistycznego punktu widzenia, możemy celebrować „porażki” oporu, ponieważ odnajdujemy w nich pewnego rodzaju wytrzymałość i ducha (…).


Z różnych powodów historia wyróżniła akurat to konkretne ludobójstwo, ale zacząłem postrzegać je jako część nieprzerwanego kontinuum dominacji, które nie zaczęło się z Hitlerem, ani się na nim nie zakończyło. Ważne jest pamiętać, że naziści nie zbudowali wszystkich swoich obozów (część tej pracy została wykonana przez wcześniejszy socjaldemokratyczny rząd), ani nie wycofano ich z użytku po wojnie – sowieci dobrze kilka z nich wykorzystali (Agamben 167). Pamiętajmy o tym, że powojenne procesy nazistowskich lekarzy były przeprowadzone przy pełnej świadomości tego, że większość rządów na świecie była winna perwersyjnych, niekonsensualnych eksperymentów na ludziach. Zwłaszcza Stany Zjednoczone, z których pochodziło wielu sędziów norymberskich, były zaangażowane w brutalne eksperymenty naukowe tego samego typu przez większość XX wieku: zarażanie więźniów malarią, zakażanie skazanych na śmierć osób pelagrą czy testowanie efektów promieniowania jądrowego na ogóle populacji (Agamben 157–159). Nazistów uznano za winnych lub jako takich zapamiętano, bo przegrali wojnę. Ich obozy nie były fundamentalnie wyjątkowe, choć niewątpliwie wnieśli w cały koncept niszczycielską industrialną jakość. Giorgio Agamben trafnie argumentował, że obóz koncentracyjny jest definiującą cechą współczesnej polityki, jako że reprezentuje on „strefę wykluczenia” z oświeconej fasadowości cywilizowanego społeczeństwa[15]. I rzeczywiście, gdziekolwiek byśmy nie spojrzeli, widzimy nazistowskie machinacje w działaniu, choć podobieństwa te są często zbyt kontrowersyjne, aby mówić o nich na głos. A jednak tym, którzy chcą je dojrzeć, logika tej cywilizacji pokazuje swoje prawdziwe barwy – od strefy Gazy po Centrum Przetrzymywania Imigrantów w Toronto, od przemysłowych farm po złoża piasków smołowych w Albercie[16]. Aby nieliczni mogli żyć bezpiecznie, z innych trzeba zrobić Ballatexistenzen[17], a potem zniewolić, zgwałcić i zabić. Aby ludzie mogli prosperować, cała ziemia musi zostać spustoszona, a wszystkie inne mieszkające na niej istoty – ujarzmione. Choć mundury się zmieniły, a taktyki rozwinęły, trwa ta sama podstawowa walka przeciwko dominacji. Słowa „nigdy więcej”, wypowiadane często przez ofiary i potomków nazistowskiego Holocaustu, z każdą mijającą chwilą brzmią coraz bardziej pusto[18].

Osoba autorska: Serafinski

Rok wydania: 2016


[1] Okazjonalne użycie superlatywów w tym tekście, tak samo jak moje skupienie się wyłącznie na nazistowskim Holocauście, nie ma na celu przedstawienia tej konkretnej historii jako wyjątku stojącego ponad innymi doświadczeniami cierpienia albo ludobójstwa. Historia dała nam zdecydowanie zbyt wiele „strasznych i beznadziejnych” zmagań, żeby bawić się w tak małostkowe gierki.

[2] przyp. red.: Chodzi tu prawdopodobnie o połów ryb dennych, przeprowadzany za pomocą trawlerów – przystosowanych łodzi, które ciągną po dnie tzw. włoki, co kończy się m. in. przełowieniem, wyjałowieniem dna morskiego czy też znacznym przyłowem (tj. złapane zwierzęta, które nie były cele połowy, często delfiny, żółwie, ptaki morskie).

[3] przyp. red.: Chodzi o tzw. blast fishing, czyli połów dokonywany przy użyciu środków wybuchowych; metoda ta jest niezwykle destrukcyjna dla ekosystemów, bo często uszkadza okoliczne siedliska ryb.

[4] przyp. red.: ang. mountaintop removal mining – rodzaj górnictwa odkrywkowego na szczycie lub grzbiecie górskim, za pomocą materiałów wybuchowych usuwa się aż do 120 metrów skał w celu odsłonięcia złoży; używany m.in. w Appalachach, na wschodzie USA.

[5] Tutaj Goldstein opisuje niekończącącą się rzekę ciał opuszczających getto warszawskie.

[6] przyp. red.: Fikcyjna postać z powieści „Ojcowie i dzieci” autorstwa Iwana Turgieniewa.

[7] By wyszczególnić to konkretnie zderzenie anarchistycznego i nihilistycznego myślenia, zdecydowałem się na termin „anarcho-nihilizm”. Niektórzy sądzą, że nihilizm jest odłamem anarchizmu (Aragorn!), podczas gdy inni argumentują, że stanowisko antykapitalistyczne jest inheretnie nihilistyczne (Uncontrollable). Oba podejścia sprawiają, że pojęcie „anarcho-nihilizm” staje się czymś niepotrzebnym. Wszystkie określenia, takie jak „polityczny nihilizm”, „strategiczny nihilizm”, „świadomy nihilizm”, „anarchistyczny nihilizm”, „nihilistyczny anarchizm”, „aktywny nihilizm” i „czarna anarchia” zdają się wskazywać na moment, w którym nihilizm otrząsa się ze swojego paraliżującego znudzenia, by stawić czoła istniejącemu. Ze względu na to, że patrzę tu na nihilizm przez anarchistyczną lupę, określenie „anarcho-nihilizm” zdawało się pasować, choć w niektórych miejscach nazywałem tę tendencę po prostu „nihilizmem”, by łatwiej się czytało.

[8] “»Nihilistki_ści lubowały_li się w niebieskawych okularach i butach na wysokim obcasie. Innym często występującym elementem były masywne laski i koc przerzucony przez ramiona w zimne dni; nazywali to pledem, ale niekoniecznie był to tartan.« (Hingley) To, w połączeniu z wielkimi brodami w przypadku mężczyzn i bobami u kobiet, ogromnym apetytem na papierosy, niedomyciem i niegrzecznym, do bólu szczerym zachowaniem, sprawiło, że Nowi Ludzie byli niezapomnianym widokiem.” (Nihilism, Anarchy, and the 21st Century 7)

[9] Która według Wikipedii jest najbardziej zatłoczonym i najszerszym odcinkiem autostrady na świecie!

[10] przyp. red.: Tak Ziemię, albo Amerykę Północną nazywają niektórzy rdzenni amerykanie i rdzenni kanadyjczycy, jak i niektórzy aktywiści walczący o te społeczności.

[11] Słowo, od którego anarcho-nihilizm w dużej mierze się odciął.

[12] Lagry: nazistowskie obozy koncentracyjne.

[13] Jeśli chcesz zapoznać się z użyteczną anarchistyczną interpretacją II wojny światowej, zobacz The Meaning of World War II Wayne’a Price’a.

[14] Häftlinge: niemieckie określenie na “więźniów”, w tym tekście odnoszące się konkretnie do więźniów obozów koncentracyjnych.

[15] Homo Sacer: Sovereign Power and Bare Life, Giorgio Agamben

[16] przyp. red.: Niekonwencjonalne złoża bituminów, stanowiące luźną mieszaninę ropy naftowej, innych bituminów, piasku lub mułu.

[17] Preferowana przez Hitlera nazwa na „niechcianych i niepotrzebnych” członków społeczeństwa.

[18] Głęboki respekt dla tych, którzy przetrwali Holocaust i przekształcili swoje doświadczenia w solidarność z innymi opresjonowanymi ludźmi, szczególnie osobami mieszkającymi w Palestynie. Reuven Moskovitz, który przełamał blokadę Gazy, powiedział: „Dla mnie, jako dla kogoś kto przetrwał Holocaust, świętym obowiązkiem jest sprzeciwiać się prześladowaniu, opresji i więzieniu tak wielu ludzi w Gazie, włączając w to ponad 800,000 dzieci… Nie mogę żyć z tym, że państwo Izrael zamyka za płotami całą nację.”

ZAD, Komuna, Metropolia

Anonim:

zad, komuna, metropolia


[Od osób tłumaczących]
Bardzo niewiele słyszało się o ZAD w Polsce, co dość dziwne, bo to jeden z ciekawszych i potężniejszych przykładów próby osiągnięcia autonomii i odnalezienia innego sposobu życia. Początkowo powstała jako okupacja terenu, na którym miało być wybudowane lotnisko, Strefa Broniona stała się czymś o wiele większym, głębszym i może być dla nas zarówno źródłem wielu lekcji, jak i inspiracji. Ta opowieść będzie pewnie jedną z wielu.

ZAD PARTOUT!

Część naszej serii Inne życie, o życiu pełnią życia pomimo narzucanej nam kapitalistycznej rzeczywistości.


Relacja ta została napisana przez kolektyw medialny z Wielkiej Brytanii i Montrealu. By móc przedstawić spójny obraz, wprowadzone zostało sporo zmian. Napisaliśmy ją po kilku miesiącach podróżowania. Bierzemy odpowiedzialność za wszystkie możliwe błędy.

I

Być może miałaś swoje podejrzenia, ale kiedy to wszystko staje ci przed oczami, nie da się już temu zaprzeczyć. Zaczyna się prosto. Pewnego ranka budzisz się w kamiennym domu, zbudowanym setki lat temu; domu, który stoi pomimo rewolucji, okupacji i pokoju. Dopijasz herbatę i wychodzisz na zewnątrz. Śnieg nadal trzyma się ziemi pod drzewami, ale niebo jest błękitne i bezchmurne. Nie masz dzisiaj nic do roboty – poza pójściem do wioski, żeby skorzystać z telefonu i napić się czegoś w barze. Wyruszasz więc na pięciokilometrową wycieczkę przez las.

Po drodze mijasz małe osady i kamienne krzyże, a kiedy już wchodzisz pomiędzy drzewa, drogę do wioski wskazują ci małe drewniane znaki. W oddali słyszysz autostradę, ale starasz się ją ignorować, skupiając się zamiast tego na dźwięku skrzypiącego pod twoimi butami śniegu i śpiewie ptaków. Jakimś cudem jednak dźwięk autostrady się wzmaga i dopiero gdy gapisz się na rzekę, uświadamiasz sobie, że nie słyszałaś niczego poza dźwiękiem płynącej wody.

Kiedy w końcu docierasz do wioski i wchodzisz do baru, spotykasz kilku miejscowych – piją wino i palą papierosy. Podają ci rękę i z zaciekawieniem patrzą, jak wyciągasz swój telefon i wycofujesz się na zaplecze. Kiedy twoja osoba przyjacielska z metropolii odbiera telefon i pyta gdzie jesteś, ty opowiadasz jej o swoim doświadczeniu z rzeką, i o tym, jak pomyliłoś ją z autostradą. Ona się śmieje i pyta, kiedy znów cię zobaczy, na co ty odpowiadasz, że nie wiesz. Kiedy się rozłączasz, czeka na ciebie szklanka piwa z likierem Picon. Podnosisz ją i pozdrawiasz towarzysza, który dał ci ją po długiej drodze.

II

Ale jest jednak coś, czego się nie spodziewałeś. Latami chwytałeś się skrawków wolności: czasami w trakcie zadymy, gdy twoje towarzyszki kontrolowały kilka dzielnic przez kilka oszałamiających godzin, czasami na skłocie w okresie rebelii, czasami po prostu w swojej wyobraźni. A potem wkraczasz do ZAD, Zone To Defend, Strefy Bronionej.

Błoto to przeciwieństwo metropolii – przychodzi ci do głowy, gdy twoje buty zatapiają się w mokrą ziemię. Beton pokrywa metropolię, skrywając leżącą pod nim glebę. Błoto jest wielokształtne, metropolia jest kanciasta i statyczna. Metropolia jest twarda, błoto miękkie. I jest wszędzie w ZAD – otacza każdą strukturę, formuje się wzdłuż każdej ścieżki – jest stałym towarzyszem wolnych ludzi tych pól. Gdy wchodzisz na peryferia ZAD, unikając policyjnych punktów kontrolnych, przypominasz sobie łacińskie słowo humus, oznaczające grunt, glebę, ziemię. Z tego rdzenia wywodzą się angielskie słowa pokora i skromność (humbleness i humility), idealne określenia struktur, którymi usiane są pola i lasy w Strefie.

Twoje dni mijają jakby we śnie. Podczas jednego z nich idziesz wzdłuż drogi i natrafiasz na domek na drzewie. Pytasz, czy możesz wejść i jakiś głos skądś odpowiada „Jasne”. Kiedy wchodzisz do tego dwupiętrowego domku, nikogo tam nie zastajesz. Nie mając pojęcia skąd wziął się ten głos, wracasz na drogę i niedługo później docierasz do baru w pobliżu barykady. W środku drzemie stary punk, a ty nie chcesz go budzić. Patrzysz na drogę, którą przyszedłeś, lecz na niej też nikogo nie dostrzegasz. Na wprost, za barykadą, droga też jest pusta. I wtedy decydujesz się powędrować po lesie. Po chwili błąkania się, natrafiasz na inny dwupiętrowy dom zbudowany z pni drzew i puszek. Pukasz do drzwi – nikt ci nie odpowiada. Wchodzisz więc na drabinę prowadzącą na drugie piętro i znajdujesz puste łóżko. Kładziesz się i chwilę później zasypiasz. To jest właśnie ten sen.

Ale sen się nie kończy, bo znajdujesz się w La Chat Teigne, centrum ZAD, zlepku struktur połączonych dróżkami zrobionych z gałęzi. Jest tu wspólna kuchnia, sala spotkań, tawerna, warsztat, prysznic i kilka wspólnych domów. Gdy otwierasz drzwi do jednego z nich, znajdujesz ponad dwadzieścia osób; niektóre odpoczywają, inne śpią, czytają, całują się. Później, kiedy zapada noc, a na niebie świeci półksiężyc, siedzisz na zewnątrz wspólnej kuchni i słuchasz cykad. Nagle, bosa kobieta przynosi z kuchni akordeon, wychodzi na pełne błota pole przed tobą, staje pod księżycem i zaczyna grać. Jedna po drugiej, osoby zaczynają wyłaniać się z cienia i słuchać, a kiedy ona zaczyna śpiewać, śpiewają i one. Choć nie znasz słów, wszystko to wydaje ci się całkiem piękne.

III

W twoim świecie, wspólnotowe życie zazwyczaj oznacza wspólne płacenie czynszu, dzielenie łazienki, listę obowiązków domowych i tablicę, na którą można przypinać sobie złośliwe wiadomości. W twoim świecie dominują bardzo protestanckie i bardzo zachodnie unie ego: kolektywy bardziej przypominające bandy poszukiwaczy złota niż załogi buntowniczek, zawiązujące się w imię swoich własnych interesów, chęci płacenia mniejszego czynszu, zwiększenia kapitału społecznego, a czasami ze zwykłego lenistwa. Raz na jakiś czas zdarzają się kolektywy zrodzone z walki, kolektywy ze wspólnym celem, buntowniczą intencją, ale te płomienie są prędko wygaszane przez modny nihilizm, który jest bardziej produktem kapitalizmu niż pragnieniem buntu.

Przyzwyczaiłoś się do klęski, a najbardziej pokonane i pozbawione nadziei rówieśniczki przypominają ci, że nie ma niczego poza nią. Wirus rozpaczy – kapitalistycznego nihilizmu – atakujący Niemcy, Wielką Brytanię i Stany (najbardziej zamożne miejsca) jest trucizną, która jednak uchodzi za insurekcyjną analizę najwyższego sortu, najczystszą formę zrozumienia[1]. W rzeczywistości to po prostu kult śmierci, kontrrewolucyjna wymówka, by korzystać z dekadenckiej i pustej egzystencji.

A jednak, kilkaset kilomterów od ZAD, w okropnej narośli metropolitalnych przedmieści, odnajdujesz kolektyw – komunę zamieszkującą [tę] katastrofę i wypełniającą ją życiem. Siedzisz w pokoju gościnnym, pijąc kawę i paląc papierosy, i obserwujesz jak cała komuna przez cały dzień przewija się przez wspólny dom. Wszystko jest wspólne: tytoń, jedzenie, łóżka, napoje, pieniądze i pojazdy. Na dole osoby naprawiają silnik jednego ze wspólnych samochodów, przygotowując go na wielką podróż do ZAD. Tyle razy słyszałeś już od innych, żebyś nie pytał, czy możesz coś wziąć, że zaczynasz czuć się jak małe dziecko.

Grupa osób wraca z lasu – dyskutowały o miłości i cybernetyce. Kiedy pytasz ich do czego doszły, mówią ci dwie rzeczy: (1) cybernetyka chce poznać wszystko, (2) miłość jest niepoznawalna. W proces dochodzenia do tych wniosków zaangażowane było dwadzieścia osób z komuny. Zanim jednak możesz zapytać je o cokolwiek innego, jedziesz do ich centrum społecznego na spotkanie metropolitalnych towarzyszy. Wszyscy siedzą przy długim stole w trakcie przygotowywania jedzenia. Kilka dzieci bawi się w rogu. Dwie kobiety są w ciąży. Nie jesteś w stanie ocenić, kim są rodzice tych dzieci, bo każdy traktuje je tak samo. Pośród tego śmiechu, żartów i kaszlu cała grupa podejmuje wspólne decyzje co do tego, kto może używać samochodów i w jakie dni najlepiej remontować nowy dom.


Przyzwyczaiłoś się do klęski, a najbardziej pokonane i pozbawione nadziei rówieśniczki przypominają ci, że nie ma niczego poza nią.


W końcu zapada decyzja, że najbardziej pasuje jutro, więc idziesz im pomóc przy machaniu wielkim młotem, wyburzaniu ceglanych ścian, wożeniu taczek pełnych ziemi i wyrywaniu drewnianych belek nośnych. To będzie wielka przestrzeń: częściowo centrum społeczne, częściowo dom, siłownia i studio. Kiedy ją skończycie, stanie się centrum imigranckich przedmieści i ośrodkiem życia dla mieszkających w tej okolicy.

Po całodniowej pracy, podrzucacie jednego towarzysza do jego mieszkania. Znajduje się w jednym z wielu 12-piętrowych bloków – w banlieue[2] – i gdy patrzysz jak oddala się już w stronę tych wież z betonu, orientujesz się, że komuna tu, w metropolii, jest możliwa; i że można przezwyciężyć klęskę. W drodze powrotnej do domu, towarzysz prowadzący wspólny samochód mówi ci, że za tydzień pojedziesz z nimi do ZAD. Zaczynasz myśleć, że to sen.

IV

Pierwszy raz widzisz na żywo jak piła łańcuchowa przecina pień drzewa. Rozlega się trzask, krzyk i chwilę później drzewo się przewraca, chybocze się i zatrzymuje. A potem jesteś we wspólnym tartaku, przepuszczając je przez maszynę zamieniająca je w geometrycznie idealne deski, z których powstanie podłoga jednego z domów.

W swoim świecie, znasz antycywilizacyjne osoby anarchistyczne mieszkające w drewnianych domach zbudowanych przez innych ludzi. Kiedy nie siedzą przy swoich komputerach i nie piszą przez komunikatory, osoby te stale udoskanalają swoją ideologiczną czystość, atakują tych, którzy nie powtarzają tych samych mantr i rozkoszują się swoją własną niemocą. Materialny świat, z którego i w którym żyją, uważają za oczywistość, nigdy nie kwestionując tego, jak został zbudowany, i ignorując tysiące niewidzialnych i zapomnianych poświęceń, które go zrodziły. Potępiłyby cię za bycie w tym tartaku, choć siebie nigdy nie potępiają.

W swoim świecie znasz też marksistów, którzy ciągle gadają o abstrakcyjnym koncepcie „środków produkcji”. Nigdy nie są to jednak ich środki, a środki ich wrogów, czekające, by zostać przejętymi we właściwym momencie. W zapomnienie puszcza się niewolnictwo i wyzysk, które je zrodziły, tak samo jak alienację, która jest im właściwa. Nigdy nie widziałeś żeby ci marksiści tworzyli swoje własne środki produkcji, zbudowane z radością, zamysłem i celem.

Wychodzące z maszyny i układane w rzędy deski czekają, by złożyć z nich dom. Później tego samego dnia, oglądasz plany domów, które mają być zbudowane dla komuny własnymi rękami jej członków. Wieczorem, w środku kamiennego domu przy tartaku, siedzisz przy długim stole z wieloma innymi osobami i jesz wspólny posiłek, podczas gdy w palenisku za tobą bucha ogień. Kiedy kończycie posiłek, a masa pustych butelek po winie zagraca stół, ktoś zaczyna wyświetlać na ścianie grafiki. Szczegółowo opisują konstrukcję dwupiętrowego domu zrobionego z drewna przetworzonego we wspólnym tartaku. Dom był zbudowany w częściach i później przemycony do ZAD. Ostatnie obrazy pokazują skończony dom stojący wśród błota i drzew, podarunek dla wolnych ludzi Strefy.

Kilka dni później siedzisz w małej osadzie, wpatrując się w stado owiec. Kiedy pytasz swojej towarzyszki czy będą strzyżone, odpowiada: „nie, zjemy je, tak samo jak kozy, króliki, świnie i kaczki”. Po południu zabieracie kozy na wzgórza. Pierwszy raz widzisz instykt stadny w akcji – to jak kozy podążają za tobą tak, jakbyś była jedną z nich. Ich zaufanie cię smuci i kiedy pytasz ją, czy zabicie jednego z tych zwierząt będzie trudne, ona odpowiada, że tak. Całkiem się do nich przywiązała. Wieczorem, kiedy kozy są już z powrotem w ich kamiennej zagrodzie, twoja towarzyszka przyrządza ci makaron z wołowiną. Gdy jesz, mówi ci, że zabiła tylko jedno zwierzę i że zrobiła to tylko ze względu na całe to sklepowe mięso, które zjadła w swoim życiu. W szafkach są dziesiątki słoików z confitem[3] z kaczki, zachowanym w ich własnym tłuszczu, przygotowanym w komunie, gotowym do zjedzenia. Bycie autonomicznym i pokonanie alienacji jest trudne.

V

To zupełnie naturalne, że zobaczyłoś ten koszmar. Podczas twojej podróży autostopem z Calais przez wieś, podwozi cię wracający z pracy żandarm. Gdy próbujesz jak najlepieć grać miłego brytyjskiego studenta na wakacjach, gliniarz mówi ci, jakie masz szczęście, że żyjesz w kraju, w którym możesz pokazać się z brytyjską flagą i nie zostać nazwanym faszystą. Gdy ty próbujesz się nie roześmiać, on dodaje, że to tragedia, że nie może wywiesić francuskiej ze swojego okna. Później mówi, że we Francji jest za dużo imigrantów i że trzeba ochronić francuską tożsamość. „Poza tym”, mówi, „Francuzi są leniwi i powinni więcej pracować”. Jest pierwszym psiarzem, którego spotykasz. Drugiego – przy bramce na autostradzie. Podjeżdża swoim motocyklem, jest arogancki i pewny siebie, każe ci zjechać na drugą stronę bramki.

Trzeci jest jednym z wielu innych i rzuca w ciebie granatem.

Zanim jednak ma to miejsce – jesteś jednego wieczora w ZAD, siedzisz z grupą w Le Chat Teigne i słyszysz, że tylko garstka policjantów ochrania skrzyżowanie za barykadami. Jutro ma się odbyć Seme Ta ZAD, demo mające odzyskać ziemię i stworzyć w Strefie uprawy. Być może policja chce uniknąć rozgłosu, spodziewając się mediów, osób starszych i dzieci, którzy mają przyjechać nad ranem. Niezależnie od tego, jaki jest prawdziwy powód, dziesiątki ludzi zaczynają iść w stronę skrzyżowania – a ty razem z nimi. Gdy się tam pojawiasz, widzisz jak powstają pierwsze nowe barykady, ale już idziesz za dużą grupą osób kierującą się w stronę policji.

Atak zdążył się zacząć, zanim dotarłyście na miejsce. Pięćdziesiąt osób szarżuje na trzy policyjne suki. Odpala się kilka granatów z gazem łzawiącym, ale wiatr zawiewa go w stronę psiarzy. W momencie, w którym gaz się kończy, atak się ponawia i trzy suki pełne przerażonych pałarzy odjeżdżają, przy akompaniamencie radosnych okrzyków setek ludzi.

Wracasz na rozstaje dróg by pomóc z przenoszeniem materiałów do budowania barykad na front. Ktoś przywiózł soundsystem dostrojony do Radia Klaxon, pirackiego radia ZAD. Gdy rozbrzmiewa mówiący po angielsku głos, wielki tłum w niewytłumaczalny sposób się ucisza. Jakaś kobieta zaczyna mówić o ochronie ziemi, rytuałach wiosny i z wyraźnego powodu kończy swój pisany prozą poemat słowami: „MOŻE BÓG JEST CZARNY”.

Nagle sobie przypominasz – w komunie, w lesie, w barze i w domach wszyscy mówią o Czarnych Panterach[4]. Mówią o nich już od miesięcy. To nić, z której upleciona jest cała ta sieć. W miarę jak angielskie słowa z radia zanikają i zostają zastąpione przez techno, myślisz o autonomii, samowystarczalności i samoobronności Czarnych Panter. Myślisz o zagrożeniu, którym byli dla porządku Stanów Zjednoczonych i o tym, że pytania, które postawili, nadal pozostają bez odpowiedzi. Ale w miarę jak rozlega się techno, zdajesz sobie sprawę, że przez cały ten czas na własne oczy widziałaś, jak ta odpowiedź stara się uformować. Ktoś podaje ci blanta, a ty orientujesz się, że wcale nie jesteś na haju.

Nad ranem przyjeżdża ponad tysiąc osób z łopatami, kilofami, sadzonkami, kurczakami, nasionami i zaopatrzeniem. Rozchodzą się na różne części pola i zaczynają sadzić, obrabiać ziemię i budować nowe struktury. Po południu idziesz na nowe barykady. Osoby rozbierają tam betonową drogę i rozkopują ziemię. Z tyłu, na rozstajach, ludzie jedzą, piją wino i odpoczywają w słońcu. Późnym popołudniem tam, gdzie wcześniej była tylko znacząca policyjną okupację namalowana na betonie trupia czaszka, stoi już pięć nowych barykad. Mapa, którą studiowałoś przed przyjazdem do ZAD, przedstawiała tę lokalizację jako miejsce, którego należy unikać. Teraz jest to centrum życia, wypełnione szczęściem i świętowaniem. W nocy idziesz na imprezę na okupowanej farmie po drugiej stronie strefy, tam, gdzie wcześniej konstruowano nowy dom. Jesz kanapki i naleśniki, pijesz wino i obserwujesz tańczące w wielkim namiocie osoby. I potem chętnie idziesz spać, wiedząc, że strefa urosła i zgęstniała.

A więc to, że zobaczyłeś ten koszmar, było zupełnie naturalne. Rano zostajesz obudzony wiadomościami, że policja wróciła. Gdy się zbliżali, grupa ukrywających się w lesie osób przygotowała na nich zasadzkę. Jednego pałarza porządnie obito, innego podpalono. W odpowiedzi duża grupa prewencyjnych ruszyła na nowe barykady i ty wkrótce też się tam kierujesz, wraz z wieloma innymi. Gdy docieracie na miejsce, walka już trwa – atak, kontratak. W miarę jak chaos się zaognia, przypominasz sobie ludzi chodzących o kulach, osoby bez oczu i inne, które spotkałeś po drodze, a które doznały poważnych urazów w ZAD.

A jednak – dziesiątki osób napływają jak wielka fala, rzucając kamieniami i butelkami w stronę policji, wrzeszcząc ile sił w płucach i miotając się jak szalone. A potem widzisz jak niebo przecinają trzy puszki, jak lecą bezpośrednio w twoją stronę. Schodzisz im z drogi. Jedna z nich ląduje obok ciebie, ale zamiast wypuścić gaz łzawiący wybucha, zostawiając w ziemi duży krater. I wtedy już rozumiesz – ten koszmar jest prawdziwy i próbuje przebić się do Strefy.

Front przesuwa się raz w jedną, raz w drugą stronę, dopóki policja nie skupia swoich sił i nie forsuje barykad, przytłaczając obrońców. W ramach finalnego kontrataku wita się ich mołotowami. Gdy ty i reszta się wycofujecie, ktoś podpala stojący przy barykadzie bar, dotrzymując tym samym swojej obietnicy, że nigdy nie odda go policji. Masz czas żeby ostatni raz rzucić okiem za siebie i widzisz dziesiątki prewencyjnych w maskach gazowych, biegnących w twoją stronę przez dym i gaz łzawiący, widzisz płonący za nimi bar – koszmar, którzy przejął tę przestrzeń, którą wy wyzwoliłyście dwa dni temu.

Policyjny szereg zatrzymuje się pod domkiem na drzewie. Tutaj jest nowa granica pomiędzy wolnością a porządkiem.

VI

Kilka tygodni później, siedząc w barze, dowiadujesz się, że sytuacja w ZAD wygląda tak samo jak przed twoim przyjazdem. Wszystko jak trwało, tak trwa, Strefa nie ustępuje, a na przyszłość zaplanowanych jest więcej demonstracji. Podnosisz głowę, żeby spojrzeć na telewizor wiszący nad barmanem i widzisz konserwatystów walczących z policją w Paryżu z powodu prawa o małżenstwach jednopłciowych, stopę bezrobocia w Hiszpanii skaczącą do 27% i atak terrorystyczny w Stanach. Znajdujesz sobie inne miejsce, zdala od telewizora, i czytasz te słowa o życiu w wolnej strefie:

W obozowisku mieliśmy okazję zobaczyć naszą zrzędliwą, niezadowoloną córkę w nowym świetle. Już po dwóch dniach sama wchodziła i schodziła ze stromych górek, sama stawała w kolejce w kolektywnej kuchni, sama pytała dorosłych o pomoc, a wołała nie tylko po nas… Wieczorem pomagała układać drewno na opał i zasypiała bez żadnego narzekania przy ognisku, wokół którego siedziała setka głośnych ludzi. Jedzenie, którego normalnie by nie tknęła, teraz łapczywie pochłaniała – też dlatego, że nie miała wielu alternatyw. Przechodzące obok niej krowy i kozy jej nie płoszyły. W ciągu dnia nie próbowała trzymać się tylko nas, a raczej była tam gdzie inne dzieci albo aktywności czy ludzie, którzy ją interesowali.

Z powrotem w metropolii widzisz romskie obozowiska rozbite wzdłuż pobocza autostrady i śledzisz oczami strużkę dymu wydobywającą się z ich rozklekotanych kominków. Obok przemykają setki samochodów, wydalając zanieczyszenia i śmieci. Pod autostradą, przy rzece, kilku młodych mężczyzn taguje na ścianie słowa ZAD PARTOUT – ZAD WSZĘDZIE. Z supermarketów niezauważeni złodzieje wynoszą artykuły spożywcze o wartości kilkuset euro. Uchodźcy z Syrii, Kurdystanu i Libii siedzą w barach, obserwując przemijający świat. Przypominasz sobie, że kryzys dopiero uderzy we Francję z taką siłą, z jaką uderzył w Grecję i Hiszpanię.

Wracasz na autostradę i łapiesz stopa na północ w kierunku Wielkiej Brytanii. W radiu jakiś analityk mówi o niedawnej sytuacji na Cyprze i wyprzedawaniu krajowych praw do gazu ziemnego. Kierowca mówi ci, że pracuje dla firmy gazowniczej i jego praca polega na odnajdywaniu złóż. Mówi, że to tylko kwestia czasu, aż zaczną wiercić w Hiszpanii. Eksperci mówią, że stworzy to miejsca pracy i wpompuje w gospodarkę więcej pieniędzy. To właśnie jest kryzys, zaplanowany w celu wyciągnięcia z ziemi większej ilości zasobów. Gdy samochód gna po autostradzie, widzisz pociąg TGV przemykający obok elektrowni atomowej. Trzydzieści kilometrów dalej jest następna i wiesz, że nim dotrzesz do Calais, to zobaczysz ich jeszcze kilka. Myślisz o walce przeciwko linii kolei dużej prędkości w dolinie Susa i kiedy spoglądasz na niebo i widzisz samoloty, myślisz o ZAD, którą utworzono w celu powstrzymania budowy lotniska. I wtedy przypominasz sobie słowa, które czytałaś lata temu, słowa, które prawie zapomniałaś:

Jakże szczęśliwe są sieroty – chaos tego świata do nich należy. Płaczecie nad wszystkim, co straciliście; rzeczywiście, straciliśmy wszystko. Ale spójrzcie wokół nas: zyskałyśmy braci i siostry, tak wiele braci i sióstr. Teraz, od nieznanego oddziela nas tylko nostalgia.

Idziesz i się gubisz. Nigdzie nie ma miary twojej wartości. Idziesz i nie wiesz, kim jesteś. Ale ta ignorancja jest błogosławieństwem i jesteś bez wartości, tak jak pierwszy człowiek. Wędruj tymi ścieżkami. Jeśli nie byłbyś tak zagubiony, wszystkie te spotkania nie byłyby ci tak bardzo przeznaczone.

Odejdźmy. Już najwyższy czas. Ale proszę, odejdźmy razem. Spójrz na nasze gesty, na ich coraz większą grację; spójrz na naszą żywiołowość, jakże piękne jest to, że nic nas nie pochwyca; spójrz na nasze ciała, jak płynnie się mieszają. Ile czasu musiało minąć, żeby tak wolne gesty znów zstąpiły na ziemię.

Ale wiesz co – na drodze naszego komunizmu nadal stoją ściany. Są wewnątrz nas i pomiędzy nami, i nadal nas dzielą. Wciąż nie skończyliśmy z tym światem. Wciąż jest zazdrość, głupota, pragnienie bycia kimś, bycia rozpoznawanym, pragnienie znaczenia czegoś. I co gorsze – potrzeba władzy. Oto ruiny starego świata, które w nas pozostają, i które nadal trzeba zburzyć.

Kiedy wysiadasz z samochodu przy autostradzie, widzisz tag ZAD PARTOUT na billboardzie. Resztę drogi do Calais idziesz pieszo, myśląc o wszystkim, co zobaczyłoś w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. W końcu tego doświadczyłeś, a teraz, gdy wspomnienia są żywe w twojej wyobraźni, wiesz, o co walczysz. Gdy dostrzegasz skraj miasta portowego, przypominasz sobie więcej słów, napisanych w 2003 roku:

To, że zbudowanie zwycięskiego ruchu rewolucyjnego w całej jego pełni może zająć całe pokolenie, nie sprawia, że się wahamy. Wyobrażamy sobie to z całkowitym spokojem ducha.

Zaraz przed wejściem na prom, sprawdzasz internet i widzisz, że policja wycofała się z dwóch głównych skrzyżowań w ZAD. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nie jest już w stanie utrzymywać tej zmilitaryzowanej siły bez ograniczenia swojej zdolności chronienia Paryża. W tym okresie słabości, Strefa Broniona będzie rosnąć. Wyłączasz internet, wychodzisz z kawiarni na ulice Calais wypełnione imigrantami próbującymi dotrzeć do swoich rodzin na wyspach. Jest wiosna 2013 roku.

Gdzie są słowa,
gdzie moi przodkowie,
gdzie jest dom,
gdzie kochankowie,
i gdzie moje przyjaciółki?
Nie ma ich, moje dziecko.
Wszystko trzeba zbudować.
Musisz zbudować język,
w którym zamieszkasz.
Musisz zbudować dom,
w którym nie będziesz już sama.
Musisz odnaleźć przodkinie,
które cię uwolnią
i wymyślić nową szkołę uczuć,
dzięki której
pokochasz na nowo.

Osoby autorskie: Anonimowe

Pierwotna publikacja: Brytyjskie Indymedia

Rok publikacji: 2013


[1] przyp. red.: Mowa najprawdopodniej o tendencji nihilistycznej w anarchizmie insurekcjonistycznym, nazywaną zazwyczaj anarcho-nihilizmem

[2] przyp. tłum.: Banlieue to przedmieścia dużych francuskich miast. Sam termin mniej więcej od lat 70′ nabrał jednak konkretnych konotacji i oznacza głównie swego rodzaju dzielnice biedoty, często również imigranckie. Są czasami traktowane jako no-go zones ze względu na duży odsetek przestępstw i to w nich miały miejsce jedne z największych zamieszek ostatnich lat, jak te z 2005 roku.

[3] przyp. tłum.: Confit to specjalność południowo-zachodniej kuchni francuskiej; metoda konserwowania mięsa, polegająca na gotowaniu go przez dłuższy czas na wolnym ogniu, w jakiegoś rodzaju tłuszczu.

[4] przyp. red.: Partia Czarnych Panter było marksistowską organizacją polityczną walczącą o samostanowienie dla czarnych Amerykanów, szczególnie skupiając się na rasistowskiej brutalności policji. Znani szczególni z ich wysiłków organizowania społecznego, m.in.: ubrojonych patroli mających na celu obserwację psiarzy czy programów śniadaniowych dla dzieci z biednych dzielnic.